Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

sobota, 29 kwietnia 2017

Płyną gwaiazdy jak stulecia...




„W kawiarence na rogu
każdej nocy jest koncert.
Zatrzymajcie się w progu,
Eurydyki tańczące.
Zanim świt pierwszy promień
rzuci smugą na ściany,
niech was tulą w ramionach
Orfeusze pijani.”…

Niezwykle romantyczny, a zarazem przejmujący mit o Eurydyce i Orfeuszu był wielokrotnie wykorzystywany w kulturze, upodobała go sobie zwłaszcza opera. Warto przypomnieć sobie najciekawsze szczegóły tego mitu.

Orfeusz był pięknym i młodym królem Tracji. Gdy grał na lutni i harfie, wszystko wkoło niego mu wtórowało: drzewa, ptaki, zwierzęta. Jego żoną była równie urodziwa Eurydyka – nimfa drzewna hamadriada Obydwoje bardzo się kochali i byli szczęścili.

Niestety, ich sielanka nie trwała długo. Uroda Eurydyki miała potężną moc. Ktokolwiek ją ujrzał, zakochiwał się w niej od razu. Gdy syn Apollina i nimfy Kyreny – lekarz, bartnik i właściciel winnic Aristajos ujrzał ją w dolinie Tempe, uległ czarowi jej urody. Nie wiedząc, że Eurydyka jest żoną Orfeusza, zaczął ją gonić. Był do tego stopnia nieustępliwy, że przerażona nimfa biegła, nie patrząc pod nogi. W takich okolicznościach stanęła na żmiję i wkrótce zmarła od ukąszenia. Po jej śmierci Orfeusz bardzo cierpiał. Z rozpaczy przestał grać i śpiewać, błąkał się po łąkach ciągle wołając imię ukochanej. Był zdesperowany do tego stopnia, że wybrał się do Hadesu. Charon słysząc jego grę na zaczarowanym flecie przewiózł go na drugi brzeg Styksu za darmo. Orfeusz wzruszył tak mocno wszystkich swoim śpiewem i grą, że Hades postanowił oddać mu żonę. Postawił jednak warunek – nie wolno mu wychodząc z krainy ciemności oglądnąć się za siebie, gdzie miała podążać jego ukochana. Ofeusz nie wytrzymał, odwrócił się i spojrzał na Eurydykę. I w tym momencie stracił ją na zawsze. Orfeusz sam wrócił na ziemię, gdzie błąkał się bez celu tak długo aż natrafił na pochód Dionizosa. Obłąkane kobiety, meandy, zabiły go rozszarpując na strzępy. Głowa wpadła do rzeki i dopłynęła aż do wyspy Lesbos. Pochowano ją i zbudowano na niej wyrocznię. Muzy pozbierały resztę jego ciała i pochowały u podnóża Olimpu.

Nic w tym dziwnego, że tragiczna historia miłosna jednego z ciekawszych mitów starogreckich inspirowała twórców podobnie jak szekspirowskie perypetie Romea i Julii. Stała się głównym wątkiem opery Jacopo Perie – „Eurydyka”, również Claudio Monteverdiego – „Orfeusz”, Christopha Wilibaldiego Glucka „Orfeusz i Eurydyka” i wreszcie Jacquesa Offenbacha „Orfeusz w piekle”.

Do tego mitu nawiązali autorzy przejmującego wiersza  „Tańczące Eurydyki”, a cudowna muzyka Katarzyny Gertner znalazła swój niepowtarzalny wyraz w interpretacji piosenkarskiej  Anny German.

Jest coś urzekającego w bliskości tragicznych losów mitycznej pary Orfeusza i Eurydyki do burzliwej i pełnej tragizmu drogi życiowej piosenkarki, Anny German, perypetii miłosnych z jej mężem. 

Dla przypomnienia dwa słowa o Annie German:

Anna German, od 1972 r. Anna Wiktoria German-Tucholska (ur. 14 lutego 1936  w Urgenczu w Uzbeckiej SRR (ZSRR), zm. 26 sierpnia 1982 w Warszawie) – polska piosenkarka i kompozytorka, aktorka, z wykształcenia geolog. Śpiewała w siedmiu językach. Występowała w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Wielkiej Brytanii, Australii, Francji, Portugalii, Włoszech, na Węgrzech, w Mongolii, NRD, RFN, CSRS oraz ZSRR.
Laureatka festiwali m.in. w Monte Carlo, Wiesbaden, Bratysławie, San Remo, Neapolu, Viareggio, Cannes, Ostendzie, Sopocie, Opolu, Kołobrzegu, Zielonej Górze. Dwukrotnie uznana za najpopularniejszą polską piosenkarkę wśród Polonii amerykańskiej (1966, 1969). Zdobywczyni złotej płyty za longplay „Człowieczy los” (1972 r.).

Z Anną German łączą mnie wspomnienia z lat młodości. Jej fantastyczny głos i nastrojowe piosenki budziły mój największy zachwyt. Obok Czesława Niemena jej płyta zajmowała najwyższą półkę w naszym pokoju, dziś leży gdzieś na strychu na pamiątkę tych czasów, kiedy można było w każdym momencie posłuchać ulubionych piosenkarzy  na domowym gramofonie. Czasy się zmieniły, dawni idole odeszli w dal i trzeba wyjątkowych zdarzeń, by do nich powrócić i przekonać się ponownie, że ich talent i sława są nieprzemijające.

 „Tańczące Eurydyki” to piosenka łącząca w sobie wszystkie najwyższe wartości: poetycki tekst dwojga autorów, Ewy Krzemienieckiej i Aleksandra Wojciechowskiego, znakomita muzyka Katarzyny Gaertner i wyjątkowe wykonanie Anny German, piosenkarki o niepowtarzalnym, anielskim głosie.

To właśnie są przyczyny, że przebój ten można słuchać nieskończoną ilość razy, przez wiele lat i ciągle z tą samą ekspresją i wzruszeniem.

Płyną gwiazdy jak stulecia,
noc kotary mgły rozwiesza.
Na tańczące Eurydyki
koronkowy rzuca szal.
Rzeka śpiewa pod mostami,
tańczy krzywy cień latarni,
o rozwarte drzwi kawiarni
grzbiet ociera czarny kot.
Kto ma takie dziwne oczy?
Eurydyka, Eurydyka.
Kto ma takie dziwne usta?
Eurydyka, Eurydyka!
Już niedługo na widnokrąg
świt różowy wpełznie wolno,
mgły rozwieją się jak przędza,
zbledną światła, pryśnie czar.

Wiatr się zerwał w zaułkach,
trąca drzewa jak struny.
Czy to śpiewa Orfeo,
czy to drzewa tak szumią?
Na wystawę w drogerii
czarny kot cicho wraca,
zanim kogut zapieje,
musi wtopić się w zapach.

Rzeka szemrze pod mostami,
znikł już szary cień latarni,
wchodzą ludzie do kawiarni,
na ulicy zwykły gwar.
A wiatr tańczy ulicami,
wiatr kołuje jak pijany,
i rozwiesza na gałęziach
z pajęczyny tkany szal.
Kto ma takie dziwne oczy?
Eurydyka, Eurydyka.
Kto ma takie dziwne usta?
Eurydyka, Eurydyka!
A wiatr tańczy ulicami,
wiatr kołuje jak pijany,
mgły rozwiały się jak przędza,
został tylko (został tylko) czarny kot.

Nieco więcej o  związanej mocno z Wrocławiem Annie German – w kolejnym poście…

Fot. Zbigniew Dawidowicz

3 komentarze:

  1. Staszku bardzo ładnie wkomponowałeś mit o Eurydyce i Orfeuszu z piękną piosenką Anny German. Zgadzam się,że głos Anny należał do najciekawszych głosów lat sześćdziesiątych ub.wieku a do tego ta bardzo ciekawa interpretacja.Były to lata naszej młodości.Dla wielu były to lata pięknych romantycznych miłości podobnych do tych z mitów greckich. Dobrze,że dzisiaj odstawiłeś politykę na boczny tor.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego proszę Bronku, uśmiechnij się. Nasze wspomnienia młodości są optymistyczne, a naszych ówczesnych idoli nikt nie zastąpi. Takie jest życie. Pozdrawiam !

      Usuń
  2. "Czasy się zmieniły,dawni idole odeszli..."
    Nawet eksploratorzy Riese zwrócili uwagę na upadek dzisiejszej"sztuki".
    riese-inne.blogspot.com/2017/04/niezwykle-utalentowana-postac.html
    Miłej soboty.

    OdpowiedzUsuń