„Cicha woda brzegi rwie…”
Wiejski zwierzyniec w Lasocinie
Coraz rzadziej zdarza mi się
poddawać nagłym porywom zachwytu i wzruszenia. Może to skutek wieku i
związanego z nim nabytego doświadczenia, a może też potrzeba zgodnej harmonii
kilku czynników naraz - pogodnego nastroju, słonecznej aury, towarzystwa miłych osób. No i rzecz
najważniejsza - zetknięcia się z czymś szczególnym,
osobliwym, nadzwyczajnym. Tak to próbuję tłumaczyć, gdy uświadamiam sobie po
raz któryś, że coś pięknego roztacza blask w mej podświadomości. Coś tam
utkwiło i powraca, łagodnym strumieniem nieprzemijającej fascynacji. Tak, tak,
to jest to. Skutek niespodziewanego,
czarującego wieczoru w gronie rodzinnym, w górskiej przystani, w promieniach
zachodzącego słońca, w bezpośrednim otoczeniu natury i tych wspaniałości, które
w zgodzie z nią udało się stworzyć człowiekowi.
Odkrywam wciąż dla mnie nowe
miejsca w Górach Sowich, choć wydawałoby się, że w moim blogu o wszystkim już
pisałem, że nic już nadzwyczajnego nie powinno mnie zaskoczyć. Teraz już wiem,
że mogę się spodziewać jeszcze wielu innych niespodzianek, bo świat się zmienia
w oka mgnieniu, bo pędzimy do przodu, bo wciąż rodzi się coś nowego. Potwierdzają
to w całej rozciągłości nowe wrażenia z mojej
wycieczki na tamtą stronę Gór Sowich, gdzie królują Dzierżoniów,
Bielawa, Pieszyce. Przede wszystkim widać tu gołym okiem, że Polska jest w
budowie. Gdzie się nie obejrzeć, wszędzie rozkopy, rusztowania, materiały
budowlane, ciężki sprzęt, krzątający się po drogach i w obejściach ludzie pracy,
a obok tego nowe kolorowe domy, ogrody, obiekty sportowe, kościoły, pensjonaty,
restauracje, słowem radujący duszę krajobraz wyrwanych z bezruchu miast i wsi.
Po drugie – zupełnie inne Góry
Sowie. Okazuje się, że równie piękne i zadziwiające swą majestatycznością, jak
od strony mojej Głuszycy, ale znacznie bardziej, bo z szerokiej płaszczyzny
Niziny Śląskiej lepiej dostrzegalne w całości.
Urozmaicone, ciągnące się nieprzerwanie pasmo lesistych wzgórz zamyka od
zachodu krajobraz i ginie gdzieś na horyzoncie.
Bielawa uderza świeżością przyrody,
urozmaiceniem nowego budownictwa osiedli mieszkaniowych i domków
jednorodzinnych, nowoczesną siecią handlową, czystością ulic i parków. Wcale
nie widać skutków upadłości przemysłu włókienniczego. Pieszyce podobnie jak
Głuszyca dźwigają się z marazmu pierwszych lat, gdy pozamykano tkalnie i przędzalnie,
a byli włókniarze oblegali Urzędy Pracy i ZUS-u w poszukiwaniu środków do życia.
Pieszyce wydają się w Górach
Sowich najważniejsze, bo to właśnie na ich obszarze administracyjnym znajduje
się Wielka Sowa. Ale jest ona w powiecie
dzierżoniowskim, do którego należy także leżąca u stóp Gór Sowich Bielawa.
Dobrze się stało, że Stowarzyszenie Turystyczne Gór Sowich jednoczy te miasta i
jeszcze inne gminy po drugiej stronie Gór Sowich we wspólnych działaniach
na rzecz rozwoju tego starożytnego pasma górskiego.
Pieszyce wtapiają się w przyrodę
Gór Sowich przy pomocy swych arcypięknych wsi letniskowych. Noszą one nazwę –
Kamionki i Rościszów. Warto będzie poświęcić tym wsiom nieco więcej miejsca, bo
stają się coraz wyraźniej wizytówkami turystycznymi Pieszyc.
Dziś chcę napisać więcej o takim
miejscu, które jak się okazuje już od dłuższego czasu stało się magnesem
przyciągającym do Pieszyc turystów i wczasowiczów nie tylko z Dolnego Śląska,
ale i z całego kraju, a także z bliskich Czech i Niemiec. To właśnie ono wywołało
w mojej duszy tak optymistyczny niepokój, o czym piszę we wstępie.
Jak łatwo się domyślić rzecz
dotyczy gospodarstwa agroturystycznego Szymona
Balaka „Cicha Woda” w Lasocinie. Nie jest tak łatwo odnaleźć to miejsce na
mapie, właściwie przysiółek, czy kolonię Rościszowa, choć są tacy, którzy
traktują Lasocin jako dzielnicę Pieszyc. Na pewno do Lasocina trzeba jechać
przez Rościszów i prowadzi tam tylko jedna droga asfaltowa. Ścieżką turystyczną
przez lasy można dotrzeć tu pieszo spod kościoła Aniołów Stróżów w Kamionkach. Lasocin
to obecnie niewielka enklawa w otoczeniu gór, w głęboko wciętej dolinie
bystrego potoku, która oprócz tego co tu stworzyli ludzie ma jedną nie podważalną
zaletę -
fantastyczne położenie krajobrazowe. Nic dziwnego, że już pod koniec
XVIII wieku dostrzeżono tę zaletę i w 1780 roku rozpoczęło się zagospodarowanie
terenu na mocy edyktu króla Fryderyka II z przeznaczeniem na cele letniskowe. W
1787 roku istniało tu już 40 domów. Nieco wyżej powstała jeszcze niewielka
kolonia o nazwie Serwatka, gdzie podobnie jak w Lasocinie funkcjonowała gospoda
z miejscami noclegowymi. Tędy właśnie prowadził szlak turystyczny z Rościszowa
przez Starą Jodłę na Wielką Sowę.
Po 1945 roku Lasocin stracił
znaczenie wsi letniskowej, częściowo wyludnił się ze względu na trudne warunki
glebowo-klimatyczne, które nie sprzyjały rolnictwu. W dawnej gospodzie
organizowano wczasy zakładowe, przy czym została ona gruntownie przebudowana i
dobrze wyposażona. W latach 70-tych część starych domów przebudowano na cele
letniskowe, a w górnej części wsi powstało nowe osiedle, zbudowano nowy hotel „Tulipan”
Obecnie jest tu jeden z ładniejszych i bodaj największy w Górach Sowich zespół
domków letniskowych.
Na czoło wszystkich posiadłości wysuwa się
jedna, nie mająca równych sobie. Nosi nazwę „Cicha Woda”. Całkiem słusznie śpiewamy w znanym przeboju : „Cicha
woda brzegi rwie…” Odnosi się to w całej rozciągłości do poczynań Szymona
Balaka, który zbudował swe „księstwo” poczynając nieomal od zera. Dziś gospodarstwo
agroturystyczne „Cicha Woda” na obszarze 4.5 ha dysponuje m. in. chatę wiejską z salą kominkową do spożywania złowionych pstrągów, tarasem,
letnim domkiem, dwoma stawami z pstrągami, ogródkiem jordanowskim dla dzieci,
placem do jazdy konnej oraz zabudowaniami gospodarczymi - całość na
ogrodzonym terenie.
Ale to nie wszystko. Oprócz tego,
że można się tu zatrzymać o każdej porze dnia i nocy, dobrze zjeść, (bo kuchnia
serwuje domowe dania z mięsa, ryb, nabiału, z obfitymi dodatkami własnych
warzyw i runa leśnego, swojskimi wypiekami), że można przenocować, a nawet
zatrzymać się na dłużej, to najwięcej zainteresowania i emocji wzbudza u
dorosłych, nie mówiąc już o dzieciach sympatyczny „Zwierzyniec”, niczym w dobrym ogrodzie zoologicznym. Znajdujemy w
nim oprócz ptactwa domowego (kury, gęsi, kaczki, indyki w różnych odmianach),
także bogatą kolekcję ptaków leśnych i egzotycznych, no i oczywiście zwierzęta domowe
w całej swej rozmaitości. Na konikach można pojeździć, w stawach oglądać
bogactwo pstrągów i innych ryb, można pogłaskać oswojone lamy i podziwiać taką świnkę,
jakiej jeszcze w życiu nie widziałem – świnkę włochatą z dwoma maleństwami. Nie
będę tego opisywał, trzeba tu przyjechać
i zobaczyć.
Oczywiście łatwo się domyślić, że
wszystko to znajduje się w tak malowniczym otoczeniu górskim, że nie potrzeba
wyprawiać się w Alpy, ani Apeniny, wystarczy mały Lasocin, a w nim „Cichy Dom”
Szymona Balaka, (choć cichy, to on jest obecnie tylko z nazwy).
Wiem, ze piszę to jak dobry post
reklamowy Radia „Z”, albo mojej rozgłośni wałbrzyskiej radia „Złote Przeboje”,
ale proszę mi wierzyć, nie jest to tekst sponsorowany, nie znam osobiście właściciela,
miałem okazję z nim zamienić parę słów, bo śpieszył się do swych zajęć
gospodarskich. Nie dowiedziałem się zbyt wiele o jego pasji hodowlanej, co
widać na każdym kroku, ani też włożonym w to wszystko wysiłku. W „Cichym Domu”
byłem pierwszy raz. Może właśnie dlatego to wrażenie było tak duże. Myślę
jednak, że nie pominę kolejnej okazji, jeśli się nadarzy, by tam zaglądnąć, bo
to co tam można zobaczyć i przeżyć warte jest kolejnych odwiedzin. Zachęcam
Państwa – idźcie w moje ślady, bo warto !
Fot. ze strony internetowej gospodarstwa "Cichy dom" w Lasocinie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz