Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

piątek, 5 października 2012

Trzy po trzy




miejsce na weekendowe kontemplacje

Nawet się dobrze nie obejrzałem i to znów piątek. Dopiero co cieszyłem się, że to dopiero niedziella, tak, tak  - niedziella przez dwa „l”. Mój komputer już mi to podkreśla czerwonym wężykiem, ale nie będę mojej  wyłącznie osobistej niedzielli wprowadzał do słownika. Dla dobra młodego pokolenia, mając na względzie polską ortografię. Już widzę jak „ostatni Mohikanie” czystości polskiego języka, profesorowie Bralczyk i Miodek biją brawo. Oni stróżują, by naszemu polskiemu językowi nie stała się krzywda. A ja chcę tylko o to jedno „l” przedłużyć to święto. To ostatni dzień tygodnia, który sprawia człowiekowi  niewysłowioną rozkosz. Po niedzieli przychodzi poniedziałek i sprawa jest jasna jak słońce. Nawet film o tym powstał  -  „Nie lubię poniedziałków”. Ja też, bo zaczyna się znów powszedniość dnia codziennego. Ale nie na długo. Wszystko dzięki wspaniałej „Solidarności” i Lechowi Wałęsie. To oni uczynili, że dziś w piątek jest już sobota. W piątek kończy się tydzień pracy. W piątek cały dzień od rana rozmyślamy, jak spędzić weekend. Nie podoba mi się za bardzo ten implant językowy  -  weekend, ale jest w nim dwa „e”, przedłużające w sposób naturalny czasookres trwania „wolnych dni”. Jak to brzmi miło dla ucha  -  wolna sobota, a potem świąteczna niedziela, słowem weekend.
Piątek jest niezwykle ważny. Nie można go przegapić, bo wtedy klapa na całej linii. Z samego rana muszę kupić „GW” (nie piszę pełnymi literami, by nie obrażać sumienia prawdziwych "Polaków-katolików”), ale gazetę kupuję tylko i wyłącznie dla programu TV. Oczywiście wiem, że to nie fair, bo prawdziwy program można znaleźć tylko w „Gazecie Polskiej Codziennej”, to program TV „Trwam”. Ale moi współdomownicy  upierają się, że oni chcą trwać przy starym, a więc TVP jedynka i dwójka, no może jeszcze TVN (bez Durczoka) i Polsat (bo nie ma już w niej Lis-Smoktunowicz).

a może na rybkę do Walerka

Ale nie o tym chcę napisać. Wspomniałem, że dzięki kochanemu „nie chcę, ale muszę”, mamy już w piątek sobotę. Jaka piękna perspektywa. Już dziś w godzinach pracy możemy sobie spokojnie zaplanować weekendowy odpoczynek po ciężkim tygodniu pracy. Trzeba przecież to bezwzględnie wykorzystać  -  wolna sobota, potem jeszcze niedziela. Nawet gdybyśmy w niedzielny wieczór zabalowali, to przecież wiadomo, poniedziałek jest normalnie do odreagowania weekendu. A ponadto trzeba mieć też na uwadze zbliżające się co rusz „długie weekendy”. Nasi cudowni przebierańcy w „biskupich” togach uznali, że nawet w święto przypadające w wolną sobotę, możemy sobie poluzować w dowolny dzień pracy. Jacy oni są kochani, ci nasi prawdziwi bracia sędziowie z Trybunału. Z logiką mają tyle wspólnego, co „zielone ludki” zakręcające spirale w łanach zbóż. Ale liczy się litera prawa. Prawa, które sami stanowili, oczywiście za pośrednictwem naszych reprezentantów w organach ustawodawczych. Teraz rozumiecie, dlaczego dla mnie liczy się też tak bardzo litera „l”. Dodana do niedzieli.
Przepraszam, coś mnie zakręciło. A chciałem dziś pisać pogodnie, optymistycznie. Bo przecież mamy przed sobą wolną sobotę, pobożną niedzielę, refleksyjny poniedziałek, a potem trochę popracujemy, by w piątek oddać się łagodnym kontemplacjom nad zbliżającym się weekendem
Pamiętajmy jeszcze o jednym. Odrzućmy w kąt jakiekolwiek informacje medialne o zbliżającym się kryzysie, o rosnącym bezrobociu, o groźnej dla naszych portfeli inflacji, o upadających firmach i parszywych parabankach, które żerują na naszej kieszeni, to wszystko wyeliminujmy z naszej świadomości. Liczy się tylko to, ile będziemy mieli w nowym roku długich weekendów” i dni urlopowych. Liczy się to, kiedy sobie zrobimy święto za święto w wolną sobotę. Liczy się tylko i wyłącznie atrakcyjny weekend. A dziś jest już piątek, najwyższy czas, by o tym pogłówkować. Niech żyje wolna Polska ! Kurdesz, kurdesz, nad kurdeszami !



P. S.
Jak będzie całkiem źle, to wyjdziemy jak Grecy na ulice i poniesiemy nasze rodzime hasło; „Polsko, obudź się!”. A na czele pochodu pójdą nasi dobroczyńcy – wyzwoliciele, Jaruś K z Tadzikiem R i Piotrusiem D. Ale wtedy mając na uwadze, kto stoi na czele pochodu, bardziej właściwym będzie hasło: „Boże, ratuj Polskę!”.
 

Fot. Reneata Tarasiuk

4 komentarze:

  1. Weekend....jedno słowo,a tyle radości!!!

    W mojej rodzince najwięcej radości z każdego weekendu ma mój piesek,który już w piątek bacznie przygląda się czy robię jakieś przygotowania.
    W sobotę to tylko mała piesza rozgrzewka,ale w pobożną niedzielę wraz z porannym biciem kościelnych dzwonów wyruszamy na dalszą włóczęgę.
    Składanie wniosków do TK najczęściej jest wynikiem gry politycznej,a nie faktycznej troski o stanowienie prawa.
    Super post na weekend!!
    Serdecznie pozdrawiam z jesiennych Gór Sowich.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja również pozdrawiam i życzę udanych spacerów. A piesek jest szczęśliwcem, ze ma takich Panów, wędrowników. Najmilszego z miłych weekendów!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kto dzisiaj,w czasach disco potrafi zaśpiewać„Kurdesz, kurdesz...nad kurdeszami”.Skończyło się wspólne Polaków śpiewanie na majówkach,przy ognisku,czy przy rodzinnym stole.
    Nasi szanowni posłowie powinni zaśpiewać tą wesołą piosenkę przed każdym posiedzeniem Sejmu,może byłoby mniej jadu i nienawiści.Bierzmy przykład
    z irlandzkich kibiców,Niemców i Czechów śpiewających przy piwie do białego rana.A na następne Euro 2016 proponuję„Kurdesz”!!
    „Naród,który przestaje śpiewać-umiera.”
    Kolberg
    Pozdrawiam z deszczowych Gór Sowich.

    OdpowiedzUsuń
  4. U nas przebojem Euro 2012 miało być "Koko, koko", być może Kolberg byłby zadowolony, ale się coś "rozkokoszyło", no i skutek był jaki był. W tym Sejmie nie spodziewam się wspólnego "Kurdesza", ani wspólnego "i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy". Tam wiara, religia jest tylko narzędziem walki politycznej. Szkoda w ogóle słów na ten temat. Dlatego nie ma to jak wycieczka w góry, zarazem ucieczka od mediów, gdzie się przelewa hektolitry politycznego wodolejstwa. Trochę dziś polało od rana, ale już po południu błysnęło słońce. Niestety, już po weekendzie. Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń