kościółek - żywy świadek historii Grzmiącej |
dawni druhowie "Grzmiących potoków" na spotkaniu po latach |
Grzmiąca zasługuje na uwagę i promocję. To wieś, która jak rzadko
się zdarza na Ziemiach Zachodnich, zjednoczyła mieszkańców z różnych stron
Polski i pozwoliła im stworzyć autentyczną wspólnotę gromadzką. Żyją razem jak
jedna rodzina po sąsiedzku się wspierając w potrzebie i stanowiąc jedność. Może
właśnie to jest siłą sprawczą widocznego rozwoju wsi, która z dnia na dzień
ładnieje i zachwyca. Co jedna zagroda, to piękniejsza, obok odnowionych
budynków mieszkalnych i gospodarczych, urozmaicone ogrody i sady, mnóstwo
kwiatów i zieleni, otwarcie się na turystów, pokoje gościnne i pensjonaty, jednym
słowem -
wieś letniskowa.
Pisałem o tym wszystkim w moim
blogu ("Wieśne wczasy i pożytki", "Alert harcerski", VI 2011), zwracając uwagę na żywe tradycje drużyny
harcerskiej „Grzmiące potoki”, która potrafiła wyzwolić aktywność dzieci i młodzieży w organizacji życia kulturalnego
na wsi i w organizacji wypoczynku letniego.
Grzmiąca stanowi miniaturową
enklawę, bo oddziela ją od świata otoczenie górskie, a od pobliskiej
Głuszycy - nasyp kolejowy. Do wsi prowadzi jedyna droga
pod wiaduktem, pnąca się wysoko, bo wieś położona jest w przełęczy nad bystrym
potokiem górskim i ciągnie się około dwa kilometry w górę, osiągając wysokość
od 460 do 620 m.
npm.
Grzmiąca jest jedną z najwyżej położonych wsi, uchodzi też za jedną z
najładniejszych w Sudetach Środkowych.
Dlaczego postanowiłem powrócić do
tematu Grzmiącej? Otóż dlatego, że w moje ręce trafił interesujący list jednego z przesiedleńców
niemieckich, który opisał dzieje swojej ojczystej wioski Donnerau. A ponieważ zrobił to z dużą dozą nostalgii i emocjonalnego
zaangażowania warto przytoczyć najciekawsze fragmenty listu. Myślę, że
zaciekawią one nie tylko mieszkańców wsi, ale i innych Czytelników blogu.
Były mieszkaniec Grzmiącej wspomina
na wstępie o linii kolejowej z Waldenburga (Wałbrzycha) prowadzącej tunelami do
Neurode (Nowa Ruda), którą przejeżdżało się obok wysoko położonej wsi Donnerau.:
„Tam u góry, powyżej ostatnich domów, leżały od dawna zarośnięte ruiny
zamku Hornschloss (Rogowiec). Zamek Rogowiec i wieś Grzmiąca należy, jeśli mowa
o historii ich powstania, wymawiać jednym tchem.
Cofnijmy się w czasie o jakieś 900, 1000 lat i tak zobaczymy całą tę
okolicę, zamek i dolinę porośniętą starym granicznym lasem dzikim i nie przeciętym
drogami, który od niepamiętnych czasów oddzielał Śląsk od Czech. W 1292 roku
mamy już jednak dowody istnienia zamku na górze Hornberg i prawdopodobnie już
wtedy mogła powstać wieś Grzmiąca. Według tradycji (przekazów ustnych) Grzmiąca
jest starsza niż okoliczne wsie, a te były wymieniane w źródłach około roku
1300. Wieś należała do siedmiu gmin powiązanych z zamkiem Rogowiec… W 1483 roku
zamek został zniszczony. Grzmiąca zostaje wymieniona w roku 1497 w świadectwie
zestawu również jako opuszczona. Wyrosła jednak znowu i ciężką pracą na
kamienistym gruncie rolnicy rozciągnęli wstęgi swych pól aż po Łomnicę…
Właścicielem Rogowca oraz ziem wsi Grzmiąca i innych okolicznych gmin w
sto lat później został hrabia Hochberg na Książu.”
Dalej wspomina niemiecki
przesiedleniec niejakiego Ernsta Langera, pisarza sądowego z XIX wieku, znanego
jako poetę, piszącego w dialekcie śląskim („napisał
większość ze sztuk teatralnych pisanych w dialekcie Gór Wałbrzyskich”).
Wydał też zbiór śląskich przysłów oraz wyrażeń gwarowych w Grenzboten-Druckerei
w Wűstegiersdorf (Głuszyca). Mamy więc potwierdzenie działalności drukarni w
Głuszycy, która drukowała też, jak wiemy, lokalną gazetę dla trzech gmin –
Głuszycy, Jedliny-Zdroju i Walimia. Erns Langer napisał kronikę dziejów tych ziem, której rękopis znajduje
się w Archiwum Państwowym we Wrocławiu.
„Do obowiązków sołtysa należał również sąd gminny, jak to dawniej
określano, a dzisiaj powiedzielibyśmy administracja gminy. Wówczas używano
określenia Gerichtskretscham i tak nazywał się też gościniec (Gasthaus), który należał
do sołectwa. Na górze zamek, na dole sołtys, a po środku wsi kościół drewniany
z prymitywnym wyposażeniem, dookoła cmentarz z niskim kamiennym murem. Również
kościół w Grzmiącej uważa się za najstarszy w okolicy. Dzwon nosi datę 1558.
Wówczas to nastąpiła rozbudowa już istniejącego kościoła, choć i po niej kościół
pozostał mały. W tym czasie nabożeństwa w kościele odbywały się według porządku
luterańskiego. Po wojnie trzydziestoletniej (1618-1648) jak we wszystkich kościołach
ewangelickich w okolicy kościół został przemianowany na katolicki i tak już
zostało”.
Dalej autor listu pisze o rozwoju
wsi w drugiej połowie XIX wieku, kiedy to w Głuszycy i Jedlince powstały
tkalnie i przędzalnie, w których znalazło pracę wielu mieszkańców wsi Grzmiąca.
Dla mężczyzn źródłem zarobkowania stały się kopalnie wałbrzyskie. W końcu
przemysł dotarł też do Grzmiącej:
„Przy bielarni Giersch, przy drodze do Jedlinki, na łące leżała jeszcze
do pierwszej wojny światowej lniana bielizna do bielenia. Obok bielarni w 1855
została założona mała huta (tzw. Annahuette), która istniała do roku 1900. Do
tego przed około 40 lat wyrosło najważniejsze dla Grzmiącej przedsiębiorstwo,
jakim jest fabryka drewniana szpulek. Zmieniała ona często swych właścicieli, a
ostatecznie należy do znacznego zakładu przeróbki drewna”.
Autor listu nie wie o tym, że
sprywatyzowany zakład już od kilku lat jest zamknięty, a w ostatnich miesiącach
pojawili się jego grabarze, którzy po kolei burzą zabudowania fabryczne.
Tak więc podobnie jak zamek
Rogowiec niebawem stanie się on jedynie zabytkiem historycznym.
„Druga wojna światowa -
pisze na koniec niemiecki autor listu - wyciągnęła pazury do Grzmiącej, w tym do jej
pól, w ćwiartce bliskiej dworca kolejowego zbudowano baraki dla pracowników
zakładów zbrojeniowych z Głuszycy, szare budynki za drutem kolczastym. W końcu
przyszedł na Grzmiącą gorzki koniec jak i dla całej śląskiej ojczyzny. Dziś można
jedynie wędrować po Grzmiącej we wspomnieniach, tam nasłuchiwać gilgotania
potoku i w wiosennym słońcu szukać pierwiosnków”.
Jest rzeczą zrozumiałą, że dla
niemieckich przesiedleńców był to koniec ich śląskiej ojczyzny.
Dla wielu bardzo gorzki, bo
pozostawili tu dorobek życia kilku pokoleń. To samo mogą powiedzieć Polacy wysiedleni ze swoich ojczyzn na
Ziemiach Wschodnich. Jedni i drudzy mają prawo czuć się pokrzywdzeni przez
wojnę i jej skutki. Ale to już jest osobny temat.
Natomiast sprawą wspólną jest wzajemne
zrozumienie i znajdywanie przyjaznych ścieżek współpracy.
P.S. Dziękuję Magdzie Bajor za przetłumaczenie niemieckiego tekstu listu.
P.S. Dziękuję Magdzie Bajor za przetłumaczenie niemieckiego tekstu listu.
O wyjątkowości mieszkańców Grzmiącej przekonaliśmy się w momencie, gdy jeden z kolegów spojrzał na grzbiet ciągnący się od Rogowca i pomyślał, że "tutaj mogłoby być latanie". Okazało się, że latanie jest i to w dodatku przednie! Jednak bez wyjątkowej gościnności dwóch mieszkańców, którzy bezinteresownie pozwalają nam korzystać z własnych terenów - byłoby to niemożliwe.
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękujemy !
P z W !
Dziękuję za ten wpis :) Bardzo się cieszę, że trafiłam do Ciebie. Warto pisać o takich miejscach. Na mapie Polski jest ich wiele i każde z nich ma swoją historię, która fascynuje i wciąga jeszcze abrdziej, gdy okraszona jest opowieściami miejscowych.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Lot z Rogowca by usiąść gdzieś tam u gospodarza na łące, to musi być frajda znacznie lepsza niż skok austriackiego spadochroniarza ze stratosfery. Tu przynajmniej można się rozkoszować widokami górskimi. Miło mi, że są w Grzmiącej gościnni mieszkańcy, co potwierdza moją o nich dobrą opinię.
OdpowiedzUsuńDziękuję PzW za wierność mojemu blogowi.
Zaskoczyła mnie miło Karola F. Zajrzałem już do Jej blogu i jestem pod wrażeniem lekkości i swobody w wyrażaniu myśli. Teksty są ciekawe, chce się je czytać.Ale na razie zdążyłem przeczytać tylko dwa. W weekend poczytam więcej. Serdecznie pozdrawiam !
Pana opisy ziemi wałbrzyskiej zawsze czytam z wielkim zainteresowaniem,a to dlatego,że miejsca które Pan opisuje stają się magiczne i wyjątkowe,w tym
OdpowiedzUsuńprzypadku tym miejscem jest bez wątpienia wieś Grzmiąca.
A nawiązując do listu niemieckiego przesiedleńca-no cóż-ludność niemiecka nic nie zawiniła,poza tym że żyła w niewłaściwym miejscu w nieodpowiednim czasie,
toteż trudno dziwić się ich tęsknocie.Pozdrawiam.
Dziękuję Henryku za mile słowa o moim blogowaniu. To prawda, że na wojnach tracą najwięcej prości, niewinni ludzie. Niestety, świat jest nadal bardzo niespokojny. A my Polacy mimo wielu ciężkich doświadczeń nie potrafimy cieszyć się ze spokoju i cenić dobrosąsiedzkie stosunki. Również pozdrawiam !
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńGAZETA NOWORUDZKA-”LIKWIDACJA z iskierką nadziei”
”Jeszcze dwa lata temu spodziewano się,że powstanie kamieniołomu w Tłumaczowie spowoduje wielomilionowe przychody do budżetu miasta i gminy Radków.Teraz zamiast nich jest rozczarowanie i pytanie,co z ludźmi,którzy nadal tam pracują.Spółka Strateg Capital ,która sporo zainwestowała w budowę kopalni melafiru ogłosiła upadłość.Spółka płynność finansową utraciła,gdy jeden z głównych odbiorców kruszywa zaraz po ukończeniu Euro 2012 ogłosił upadłość,pozostawiając po sobie 20-sto milionowy dług.”Mam wielką nadzieję, że do upadłości nie dojdzie,bo w przeciwnym razie będziemy mieli kolejną ranę w ziemi,rozjechane drogi i następnych bezrobotnych szukających pracy.Daje to też trochę do myślenia,o co w tym wszystkim chodzi?!Pozdrawiam.