Po drogach i bezdrożach Ameryki
Południowej (ciąg dalszy wywiadu z Jakubem Bortnikiem).
Wodospad Iguacu, Brazylia -Argentyna |
Red. A teraz rzecz najważniejsza, kilka słów o samej podróży, trasa wyprawy,
najciekawsze miejsca, największe przeżycia i wrażenia?
J.B. Początek naszej wyprawy, to 2 września 2008 roku. Wylecieliśmy
samolotem z Warszawy do Sao Paulo. To największe miasto w Brazylii (ponad 13
mln. mieszkańców), ale nie zwiedzanie miasta, ani też słynny na całym świecie
wieżowiec hotelu Hilton były celem naszej podróży. Udaliśmy się daleko od
aglomeracji na wieś, gdzie czekał na nas mój kolega Brazylijczyk, którego
poznałem w Anglii. Okazało się, że znajduje się tutaj duże środowisko
polonijne. Przez parę dni skorzystaliśmy z ich gościnności, a potem ruszyliśmy
w drogę przecinając wszerz południową
część Brazylii do Paragwaju, a stamtąd
do Argentyny, Chile i Boliwii. Ostatnim miejscem naszej eskapady było wymarzone
przez Karolinę - Peru.
Podróżowaliśmy
korzystając z nadarzających się różnych środków komunikacji, najczęściej
stopem, bo tak było najtaniej. W kilku miejscach zatrzymaliśmy się dłużej, a
więc na dwa, trzy, cztery tygodnie, najdłużej, rzecz ciekawa w Boliwii, która
stanowiła dla nas pod wieloma względami prawdziwe odkrycie.
Etapami podróży były najatrakcyjniejsze
miejsca turystyczne, krajobrazowe, przyrodnicze. Ameryka Południowa nazywana
jest kontynentem rekordów natury. Kilka z nich udało się nam zobaczyć i
doświadczyć na własnej skórze. W Brazylii, Argentynie i Chile nie zagrzaliśmy
długo miejsca, bo tu było najdrożej. Znacznie tańsze są Paragwaj, Boliwia i Peru (za wyjątkiem znanych miejsc
turystycznych w Peru). Pomiędzy tymi pierwszymi i drugimi krajami widoczna jest
przepaść w rozwoju techniki i poziomie
życia. Jak już wspomniałem zaskoczyła nas Boliwia .Najpierw negatywnie, z
powodu kradzieży plecaka, ale potem już bardzo pozytywnie. Kraj ubogi, ale
ludzie nadzwyczaj życzliwi. Jest tutaj niewyczerpany ogrom atrakcji
przyrodniczych i krajobrazowych, ale źle lub wcale nie rozreklamowanych,
nieznanych na rynku turystycznym. No i oczywiście wspaniały rytuał żucia liści
koki.. To właśnie w Boliwii zachwycił nas księżycowy krajobraz Salar de Uyuni,
wyschniętego jeziora o nieogarnionych brzegach, albo żeglownego jeziora
Titicaca, wypełniającego olbrzymią depresję równiny wysokogórskiej długości 230
i szerokości 97 km.
To jezioro jest położone na wysokości 3820 m
n.p.m. (najwyżej na świecie). Niegdyś zamieszkałe przez Tiahuanaco, lud
o bogatej kulturze, której zabytki wzbogacają muzea La Paz, najwyżej położonej
stolicy na świecie. Z La Paz
prowadzi karkołomna droga, nazwana drogą śmierci. Z wysokości 4725 m zjeżdżamy wiszącą nad
przepaściami wąską, krętą, kamienistą drogą na złamanie karku do Coroico,(1100 m n.p.m.), miasta – bramy do boliwijskiej dżungli.
W
Ameryce Południowej, jak już wspomniałem jest wiele miejsc, o których możemy
mówić, zaczynając od przyrostka „naj”. Na granicy Brazylii i Argentyny
widzieliśmy wodospady Iquazu, największy zespół wodospadów na świecie. Jest ich
w sumie 275, co jeden to większy, najwspanialszy Gardziel Diabła (Gargantua del
Diablo) ma szerokość 2 i pół kilometra. Proszę sobie wyobrazić ścianę wodną
spadającą z olbrzymiej wysokości na tak
dużej przestrzeni. Albo wulkan Misti, w regionie Arequipa w Peru wysokości 5820 m n.p.m. Albo
peruwiańskie Iquitas, miasto w amazońskiej dżungli, do którego można przylecieć
samolotem, albo dopłynąć łodzią dopływami Amazonki, innej drogi nie ma, chyba z
maczetą przez dżunglę. Niezapomniane wrażenie pozostawiła pustynia Atakama w
Chile, miejsce zabójcze, ciągnące się 150 km. z temperaturą ponad 50 stopni Celsjusza,
o średnich opadach rocznych kilkakrotnie mniejszych niż na Saharze. W centrum
jest tak zwana Księżycowa Dolina, gdzie nie spada ani kropla deszczu,
najbardziej jałowe miejsce na ziemi. W Chile podziwialiśmy ciągnące się
kilometrami winnice, w Boliwii - rozmaitość kaktusów, w Amazonii dżungle,
obfitujące w miejsca, gdzie jeszcze nie stąpała noga ludzka.. Tego się nie da
powiedzieć, to było mimo ciągnącego się czasu (pół roku), takie nagromadzenie
przeżyć i wrażeń, że do dziś jeszcze nie można się z tego otrząsnąć. Obydwoje z
Karoliną wracając z Machu Picchu przyrzekliśmy sobie - tu
jeszcze wrócimy, to jest nasze pierwsze, zaledwie muśnięcie, przeogromnych
bogactw przyrodniczych i krajobrazowych Ameryki Południowej.
Red. No właśnie. Mam jeszcze jedno na koniec
pytanie Co dalej? Czy ta podróż wystarczy na jakiś dłuższy czas, czy też już
rodzą się pomysły i plany kolejnych wojaży ?
J.B. Ta podróż, to początek. Lada dzień wyjeżdżamy
do pracy w Anglii by uzbierać pieniądze na kolejną wyprawę. Chyba zostaliśmy
dotknięci tą chorobą, o której mówił Ryszard Kapuściński. (patrz: motto do relacji z wystawy). Mam nadzieję, że
tym razem będzie to Daleki Wschód. Widzę siebie z Karoliną jak kroczymy z
plecakami murem chińskim, albo po stepach Mongolii, jak wspinamy się po
stromiznach Himalajów w Nepalu. Chcemy dotrzeć do słynnej Białej Piramidy –
największej jaka jest obecnie na świecie.
Marzymy o Tybecie, ale tam sytuacja polityczna jest niejasna.
Red. Trzymamy
kciuki za pomyślną realizację planów.
Amazonka |
No właśnie. Wywiad był przeprowadzony w 2009 roku. Dziś wiemy, że na tej wyprawie się nie skończyło i nasi podróżnicy mają już za sobą kolejny kontynent - azjatycki. O tej drugiej wyprawię napuszę wkrótce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz