Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

poniedziałek, 12 marca 2012


Żal kina „Krokus” w Jedlinie, ciąg dalszy rozrachunków z przeszłością



 Zebrało mnie na zwierzenia. W ostatnim odcinku blogowym napisałem o moim pierwszym miejscu pracy, ale to zupełnie bezwiednie, bo przecież chciałem tylko zachęcić moich Czytelników do lepszego poznania jednego z zakątków naszego regionu. Można to również traktować jako dług wdzięczności dla mojej pierwszej szkoły, dla mieszkańców peryferyjnego osiedla „starożytnego” Boguszowa. Pomyślałem dzisiaj, że taki sam dług wdzięczności jak Staremu Lesieńcowi, wypadałoby złożyć mojemu ostatniemu miejscu pracy. A jest nim sąsiadujące z Głuszycą miasteczko-uzdrowisko, Jedlina-Zdrój.
Ale Jedlina-Zdrój, to zupełnie inna sprawa. W tym mieście miałem przyjemność znacznie wcześniej przepracować w szkolnictwie i oświacie 15 lat. Potem moje ścieżki życiowe poprowadziły mnie gdzie indziej, by zupełnie przypadkowo na koniec mojej drogi zawodowej powrócić do Jedliny jeszcze na dwa i pół roku. Tym razem spełniałem się w zupełnie nowej roli. Zostałem, jak to się pięknie nazywa, animatorem jedlińskiej kultury.
I w tym momencie muszę się przyznać do dość osobliwej przypadłości.. Pod względem moich związków uczuciowych ze stronami rodzinnymi jestem bigamistą . Kocham Głuszycę, w której mieszkam od dawna i w której dane mi było popracować aż 13 lat w cudownej szkole, w „Uniwersytecie za rzeczką”, „głuszyckiej Sorbonie” (takimi bardzo sympatycznymi epitetami obdarzano szkołę włókienniczą),  ale kocham też sąsiadującą z Głuszycą Jedlinę-Zdrój, która była moim drugim wieloletnim miejscem pracy. W Jedlinie byłem szefem oświaty, a także radnym, a nawet przewodniczącym rady, potem w Głuszycy najważniejszym samorządowcem w drugiej kadencji samorządów terytorialnych. Mogę powiedzieć, że poznałem te miejsca i ich mieszkańców, a mój dług wdzięczności staram się spłacić teraz pokazując ich atuty gdzie się tylko da. O Głuszycy napisałem książkę „Głuszyckie kontemplacje”. W Jedlinie-Zdroju też w najbliższym czasie ma się ukazać moja książka „U źródeł Charlotty” i będzie to, jak znam Jedlinę, ważne wydarzenie kulturalne. O obu miasteczkach napisałem wiele w moim blogu, ale także na innych portalach internetowych, opowiadam też co się da w lokalnej rozgłośni wałbrzyskiego radia „złote przeboje”. Piszę i mówię też z emocjonalnym zaangażowaniem o bliskim mi Wałbrzychu, Szczawnie-Zdrój, Walimiu, Mieroszowie, Czarnym Borze, Starych Bogaczowicach, słowem o całej ziemi wałbrzyskiej, a nawet sięgam nieco dalej, bo w pobliżu mamy wiele atrakcyjnych miejsc, do których warto zajrzeć, a turystyka jak wiadomo, nie zna granic.


No ale czas powrócić do głównego wątku, mojego ostatniego doświadczenia w karierze zawodowej.
Jedlińskie Centrum Kultury mieściło się wówczas w okazałym budynku dawnego kina „Krokus” w części uzdrowiskowej miasta. Wcześniej wyprowadzono stąd miejską bibliotekę do „starej szkoły” przy ulicy Piastowskiej. W rezultacie CK miało do dyspozycji pomieszczenia po bibliotece, a także salę kinową. Był też czynny barek gastronomiczny  „Krokus” z napojami alkoholowymi. Korzystali z niego kuracjusze oraz tzw. „stali bywalcy”, ale niestety, także młodzież
Obiekt CK położony na końcu serpentyn wiodących z Wałbrzycha do miasta był dobrą jego wizytówką. W okresie świątecznym ozdobiony iluminacjami świetlnymi, ciekawy architektonicznie budynek, witał przyjaźnie przejeżdżających podróżnych.
Odbywały się tu liczne imprezy kulturalne, występy artystyczne, koncerty, wystawy,  wieczorki taneczne, spotkania z ciekawymi ludźmi, uroczystości miejskie. Obiekt był dobrą bazą dla organizowanych corocznie w Parku Zdrojowym Festiwali Teatrów Ulicznych, Festiwalu Zupy i innych wydarzeń kulturalnych. Tu właśnie odbywały się jarmarki świąteczne, a od czasu do czasu pojawiało się wałbrzyskie kino z najgłośniejszymi filmami.  Jedliński artysta-malarz, Zygmunt Żyłak, ozdobił ściany baru dowcipnymi rysunkami i rymowanymi dowcipami, a nad wejściem do sali kinowej umieścił olbrzymią, kolorową panoramę miasta.


Muszę przyznać, że przez dwa lata związałem się uczuciowo z tym miejscem, toteż wieść o planach przeniesienia CK do „starej szkoły”, tam gdzie biblioteka, nie budziła mojego entuzjazmu. Budynek kina wymagał remontu, zwłaszcza dach. Pojawił się kontrahent gotowy kupić obiekt, dokonać gruntownej odbudowy i uczynić z niego nowoczesny hotel z restauracją i salkami konferencyjnymi. To w jakiejś mierze łagodziło niepokój co do przyszłości obiektu i miejskiej kultury.
Przeprowadzka w nowe miejsce stała się faktem, a ja z nostalgią uzmysłowiłem sobie, że wróciłem znów do swojej „starej szkoły”. Ale nie było mi dane zabawić tu zbyt długo. Odnowa budynku szkolnego, jego przystosowanie do nowej roli, większy zakres obowiązków dyrektora CK w związku z realizacją kolejnych zadań inwestycyjnych i rekreacyjno-sportowych w mieście, to wszystko wiązało się z potrzebą zatrudnienia człowieka młodszego, doświadczonego i przedsiębiorczego. Tak się też stało. Nowy dyrektor to strzał w dziesiątkę, a efekty cieszą, bo „stara szkoła” nabrała nowego blasku i dobrze służy swoim celom. Natomiast budzi niepokój los budynku dawnego kina „Krokus”, które stoi opuszczone i bezużyteczne.
Dawne plany poszły w dal, tylko kina, tylko kina i spektakli  w kinie „Krokus” żal !

Fot. Alicja Gisterek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz