Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

wtorek, 28 marca 2017

Od "Wschodu" do "Zachodu"

mój podróżny bagaż


 „Zawsze chciałem jeździć i podróżować. Dlaczego podróż musi być daleka? Dlaczego do Kazachstanu albo Mongolii musisz jechać, by być w podróży? Podróż się zaczyna, jak z domu wychodzisz. Pamiętasz to uczucie, jak pierwszy raz z ogrodu za furtkę wyszedłeś? Przeżycie niebywałe! Masz dwa-trzy latka i oto wyszedłeś. Dom jest z tyłu, a przed tobą jest świat gigantyczny. I tak krok za krokiem idziesz. Dziesięć metrów, odwracasz się – dom jeszcze jest, jeszcze go widać… To jest wielka podróż tak naprawdę”  - tak pisze o podróżowaniu Andrzej Stasiak, prozaik, eseista z Beskidu Niskiego, autor kilkunastu książek.

Mam właśnie w ręce głośną jego książkę p.t. „Wschód”, niezwykły zapis podróży do Rosji, Chin i Mongolii. Czytam i ulegam melancholii, czuję nieprzemożoną siłę zafascynowania obrazami malowanymi słowem w niezwykle osobistej i przejmującej opowieści. Jakiż ten świat jest nie do opisania, niezmiernie bogaty, niepojęty, nieznany. W dalekiej i długiej podróży Andrzej Stasiak analizuje rozległość i nieograniczoność tego świata, a dzięki czujnej uwadze i spostrzegawczości wyłaniają się przed czytelnikiem  niepospolitości życia powszedniego napotkanych po drodze ludzi i zdarzeń. To co stanowi szczególnie cenną zaletę jego książki, to oryginalność odautorskich komentarzy. Wiele z nich budzi podziw i zaskakuje inteligencją, dowcipem i odwagą.

Nie, nie będę opowiadał o wschodnich doznaniach pisarza, zwłaszcza z przejazdu bezdrożami  syberyjskich przestworzy wielkiej Rosji. Tego się nie da opowiedzieć. Zbyt dużo jest w tej książce osobistych spostrzeżeń i przemyśleń autora. Fascynującym jest błysk nieznanego świata, który co rusz wzbudza zainteresowanie i zdumienie.  

Zachęcam jak najgorliwiej by choć na parę godzin sprzeniewierzyć się epidemii telewizyjnego okienka, zwłaszcza darować sobie kontakt z TVPiS, a także idiotyczne reklamy i panele naszych „z Bożej łaski” polityków.

 Dla zachęty przytoczę fragment z książki „Wschód” Andrzeja Stasiaka, by pokazać, że podróż może dostarczać zupełnie nowych estetycznych wrażeń i jak się okazuje jest ona immanentnym, pozazmysłowym libido każdego człowieka.

A oto subtelny obrazek z jego początkowej podróży samochodem po kraju:

„Wjechałem w to Podkarpacie i od razu zaczął się lód. Czterdzieści na godzinę i naprawdę nie dało się więcej. Ci, co próbowali, stali teraz z nosami w rowach i czekali na traktor. Wyprzedziła mnie straż pożarna na sygnale. Patrzyłem za nimi z podziwem. Była może ósma.

Szary, poranny lud stał na przystankach. Faceci palili. Miałem zamknięte okna, ale czułem ten zapach w zimnym, szklistym powietrzu poranka. Tak było po ósmej, bo w Radiu Maryja leciały godzinki. Ilekroć rano jadę gdzieś poprzez kraj, to słucham i śpiewam na cały głos:



Zacznijcie wargi nasze chwalić pannę świętą,

Zacznijcie opowiadać cześć jej niepojętą,

Przybądź nam Miłościwa Pani ku pomocy,

A wyrwij nas z potężnych nieprzyjaciół mocy…



Śpiewam, by przywołać pamięć swoich babek i dziadków. Tak robiłem i teraz, na tej gołoledzi. Przypomniałem sobie ich twarze. Były podobne do tych na przystankach. Ich domy były podobne do tych przy drodze. Ale zapamiętałem z dzieciństwa tę dziwną przemianę, gdy o poranku z ust dziadków zaczynały płynąć słowa pieśni. Zazwyczaj mówili ludową prozą, a raptem, nieoczekiwanie spływał na nich dar poezji:



Tyś krzak Mojżeszów boskim ogniem gorejąca,

Tyś różdżka Aronowa śliczny kwiat rodząca,

Bramo rajska zamknięta, różo Gedeona,

Tyś niezwyciężonego plaster miodu Samsona.



Dlatego gdy jadę przez kraj, rano, daleko od domu, zawsze tego słucham. Wyobrażam sobie swoich dziadków kiedyś i tych wszystkich ludzi o szarej godzinie poranka, teraz w domach, które mijam, wsłuchanych w pieśń, która zdaje się nie mieć końca…

Wyobrażam sobie, jak siedzą przy swoich radiach i kołyszą się lekko w tył, w przód, a ich usta bezwiednie podążają za modlitwą. W tył i w przód. W głąb  czasu, poza jego wyobrażalne granice nad Jeziora Gorzkie, nad Morze Trzcin, na pustynię Szur, na pustynię Sin, w cień Horebu i dalej aż na górę Niebo, z której otwierał się widok na Kanaan. W tył i w przód, szepcąc, powtarzając, śpiewając o Mojżeszu, Aronie, Gedeonie w połowie listopada minionego roku w Woli Rzeczyckiej, w Musikowie, Bąkowie, Chłopskiej Woli i w Podborku, Śpiewałem razem z nimi. W Stalowej Woli skończyła się gołoledź”.

Uchyliłem rąbka tajemnicy dla tych co nie mieli jak dotąd okazji rozkoszować się stylem pisarskim Andrzeja Stasiuka. Ale pierwsze strony jego opowieści to dopiero preludium, zapowiedź mistrzowskiej narracji, która wciąga czytelnika jak narkotyk w miarę podróży po Dalekim Wschodzie, Mongolii i przytłaczającym molochu – Chinach. Relacje z tych podróży są przeplatane wspomnieniami z krajowych wojaży na Podlasiu i Podkarpaciu, szczególnie atrakcyjnych, bo z kręgu nieznanego już ludziom młodym świata kołchozowego w PRL-u. Powieść Stasiuka to zręczny melanż refleksyjno-reporterski. Pokazuje jak pod wpływem frapujących doświadczeń z dalekiej podróży powraca pamięć o tym co miało miejsce wcześniej i stało się impulsem do poznania tego  egzotycznego dla nas dalekiego świata.

Dla Stasiuka fascynującym stał się Wschód skąd wyszły oddziały Czyngis – chana, a dziś świecą piekielnym blaskiem potęgi imperialne Rosji i Chin. I trudno się dziwić fascynacji pisarza wywodzącego się z obszarów wschodnich, gdzie promieniowanie azjatyckich kultur jest intensywniejsze niż na zachodzie Polski.

Dla nas Dolnoślązaków przede wszystkim liczy się Zachód. A ponieważ każdy z nas jest podróżnym, to w swych planach stawiamy na naszych zachodnich sąsiadów – Niemcy, Francję, Anglię, no i spełnienie wszystkich marzeń – Stany Zjednoczone.

A ja przy tej okazji chciałbym przełamać ten stereotyp i przynajmniej zachęcić moich wiernych Czytelników do lepszego poznania najbliższego sąsiada – Czechy. To zaskakujące jak mało o nim wiemy. Trudno nam się pogodzić z tym, że od Czechów możemy się wiele nauczyć, że są do przodu pod wieloma względami w gospodarce i kulturze, a przede wszystkim w turystyce.

Nie mówię o tym, że to przecież tuż „za miedzą”, że można tam dojść pieszo, a z dojazdem to już nie ma żadnego problemu. Czesi są bardzo gościnni i przyjaźnie nastawieni do Polaków. Miałem okazję wielokrotnie się o tym przekonać. Wyjazdy turystyczne dostarczają najlepszych wrażeń, bo Czechy są otwarte na turystów. 

Skoro, jak to dostrzegł Andrzej Stasiuk, każdy z nas jest podróżnym, wykorzystajmy ten potencjał. Wcale nie musi to być podróż daleka, a Czechy mogą zauroczyć każdego. Ale to już jest osobny temat.

Fot. Zbigniew Dawidowicz

5 komentarzy:

  1. Witam! Staszku my od lat jak pamiętasz jesteśmy zakochani w turystyce.Ileż to krajów zwiedziliśmy.Dla mnie jednym z najpiękniejszych wspomnień był wspólny wyjazd do Grecji w 1980 r.Niezapomniana eskapada.Nie chcę wspominać o problemach z hamulcem ,który przysporzył nam wiele problemów szczególnie w górach w okolicy miejscowości Janina oraz k.Maratonu.Ale mieliśmy dobry hamulec ręczny i szczęśliwie dotarliśmy do Aten oraz po kilkunastu dniach do Polski.Natomiast do Czech warto pojechać o czym również mógłbym wiele napisać.Fajny ten tekst dot p.Stasiaka oraz fascynująca pozycja "Wschód" muszę ją zdobyć bo przytoczone przez Ciebie fragmenty są bardzo ciekawe.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam,popełniłem lapsus,Janina się zgadza ale ta druga miejscowość to Termopile a nie Maraton.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuj Bronku za przypomnienie naszej emocjonującej podróży, która dostarczyła nam tylu wrażeń. A Stasiuka warto czytać, bo to jest znakomity pisarz. Z tej podróży zapamiętałem jak po przekroczeniu granicy czeskiej zobaczyłem dojrzewające łany zbóż i uderzające zielenią łąki i lasy. Pomyślałem, nie ma to jak nasza swojska przyroda.

      Usuń
  3. W ub.tygodniu odwiedziłem Republikę Czeską.Była to dwudniowa"wycieczka"do Kliniki Okulistycznej w Nahodzie-w piątek jadę jeszcze na jednodniową.Przywiozą,odwiozą i jeszcze zwrócą część kosztów.Czechy-dziwny to kraj.
    Pensjonat,stół szwedzki,przemiłe pielęgniarki,tłumacz gdy są trudności z porozumieniem się z pielęgniarką lub lekarzem-to to co może nam zaoferować Republika Czeska-żadnej polityki,jak na"Latawcu":))
    W Polsce na taką"imprezę"trzeba czekać ok.3 lata,albo wyłożyć ok. 3 tys zł za soczewkę podstawową i"impreza"odbędzie się szybciej.
    W ostatni weekend żona była na trzydniowej wycieczce w Brnie(Uniwer.III Wieku).Jest zachwycona architekturą czeskich miast-szczególnie kościołów i uprzejmością czeskich księży(a do kościoła nie chodzi(!?).
    Żona zna Czechy i Czechów,pracowała tam blisko 20 lat-w 1968 roku także!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Henryku za ten komentarz. Cieszę się, że nie jestem odosobniony w senjtymencie do naszego zachodniego sąsiada. To przykre, że jesteśmy jeszcze tak daleko w tyle w porówqnaniu do Czech i w opiece zdrowotnej i w wielu innych rozwiązaniach socjalnych, a także ideologicznych. Pozdrawiam !

      Usuń