Na krawędzi życia. Podróże Kuby c.d.
Jakub w całej okazałości |
Szanghaj, centrum miasta |
Chiny przytłaczają wielkością. W
tej nieograniczonej mnogości ludzi i obszarów zamieszkałych i niezamieszkałych
człowiek czuje się jak mrówka, a więc upodabnia się do pracowitych,
zabieganych, będących w ustawicznym ruchu Chińczyków. Prawdziwą odskocznią od
tej ruchliwości jest zaszyty w górach klasztor Szaolin, w którym zakonnicy dla chętnych młodych ludzi prowadzą słynną na świecie szkołę życia. Każdy adept
musi poddać się obowiązującym regułom, dotyczącym warunków zamieszkania,
rozkładu dnia, diety, aktywności w ćwiczeniach,
udziału w wu-szu, czyli kursie
walki. Oczywiście szkoła jest płatna, ale w zamian otrzymuje się w klasztorze
kwaterę i możliwość sprawdzenia siebie. Nasz podróżnik, Kuba, wytrzymał w tej
regule dwa tygodnie. Każdy dzień był tak wyczerpujący, że nie miały żadnego
znaczenia koszarowe warunki zakwaterowania.
Ucieczka w góry stanowiła więc
swego rodzaju wyzwolenie. Trudno sobie wyobrazić czym stało się w tym momencie
poczucie wolności, możliwość swobodnego wędrowania szlakami górskimi,
podziwiania piękna krajobrazów i decydowania samemu o tym co będzie się robić. I byłoby całkiem
pięknie, gdyby nie wspólny pomysł Kuby i
Karoliny, by w czasie pieszej wędrówki szlakami górskimi spędzić noc w namiocie na półce skalnej. Kto mógł przewidzieć, że właśnie w górach w nocy
pojawi się kataklizm, który nie ma sobie równego. A była nim burza piaskowa. Pojawiła się nagle.
Potężny huragan niosący ze sobą strumienie piasku i pyłu uderzył w ściany namiotu wkrótce po żaśnięciu. Namiot zaczął
„tańczyć” we wszystkie strony. Były momenty, gdy wydawało się, że zostanie
porwany w górę i poleci z półki skalnej jak drobinka piasku. Coraz bardziej nie
było czym oddychać, w powietrzu unosił się dławiący nozdrza pył. Nie było
żadnych szans by się gdzieś ruszyć. Była noc. Noc na półce skalnej.
To były prawdziwe godziny grozy. Kuba z Karoliną zdawali sobie
sprawę z tego, że stali się zupełnie bezwolnymi przedmiotami w rękach sił
natury. Być może to ich uratowało, że swym ciężarem przytrzymali namiot,
którego nie porwał wiatr.
mur chiński |
Postanowiono więc wędrówkę w
górach zamienić w zwiedzanie bezpieczniejszych miejsc, takich n.p jak
słynny na całym świecie mur chiński.
Trudno się dziwić, że była to decyzja w tej sytuacji uzasadniona.
Kuba nie relacjonował dłużej wrażeń
ze zwiedzania muru chińskiego. Mówił, że napisano już na ten temat zbyt wiele i
nie ma nic nowego do powiedzenia. Duże wrażenie (podobnie jak Pekin) zrobił na
nim Szanghaj, głównie ze względu na monumentalizm. To gigantyczne portowe
miasto pnie się w górę, wszelkimi sposobami upodabnia do Zachodu, uderza
mnogością hoteli, restauracji, pubów i cenami za wszystko, znacznie większymi
niż w każdym innym miejscu w Chinach. Dla takich podróżników jak Kuba i
Karolin było to ważne. Tylko problemy z
załatwieniem wizy do Tybetu, zatrzymały ich w Szanghaju dłużej, niż planowali. Z prawdziwą
przyjemnością wyjechali w rejon Juhanu, znanego z plantacji herbacianych. Tu
spędzili kolejne dwa tygodnie w sielskiej atmosferze spokoju i wypoczynku.
Wymagał tego klimat tropikalny, a także chęć bliższego poznania życia chińskiej
wsi. Kuba z dumą mówi o ich własnoręcznym udziale w zbiorze herbaty. Ostatnim
miastem w Chinach była Czendra, blisko granicy z Tybetem. Ale by tam dotrzeć
oprócz mnóstwa zezwoleń trzeba było odbyć podróż pociągiem najwyższą koleją na
świecie, powyżej 5 tys. m. n.p.m. To nie byle co, bo dwa dni podróży pociągiem
bez użycia maski tlenowej. Ale co się nie robi, by „zaliczyć” Tybet i zobaczyć własnymi oczami Mount Everest.
pod Mount Everestem |
O tych i innych jeszcze
wrażeniach w kolejnym odcinku.
Fot. z internetu i kolekcji Jakuba i Karoliny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz