miasto budzi się, ale nie tak wcześnie rano |
Mam już od pewnego czasu
zakodowany jak w budziku codzienny poranny spacer z psem. Nie potrzebny mi do
tego zegar, bo mój wierny przyjaciel Tomcio ma to już w genach i o właściwej
porze niecierpliwie pomrukuje, merda zachęcająco ogonem i wskazuje na drzwi, a
ich otwarcie, to najszczęśliwsza dla niego chwila, pod warunkiem, że wychodzimy
z domu razem. Mój jamniczek to zwierzę niezwykle towarzyskie, jego zadowolenie
wzrasta podwójnie, gdy na spacer idzie jeszcze z nami moja żona. Ale Tomcio już
wie, że o wczesnej porze nie jest to możliwe, bo pani domu właśnie wczesnym
rankiem ma, jak to sama określiła „najlepsze spanie”.
to właśnie nasz wiejski pejzażyk |
Wychodzimy więc z Tomciem na
ranny spacerek i robimy to bez względu na „stan atmosfery w danej chwili”.
Zapamiętałem to precyzyjne określenie czym jest pogoda z lekcji geografii w podstawówce. Padający
deszcz nie jest przyjmowany przez mojego druha z entuzjazmem, ale godzi się z
tym z pokorą. Nie zwraca na to uwagi, że ja mogę się chronić od deszczu pod
parasolem, on zaś musi moknąć bez żadnej
taryfy ulgowej.
mój wierny druh Tomcio |
Poranny spacer jest rzeczą
niezmiernie ważną i interesującą. To
że ważną, jest jasne, zważywszy na potrzebę ruchu dla człowieka „przebitego
siedmioma szpadami melancholii”. To że interesującą przekonuję się coraz
częściej. Wiadomo rano jest się rześkim i
zdrowym, sprawniejszym pod względem fizycznym i umysłowym, nastawionym
pozytywnie do życia. Na spacerze jest czas na skupienie się i refleksję. Taki
partner jak Tomcio nie przeszkadza w niczym, zajęty tropieniem zapachów, jak
się okazuje nieznanych, zupełnie niewyobrażalnych dla człowieka.
Moje poranne przemyślenia
spacerowe mogłyby stanowić odrębny temat blogowy, ale nie jestem pewien, czy w
krótkim czasie nie pozostałbym jedynym czytelnikiem tego blogu. Będę więc tylko
wyjątkowo próbował je wykorzystać wtedy, gdy będą się mi wydawać szczególnie
interesującymi.
Tak się stało właśnie wczoraj. To
było tuż po „siódmej” rano i po obfitej choć z dawna oczekiwanej burzy. Jeszcze jej wilgotny oddech czuć było w powietrzu.
Poszliśmy z Tomciem stałą trasą, najpierw Osiedle, potem w dół nad rzekę, obok
basenu, boisk „Orlika” na główną arterię
miejską, ulicę Grunwaldzką i z powrotem do siebie na wieś. Tak nazywamy naszą ulicę, która zamyka miasto, a
otwiera wolną przestrzeń górskiej niezamieszkałej kotliny. Czujemy się jak na
wsi, co wcale nie oceniamy pejoratywnie.
To co mnie uderzyło szczególnie,
to zupełna, absolutna pustka i na Osiedlu Mieszkaniowym i w centrum miasta. Ani
jednej żywej duszy. Miasto śpi. Jest w pół do ósmej rano. Oczywiście -
niedziela. Ale wczoraj w sobotę jak sobie przypominam było podobnie. Też
dominowała cisza i spokój. Sklepy pozamykane, bo w niedzielę są otwarte
najwcześniej od ósmej. Na Grunwaldzkiej
minął mnie jeden samochód. Dostrzegłem też w Ogródku Jordanowskim na ławce
jedynego, „zmęczonego życiem” mężczyznę, z butelką piwa w ręce.
No i czy nie jest to powód do
rozmyślań. Co się dzieje z moim niegdyś przemysłowym, rojnym i gwarnym miasteczkiem, które
pamiętam z lat młodości i dojrzałości jako kipiący tygiel ludzi przewalających
się ulicami od rana do nocy. To było
miasto młodych, pełnych werwy i żywotności ludzi. W niedziele rano też było
rojno od pracowników fabryk włókienniczych wracających z nocnej zmiany. Zaraz
potem pojawiały się grupy ludzi idących na ranną Mszę Św. do kościołów.
Można wysnuwać różne wnioski. To
skutek upadku przemysłu. Nie ma już „Piasta” zatrudniającego około dwóch
tysięcy pracowników, nie ma „Argopolu”, „Terenówki” w Głuszycy Górnej, DMW w
Grzmiącej. Dawna „Indriana” ratuje
jeszcze sytuację, zatrudniając ponad dwieście osób, zaś „Nortech” ledwie „robi
bokami”. W mieście nie ma pracy, bo nie ma większych zakładów pracy, we wsi nie
ma pracy, bo upadło rolnictwo.
oto w całej okazałości poranny ruch w mieście |
Można też szukać przyczyn w
skutkach przemian ustrojowych po upadku PRL-u w latach dziewięćdziesiątych, a
także w zmianach mentalności ludzi. Mamy dziś wolne soboty i niedziele,
pracujemy mniej niż dawniej, koncentrujemy się bardziej na sprawach osobistych,
domowych, mniej na zawodowych. Wiadomo, że z miasta wyemigrowała młodzież i
ludzie młodzi czynni zawodowo w poszukiwaniu pracy w głębi kraju lub za
granicą. Głuszyca stała się miastem emerytów i rencistów oraz bezrobotnych, dla
których znalezienie stałej pracy jest z różnych powodów rzeczą nieosiągalną.
Głuszyca to nie jest to samo
miasto, co kilkadziesiąt lat temu. Czy oznacza to, że powinniśmy klękać na
kolana, rozdzierać szaty i wołać o pomstę do nieba? Jestem pewien, że nie. To że wczesnym rankiem
w wolne soboty i niedziele nie ma ludzi na ulicach, nie oznacza że miasto
umarło. Ono po prostu śpi, korzystając z weekendu. Obudzić je może wielki cel i wskazanie dróg i sposobów jego osiągnięcia.
Tak sobie rozmyślam na
niedzielnym spacerze rankiem w cichym, bezludnym, opuszczonym środku miasta.
Fot. Violi Torbackiej i z domowego albumu.
Pomimo przebicia mniejszą ilością, podobne myśli nachodzą i mnie. Smutne, gdy Rynek w Wałbrzychu jest pusty już po siedemnastej, gdy na największym przystanku podczas ciepłego wieczoru stoją trzy osoby, gdy przechodzę obok Harcówki, gdy siedzę na głuchym Wałbrzychu Głównym, gdy widzę ruiny boguszowskich szybów... A może tak właśnie ma to wyglądać? Bez gwaru, huku, biegu, pokłosia powojennej zawieruchy, wielkich zmian i sztucznego "pompowania życia"?
OdpowiedzUsuńP z W!
Moje miasto choć z działającym KGHM niestety umiera. Kto nie pracuje w tym zakładzie przeważnie boryka się z problemami zawodowymi- finansowymi. Młodzież zostaje po studiach w innych miastach reszta jest za granicą. Dobrze radzą sobie jeszcze nauczyciele bo Ci zawsze mają pracę a dla reszty rzeszy pozostają liczne markety gdzie również nie ma przyjęć. Miasto po 20 zamiera rano zaś w niedzielny poranek spotykam ludzi spacerujących z psami i niedobitków po imprezkach. Niestety daleko nam do Wrocławia ba nawet do Lubina czy Polkowic który bardzo prężnie dzięki wspomnianemu KGHM się rozwija.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
( przepraszam ale w klawiaturze przecinek nie działa)
Nawiązuję najpierw do komentarza P z Wałbrzycha. To fakt. Miałem już kilka razy jadąc w Wałbrzychu o nietypowych porach dnia (nie mówiąc o nocy) wrażenie
OdpowiedzUsuńumarłego miasta. Nie powiem, żeby to robiło na mnie złe wrażenie. Ale tylko w kontekście medialnego obrazu Wałbrzycha jako miasta - postrachu całej Rzeczpospolitej, gdzie grasują bandy pijanych zbirów, bezrobotni z bieda-szybów i w ogóle jest to miasto wyklęte. To bardzo znamienne pytanie, które Pan zadał, a może właśnie powinno tak być? Nie mam nic przeciwko temu.
A teraz pytanie do Ani. Czy ty mówiąc o swoim mieście myślisz o Głogowie? Ostatnio czytałem,że to miasto opanowała grupa "silna pod wezwaniem", ale nie rodem z PSL, tylko PiS. Czy to możliwe, by taki polityczno- rodzinny protektorat prawicowy spowodował zastój w pięknym, historycznym mieście? Nie wiem, co o tym myśleć, choć jestem daleki od upolityczniania sytuacji, w których chodzi często o brak madrych ludzi u steru władzy. I to wszystko!
Jeśli chodzi o Prezydenta, to istotnie jest to PIS-owiec. Nie znam sie na polityce, ale za kadencji Pana Zubowskiego powstały drogi, obwodnica, remonty urzędów. Obecnie trwa remont "straszącego" widokiem Dworca PKP ( choć to chyba PKP remontuje, nie miasto), developerzy rozbudowują starówkę- no coś się dzieje. Jednak sytuacja z pracą jest zła, nie ma strefy ekonomicznej, nie powstają nowe firmy. Nie wiem czyja to wina. Sama jeździłam do Lubina do pracy ( 38 km), miałam też pracę w Polkowicach (15 km), w Głogowie firma, w której pracowałam na moich oczach upadła. Po prostu Lubin, Polkowice, Wrocław są bardziej atrakcyjnymi miejscami do budowania swojego życia dla młodych ludzi, niż Głogów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam (klawisz przecinka się naprawił)