Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

piątek, 21 września 2012

Pora na grzyby. Gomólnik Mały.



Gomólnik Mały od strony Łomnicy


 To nie jest rok grzybny w naszych lasach. Być może zaważyła na tym sierpniowa susza. Grzybów było jak na lekarstwo. Pojawiły się w lipcu i ci co już wtedy ruszyli do lasów, mogli wrócić z koszami kozaków, zajączków, prawdziwków. Ale u nas trzeba wiedzieć gdzie i trzeba umieć szukać grzybów, ukrytych w gęstym poszyciu leśnym Określenie „zbierać grzyby” nijak nie pasuje do tutejszej rzeczywistości. Grzybobranie, to epitet właściwy dla lasów zielonogórskich. A dla naszych, to gonitwa po lesie i liczenie na łut szczęścia.
Tak sobie konstatuję wydrapując się na kolejną skarpę Małego Gomólnika, przedzierając się w gąszczu gęstych kęp w dolnej części wzgórza, a potem już na wysokiej leśnej stromiźnie, plącząc się w porozrzucanych konarach wyciętych drzew. Bo Gomólnik już przeszedł „chrzest bojowy” urządzany w naszych lasach przez leśników. Jego skutki są widoczne z daleka- szczyt wysokiej góry zupełnie ogołocony. A z bliska  -  potężne zwały wyciętych gałęzi porozwalanych po całym lesie. Tak ma rzekomo być, zdaniem leśników, bo obcięte konary leżąc na ściółce leśnej przez lata, stanowią jej pożywkę. Ciekawe, że takiej pożywki nie pozostawiają w lasach Czesi, Austriacy, czy Niemcy. Widziałem to na własne oczy, uporządkowane pryzmy gałęzi  ułożone na skraju lasu. A w lesie ład i porządek, ani skrawka wyciętych konarów. Ale to osobny temat, a zarazem wstydliwy i przygnębiający. Staliśmy się gospodarzami olbrzymich terenów leśnych, zadbanych i uporządkowanych przez Niemców. Dziś leśnicy w zielonych mundurach kojarzą mi się z leśnym komando, dokonującym egzekucji w drzewostanie leśnym. Nie robią tego własnymi rękami, ale przy pomocy „wozaków”, którzy wyczyniają w lasach, co tylko im się podoba. Zwózka potężnych bali z góry na dół, to ruina dla runa leśnego, dla leśnych ścieżek i dróg. Nikt tego nie pilnuje, a przynajmniej nie widać skutków tego nadzoru. Dla leśników liczy się głównie ilość „produkcji drewna”, za to otrzymują wynagrodzenia i premie. Są tak samo jak prokuratorzy, czy sędziowie nietykalni. Stanowią państwo w państwie, sami siebie kontrolują i rozliczają.
Moje pesymistyczne widzenie naszej gospodarki leśnej łagodzą wyłaniające się tu i ówdzie widoki górskie. Na Gomólniku jest kilka takich miejsc. Z samego szczytu możemy podziwiać od północy wyłaniający się naprzeciwko łańcuch grzbietów górskich Małego i Dużego Jeleńca z Rogowcem, gdzie znajdują się ruiny piastowskiego zamku, a niżej w wąskiej kotlinie zabudowania uroczej wsi Grzmiąca. Przechodząc niżej w kierunku wschodnim  pomiędzy pniami rozrzedzonych drzew roztacza się widoczna jak na dłoni panorama masywu Włodarza, Wielkiej i Małej Sowy w Górach Sowich, a u dołu ukryte w gąszczu drzew i pagórków zabudowania Głuszycy.  Idąc jeszcze dalej w kierunku południowym  -  wielka kopa Ostoi, a u jej stóp głęboka przełęcz Złotej Wody i Łomnicy. Jest takie miejsce,  gdzie można się zachwycić nowymi budynkami Łomnicy otaczającymi rondo autobusowe, to obrazek najpiękniejszej części tej wsi, chociaż takich obrazków z krajobrazem  Łomnicy jest więcej i trudno powiedzieć, który najładniejszy.

Wstyd mi się do tego przyznać, ale moje akcje grzybiarza są mizerne. Raz na pół godziny udaje mi się znaleźć podgrzybka pod warunkiem, że jest duży i rośnie w widocznym miejscu. Na szczęście moja żona ma talent do odnajdywania grzybów nawet tam, gdzie wydawałoby się że ich wcale nie ma. Nazywam ją „sokole oko”. Chodzimy na grzyby razem, ja jako eskorta, a zarazem opiekun psa „tomcia”, dla którego spacery po lesie, to największa gratka, żona zaś od momentu dotknięcia stopą lasu w pełni skupiona tylko i wyłącznie na jednym, wygrzebywaniu jakby spod ziemi dorodnych okazów, które dla mnie są niewidoczne. Wykorzystuję więc okazję by się zadowolić samym chodzeniem po lesie, oddychaniem świeżym powietrzem i podziwianiem widoków. Nie widziałbym nic złego, gdybyśmy wrócili do domu z pustym koszykiem, ale to się dzięki mojej żonie na ogół nie zdarza.
Z tej grzybowej eskapady wyciągam jeden wniosek i piszę go grubymi literami. Jeśli chcecie obejrzeć cząstkę cudownego świata krajobrazów Gór Suchych i Sowich widzianego z góry, przybywajcie na Gomólnika Małego.

Gomólnik Mały (Schindel Berg), dwuwierzchołkowy masyw górski wysokości 807 m. npm. wyrasta w postaci wyraźnie wypiętrzonej kulminacji na południowy wschód od Jeleńca. Z tej stony oddziela go prawy dopływ potoku Rybnej, płynący przez Grzmiącą, a z drugiej strony potok Złotej Wody, nad którą wyrosła Łomnica. Gomólnik nie cieszy się sławą w prospektach turystycznych, bo szlaki turystyczne prowadzą niżej, może dlatego robi wrażenie góry dziewiczej. Nie jest tak do końca, bo oprócz pracowników trzebiących lasy, odwiedzają go często grzybiarze z okolicznych wsi i podmiejskiej Głuszycy. Gomólnik jest blisko i jak się okazuje obfituje w bogactwo runa leśnego. A ponieważ w ostatnim czasie leśnictwo zbudowało kawał szerokiej brukowanej drogi prowadzącej spod Grzmiącej prawie na sam szczyt Gomólnika, dotarcie w głąb lasu stało się znacznie łatwiejsze.
Nie pozostaje mi nic innego jak tylko zaprosić na pieszą wycieczkę w góry. A grzyby mają to do siebie, że można je jeszcze znaleźć nawet w październiku, jak się dobrze poszuka.





5 komentarzy:

  1. Jako komando turystyczne chciałbym sprostować podpis pod zdjęciem z okolic kościoła w Grzmiącej - Gomólnik Mały jest poza kadrem, tak gdzieś na lewo lub lewo-skos do tyłu. To co widzimy to grzbiet schodzący z Rogowca / Jeleńca Małego w kierunku północno-wschodnim. Sam Gomólnik Mały to miejsce niewątpliwie warte odwiedzenia. Polecam udać na jego północno-wschodni wierzchołek, skąd można nacieszyć oczy dość szeroką panoramą:
    http://tiny.pl/hnx87
    Pomiędzy Gomólnikiem M. a Jeleńcem jest fantastyczna łąka, coś na kształt przełęczy:
    http://tiny.pl/hnx8r
    Kiedyś, o ile dobrze kojarzę, znajdowało się tam schronisko, dziś jeno wspaniałe miejsce na ognisko.
    Nawet nie czuję, jak mi się rymuje!

    P z W!

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do Rybnej i Grzmiącej najprawdopodobniej też wkradła się mała nieścisłość.

    OdpowiedzUsuń
  3. Poddaję się. W pośpiechu popełniłem gafę. Nie jestem tak dobry w geografii.
    Póki co usunąłem fotografię z kościółkiem w Grzmiącej, a także to, że przez Grzmiącą płynie potok Rybna. Dziękuję za obydwie uwagi i za tak wnikliwe czytanie tekstu. Miło mi, ze meritum postu, zachęta do wycieczki na Gomólnika Małego nie budzi zastrzeżeń.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo lubię zbierać grzyby w tych zielonogórskich lasach, w moim przypadku w gminie Sława.
    W górach? Inaczej się zbiera te grzybki. Miałam przyjemność wdrapywać się na skarpę, ślizgając się na ściółce, podtrzymując się kamieni i korzeni drzew. Wyczyn na miarę skałek wspinaczkowych. To ja już wolę swoje niziny. Niestety na wspomnianej przez Pana górze nie miałam przyjemności przebywać. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie namawiam na grzyby na Gomólniku, istotnie to wspinaczka do góry i slalom w dół na złamanie karku. Ale są tu drogi i dukty leśne, którymi można spacerować w miarę bezpiecznie i odnajdywać miejsca widokowe, co jedno to ładniejsze. I w tym celu zachęcam zwłaszcza "tubylców" by to sprawdzić w pogodny weekend. Na pewno lepiej niż "klęczeć" przed telewizorem.

    OdpowiedzUsuń