To wyjątkowa okazja, zdarza się
raz, dwa razy do roku. Ale się zdarza. Czy potrafimy ją wykorzystać.
Przyjeżdżają do nas Romana Więczaszek i Marek Juszczak. W moim
blogu pisałem o nich już tyle razy, że nie zliczę. Pamiętam tylko, że za każdym
razem miałem coś nowego do napisania. Dziś też mogę sobie pozwolić na to, by
podzielić się z moimi Czytelnikami świeżymi informacjami.
Romana przyjeżdża do nas nieomal
bezpośrednio z Wybrzeża. Swój dom w Brzegu nad Odrą odwiedziła na moment, by
odrobić zaległości gospodyni domu,
nacieszyć się wnuczką, zorientować się, czy da radę jeszcze przyjechać
do nas, do Głuszycy, zanim jej druga córka nie powije kolejnej wnuczki lub
wnusia.
Romana spotka się z nami jako
była uczestniczka Nadmorskich Spotkań Literackich i Malarskich,
dziesięciodniowego pleneru w Międzywodziu, a zarazem laureatka konkursu
poetyckiego „Żagiel”. Oto co pisze na ten temat na portalu Brzeskiego Klubu
Literackiego ZNP:
Z różnych stron Polski zjechało się na plener ponad trzydzieści uczestników, głównie członków Stowarzyszenia Autorów Polskich, ale nie tylko.
Komisarzem miał
być Stanisław Nyczaj (poeta, eseista,
edytor, animator kultury związany z Kielcami), lecz z przyczyn zdrowotnych nie
mógł przyjechać.
Imprezy w zastępstwie prowadziła Wanda Stańczak z Warszawy – dziennikarka, obecnie kieruje kabaretem, śpiewa, komponuje i pisze poezję. Przygotowywała scenariusze, robiła próby. bardzo się napracowała, bo czasami trudno było okiełznać tyle indywidualności.
Ozdabiała spotkania piosenkami, dbała o stroje i rekwizyty.
Codziennie dzieliliśmy
się słowem w innym miejscu, były to lokale, domy wczasowe, sanatoryjne,
biblioteki w Międzywodziu i w okolicach.
Odbył się kiermasz
książek, byliśmy na rejsie po Zalewie Kamieńskim i na wycieczce statkiem ze
Świnoujścia. W dobie zaniku miłości do książek, w tym poezji, każde
przedsięwzięcie tego rodzaju jest bardzo cenne. I choć wersy czasem mieszały
się z wonią grilla przy ognisku lub z zapachem piwka, tudzież zanikały w
głośnych rozmowach, to jednak wykonawcy i odbiorcy uczestniczyli wspólnie w
spotkaniu ze słowem. Przyszli posłuchać, będąc na wczasach, znaleźli czas na
chwilę refleksji i to jest bardzo cenne.
W Konkursie Poetyckim
pt. „Żagiel” w komisji zasiedli:
Alicja Patey –
Grabowska, poetka, prozatorka,
głównie dla dzieci, krytyk literacki,
Wanda Stańczak – poetka, wokalistka, prezes II o/ Warszawa Stowarzyszenia Autorów Polskich, twórca kabaretu „Pół serio”,
Marian Jedlecki – poeta, prozaik, organizator Nadmorskich Spotkań Literackich i Malarskich w Kołobrzegu, prezes Stowarzyszenia Autorów Polskich o/ Kołobrzeg.
Wanda Stańczak – poetka, wokalistka, prezes II o/ Warszawa Stowarzyszenia Autorów Polskich, twórca kabaretu „Pół serio”,
Marian Jedlecki – poeta, prozaik, organizator Nadmorskich Spotkań Literackich i Malarskich w Kołobrzegu, prezes Stowarzyszenia Autorów Polskich o/ Kołobrzeg.
Nagrodzeni w
konkursie:
I m. – Teresa
Nietyksza, poetka i prozatorka
z Opola, prezes opolskiego o/ Związku Literatów Polskich
II m. Romana Więczaszek, poetka, publicystka, założycielka Klubu Literackiego „Brzeg”
III m. Stanisława Jarmakowicz, poetka, malarka z Bolesławca.
To kwintesencja
portalowej informacji o wojażach i sukcesie naszego piątkowego gościa.
Zainteresowanych
zapraszam na internetową stronę Romany
Więczaszek, www.klubliteracki.brzeg.pl
Romana przyjeżdża do
nas, by przybliżyć nam swoje osiągnięcia twórcze. Wydała już trzy tomiki
wierszy, ale można się spodziewać, że to jeszcze nie koniec. Jest aktywna w
życiu kulturalnym w swoim środowisku, w Brzegu nad Odrą, ale także w
środowiskach twórców Opola i Wrocławia. Możemy się od niej wiele dowiedzieć i
nauczyć. Skorzystajmy z tej okazji
- w piątek, godz. 17.00 w Centrum Kultury w Głuszycy.
W tym samym miejscu i
czasie spotykamy się z Markiem
Juszczakiem. Wiemy już, że podobnie jak Romana jest Głuszyczaninem, pisze
wzruszające wiersze o Głuszycy, skończył już sztygarowanie na kopalni i jako emeryt korzysta z zasłużonego
odpoczynku. Z tego ostatniego sformułowania, jak to mówią - „koń
by się uśmiał”. Marek właśnie wrócił z tygodniowego pedałowania po Bornholmie i
kolejny tydzień z Wybrzeża do Knurowa na rowerze, w sumie uzbierało się tego
ponad 1000
kilometrów. To i tak mniej niż w ubiegłym roku, kiedy to
wraz z kolegą, Damianem, przemierzyli Bałkany docierając do tureckiego
Stambułu, tam i z powrotem na rowerze. Ale w tym roku dotrzymywały im kroku
zupełne nowicjuszki w jeździe na rowerze , ich żony.
Ponieważ mój
sympatyczny Czytelnik blogu i komentator (a może komentatorka) PzW zobowiązał mnie, by nie pisać już
nic więcej na temat Bornholmu, bo jest to jedyne miejsce, gdzie nie dotarła w
pełnym wymiarze europejska cywilizacja, można więc tam znaleźć chwile ciszy,
spokoju i autentycznego kontaktu z naturą, nie będę więcej rozpisywał się o poruszających
wrażeniach Marka. Natomiast zainteresowanych zachęcam do zadania mu takich pytań bezpośrednio na spotkaniu. Można
się też zapytać, skąd zrodził się pomysł, by w przyszłym roku na rowerze zdobyć
North Camp, czyli najdalej wysunięty punkt lądu stałego w północnej Europie, a
więc ponad 500 km
za linią bieguna północnego. Czuję jak przeszywają mnie zimne dreszcze na samą
myśl o pedałowaniu w temperaturze poniżej 30 stopni Celsjusza.
Co za pomysł? Ale na to pytanie może odpowiedzieć sam pomysłodawca. Trzeba go o
to osobiście zapytać.
Zapraszam na
spotkanie - 14
września, godz. 17.00, CK Głuszyca.
I to by było na tyle… w przeddzień interesującego
spotkania. Do zobaczenia !
Proszę, jacy wspaniali ludzie wywodzą się z tego małego miasteczka. Lubię takich ludzi. Ciekawych, pełnych pasji, pomysłowych.A na Borholm pojechałabym już dziś. Pierwsze zakupy poczyniliśmy, tzn mamy hak na rowery, teraz wystarczy uzbierać monety na wyjazd. Pozdrawiam pana serdecznie.
OdpowiedzUsuńDziękuję Anno, że się odezwałaś. Jak widać mam dość sporo Czytelników lub tylko oglądaczy mojego blogu, ale komentatorów jest tyle, co na lekarstwo. I Ty jesteś tym lekiem, który wzmacnia mnie duchowo.
OdpowiedzUsuńTo co mnie najbardziej ujęło z opowiadań Marka o Bornholmie, to uprzejmość i gościnność mieszkańców oraz całkowite bezpieczeństwo. Tam nie trzeba się bać złodziei, albo tego że umrzesz z głodu lub pragnienia. Każdy jest gotów się podzielić tym, co ma pod ręką. Nie widać w ogóle policjantów lub jakichkolwiek stróżów, domy są pootwierane.Wszyscy uśmiechnięci i nastawieni przyjaźnie do przyjezdnych.
Jestem pewien, że to bardzo by Ci odpowiadało, dobrze więc że masz już na początek haka, a monet nie potrzeba wiele, jeśli zrobi się dobre zaopatrzenie w naszych sklepach,z czym jak wiem poradziłabyś sobie dokładnie i pedantycznie. Wtedy suma sumarum wakacje na Bornholmie okażą się tańsze, niż na naszym zupełnie "zwariowanym" pod tym względem Wybrzeżu. Pozdrawiam !