Lirycznie i łzawo w „Starej Piekarni”
Warto o tym napisać. „Stara
Piekarnia” powróciła do ubiegłorocznej tradycji „czwartków z kulturą” i przez
cały marzec mają tu miejsce wydarzenia kulturalne, które ożywiają trochę
ospały, trochę smutny pejzaż zimowo-wiosennej głuszyckiej aury. Były więc z
początkiem marca koncerty i tańce z okazji Dnia Kobiet, były wróżby tarocistki
Lucyny i poezja śpiewana Marcela Kambra. Było też dokładnie w połowie marca niezwykle wzruszające spotkanie z poezją Romany Więczaszek z Brzegu nad Odrą i
piosenkami Magdaleny Guzik z Jedliny-Zdroju.
Romana przyjechała do nas ze
Szczawna-Zdroju, gdzie korzysta z kuracji w sanatorium. Będąc tak blisko swego
rodzinnego miasta Głuszycy, nie mogła sobie odmówić spotkania z
zaprzyjaźnionymi znajomymi i wielbicielami jej twórczości. Znalazła przystań w
„Starej Piekarni” w czwartkowy wieczór, a wraz z nią dość liczna grupa osób z
Głuszycy i okolicy, m. in. kuracjusze z jedlińskiego uzdrowiska.
Romana była tego wieczoru bardzo
nostalgiczna. W trakcie prezentacji swoich wierszy odżyły wspomnienia z jej młodych lat, pamięć o tych
którzy odeszli, trudno się więc dziwić, że nie mogła powstrzymać wzruszenia, a
wtórowały jej osoby siedzące na sali. Sytuację łagodziły piosenki Magdaleny przy akompaniamencie gitarowym Kamila
Potońca. Było więc lirycznie i ekstatycznie.
To był piękny wieczór, zarówno
ten oficjalny jak i koleżeńskie spotkanie po występach, urozmaicone przez
najbardziej szczęśliwą osobę w „Starej Piekarni”, Kasię Szynter, instruktorkę k.o. z jedlińskiego sanatorium, która
w tym samym dniu zdała swój najważniejszy egzamin w życiu - egzamin na prawo jazdy.
Jestem pewien, że gospodarz
imprezy, właścicielka restauracji,
Violetta Olszewska, nie miała tego dnia w dalekiej Irlandii spokojnego wieczoru,
bo telepatycznie była ze swoimi gośćmi i jej także udzielił się liryczny
nastrój kolejnego kulturalnego czwartku w głuszyckiej „piekarni”.
By zaś podtrzymać klimat tego
wieczoru, poczytajmy wiersze Romany z Jej ostatniego tomiku - „że
jesteś”:
Gdybym była
Brzozą światłolubną
która za korą oka
ukrywa wzrok
moje miejsce byłoby stateczne
zmącone lekko wspomnieniami
moja przestrzeń
na wybrzeżu ciszy
byłaby sacrum
Rozdawałabym co drugi liść
na sok
dla smutnej matki
co karmiła niemowlę kocie
dla staruszka chorego na nerki
dla pani przeziębionej
na zawsze
Nawet dla bezdomnego
którego boli głowa
z przepicia eliksirem
życia
A mojej mamie
zrobiłabym sok
mocny napar z energią
co otwiera ramiona
żeby mnie objął
jej cień
Na brzegu
Powitała mnie rzeka
wspomnieniami
tak mocnymi jak kamienie
ze śladami dzieciństwa
Zielone łopiany -
kryjówki dobra i zła
podały mi rękę
Jestem wdzięczna
bo uczyły jak kochać
Przywitał smakowity
szczaw z kluskami
oraz niebieski dzwonek
„Łzy Maryi”
jedzone kiedyś na szczęście
drżały przede mną tak samo
- Powiedz,
dlaczego dziś
nikt ich nie zbiera
Fot. Kasia Szynter
Bardzo cenna inicjatywa, piękna tradycja!
OdpowiedzUsuńZawsze jest mi lrycznie,gdy jestem w Głuszycy. Jestem jednoczesnie radosna, te dwie sprzeczności sa niezapomnianymi chwilami.Dziękuję za organizację wieczoru wszystkim moim Przyjaciołom! Po pobycie w stronach drogich dla serca, wróciłam "odświeżona" i prawie "zazieloniona" - jak to bywa na wiosnę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię Stanisławie!
Romana Więczaszek
Kolejne piękne spotkanie w cyklu hmmm.... powiedzmy "W krainie łagodności".To szalenie cenna inicjatywa grupy ludzi wrażliwych na otaczającą ich rzeczywistość.Ogromnie się cieszę że stale pan p.Stasiu angażuje się w tego rodzaju projekty co udowadnia że pańska dusza ma ogromne skrzydła.Miło mi było przeczytać o tym spotkaniu.Pięknie pozdrawiam.P.
OdpowiedzUsuń