Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

piątek, 2 marca 2012


Lesk, taka sobie rzeczka


 Drogę z Głuszycy przez Rybnicę Małą i Leśną, Unisław Śląski, Kowalową do Mieroszowa, mogę powiedzieć, znam jak własną kieszeń. Zjeździłem ją  wzdłuż i wszerz powoli utwierdzając się w miarę upływu czasu, że jest to jedna z najpiękniejszych dróg na świecie. Oczywiście, myślę o tym, co można zobaczyć po drodze, a nie o samej drodze. O katastroficznym stanie jezdni wspominałem już w innym poście mojego blogu.
Tą drogą jechałem dwa dni temu modląc się w duchu, by nie było wielkiego ruchu. I na szczęście nie było. Mogłem więc kątem oka obserwować co się dzieje w przyrodzie, gdy nastąpiła gwałtowna odwilż, jak zamieniły się przydrożne potoki w rozszalałe żywioły. W Unisławiu spojrzałem na pędzącą z zawrotną szybkością, wzburzoną wodę wiosennej Ścinawki i uzmysłowiłem sobie, że tu właśnie nieco wyżej w kierunku Wałbrzycha, znajdują się źródła  Leśnej Wody, która później zamienia się w Lesk. Ta sama rzeka płynie  także przez Kuźnice Świdnickie, Stary Lesieniec, gdzie kiedyś moczyłem w niej nogi, bo płynęła w bezpośredniej bliskości mojego ówczesnego miejsca zakwaterowania w lesienieckiej starej szkole. Nie miałem wtedy pojęcia, że jej źródła znajdują się w pobliżu Unisławia Śląskiego, o którym myślałem, że jest zupełnie na  końcu świata. Wtedy też nie miałem zielonego pojęcia o tym, że w niedalekiej przyszłości przyjdzie mi przez parę lat cotygodniowo dojeżdżać niezawodną „ładą” z Głuszycy do Mieroszowa, mijając po drodze tajemnicze Pasmo Lesistej w Unisławiu. Kto mógł przewidzieć, ze kiedyś będę dodatkowo zatrudnionym nauczycielem w mieroszowskiej szkole dla dorosłych, filii Zespołu Szkół Rolniczych w Mokrzeszowie k. Świdnicy.
 „Rzeka tak samo jak obłoki przepływa przez miejsce, gdzie kiedyś było nam dobrze” – napisał w swej książce „Śmierć pięknych saren” czeski pisarz awangardowy Ota Pavel. Zapamiętałem tę sentencję tak samo jak dowcipną dedykację jego książki: „Mamusi, która miała za męża mojego tatusia”, a także parę innych znakomitych stylistycznie i myślowo paradoksów.
Właśnie Lesk jest tą rzeką, którą wspominam dobrze. W górnym biegu rozdziela ona Pasmo Lesistej  od Gór Wałbrzyskich, a dalej płynie przez Stary Lesieniec, Czarny Bór, Witków, Jaczków  w  Kotlinie Kamiennogórskiej, topiąc swe wody w rzece Bóbr w Debrzniku kolo Sędzisławia.
Rzeka ma 23 kilometry długości. Odwadnia znaczną część Gór Kamiennych.
Dolina Lesku jest jednym ze starszych ciągów komunikacyjnych w Sudetach, prowadził nią trakt handlowy z Czech przez Kamienną Gorę, Bolków, Jawor, Legnicę do Wrocławia. Prawie na całej jej  długości rozpościerają się  stare wsie z licznymi zabytkami, pozostałościami młynów wodnych, tartaków i innych urządzeń wodnych.
Podróż turystyczna doliną Lesku może dostarczyć wielu wrażeń, bo każda miejscowość wzdłuż jej biegu kryje w sobie atrakcje turystyczne, znajdujemy tu jednocześnie prawdziwe  bogactwo rozmaitości krajobrazów i przyrody.
 
Wspomnienia z lat młodości mają swą siłę potęgującą się w miarę upływu lat. Dostrzega się wtedy dopiero jak wiele można było zrobić, by lepiej, dogłębniej poznać i docenić miejsca swego pobytu. Po latach człowiek uświadamia sobie jak wiele rzeczy zaniedbał, jak mało wiedział o istocie życia i wartości jego doznawania:

„Nie wiedziałem wtedy, że te zioła,
będą w wierszach słowami po latach,
i że kwiaty z daleka po imieniu przywołam,
zamiast leżeć zwyczajnie nad wodą na kwiatach.


Nie wiedziałem, że się będę tak męczył,
słów szukając dla żywego świata,
nie wiedziałem, że gdy się tak nad wodą klęczy,
to potem trzeba cierpieć długie lata…”

                                 (Julian Tuwim, Sitowie”)

Nie wiedziałem wielu jeszcze innych rzeczy. Dziś mogę powiedzieć, za znanymi starogreckimi myślicielami Sokratesem -  „wiem, ze nic nie wiem”, a Heraklitem  - "panta rei" (wszystko płynie).  Niestety…już nie mogę wejść do tej samej wody...

Fot. Viola Torbacka

5 komentarzy:

  1. Witam pięknie p.Stasiu.Tym razem "dopchałem" się pierwszy ale ja nie o tym.To prawda iż niebywale dużo umyka nam w codziennym życiu ale czyż może być inaczej skoro tak wiele sił i energii wielu z nas zabiera walka o istnienie i funkcjonowanie w industrialnej rzeczywistości? Oto jedna a nie jedyna jak sądzę z przyczyn tego stanu rzeczy.To prawda że wielu jest też malkontentów którzy stale są na nie ale też sporo osób gdy ma jakieś rezerwy czasu rusza w Polskę w przyrodę w głuszę lub gdzie bądź by poznawać,odnajdywać,szukać strawy dla duszy i oczu.Staram się do nich zaliczać.Słowem rozumiem pańskie rozterki gdy pisze pan iż z upływem lat dopiero zobaczył pan p.Stasiu ile piękna i bogactwa natury jest w okół pana.Mam zbieżne odczucia.Dlatego gdy mam czas bardzo starannie decyduję gdzie się udać.Obaj jednak wiemy jak spędzę tegoroczny urlop.Chcę ujrzeć krainę o której czytam i cokolwiek ją widzę w ilustracjach.Opis barwny,transparentny ale przede wszystkim jak zwykle merytoryczny ale i uduchowiony pańską humanistyczną duszą,pięknie dziękuję.P.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi się spodobało, Pawle, to zdanie, ze wielu rusza, gdy ma czas w głuszę, rozbudowałeś to dalej, ze chodzi o Głuszycę. I to jest to. A ponieważ zima się kończy, czas upływa szybko, więc jest nadzieja, że się nie zawiedziesz. Głuszę masz zapewnioną. Moja pomoc też. Pozdrawiam ! Stan.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawy wpis. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja również pozdrawiam i dziękuję za miły dla mnie komentarz.

    OdpowiedzUsuń