miejsce na weekendowe kontemplacje |
Nawet się dobrze nie obejrzałem i
to znów piątek. Dopiero co cieszyłem się, że to dopiero niedziella, tak, tak - niedziella przez dwa „l”. Mój komputer już
mi to podkreśla czerwonym wężykiem, ale nie będę mojej wyłącznie osobistej niedzielli wprowadzał do
słownika. Dla dobra młodego pokolenia, mając na względzie polską ortografię.
Już widzę jak „ostatni Mohikanie” czystości polskiego języka, profesorowie
Bralczyk i Miodek biją brawo. Oni stróżują, by naszemu polskiemu językowi nie
stała się krzywda. A ja chcę tylko o to jedno „l” przedłużyć to święto. To
ostatni dzień tygodnia, który sprawia człowiekowi niewysłowioną rozkosz. Po niedzieli przychodzi
poniedziałek i sprawa jest jasna jak słońce. Nawet film o tym powstał - „Nie
lubię poniedziałków”. Ja też, bo zaczyna się znów powszedniość dnia
codziennego. Ale nie na długo. Wszystko dzięki wspaniałej „Solidarności” i
Lechowi Wałęsie. To oni uczynili, że dziś w piątek jest już sobota. W piątek
kończy się tydzień pracy. W piątek cały dzień od rana rozmyślamy, jak spędzić
weekend. Nie podoba mi się za bardzo ten implant językowy -
weekend, ale jest w nim dwa „e”, przedłużające w sposób naturalny
czasookres trwania „wolnych dni”. Jak to brzmi miło dla ucha - wolna sobota, a potem świąteczna niedziela,
słowem weekend.
Piątek jest niezwykle ważny. Nie
można go przegapić, bo wtedy klapa na całej linii. Z samego rana muszę kupić „GW”
(nie piszę pełnymi literami, by nie obrażać sumienia prawdziwych "Polaków-katolików”), ale
gazetę kupuję tylko i wyłącznie dla programu TV. Oczywiście wiem, że to nie
fair, bo prawdziwy program można znaleźć tylko w „Gazecie Polskiej Codziennej”,
to program TV „Trwam”. Ale moi współdomownicy
upierają się, że oni chcą trwać przy starym, a więc TVP jedynka i
dwójka, no może jeszcze TVN (bez Durczoka) i Polsat (bo nie ma już w niej
Lis-Smoktunowicz).
a może na rybkę do Walerka |
Ale nie o tym chcę napisać.
Wspomniałem, że dzięki kochanemu „nie chcę, ale muszę”, mamy już w piątek
sobotę. Jaka piękna perspektywa. Już dziś w godzinach pracy możemy sobie
spokojnie zaplanować weekendowy odpoczynek po ciężkim tygodniu pracy. Trzeba
przecież to bezwzględnie wykorzystać - wolna sobota, potem jeszcze niedziela. Nawet gdybyśmy w
niedzielny wieczór zabalowali, to przecież wiadomo, poniedziałek jest normalnie
do odreagowania weekendu. A ponadto trzeba mieć też na uwadze zbliżające się co
rusz „długie weekendy”. Nasi cudowni przebierańcy w „biskupich” togach uznali,
że nawet w święto przypadające w wolną sobotę, możemy sobie poluzować w
dowolny dzień pracy. Jacy oni są kochani, ci nasi prawdziwi bracia sędziowie z Trybunału. Z logiką mają tyle
wspólnego, co „zielone ludki” zakręcające spirale w łanach zbóż. Ale liczy się litera prawa. Prawa, które sami
stanowili, oczywiście za pośrednictwem naszych reprezentantów w organach
ustawodawczych. Teraz rozumiecie, dlaczego dla mnie liczy się też tak bardzo litera „l”. Dodana do niedzieli.
Przepraszam, coś mnie zakręciło.
A chciałem dziś pisać pogodnie, optymistycznie. Bo przecież mamy przed sobą
wolną sobotę, pobożną niedzielę, refleksyjny poniedziałek, a potem trochę
popracujemy, by w piątek oddać się łagodnym kontemplacjom nad zbliżającym się
weekendem
Pamiętajmy jeszcze o jednym.
Odrzućmy w kąt jakiekolwiek informacje medialne o zbliżającym się kryzysie, o
rosnącym bezrobociu, o groźnej dla naszych portfeli inflacji, o upadających firmach
i parszywych parabankach, które żerują na naszej kieszeni, to wszystko
wyeliminujmy z naszej świadomości. Liczy się tylko to, ile będziemy mieli w
nowym roku długich weekendów” i dni urlopowych. Liczy się to, kiedy sobie
zrobimy święto za święto w wolną sobotę. Liczy się tylko i wyłącznie atrakcyjny
weekend. A dziś jest już piątek, najwyższy czas, by o tym pogłówkować. Niech żyje wolna Polska ! Kurdesz, kurdesz,
nad kurdeszami !
P. S.
Jak będzie całkiem źle, to
wyjdziemy jak Grecy na ulice i poniesiemy nasze rodzime hasło; „Polsko, obudź
się!”. A na czele pochodu pójdą nasi dobroczyńcy – wyzwoliciele, Jaruś K z Tadzikiem
R i Piotrusiem D. Ale wtedy mając na uwadze, kto stoi na czele pochodu, bardziej właściwym będzie
hasło: „Boże, ratuj Polskę!”.
Fot. Reneata Tarasiuk
Weekend....jedno słowo,a tyle radości!!!
OdpowiedzUsuńW mojej rodzince najwięcej radości z każdego weekendu ma mój piesek,który już w piątek bacznie przygląda się czy robię jakieś przygotowania.
W sobotę to tylko mała piesza rozgrzewka,ale w pobożną niedzielę wraz z porannym biciem kościelnych dzwonów wyruszamy na dalszą włóczęgę.
Składanie wniosków do TK najczęściej jest wynikiem gry politycznej,a nie faktycznej troski o stanowienie prawa.
Super post na weekend!!
Serdecznie pozdrawiam z jesiennych Gór Sowich.
Ja również pozdrawiam i życzę udanych spacerów. A piesek jest szczęśliwcem, ze ma takich Panów, wędrowników. Najmilszego z miłych weekendów!
OdpowiedzUsuńKto dzisiaj,w czasach disco potrafi zaśpiewać„Kurdesz, kurdesz...nad kurdeszami”.Skończyło się wspólne Polaków śpiewanie na majówkach,przy ognisku,czy przy rodzinnym stole.
OdpowiedzUsuńNasi szanowni posłowie powinni zaśpiewać tą wesołą piosenkę przed każdym posiedzeniem Sejmu,może byłoby mniej jadu i nienawiści.Bierzmy przykład
z irlandzkich kibiców,Niemców i Czechów śpiewających przy piwie do białego rana.A na następne Euro 2016 proponuję„Kurdesz”!!
„Naród,który przestaje śpiewać-umiera.”
Kolberg
Pozdrawiam z deszczowych Gór Sowich.
U nas przebojem Euro 2012 miało być "Koko, koko", być może Kolberg byłby zadowolony, ale się coś "rozkokoszyło", no i skutek był jaki był. W tym Sejmie nie spodziewam się wspólnego "Kurdesza", ani wspólnego "i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy". Tam wiara, religia jest tylko narzędziem walki politycznej. Szkoda w ogóle słów na ten temat. Dlatego nie ma to jak wycieczka w góry, zarazem ucieczka od mediów, gdzie się przelewa hektolitry politycznego wodolejstwa. Trochę dziś polało od rana, ale już po południu błysnęło słońce. Niestety, już po weekendzie. Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuń