Anna German urodziła się w
Uzbekistanie w walentynki 1936 roku. Być może 14 luty był zupełnym przypadkiem,
ale Anna całe życie pozostawała niepoprawną romantyczką. Jej matka pochodziła z
holenderskiej rodziny, ojciec był Niemcem z rosyjskiej wtedy Łodzi. To właśnie
czas zaborów, migracji i nowych podziałów ziem stworzył unikalną miksturę
rodziny German. Ojciec Eugieniusz German został aresztowany i rozstrzelany w
Urgeczu przez NKWD w 1937 roku pod zarzutem szpiegostwa. Anna z matką zostały
wysiedlone z Fergany i zesłane do Kirgistanu. Tam z trudem przeżyły wojnę. W
1946 jako repatriantki Anna wraz z matką i babcią przyjechały do Polski. Zamieszkały w Nowej Rudzie a w 1949 roku
przeprowadziły się do Wrocławia.
Tam skończyła studia geologiczne, z wyróżnieniem, po czym od razu zajęła się swoją pasją – muzyką. Debiutowała w 1960 roku, by cztery lata później być już krajową gwiazdą estrady z licznymi wyróżnieniami z festiwali w Sopocie czy Opolu.
Często zwracali się do niej „Jej Wysokość”. Po części przez szacunek, jaki powszechnie budziła, a po części przez jej posągowy wzrost – piosenkarka mierzyła 184 cm wzrostu. Do końca życia pozostało to jej kompleksem.
Sukcesy
krajowe to ciągle było za mało dla ambitnej Anny German. „Jej Wysokość” miała
ambicje międzynarodowe, które niedługo miały się spełnić. Ale wcześniej poznała
– Zbigniewa
Tucholskiego.
Spotkali się
w upalny dzień na pływalni. On w wizycie służbowej we Wrocławiu, ona opalająca
swe wdzięki na kocu z książką. Poznali się i od razu zaczęli się spotykać.
Początkowo dzieliła ich odległość, bo Zbigniew Tucholski był asystentem na
Politechnice Warszawskiej, a Anna German zaczynała swoją międzynarodową karierę
i często wyjeżdżała do Włoch, Francji czy ZSRR, gdzie była wielbiona przez
tłumy.
Co ciekawe, Zbigniew Tucholski początkowo nie zdawał sobie sprawy ze skali jej talentu. Dopiero pewnego dnia, gdy przyjechała do niego w odwiedziny i usiadła do fortepianu oczarowała go swoim głosem, często określanym mianem "słowikowego".
Co ciekawe, Zbigniew Tucholski początkowo nie zdawał sobie sprawy ze skali jej talentu. Dopiero pewnego dnia, gdy przyjechała do niego w odwiedziny i usiadła do fortepianu oczarowała go swoim głosem, często określanym mianem "słowikowego".
Równolegle do uczucia rozwijało się jej życie zawodowe. Coraz większe sukcesy, coraz większa publika, coraz dłuższe trasy. Anna German lubiła występować, dzielić się z publiką swoją osobą. Śpiewała, a właściwie czarowała, w siedmiu językach na czterech kontynentach. Była pierwszą Polką, która wystąpiła w legendarnej paryskiej Olimpii i jedyną, która została zaproszona na festiwale San Remo czy Piosenki Neapolitańskiej.
Kariera Anny German załamała się w 1967
roku, gdy wracając z koncertów we Włoszech uległa wypadkowi samochodowemu,
na Autostradzie Słońca. Wypadek był bardzo poważny, artystkę znaleziono
nieprzytomną kilkanaście metrów od miejsca zdarzenia. Liczne operacje, długie
miesiące w gipsie i bardzo bolesna rehabilitacja nie zniechęciły Annę German.
Po trzech latach rekonwalescencji w domu, podczas której musiała na nowo uczyć
się chodzić, gwiazda wróciła na scenę pełna energii, z materiałem na płytę i
przejmującą piosenką, która momentalnie stała się przebojem - „Człowieczy los”:
Człowieczy los nie jest bajką ani snem.
Człowieczy los jest zwyczajnym, szarym dniem.
Człowieczy los niesie z sobą żal i łzy.
Pomimo to można los zmienić w dobry lub zły.
Uśmiechaj się,
do każdej chwili uśmiechaj,
na dzień szczęśliwy nie czekaj,
bo kresu nadejdzie czas,
nim uśmiechniesz się chociaż raz.
Uśmiech odsłoni przed tobą siedem codziennych cudów świata.
Tęczowym mostem zapłonie nad dniem, co ulata.
Marzeniom skrzydeł doda, wspomnieniom urody.
Pomoże strudzonemu pokonać przeszkody.
Uśmiechaj się,
do każdej chwili uśmiechaj,
na dzień szczęśliwy nie czekaj,
bo kresu nadejdzie czas,
nim uśmiechniesz się chociaż raz.
Uśmiechaj się, uśmiechaj się!
Człowieczy los jest zwyczajnym, szarym dniem.
Człowieczy los niesie z sobą żal i łzy.
Pomimo to można los zmienić w dobry lub zły.
Uśmiechaj się,
do każdej chwili uśmiechaj,
na dzień szczęśliwy nie czekaj,
bo kresu nadejdzie czas,
nim uśmiechniesz się chociaż raz.
Uśmiech odsłoni przed tobą siedem codziennych cudów świata.
Tęczowym mostem zapłonie nad dniem, co ulata.
Marzeniom skrzydeł doda, wspomnieniom urody.
Pomoże strudzonemu pokonać przeszkody.
Uśmiechaj się,
do każdej chwili uśmiechaj,
na dzień szczęśliwy nie czekaj,
bo kresu nadejdzie czas,
nim uśmiechniesz się chociaż raz.
Uśmiechaj się, uśmiechaj się!
Tym samym
Anna German udowodniła, że byle wypadek nie jest w stanie zburzyć jej życia i
pogody ducha. A Zbigniew Tucholski, który dzielnie wspierał ją podczas powrotu
do zdrowia zdecydował się zadać pytanie, na które „Jej Wysokość” odpowiedziała
bez chwili wahania „tak”.
Trzy lata później, w 1975 roku, urodził się ich syn Zbigniew junior i wszystko
wydawało się układać prawidłowo: domek na warszawskim Żoliborzu, ukochany mąż,
synek i muzyka, która grała od rana do nocy.
Niedługo później nastąpił kolejny dramat. Na jednym z koncertów w Australii Anna German poczuła bardzo silny ból nogi. Z trudem, ale zagrała koncert do końca i wyczerpana zeszła ze sceny. Niedługo później okazało się, że ma zaawansowane stadium raka kości. Odwołała zaplanowane koncerty, wróciła do domu. Gdy cierpiąc leżała w łóżku w wymarzonym żoliborskim domu, nagrywała piosenki religijne na magnetofon, wierząc do końca, że uda się jej przezwyciężyć chorobę i wrócić na scenę.
Zmarła w sierpniu 1982 roku w warszawskim szpitalu na Szaserów, pozostawiając siedmioletniego syna, męża i matkę. Miała 46 lat.
Pamięć o Annie German nie umarła, zwłaszcza w byłym bloku sowieckim. Jej fankluby ciągle działają, a rosyjska telewizja parę lat temu zaprezentowała miniserial biograficzny poświęcony artystce. Główną rolę zagrała w nim znana polskim widzom Joanna Moro („Barwy szczęścia”, „Na Wspólnej”). Od śmierci „Jej Wysokości” minęło trzydzieści lat, lecz jej sława jest tak wielka, że stacja zdecydowała się na nadawanie codziennie, w najlepszym czasie antenowym
Dlaczego to właśnie za wschodnią granicą zachowała się pamięć o artystce? – Rosjanie są wierni. Uznali ją za swoją, mówili do niej "nasza Anuszka" – tłumaczy Mariola Pryzwan, biografka artystki. – Najbardziej upodobali ją sobie mieszkańcy Ukrainy – mówi Pryzwan. – Gdy powiesz tam, że jesteś z Polski uśmiechają się i mówią: "Anna German!".
W rocznicę śmierci artystki
powstała w Polsce książka wielkiej fanki Anny German, Marioli Pryzwan. Autorka
zanurzyła się w głąb dawnego bloku sowieckiego wydobywając liczne listy,
publikacje, nieznane informacje i fotografie. Pozycja jest hołdem oddanym
artystce, swoistym literackim pomnikiem.
Śpiew był jej życiem. W jednym z
wywiadów powiedziała: Myślę, że każdy z nas ma swoją gwiazdę. Może
nią być miłość, praca, macierzyństwo… Tylko trzeba zrobić wszystko, żeby nie
gasł jej blask. Moja gwiazda – to piosenka.
Nie waham się tego powiedzieć,
moją gwiazdą była, jest i pozostanie na zawsze fenomenalna Anna German, już
samo wspomnienie jej głosu i przejmującej biografii jest wciąż wzruszające.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz