Z Głuszycy
do Machu Picchu !
Wywiad z Jakubem Bortnikiem,
głuszyckim podróżnikiem po Ameryce
Południowej.
Sao Paulo w Brazylii |
Sanktuarium w Machu Picchu (Peru) |
Postanowiłem ułatwić życie
Czytelnikom mojego blogu i zamiast odsyłać ich do mojej książki, umieścić na
blogu wywiad przeprowadzony przeze mnie dla gazety „Głos Głuszycy”. Wydaje mi
się dość ciekawy i powinien stanowić dobre wprowadzenie do planowanej relacji z
azjatyckiej podróży naszych bohaterów, o której zamierzam napisać nieco
później. Dzisiaj część pierwsza wywiadu.
Red. Chcielibyśmy
poznać bliżej Jakuba Bortnika. Prosimy więc na początek - parę
słów o sobie
J.B. Mogę powiedzieć, że jestem rodowitym Głuszyczaninem. Tu się urodziłem
w pamiętnym roku 1980, tu uczyłem się w „jedynce”, a następnie w liceum
tutejszego Zespołu Szkół. Moim hobby stało się odkrywanie tajemnic ukrytych w
okolicznych górach, zbieractwo pamiątek z przeszłości, gromadzenie źródeł
materialnych, militariów, dokumentów, staroci, słowem tego, co do dziś kryją
jeszcze podziemne sztolnie, jaskinie, a także
zakamarki strychów, piwnic, poddaszy. Inną pasją stało się też
zbieractwo minerałów, osobliwości naszej przyrody.
W
bezpośrednim poznawaniu tajemnic II wojny światowej pomagali mi koledzy z
Wałbrzyskiej Grupy Sztolniowej, a następnie z Towarzystwa Eksploracji na
Włodarzu, gdzie zaangażowałem się na dłużej w zagospodarowaniu turystycznym
tamtejszych podziemi. Kompleks „Riese” jest mi znany z autopsji, bo
spenetrowałem go wzdłuż i wszerz, zwłaszcza Osówkę i okolice.
W
Głuszycy jest mój dom rodzinny ale cały czas ciągnie mnie w nieznane – świat
czeka..
Red. Czy pasja podróżowania zrodziła się od tak z niczego, czy też ma swoje
głębsze korzenie ?
J.B. Podróżowanie stało się moim marzeniem już od dziecka. Niepoślednią rolą
odegrał w tym mój wspaniały dziadek, Mieczysław Wajda . To on otworzył
przede mną świat przyrody i chęci poznania. Barwne opowieści z jego
przedwojennych i wojennych przeżyć budziły moją ciekawość świata i ludzi. Potem były książki podróżnicze,
geograficzne, historyczne, sensacyjne,
fachowe z dziedziny poszukiwań skarbów, były czasopisma i wędrówki w
Sudety i Karpaty. Przyszedł wreszcie czas na podróże zagraniczne. Na początku
były Czechy, nasz najbliższy sąsiad, potem wyjazdy auto-stopem do Włoch,
Austrii, Francji, Hiszpanii. Dalekość mnie pociągała zawsze. Europę traktowałem
jako preludium, mały wstęp do odkrycia świata. Dziś nie pamiętam już dokładnie
kiedy zrodził się zamiar wyprawy na Daleki Wschód -
Mongolia, Tybet, Chiny. Tam chciałem wybrać się w pierwszej kolejności.
Ale na to trzeba pieniędzy. Szansą stała się praca w Anglii. Pozwalała też
szlifować język. Bez znajomości angielskiego trudno mówić o podróżach po
świecie.
Red. Jak to się stało, że zamiast do Chin wybór padł na Amerykę Południową.
Dlaczego właśnie tam, a nie do Stanów Zjednoczonych, Kanady?
J.B. No właśnie, dlaczego ? To nie będzie żadnym odkryciem, że dość często o
losach mężczyzn stanowią kobiety. Los tak widocznie chciał, że na swej drodze
spotkałem kobietę, i to jaką, niezwykłą, nauczycielkę matematyki. Karolinę
poznałem na spotkaniu na jakiejś koleżeńskiej imprezie w Polsce, a potem
pierwsze bezpośrednie w Gdańsku. Okazało się, że choć jesteśmy z różnych stron
Polski mówimy tym samym językiem. Mamy podobne hobby, tylko że ja nie
próbowałem jeszcze spadochroniarstwa. Karolina wywodzi się z Kaszub, w
Bożympolu jest jej dom rodzinny. Ale tak samo jak ja jest złakniona świata. To
ona przekonała mnie, że nie ma ciekawszych miejsc na świecie jak stolica
starożytnego państwa Inków – Cusco, zbudowana z kamiennych bloków lub
zawieszone pomiędzy niebem i ziemią, tajemnicze miasto Inków - Machu Picchu,
jak zagubione w ostępach leśnych wioski, w których czas się zatrzymał w okresie
Pizarra i konkwisty, że nie ma nic bardziej magicznego niż kraj kondorów
- Peru. Nie potrzeba było wiele
zabiegów. Decyzja zapadła - jedziemy razem do Ameryki Południowej. Stany
Zjednoczone nie wchodziły w grę. Nas interesuje poznawanie świata, który jest
jak najdalej od współczesnej cywilizacji. To miało miejsce pod koniec stycznia
2008 roku. Na przygotowanie podróży wyznaczyliśmy sobie pół roku. Ja zajmowałem
się logistyką, ustaleniem marszruty, zdobywaniem map, informacji koniecznych do
podróży. Karolina planem finansowym, aprowizacją, kulturą.
Red. Karolina Karszna to tak samo jak pan, panie Jakubie, niespokojna dusza,
ale przecież płeć piękna nie jest predysponowana do wspinania się na
niebotyczne szczyty, przeczesywania gąszczy dżungli lub pieszych wędrówek z
plecakiem przez pustynię i to jeszcze w
piekielnym upale. Jak ona to zniosła
- oto jest pytanie?
J.B. Myślę, że warto byłoby ją o to zapytać. Mogę powiedzieć, że jestem pełen podziwu, że przetrwała ciężkie odcinki
trasy, które wymagały nie byle jakiej kondycji, hartu ducha i wytrzymałości.
Zwłaszcza przez dżunglę lub pustynię. Kobieta z natury rzeczy jest mniej
odporna fizycznie, bardziej wrażliwa na higienę i skłonna do złych nastrojów.
Ale Karolina miała niezwykle silną motywację. Jej celem było zobaczyć, poznać,
dotknąć wszystko to co stanowiło odmienność od naszej cywilizacji. Nie załamała
się nawet utratą plecaka i tym, że trzeba było później w stolicy Boliwii La Paz przez cały tydzień
odtwarzać skradzione dokumenty.
Red. Poproszę teraz o praktyczne
rady. Co jest niezbędne do odbycia dalekich podróży, czy konieczne są duże
pieniądze, znajomość języków obcych, doświadczenie w tego rodzaju wyprawach ?
J.B. O powodzeniu w takiej wyprawie w gruncie rzeczy decydują dwie rzeczy:
plecak i buty. Najważniejszy jest plecak, a właściwie jego zawartość. Zabieramy rzeczy niezbędne. Namiot, śpiwór
jak najlżejsze. Odzież ograniczamy do minimum. Eliminujemy rzeczy niepotrzebne.
Trzeba pamiętać o apteczce, antybiotykach. Buty powinny być sprawdzone,
rozchodzone.
Najwięcej
kosztuje przelot samolotem. Podróżując auto-stopem ograniczamy znacznie
wydatki. Samo wyżywienie nie jest tak drogie, mieści się w granicach 5 dolarów
dziennie . Dochodzą do tego noclegi, tam gdzie nie da się spać pod namiotem, no
i środki lokomocji - pociąg, autobus, samochód. Oczywiście
konieczna jest znajomość angielskiego, dobrze jest znać język miejscowy
przynajmniej w niezbędnym zakresie. W Ameryce Południowej przydatny jest
hiszpański. Trzeba się przygotować kondycyjnie by móc pokonywać wiele odcinków
pieszo i to zarówno przez dżunglę jak i przez pustynię. A także wspinać się na
szczyty górskie w Andach lub Kordylierach, o jakich nam się w Polsce nie śniło.
Potrzebna jest niebywała cierpliwość i determinacja. Bywało, że na pojazd,
którym moglibyśmy posunąć się dalej auto-stopem, czekaliśmy kilka, a nawet
kilkanaście godzin. Nasza wyprawa trwała pół roku, to wystarczający okres by na
własnej skórze odczuć to, co się pięknie nazywa
- nostalgia.
Red. Czy na podjecie decyzji miała wpływ lektura książek, artykułów
prasowych, programów TV, czy też jeszcze inne motywy?
J.B. Nie było takiej książki, ani też takiego podróżnika, który bezpośrednio
wpłynąłby na podjęcie wyprawy do Peru. Natomiast książek podróżniczych było
wiele, także artykułów prasowych. Telewizja odegrała tu najmniejszą rolę. Od
dawna brakuje mi czasu na ślęczenie przed ekranem TV.
Moim
przewodnikiem duchowym jest Ryszard Kapuściński. Jego książki są dla mnie
ideowym drogowskazem. Szanuję go za życzliwy stosunek do ludzi, do prostych,
zwykłych, napotkanych po drodze mieszkańców tej ziemi. Zapadło mi głęboko w pamięci jego powiedzenie
o tym, co jest niezbędne do dobrej książki podróżniczej: rok czytać, rok
jeździć, rok pisać. Dlatego nie myślę o pisaniu na temat mojej podróży do
Ameryki Południowej. Nie spełniam dwóch pierwszych warunków. Karolina
sporządzała notatki. Niestety - w Boliwii skradziono jej plecak. Obok
dokumentów i wszystkich innych rzeczy była tam też jej kronika.
Po
tym przykrym doświadczeniu nie miała już chęci by cokolwiek zapisywać.
Z całego serca gratuluję Panu Jakubowi. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNiespokojna dusza.Osoba głodna przygód,doznań,zaangażowana.Ja zawsze chylę czoło przed osobami z pasją.Powiem za wielką Agnieszką Holland,"ludzie którzy nie maja pasji są dla mnie jak wydmuszki"! Podpisuje się pod tym.Tu mamy i pasję i entuzjazm.Dwoje ludzi których łączy pasja i przyjaźń jak sadzę.Przykład takich ludzi polecam zwłaszcza wszystkim malkontentom.Pzdrawiam.P.
OdpowiedzUsuń