Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

piątek, 31 sierpnia 2012

Było,minęło !



dwa kroki do jesieni


Czekałem na to lato jak na zbawienie. Myślę o wlokących się jak pociąg z Wałbrzycha Głównego do Wrocławia miesiącach tzw. zimy. U nas zaczyna się ona pod koniec września (już wtedy by się ogrzać, zapalamy pod kominkiem} i trwa ta przygoda circa osiem miesięcy. Bywa, że wyczyszczamy kominek z początkiem majowego długiego weekendu, tymczasem  w połowie maja nocą mroźne powietrze pokrywa szronem kwitnące czereśnie, wiśnie i jabłonie,  a wszystko co w ogrodzie wypuszcza świeżutkie pąki zamienia się w martwe szypułki. Pocieszamy się wtedy, to przecież „zimna Zośka”, po niej już nic nam nie grozi. Będzie wiosna w całej swej okazałości. Niestety, z początkiem czerwca pojawia się nocą mroźny powiem arktyczny, który po raz drugi poraża wszystko co żyje w ogrodzie włącznie z iglakami. Wystarczy jedna noc… i po wiośnie. Cała poezja o odradzającym się na wiosnę życiu idzie w niwecz.
Tak miało być tego roku, już od kwietnia słoneczna, cieplutka wiosna. Niestety, w porach roku coś się pomieszało. Trudno odróżnić zimę od wiosny, a jesień od zimy, zaś lato w naszej strefie klimatycznej kojarzy coraz mocniej z gwałtownymi ulewami, burzami, huraganami, trąbami powietrznymi i ustawicznymi powodziami. O przyczynach i skutkach tych anomalii pogodowych lepiej nie mówić. U mnie symbolem jest duża czereśnia, która w ciągu wielu lat urodziła zaledwie kilka owoców, ale nie było to tego roku
Ci co czekają tak jak ja na lato w górach muszą sobie to wybić z głowy. Jedynie hurra optymiści mogą się cieszyć tym, że dopiero w drugiej połowie sierpnia było przez parę dni gorąco i wreszcie okazało się, że warto było napełnić basen kąpielowy wodą. Mogą też składać dziękczynienia Bogu, że nie spotkał nas los nie tak odległej Bośni, gdzie od maja przez trzy miesiące nie spadła kropla deszczu, a butelkowana woda w sklepach jest droższa od benzyny.

już czas gromadzić drzewo do kominka

Uzbierało mi się dość sporo gorzkich refleksji, ale to nie zgasi do reszty mojego optymizmu. Należę do tej kategorii osób, którzy na widok szklanki w połowie napełnionej woda, wołają: cieszmy się, mamy  jeszcze pół szklanki wody. Pesymista w tej sytuacji będzie bić w bębny na trwogę, bo zostało tylko pół szklanki wody.
Dlatego wołam dziś, mamy jeszcze słoneczny wrzesień, jeden z najpiękniejszych miesięcy w naszej strefie klimatycznej. Piękny jest z tysiąca powodów. Spróbuję wymienić kilka z nich.

We wrześniu powracamy do normalnego życia. Dzieci i młodzież witają z utęsknieniem nowy rok szkolny po pełnych wrażeń wakacjach w wielkomiejskich slumsach lub małomiasteczkowych  szuwarach. Niektórzy z nich, wybrańcy losu, doświadczyli tzw. aktywnego wypoczynku na koloniach letnich, obozach i małych formach wypoczynku. Co to była za frajda, trzeba ich zapytać. Ważne, że wrócili cali i zdrowi.
  
Nauczyciele pękają z radości, że wreszcie skończyła się  „uciecha” z rzekomym wakacyjnym odpoczynkiem n.p. za pośrednictwem polskich biur podróży w Egipcie, Tunezji, lub Turcji. Cieszą się, że wrócili cali i zdrowi do zasłoniętej chmurami ojczyzny i że po krótkim lecz prawdziwym odpoczynku w ostatnim tygodniu sierpnia, będą mogli ze zdwojoną energią i pasją powrócić do swej życiowej przygody  -  pracy szkolnej z dziećmi i młodzieżą.


niezły pomysł na otwarcie roku szkolnego

Władze miejskie i gminne radują się, że mają tak mądrą, pozytywnie nastawioną młodzież, i takich nauczycieli, którzy pękają  z radości, że rozpoczął się nowy rok szkolny. A ponieważ nie pozamykali jeszcze do końca wszystkich szkół i nie pozwalniali nauczycieli, cieszą  się, że mogą otwierać na apelach szkolnych nowy rok szkolny cali i zdrowi.

Mój wspaniały kolega, artysta – fotograf, Robert, cieszy się, że może tę oszałamiającą radość utrwalić na kliszy foto, a że robi to z prawdziwą perfekcją mam nadzieję podzielenia się z Państwem w moim blogu jego dziełami sztuki. Ale to może nastąpić w cudownym miesiącu wrześniu. Jestem pewien, że Państwa przekonałem, ze wszystko co najlepsze przed nami, choć pozostało jeszcze ćwierć szklanki lata, ale to najsłodszy osad i dlatego będziemy smakować go wolniej i jak najdłużej.

P.S.
Moja wielkoduszna sąsiadka, Viola, wzbogacająca mój blog fotografiami i jej mąż Marek nie mogą uczestniczyć w tym pogodnym nastroju z powodu żałoby. Proszę przyjąć wyrazy współczucia!

2 komentarze:

  1. A ja się cieszę z końca lata jak dziecko! Jeszcze tylko listopadowa plucha, którą najlepiej spędzić w górach a potem... potem już tylko lepiej! Rakiety, raki, namiocik, cudny puch, piękne ostre słońce, samotne poranki na szczytach gór, zmrożone zbocza po wcześniejszych halniakach, cudowne inwersje z bajkowymi widokami. Ech!

    Życie zaczyna się poniżej -5 !

    P z W!

    OdpowiedzUsuń
  2. No i mamy kolejnego optymistę. Pewnie że zima ma swoje uroki, zwłaszcza gdy mamy poniżej 50. Powyżej już jest gorzej pod namiocikiem, gdy na zewnątrz poniżej -5. Ale P z W pisze o tym tak pięknie i sugestywnie, ze godzę się na wszystko, zwłaszcza te cudowne inwersje z bajkowymi widokami. Dziękuję za wzrusząjacy komentarz.

    OdpowiedzUsuń