„Gdy przyjadę nad Bystrzycę
będę
chodzić powoli
zostawię
samochód za karę
bo
zawsze za szybko
przez
Głuszycę gnał
pod
oknem na Grunwaldzkiej
tak
długo będę stać
aż
tato i Ela
się
do mnie uśmiechną
poczekam
na liście
w
Jordanowskim Ogrodzie
co
tak cudnie otulały
lub
udawały wojnę
i
wdrapię się powoli na Skałkę
żeby
być bliżej tych
co
odeszli
potem
na ławce w parku
wyjmę
starą fotografię
i
chusteczkę haftowaną
wyjmę
bardzo powoli...”
Mam nadzieję, że to
będzie chusteczka haftowana najcudowniejszymi wspomnieniami z lat dzieciństwa i
młodości w Głuszycy Romany Więczaszek, polonistki z Brzegu nad Odrą, ale dla nas
rodowitej Głuszyczanki, piszącej o swoim gnieździe rodzinnym wzruszające
wiersze.
To był dla mnie elektryzujący
sygnał, gdy sporo lat temu w internecie Romana ujawniła, że pochodzi z Głuszycy
i chętnie nas odwiedzi i podzieli się swoją twórczością. Nawiązaliśmy kontakty
i dziś mogę uznać, że był to „strzał w dziesiątkę”. Romana od kilkunastu lat
jest stałym gościem naszych głuszyckich jesiennych spotkań z poezją w Centrum
Kultury, ale także w szkołach i wśród
bliskich sobie osób.
Wspominam o tym przy
okazji Wielkanocnych Świąt, bo święta skłaniają do retrospekcji. Dla mnie
bardzo nobilitujących. Bo cóż lepszego można sobie wymarzyć, niż przyjaźń z
osobą tak eksponowaną jak Romana. Jest ona meteorem w kulturze brzeskiego
środowiska pedagogicznego, a jako autorka kilku tomików wierszy i ceniona
działaczka na niwie kultury w historycznym mieście nad Odrą jest znana i
ceniona na Opolszczyźnie, tak bliskiej nam Dolnoślązakom.
Wspominam przy okazji
świąt wielkanocnych cudowne chwile już niezliczone, kiedy mogliśmy razem się
spotykać z dorosłymi i młodzieżą w naszym mieście Głuszycy, by zaszczepiać w
nich ziarna miłości i przywiązania do swojej malej ojczyzny.
Ale jest to nie jedno z
moich sympatycznych wspomnień.
Trafiłem przypadkiem na przysłaną mi parę lat
temu pocztówkę z Istambułu. Przypominam
sobie, że skakałem wtedy z radości, bo był na niej oryginalny znaczek Turkiye
Cumhuriyeti Posta za 1.30 türk (ras), a widoczek zabytkowej części miasta
okazał się szczególnie barwny, przejrzysty, egzotyczny. Ucieszyła mnie olśniewająca fotografia części
miasta nad Cieśniną Bosfor z monumentalną
katedrą Hagia Sophia na pierwszym planie. Naczytałem się o tym zabytku
sztuki bizantyjskiej, którego początki sięgają roku 325 n.e., czyli czasów
Konstantyna Wielkiego, który jako pierwszy z cezarów rzymskich przyjął
chrześcijaństwo i przeniósł stolicę Cesarstwa z Rzymu do Bizancjum, nazwanego
później Konstantynopolem. Oglądałem w książkach zdjęcia świątyni
przekształconej w 1453 roku przez sułtana Mehmeda II Zdobywcy w islamski
meczet, dobudowując minarety odchylone o 10 stopni w kierunku Mekki. Z czasem
meczet otoczono kompleksem grobowców, bibliotek, fontann i innych obiektów, by
w 1934 roku zamienić obiekt dotąd świątynny w muzeum.
Zawsze marzyłem by to cudo zobaczyć i doznać
podobnych wrażeń jak wtedy, gdy z moim serdecznym druhem, Bronkiem z Piławy
Górnej, wspinaliśmy się schodami Propyleje na ateńską górkę Akropol by
podziwiać boską Atenę Promachos, Kariatydy dźwigające na barkach strop
Erechtejonu i najważniejszą budowlę starożytną - światynię Partenon. Było to
sporo lat temu, skoro naszą podróż odbyliśmy cudem ówczesnej techniki
motoryzacyjnej, tyskim fiatem 126p, potocznie zwanym „maluchem”. Auto było po
przeglądzie, toteż udało nam się po trzech dobach dojechać do Aten z kilkoma
tylko przystankami remontowymi (wymiana łożyska, wyciek płynu hamulcowego). O
drodze powrotnej nie będę wspominał, bo obiecałem sobie, że będę zawsze
zapamiętywał rzeczy przyjemne. Przyjemną była satysfakcja, kiedy tubylcy w Atenach
na widok naszego „malucha” stukali się w czoło z podziwu, a może zdumienia.
Istambuł widziałem na własne oczy, ale z okna
samolotu. I było to nocą. Pilot obniżył znacznie pułap lotu i wtedy ujrzałem
łuny świateł wielkiego miasta po obu stronach kanału, niekończące się girlandy
oświetlonych ulic i placów, różnokolorowe neony i reklamy, poruszające się jak
w mrowisku pojazdy, przycumowane do brzegu pudełka statków, coś czego się nigdy
nie zapomni. Ale wtedy leciałem na „wyspę szczęścia”, gorący, olśniewający
słońcem Cypr.
Kolorowa widokówka z Istambułu ożywiła
wspomnienia z egzotycznych dla mnie podróży, których miałem niewiele i być może
dlatego tak ważnych, pełnych podziwu i wzruszenia. Ale ta pocztówka
przypomniała mi się jeszcze z innego powodu.
Przysłał mi ją nie kto inny, tylko Marek Juszczak, nasz rodzimy górnik –
poeta, który swego czasu wyemigrował z Głuszycy do Knurowa, tam się zagnieździł
na stałe, w kopalni Szczygłowice awansował na sztygara i wreszcie – dorobił się
emerytury. Ma to tę zaletę, że teraz nie musi już czekać miesiącami na urlop,
by realizować swoje uboczne „szaleństwo”. Taki właśnie epitet mi się nasunął,
bo nazwanie tego co robi zwyczajnym hobby, to zdecydowanie za mało. Tak mógłbym
nazwać inną jego pasję – pisanie wierszy. Natomiast Marek do Istambułu dotarł najtańszym, najbardziej ekologicznym,
najzwyczajniejszym środkiem lokomocji, a
mianowicie rowerem. I to właśnie budzi
mój najwyższy podziw.
„Tu
zostawiłem swoje serce, między górami, a doliną,
Łapałem
wiatr jak czyjeś ręce, może to twoje były dziewczyno ?
Nocą, gdy
księżyc oświetla rowy, a w rowach świerszcze cykają dysząc,
Na lasy
spływa cień Wielkiej Sowy, jak sen nad uśpioną Głuszycą”
Tak pisał w jednym ze swoich wierszy Marek
Juszczak, który tam i z powrotem na rowerze rowerem z Istambułu do Knurowa
przemierzył bezdroża południowej Europy pełen wrażeń i nowych doświadczeń.
Zawsze podziwiałem Marka odkąd tylko się poznaliśmy
i podjęliśmy z Romaną Więczaszek owocną
współpracę dla promocji Głuszycy. Wspólnie snuliśmy plany ożywienia życia
kulturalnego naszego miasteczka i wiele z tych planów udało się zrealizować
Romana i Marek nie zapomnieli o „kraju lat
dziecięcych”, podobnie jak zmarły rok temu Natan Tenenbaum, sławny w kraju
poeta. On także pozostawił ślady lirycznych wspomnień z dzieciństwa w Głuszycy
na kartach swych tomików wierszy. Romana, Marek i Natan to nasza głuszycka
„trójca święta” na polu poezji.
Próbowaliśmy kiedyś wydać kolorowy album
fotograficzny z najpiękniejszymi fotogramami
z miasta i okolic Głuszycy wraz ze wzruszającymi wierszami ich pióra.
Mamy gotowy projekt albumu pod tytułem „Powrót do Itaki.” Zachęcaliśmy ówczesne
władze miejskie wszelkimi sposobami do skorzystanie z naszej darmowej oferty .
Chodziło tylko o to, by sfinansować wydruk albumu. Gdyby trafił na rynek, część
kosztów by się zwróciła, a jeśli nie, to byłby to bardzo rozsądny wydatek z
kasy miejskiej, bo warto z wielu powodów ponieść koszty promocji miasta, kt6óre
zwracają się w ten czy inny sposób.
Ale od
tamtego czasu wiele się zmieniło, zwłaszcza w zakresie fotografiki. Dziś dobrze
byłoby skorzystać ze znakomitych fotek Wiesława Jaranowskiego, Andrzeja Kiedy Roberta Janusza ,
Pawła Fesyka, a być może jeszcze innych głuszyckich fotografików.
Warto byłoby pomyśleć o osobnym tomiku wierszy
naszych rodzimych poetów. Trudno przecenić wagę takich przedsięwzięć w
tworzeniu właściwego klimatu dla lokalnego patriotyzmu. Oczywiście jest to
osobny temat, niekoniecznie na tę chwilę.
To nie jest rzecz
przypadku, że piszę o tym w niedzielę Wielkanocną wcześnie rano, by ten post
mógł się ukazać właśnie wtedy, gdy skutkiem pięknego, tradycyjnego nastroju
świątecznego w naszych domach zagościła szczególna życzliwość i mądra refleksja.
Wciąż jeszcze żyję nadzieją, że doczekam takiego momentu, kiedy spełnią się
moje marzenia. Czas pokaże czy warto marzyć.
Ale dziś i jutro mamy
święta radosne, a więc życzę wszystkim : Alleluja !
Montaż na Wielkanoc:
OdpowiedzUsuńmalowane-wierszem.blogspot.com/2012/04/skrzyda-wielkanocne-george-herbert.html
Drabina boskiego wstąpienia:
https:pl.wikipedia.org/wiki/Drabina_Jakuba
Zadziwił i zbawił
Zaprzeczył znawcom,
i zdrajca zyskał,
Zwycięzca,Zbawiciel
Zmartwychwstał...
Zadziwił złoczyńców,
zuchwalców
i zabijaków
i zaprzańców...
Zrealizował
znane zadanie
i zdobył zachwyt
i zaufanie...
/Halina Gąsiorek-Gacek/
https://www.youtube.com/watch?v=3rVXMyo8iwI
Pozdrawiam świątecznie.
Bardzo dobry tekst .Fajnie,że w te świąteczne dni przypomniałeś naszą eskapadę do Grecji w 1980 r.Pamiętam jak dziś bo było to krótko przed wydarzeniami "Solidarnościowego Sierpnia".Tylko nie pamiętam co takiego było z tą drogą powrotną.Pamiętam,że zarówno do Grecji jak również do kraju mój MALUCH sprawował się b.dobrze.No może nie był to cud techniki,ale maluch w tamtych czasach to było coś.Maluchem zwiedziłem z moją rodziną pół Europy i Azjatycką Turcję i nie miałem żadnego wypadku ani policyjnego mandatu.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń