To brzmi
niezwykle atrakcyjnie – Ostatnia Kwatera Hitlera w Górach Sowich na Dolnym
Śląsku. Ma posmak tajemniczości i sensacji. Od razu wywołuje zaciekawienie,
chęć bliższego poznania.
Hitler miał liczne kwatery rozsiane po całej Rzeszy, a
także na Ukrainie. W Polsce było i jest głośno o takiej kwaterze, ale na
Mazurach koło Kętrzyna. Wszyscy już oswoiliśmy się z widokiem betonowego bunkra
prowadzącego do kętrzyńskich podziemi, wiemy że tam właśnie miał miejsce 20
lipca 1944 r. ostatni nieudany zamach na wodza III Rzeszy w wykonaniu szefa
sztabu Armii Rezerwowej, płk. Clausa Schenka von Stauffenberga. Hitlera
uratowała dębowa noga dużego stołu, która zamortyzowała siłę ładunku
wybuchowego umieszczonego w walizce podłożonej pod stołem przez zamachowca. W
Wilczym Szańcu spędził Adolf Hitler z przerwami 880 dni podczas II wojny
światowej. To jest więcej niż dwa lata. Czuł się tam dobrze i bezpiecznie. Po
co potrzebna mu była kolejna Kwatera, budowana zresztą od podstaw w miejscu nie
tak wyludnionym jak Gierłoż?
Potrzeby
i ambicje Adolfa Hitlera na Dolnym Śląsku mógł z powodzeniem zaspokoić ogromny
zamek Książ pod Wałbrzychem wraz z potężnymi schronami w podziemiach zamkowych.
Niezwykle trudna i kosztowna budowa „Olbrzyma” w masywie Włodarza polegająca na
drążeniu podziemnych korytarzy promieniście z różnych stron, zmierzających do
wspólnego centrum w środku masywu, to przedsięwzięcie przerastające potrzeby
zarówno kwatery jak i podziemnego schronu dla sztabu wojskowego III Rzeszy. Dlatego
logicznym wydaje się, że celem tej
inwestycji mogło być coś ważniejszego.
Tymczasem
odkrycie tajemniczej inwestycji militarnej „Riese” w Górach Sowich już od
samego początku utożsamiano z budową kolejnej kwatery. Takie przeznaczenie tej
budowy sugerował Zygmunt Mosingiewicz w swoich artykułach z 1947 roku w „Słowie
Polskim”, a później wielu innych dziennikarzy, badaczy, autorów książek.
Mieszkający
we Wrocławiu emerytowany pułkownik, Józef Piszczek, od lat stara się sprowadzić
dyskusję dotyczącą prawdziwego celu budowy na właściwe tory. Denerwują go
autorytatywne opinie naukowców, autorów książek, a także przewodników wycieczek
turystycznych o „ostatniej kwaterze Hitlera w Górach Sowich”. To właśnie Józef
Piszczek nazwał te opinie legendą, a faktycznie – mistyfikacją, twierdząc że
nie mają one nic wspólnego z rzeczywistością. I przedkłada przekonywujące,
logiczne przesłanki o zupełnie innym przeznaczeniu obiektów. Warto się
przyjrzeć bliżej jego argumentom, aby być bardziej ostrożnym w formułowaniu
sądów.
Na
początek trzeba powrócić do osoby inż. Antoniego Dalmusa towarzyszącego
Zygmuntowi Mosingiewiczowi w jego wyprawach w Góry Sowie. Oto co pisze Józef
Piszczek na ten temat:
„O
Dalmusie napisano już dużo, ale nie ustalono kim on faktycznie był i co robił w
czasie wojny, np. inż. Mazur w sprawozdaniu z 28. 05. 1947 r. napisał, że
przesłuchiwał Austriaka o nazwisku Dalmus. Inspektor penetracyjny
Przedsiębiorstwa Poszukiwań Terenowych we Wrocławiu, Marian Biatasik w
sprawozdaniu z 31. 03. 1948 r. też potwierdza, że Dalmus był Austriakiem, a
inny inspektor tego samego przedsiębiorstwa, Feliks Pluciński w sprawozdaniu z
27. 11. 1948 r. napisał, że Dalmus był Niemcem.
Również
funkcja służbowa (stanowisko pracy) i zakres wykonywanej przez niego pracy w
Górach Sowich były opisywane niejednoznacznie. Mosingiewicz pisał, że Dalmus
był projektodawcą, a w innym miejscu napisał, że był on jednym z współtwórców
tego podziemnego miasta. Inż. Mazur napisał, że Dalmus był kierownikiem budowy
obiektu w Głuszycy, przewidzianego na kwaterę Hitlera. Sprawozdanie władz
wojskowych z 10. 11. 1954 r. ma takie zakończenie: „Powyższe dane opracowałem
na podstawie wywiadu miejscowych władz terenowych oraz inż. Dalmusa Antoniego,
który pracował przy budowie w.w. obiektów jako jeden z inżynierów budowy i po
wyzwoleniu pozostał w Polsce (nie umie mówić po polsku).”
Dalmus
urodził się w Wiedniu i ukończył dwie wyższe uczelnie. Dlatego trudno zrozumieć
dlaczego ten wykształcony Niemiec pozostał po wojnie w Polsce, a także dlaczego
Dalmus „poszedł pracować dla resortu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego”,
a funkcjonariusze SB darzyli go tak wielkim zaufaniem.
Ciekawa
jest również sprawa, dlaczego dziennikarze „w ciemno” powtarzali opowiadania
Dalmusa bez najmniejszej wątpliwości, chociaż na zdrowy rozum było widać, że
opowiada bzdury…
Pierwsze
informacje o kwaterze Hitlera w Górach Sowich ukazały się w r. 1947. Dalmus
opowiadał i pokazywał obiekty w górach, a dziennikarze i urzędnicy państwowi
bezkrytycznie z tego korzystali. Był on jedynym źródłem informacji, bardzo
wiarygodnym, bo był „budowniczym” tych obiektów, mógł więc mówić i pokazywać to
co chciał.”
Warto
dodać, że tajemnicą pozostają dalsze losy inż. Dalmusa, gdzieś się rozpłynął
pod koniec lat 50-tych, kiedy już spełnił swoje zadanie.
W
dalszej części listu, który otrzymałem od Józefa Piszczka, przytacza on
szczegóły jak rozwijała się w prasie i publicystyce „złota myśl” wywodząca się
od inż. Dalmusa o wyłącznym przeznaczeniu inwestycji jako kwatery Hitlera. Tę
tezę przejął Leon Kucharzewski, który w marcu i kwietniu 1951 roku w „Słowie
Polskim” konfabulował jeszcze dalej, pisząc o budowanej z pośpiechem w Górach
Sowich nie tylko „jaskini Hitlera”, ale o pomieszczeniach dla wszystkich
rodzajów wojsk Wehrmachtu. Warto przytoczyć za J. Piszczkiem kilka frapujących
cytatów z artykułów Kucharzewskiego:
-
„ogromne, podziemne miasto, przeznaczono na siedzibę głównej kwatery wojsk
hitlerowskich i na kryjówkę największych zbrodniarzy świata”,
-
„natknęliśmy się najpierw na kwaterę głównodowodzącego flotą”,
- „do
podziemnej siedziby Goeringa prowadzi pięć wejść w Jugowicach. Goering budował
miasteczko większe od osiedla Hitlera. Trzecia co do wielkości jest kwatera
Goebbelsa...”
-
„Keitel wybrał dla siebie miejscowość Ludwikowice, gdzie miała powstać główna
kwatera piechoty i …kawalerii”,
-
„Główna kwatera Hitlera… prowadzą do niej dwa wejścia: jedno z Walimia, drugie
z Kolc”,
-
„Kwatera Hitlera składa się z trzech obiektów: jednego na powierzchni ziemi i
dwóch pod ziemia. Oddziały te wyglądają jak trzy miasteczka stojące jedno nad
drugim. Miała je wszystkie łączyć winda”.
Trudno
się dziwić fantazjom dziennikarza, skoro i jego wyraźnie zaskoczył ogrom i
rozmach tej inwestycji, daleko wykraczającej poza potrzeby samego sztabu
generalnego wodza III Rzeszy.
A potem
– kwatera Hitlera w Górach Sowich – zakorzeniła się na stałe w publikacjach
zarówno popularnonaukowych jak i naukowych. Potwierdzeniem tej tezy były cytaty
z dostępnych wypowiedzi dygnitarzy z otoczenia Hitlera na czele z Albertem
Speerem, ministrem do spraw uzbrojenia i amunicji III Rzeszy. Wszyscy oni
zgodnym chórem utrzymywali, że była to kolejna FHQ (Führerhauptquartier), czyli
Główna Kwatera Führera.
Tymczasem
wiele na to wskazuje, że był to tylko kamuflaż. Chodziło o utajnienie
faktycznego celu budowy, aby się nie powtórzyła historia z Penemünde, gdzie
angielskie Lancastery 17 i 18 sierpnia 1943 r. zbombardowały doszczętnie także
przecież utajnioną fabrykę nowoczesnych rakiet V1 i V2, rozwiewając na zawsze
mit o potędze niemieckiej Wunderwaffe. Inż. Dalmus mógł mieć poruczone specjalne
zadanie zmylenia tropu, zwłaszcza że w momencie wycofania się Niemców z terenu
Gór Sowich istniała nadzieja na szybki powrót i dalszą kontynuację inwestycji,
od której mógł zależeć sukces militarny Niemiec w tej wojnie.
Anthony
Dalmus, to postać niezwykle zagadkowa i charakterystyczna To mistrz kamuflażu.
Będąc na usługach wywiadu niemieckiego udało mu się pozyskać zaufanie naszych
władz bezpieczeństwa. Dzięki temu osiągnął to, co zamierzał, skutecznie
pozacierał ślady wielkiej inwestycji militarnej, dla Polaków tworząc atrakcyjną
fikcję o budowie kolejnej kwatery Adolfa Hitlera w Górach Sowich.
Sprawa
inż. Anthona Dalmusa jest tylko jednym z wielu argumentów stawiających pod
znakiem zapytania faktyczny cel i przeznaczenie budowy podziemnego miasta w
masywie Włodarza.
P.S. Anthony Dalmus, to nazwisko podawane jest
przez niektórych autorów jako Anton Dolmuss lub po prostu Dolmus, m.in. przez
Z. Mosingiewicza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz