Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

wtorek, 24 kwietnia 2012


Na końcu świata, cz. II


Fot. Robert Janusz

Fot. Robert Janusz
Wracam ponownie do książki Olgi Tokarczuk „Prowadź swój pług…”:

„Nie ma się co dziwić ludziom, którzy opuszczają Płaskowyż zimą. Trudno jest tu mieszkać od października do kwietnia, wiem coś o tym. Co roku spada tutaj wielki śnieg, a wiatr starannie rzeźbi z niego zaspy i diuny.  Ostatnie zmiany klimatyczne ociepliły wszystko, tylko nie nasz Płaskowyż . A wręcz przeciwnie, zwłaszcza w lutym, śniegi są większe i dłużej leżą.  Mróz kilka razy w ciągu zimy dochodzi do dwudziestu stopni, a zima kończy się na dobre w kwietniu…
Zima pięknie otula wszystko białą watą, skraca maksymalnie dzień, tak że gdy się nieopatrznie zasiedzi w nocy, można się obudzić w Mroku popołudnia następnego dnia, co przyznam szczerze -  zdarza mi się coraz częściej od zeszłego roku. Niebo wisi tu nad nami ciemne i niskie, jak brudny ekran, na którym rozgrywają się nieposkromione batalie chmur. Po to są nasze domy  -  żeby chronić nas przed tym niebem, inaczej przeniknęłoby do samego wnętrz naszych ciał, gdzie podobna małej szklanej kulce, tkwi nasza Dusza. Jeżeli coś takiego w ogóle istnieje…”
Zima, jak widać to wyraźnie we fragmencie  powieści nie nastraja powieściopisarki zbyt optymistycznie. Nie zachęca nas do zamieszkania tu na stałe. Co innego jeśli ma się tylko daczę, w której można się zaszyć w letnie lub wczesnojesienne weekendy. Nawet dłuższe parotygodniowe pobyty w ciepłych porach roku mogą wywołać uczucie splinu i nostalgii za gwarem miejskich ulic. A co dopiero zimą.
Ja podróżowałem przez Dworki i Krajanów zwykle letnią porą. Był taki okres, kiedy zdarzało mi się to dość często. Nie ukrywam, że m. in. spowodowała to pisarka. Olga Tokarczuk, którą miałem okazję poznać na spotkaniach literackich. Nieodwołalnie szukałem za każdym razem realnych śladów, których literackie odbicie znajdowałem w jej książkach. Nie potrafię rozstrzygnąć w jakiej mierze mój sentymentalny  nastrój był wynikiem odsłaniających się znienacka coraz to piękniejszych, urzekających krajobrazów, a ile w tym było zniewalającej aury jej książek  -  „Dom dzienny, dom nocny”, „Prawiek i inna czasy”, czy wspomniana w cytowanym fragmencie powieść „Prowadź swój pług przez kości umarłych”.
Wiadomo, co innego przejechać się tędy samochodem, nawet bardzo wolno z przystankami, a co innego zostać tu na stałe.
Obydwie wiosczyny, Dworki i Krajanów, przyssane do szosy i niewielkiego, bystrego potoku, nie należą do bogatych, strojnych, paradnych. To wsie ubogie, tak samo jak ich mieszkańcy, mający świadomość, że mieszkają tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. Z  Wałbrzycha jedziemy tu przez Głuszycę, by w Świerkach zaraz na początku skręcić w lewo.  Naszym oczom ukaże się niebywałe zjawisko, to widoczny jak na dłoni kamieniołom melafiru, w którym kasuje się od paru lat liczącą sobie 713 m. npm. Słoneczną Kopę, znikającą  z horyzontu jak domek z kart.
Mijamy ją bokiem i kilkaset metrów dalej zjeżdżamy serpentynami do celu naszej wycieczki.


Wzgórza Włodzickie
 Dworki, to zaledwie kilkanaście domów rozproszonych w kotlinie na granicy Gór Suchych od zachodu i Wzgórz Włodzickich od wschodu.. Rozległą, pofałdowaną dolinę zajmują głównie łąki i pastwiska, pól uprawnych jest niewiele. Lasy porastają gęsto zbocza i grzbiety gór. Wieś położona jest dość wysoko, bo ok. 600-650 m. npm. Z Dworek w miejscach widokowych roztacza się piękna panorama Gór Suchych, Wałbrzyskich, Sowich. Naprawdę jest się czym zachwycić, ale i jest  się nad czym rozczulić. Można uruchomić wyobraźnię i wymalować w niej obraz wsi letniskowej, pełnej stylowych domków wypoczynkowych i wczasowiczów.
Kilkaset metrów dalej, najpierw pod górę, potem w dół i dojeżdżamy do Krajanowia. Wzdłuż całej drogi ciągnie się od zachodu ściana pasma Gór Suchych z Głowami, Wysoką i Włodarzem. Tędy biegnie też granica z Czechami, a wzdłuż pasa granicznego  -  szlak turystyczny pieszy. Niestety, pojawiają się tutaj tylko wytrawni turyści. Grzbiety górskie porośnięte są lasem świerkowo-bukowym, a niżej położone łąki urozmaicają kępy drzew i zarośli. Nie widać tu szczególnej ingerencji człowieka w to, co stworzyła i tworzy natura. Krajanów to stosunkowo  duża wieś, jedna z większych w powiecie noworudzkim. Już od dawna zatraciła charakter wsi rolniczej. Wiadomo – gospodarka rolna w wysoko położonych terenach górskich jest zupełnie nieopłacalna. We wsi jest kościół Św. Jerzego z 1418 roku, wielokrotnie przebudowywany i remontowany, obok cmentarzyk z zabytkowymi nagrobkami, otoczony murem, a jeszcze dalej budynek plebanii, jest  też sklep spożywczo-przemysłowy. Z dawnego zespołu dworskiego w centrum wsi poniżej kościoła zachował się budynek gospodarczy z basztą i bramą wjazdową z drugiej połowy XIX wieku. Na terenie wsi i przy okolicznych drogach stoi kilka murowanych kapliczek i figur przydrożnych, w tym charakterystyczne krzyże żeliwne. Najważniejszym walorem wsi są przepiękne krajobrazy, bezpośrednia bliskość naturalnej, niczym nie skażonej przyrody.
Od paru lat Krajanów  się szczyci Olgą Tokarczuk, której dom rodzinny wskażą chętnie mieszkańcy wsi. Wielu z nich zna jej książki, rozmawiają o nich z zadowoleniem i satysfakcją.
Krajanów ma jeszcze jeden powód do dumy, o czym wiedzą tylko nieliczni. Stąd wywodzi się August Grőger (urodzony  w 1894 r., zmarły w Ihne w 1953 r.), niemiecki pisarz, z zawodu górnik, piszący w gwarze kłodzkiej. Swego czasu wrocławska rozgłośnia radiowa nadawała liczne fragmenty jego opowiadań i powieści.
To rzecz dość osobliwa,  że z małej wioski, zaszytej w górach, wywodzi się dwoje sławnych pisarzy. Czy ma to jakiś związek z tutejszym „klimatem” wsi zagubionej na końcu świata ? Oto jest pytanie. Osobiście jestem przekonany, że tak.
kierdel




Ale aby się o tym osobiście przekonać najlepiej wybrać się tutaj na wycieczkę. Z Krajanowa przez uroczą Sokolicę, powyżej której na zboczach Wzgórz Włodzickich pasą się latem i jesienią przywiezione na wypas stada  owiec „spod samiuskich Tater”, spadamy z wysoka do Włodowic, a stąd już parę kroków do Nowej Rudy, miasta które poczyniło już wiele, by ten epitet  -„Nowej”  - nabrał właściwego blasku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz