Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

niedziela, 16 kwietnia 2017

Czas na wspomnienia




„Gdy przyjadę nad Bystrzycę
będę chodzić powoli
zostawię samochód za karę
bo zawsze za szybko
przez Głuszycę gnał

pod oknem na Grunwaldzkiej
tak długo będę stać
aż tato i Ela
się do mnie uśmiechną

poczekam na liście
w Jordanowskim Ogrodzie
co tak cudnie otulały
lub udawały wojnę

i wdrapię się powoli na Skałkę
żeby być bliżej tych
co odeszli

potem na ławce w parku
wyjmę starą fotografię
i chusteczkę haftowaną

wyjmę bardzo powoli...”


Mam nadzieję, że to będzie chusteczka haftowana najcudowniejszymi wspomnieniami z lat dzieciństwa i młodości  w Głuszycy Romany Więczaszek, polonistki z Brzegu nad Odrą, ale dla nas rodowitej Głuszyczanki, piszącej o swoim gnieździe rodzinnym wzruszające wiersze.

To był dla mnie elektryzujący sygnał, gdy sporo lat temu w internecie Romana ujawniła, że pochodzi z Głuszycy i chętnie nas odwiedzi i podzieli się swoją twórczością. Nawiązaliśmy kontakty i dziś mogę uznać, że był to „strzał w dziesiątkę”. Romana od kilkunastu lat jest stałym gościem naszych głuszyckich jesiennych spotkań z poezją w Centrum Kultury, ale także w szkołach  i wśród bliskich sobie osób.

Wspominam o tym przy okazji Wielkanocnych Świąt, bo święta skłaniają do retrospekcji. Dla mnie bardzo nobilitujących. Bo cóż lepszego można sobie wymarzyć, niż przyjaźń z osobą tak eksponowaną jak Romana. Jest ona meteorem w kulturze brzeskiego środowiska pedagogicznego, a jako autorka kilku tomików wierszy i ceniona działaczka na niwie kultury w historycznym mieście nad Odrą jest znana i ceniona na Opolszczyźnie, tak bliskiej nam Dolnoślązakom.

Wspominam przy okazji świąt wielkanocnych cudowne chwile już niezliczone, kiedy mogliśmy razem się spotykać z dorosłymi i młodzieżą w naszym mieście Głuszycy, by zaszczepiać w nich ziarna miłości i przywiązania do swojej malej ojczyzny.

Ale jest to nie jedno z moich sympatycznych wspomnień.

Trafiłem przypadkiem na przysłaną mi parę lat temu pocztówkę z Istambułu.  Przypominam sobie, że skakałem wtedy z radości, bo był na niej oryginalny znaczek Turkiye Cumhuriyeti Posta za 1.30 türk (ras), a widoczek zabytkowej części miasta okazał się szczególnie barwny, przejrzysty, egzotyczny.  Ucieszyła mnie olśniewająca fotografia części miasta nad Cieśniną Bosfor z monumentalną  katedrą Hagia Sophia na pierwszym planie. Naczytałem się o tym zabytku sztuki bizantyjskiej, którego początki sięgają roku 325 n.e., czyli czasów Konstantyna Wielkiego, który jako pierwszy z cezarów rzymskich przyjął chrześcijaństwo i przeniósł stolicę Cesarstwa z Rzymu do Bizancjum, nazwanego później Konstantynopolem. Oglądałem w książkach zdjęcia świątyni przekształconej w 1453 roku przez sułtana Mehmeda II Zdobywcy w islamski meczet, dobudowując minarety odchylone o 10 stopni w kierunku Mekki. Z czasem meczet otoczono kompleksem grobowców, bibliotek, fontann i innych obiektów, by w 1934 roku zamienić obiekt dotąd świątynny w muzeum.

Zawsze marzyłem by to cudo zobaczyć i doznać podobnych wrażeń jak wtedy, gdy z moim serdecznym druhem, Bronkiem z Piławy Górnej, wspinaliśmy się schodami Propyleje na ateńską górkę Akropol by podziwiać boską Atenę Promachos, Kariatydy dźwigające na barkach strop Erechtejonu i najważniejszą budowlę starożytną - światynię Partenon. Było to sporo lat temu, skoro naszą podróż odbyliśmy cudem ówczesnej techniki motoryzacyjnej, tyskim fiatem 126p, potocznie zwanym „maluchem”. Auto było po przeglądzie, toteż udało nam się po trzech dobach dojechać do Aten z kilkoma tylko przystankami remontowymi (wymiana łożyska, wyciek płynu hamulcowego). O drodze powrotnej nie będę wspominał, bo obiecałem sobie, że będę zawsze zapamiętywał rzeczy przyjemne. Przyjemną była satysfakcja, kiedy tubylcy w Atenach na widok naszego „malucha” stukali się w czoło z podziwu, a może zdumienia.

Istambuł widziałem na własne oczy, ale z okna samolotu. I było to nocą. Pilot obniżył znacznie pułap lotu i wtedy ujrzałem łuny świateł wielkiego miasta po obu stronach kanału, niekończące się girlandy oświetlonych ulic i placów, różnokolorowe neony i reklamy, poruszające się jak w mrowisku pojazdy, przycumowane do brzegu pudełka statków, coś czego się nigdy nie zapomni. Ale wtedy leciałem na „wyspę szczęścia”, gorący, olśniewający słońcem Cypr.

Kolorowa widokówka z Istambułu ożywiła wspomnienia z egzotycznych dla mnie podróży, których miałem niewiele i być może dlatego tak ważnych, pełnych podziwu i wzruszenia. Ale ta pocztówka przypomniała mi się jeszcze z innego powodu.

Przysłał mi ją nie kto inny, tylko Marek Juszczak, nasz rodzimy górnik – poeta, który swego czasu wyemigrował z Głuszycy do Knurowa, tam się zagnieździł na stałe, w kopalni Szczygłowice awansował na sztygara i wreszcie – dorobił się emerytury. Ma to tę zaletę, że teraz nie musi już czekać miesiącami na urlop, by realizować swoje uboczne „szaleństwo”. Taki właśnie epitet mi się nasunął, bo nazwanie tego co robi zwyczajnym hobby, to zdecydowanie za mało. Tak mógłbym nazwać inną jego pasję – pisanie wierszy. Natomiast Marek do Istambułu dotarł najtańszym, najbardziej ekologicznym, najzwyczajniejszym środkiem lokomocji,  a mianowicie rowerem. I to właśnie budzi mój najwyższy podziw.

„Tu zostawiłem swoje serce, między górami, a doliną,
Łapałem wiatr jak czyjeś ręce, może to twoje były dziewczyno ?
Nocą, gdy księżyc oświetla rowy, a w rowach świerszcze cykają dysząc,
Na lasy spływa cień Wielkiej Sowy, jak sen nad uśpioną Głuszycą”

Tak pisał w jednym ze swoich wierszy Marek Juszczak, który tam i z powrotem na rowerze rowerem z Istambułu do Knurowa przemierzył bezdroża południowej Europy pełen wrażeń i nowych doświadczeń.
Zawsze podziwiałem Marka odkąd tylko się poznaliśmy i podjęliśmy  z Romaną Więczaszek owocną współpracę dla promocji Głuszycy. Wspólnie snuliśmy plany ożywienia życia kulturalnego naszego miasteczka i wiele z tych planów udało się zrealizować

Romana i Marek nie zapomnieli o „kraju lat dziecięcych”, podobnie jak zmarły rok temu Natan Tenenbaum, sławny w kraju poeta. On także pozostawił ślady lirycznych wspomnień z dzieciństwa w Głuszycy na kartach swych tomików wierszy. Romana, Marek i Natan to nasza głuszycka „trójca święta” na polu poezji.

Próbowaliśmy kiedyś wydać kolorowy album fotograficzny z najpiękniejszymi fotogramami  z miasta i okolic Głuszycy wraz ze wzruszającymi wierszami ich pióra. Mamy gotowy projekt albumu pod tytułem „Powrót do Itaki.” Zachęcaliśmy ówczesne władze miejskie wszelkimi sposobami do skorzystanie z naszej darmowej oferty . Chodziło tylko o to, by sfinansować wydruk albumu. Gdyby trafił na rynek, część kosztów by się zwróciła, a jeśli nie, to byłby to bardzo rozsądny wydatek z kasy miejskiej, bo warto z wielu powodów ponieść koszty promocji miasta, kt6óre zwracają się w ten czy inny sposób.

 Ale od tamtego czasu wiele się zmieniło, zwłaszcza w zakresie fotografiki. Dziś dobrze byłoby skorzystać ze znakomitych fotek Wiesława Jaranowskiego, Andrzeja Kiedy Roberta Janusza , Pawła Fesyka, a być może jeszcze innych głuszyckich fotografików. 

Warto byłoby pomyśleć o osobnym tomiku wierszy naszych rodzimych poetów. Trudno przecenić wagę takich przedsięwzięć w tworzeniu właściwego klimatu dla lokalnego patriotyzmu. Oczywiście jest to osobny temat, niekoniecznie na tę chwilę.

To nie jest rzecz przypadku, że piszę o tym w niedzielę Wielkanocną wcześnie rano, by ten post mógł się ukazać właśnie wtedy, gdy skutkiem pięknego, tradycyjnego nastroju świątecznego w naszych domach zagościła szczególna życzliwość i mądra refleksja. Wciąż jeszcze żyję nadzieją, że doczekam takiego momentu, kiedy spełnią się moje marzenia. Czas pokaże czy warto marzyć.

Ale dziś i jutro mamy święta radosne, a więc życzę wszystkim : Alleluja !

2 komentarze:

  1. Montaż na Wielkanoc:
    malowane-wierszem.blogspot.com/2012/04/skrzyda-wielkanocne-george-herbert.html

    Drabina boskiego wstąpienia:
    https:pl.wikipedia.org/wiki/Drabina_Jakuba

    Zadziwił i zbawił

    Zaprzeczył znawcom,
    i zdrajca zyskał,
    Zwycięzca,Zbawiciel
    Zmartwychwstał...

    Zadziwił złoczyńców,
    zuchwalców
    i zabijaków
    i zaprzańców...

    Zrealizował
    znane zadanie
    i zdobył zachwyt
    i zaufanie...
    /Halina Gąsiorek-Gacek/

    https://www.youtube.com/watch?v=3rVXMyo8iwI
    Pozdrawiam świątecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dobry tekst .Fajnie,że w te świąteczne dni przypomniałeś naszą eskapadę do Grecji w 1980 r.Pamiętam jak dziś bo było to krótko przed wydarzeniami "Solidarnościowego Sierpnia".Tylko nie pamiętam co takiego było z tą drogą powrotną.Pamiętam,że zarówno do Grecji jak również do kraju mój MALUCH sprawował się b.dobrze.No może nie był to cud techniki,ale maluch w tamtych czasach to było coś.Maluchem zwiedziłem z moją rodziną pół Europy i Azjatycką Turcję i nie miałem żadnego wypadku ani policyjnego mandatu.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń