Samplujący gadżeciarz
Stańko
W piątkowym programie TV „Gazety
Wyborczej” czytam rozmowę nadwornego kawalarza Radia „Z”, specjalizującego się
ostatnio w wywiadach, Rafała Bryndala, z
trębaczem jazzowym, Tomaszem Stańko. Dotyczy ona tegorocznego - „Solidarity of Arts”. Oczywiście nazwanie
festiwalu muzyki jazzowej po polsku, jest rzeczą nie do przyjęcia. Na zachodzie
pomyślano by zapewnie, że odbywa się to w „trzecim świecie”. A poza tym to
wstyd przyznawać się, że jesteśmy Polakami i mamy swój język. W tym tyglu
jazzowym zorientowanym od podstaw na to, co się dzieje w dalekiej Ameryce, na
Zachodzie, można obracać się tylko w języku angielskim. Dopiero wtedy możemy z
dumą głosić na prawo i lewo jakie to piorunujące wrażenie robi na nas hip hop. Następny krok, to zachłanne
słuchanie muzyki zachodniej, pogoń za nagraniami najlepszych zachodnich
muzyków, przejmowanie ich wzorów w próbach własnych kompozycji. I odnoszenie
się z pogardą do wszystkiego, co miałoby jakikolwiek związek z Polską.
Nasz polski jazzman, trębacz
Tomasz Stańko, nazwany przez Rafała Księżyka, autora biograficznej o nim
książki, Desperado, mówi o sobie, ze
jest gadżeciarzem, ale nie chodzi o
bajery i wodotryski, tylko o to, że sampluje
dźwięki, i dokłada je do swej muzycznej palety.
Po zeszłorocznym gościnnym udziale
w koncercie, którego główną gwiazdą był
Marcus Miller, dziś nie waha się by ponownie pojawić się na scenie. Ma
nadzieję, że Solidarity może się
stać polską specjalizacją - wielki koncert z wyrafinowaną muzyką, czyli
muzyką free jazzu w wykonaniu
„Stańko plus”
Na Solidarity wystąpi sam Quincy
Jones, będzie dyrygował big bendem.
Tomasz Stańko zagra na nim coś z płyty „Wislawa”, przygotuje pulsujący groovowy zespól, który zagra z
Latynosami , a zaśpiewa Mika Urbaniak. A
jeszcze Chaka Khan, Kayah, Soyka, słowem wielki show, a zarazem wyrafinowany.
Zwróćmy uwagę na tą, wydawałoby
się drobnostkę. Już nie piszemy Kajach, Sojka, to przecież wyglądałoby
egzotycznie, prowincjonalnie. Trzeba iść
z duchem czasów. To się dawniej nazywało małpowanie, ale dziś mamy właściwe określenie -
samplowanie, albo jeszcze dźwięczniej
- gadżeciarstwo.
Rafał Bryndal pisze na wstępie
wywiadu, że Solidarity of Artis jest odwolaniem się do powstałej trzy dekady
temu „Solidarności”, ale stawia na sztukę najwyższych lotów, tyle że kierowaną do masowego odbiorcy.
Domyślamy się, do polskiego
odbiorcy, zwłaszcza że sama muzyka jazzowa nie wymaga znajomości języka
angielskiego Można się zgodzić z takim
zamiarem, ale zupełnie rozsądnie wątpić w osiągnięcie celu. Zwłaszcza gdy
prowadzący koncert i wykonawcy zasypią nas angielszczyzną Sam Rafał Bryndal w
końcówce wywiadu pisze:
„Nie przekonamy do sztuki
wysokiej wszystkich.. Dlatego nie trzeba namawiać czy popularyzować, tylko
sprawiać, żeby te wyrafinowane dzieła były dostępne… Musi być miejsce dla
wszystkiego, i dla Stańki, i dla Ich Troje. Wybór należy do słuchacza”.
No właśnie, wybór należy do nas,
niewzruszonych spadkobierców mody cudzoziemskiej naszych dziadów i ojców, zapatrzonych ślepo w zachodnie wzory i
traktujących je jak talizman. Nawet jeśli dotyczy to wyrosłego przecież na
gruncie amerykańskim polskiego ruchu „Solidarność”.
Stasys of Arts Glusykas
Fot. Stasys Eidrigevicius
Wydaje mi się że artysta o którym piszę Pan Stanisław to Paweł Kukiz , nie Piotr.
OdpowiedzUsuń...to był oczywiście komentarz dotyczący poprzedniego posta.
OdpowiedzUsuń