Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

piątek, 16 marca 2012


Po drogach i bezdrożach Ameryki Południowej  (ciąg dalszy wywiadu z Jakubem Bortnikiem).


Wodospad Iguacu, Brazylia -Argentyna

Red. A teraz rzecz najważniejsza, kilka słów o samej podróży, trasa wyprawy, najciekawsze miejsca, największe przeżycia i wrażenia?
J.B. Początek naszej wyprawy, to 2 września 2008 roku. Wylecieliśmy samolotem z Warszawy do Sao Paulo. To największe miasto w Brazylii (ponad 13 mln. mieszkańców), ale nie zwiedzanie miasta, ani też słynny na całym świecie wieżowiec hotelu Hilton były celem naszej podróży. Udaliśmy się daleko od aglomeracji na wieś, gdzie czekał na nas mój kolega Brazylijczyk, którego poznałem w Anglii. Okazało się, że znajduje się tutaj duże środowisko polonijne. Przez parę dni skorzystaliśmy z ich gościnności, a potem ruszyliśmy w drogę  przecinając wszerz południową część Brazylii do Paragwaju, a stamtąd  do Argentyny, Chile i Boliwii. Ostatnim miejscem naszej eskapady było wymarzone przez Karolinę  -  Peru.
Podróżowaliśmy korzystając z nadarzających się różnych środków komunikacji, najczęściej stopem, bo tak było najtaniej. W kilku miejscach zatrzymaliśmy się dłużej, a więc na dwa, trzy, cztery tygodnie, najdłużej, rzecz ciekawa w Boliwii, która stanowiła dla nas pod wieloma względami prawdziwe odkrycie.
 Etapami podróży były najatrakcyjniejsze miejsca turystyczne, krajobrazowe, przyrodnicze. Ameryka Południowa nazywana jest kontynentem rekordów natury. Kilka z nich udało się nam zobaczyć i doświadczyć na własnej skórze. W Brazylii, Argentynie i Chile nie zagrzaliśmy długo miejsca, bo tu było najdrożej. Znacznie tańsze są Paragwaj, Boliwia  i Peru (za wyjątkiem znanych miejsc turystycznych w Peru). Pomiędzy tymi pierwszymi i drugimi krajami widoczna jest przepaść w  rozwoju techniki i poziomie życia. Jak już wspomniałem zaskoczyła nas Boliwia .Najpierw negatywnie, z powodu kradzieży plecaka, ale potem już bardzo pozytywnie. Kraj ubogi, ale ludzie nadzwyczaj życzliwi. Jest tutaj niewyczerpany ogrom atrakcji przyrodniczych i krajobrazowych, ale źle lub wcale nie rozreklamowanych, nieznanych na rynku turystycznym. No i oczywiście wspaniały rytuał żucia liści koki.. To właśnie w Boliwii zachwycił nas księżycowy krajobraz Salar de Uyuni, wyschniętego jeziora o nieogarnionych brzegach, albo żeglownego jeziora Titicaca, wypełniającego olbrzymią depresję równiny wysokogórskiej długości 230 i szerokości 97 km. To jezioro jest położone na wysokości 3820 m  n.p.m. (najwyżej na świecie). Niegdyś zamieszkałe przez Tiahuanaco, lud o bogatej kulturze, której zabytki wzbogacają muzea La Paz, najwyżej położonej stolicy na świecie. Z La Paz prowadzi karkołomna droga, nazwana drogą śmierci. Z wysokości 4725 m zjeżdżamy wiszącą nad przepaściami wąską, krętą, kamienistą drogą na złamanie karku do Coroico,(1100 m n.p.m.),  miasta – bramy do boliwijskiej dżungli.
W Ameryce Południowej, jak już wspomniałem jest wiele miejsc, o których możemy mówić, zaczynając od przyrostka „naj”. Na granicy Brazylii i Argentyny widzieliśmy wodospady Iquazu, największy zespół wodospadów na świecie. Jest ich w sumie 275, co jeden to większy, najwspanialszy Gardziel Diabła (Gargantua del Diablo) ma szerokość 2 i pół kilometra. Proszę sobie wyobrazić ścianę wodną spadającą  z olbrzymiej wysokości na tak dużej przestrzeni. Albo wulkan Misti, w regionie Arequipa w Peru wysokości 5820 m n.p.m. Albo peruwiańskie Iquitas, miasto w amazońskiej dżungli, do którego można przylecieć samolotem, albo dopłynąć łodzią dopływami Amazonki, innej drogi nie ma, chyba z maczetą przez dżunglę. Niezapomniane wrażenie pozostawiła pustynia Atakama w Chile, miejsce zabójcze, ciągnące się 150 km. z temperaturą ponad 50 stopni Celsjusza, o średnich opadach rocznych kilkakrotnie mniejszych niż na Saharze. W centrum jest tak zwana Księżycowa Dolina, gdzie nie spada ani kropla deszczu, najbardziej jałowe miejsce na ziemi. W Chile podziwialiśmy ciągnące się kilometrami winnice, w Boliwii  -  rozmaitość kaktusów, w Amazonii dżungle, obfitujące w miejsca, gdzie jeszcze nie stąpała noga ludzka.. Tego się nie da powiedzieć, to było mimo ciągnącego się czasu (pół roku), takie nagromadzenie przeżyć i wrażeń, że do dziś jeszcze nie można się z tego otrząsnąć. Obydwoje z Karoliną wracając z Machu Picchu przyrzekliśmy sobie  -  tu jeszcze wrócimy, to jest nasze pierwsze, zaledwie muśnięcie, przeogromnych bogactw przyrodniczych i krajobrazowych Ameryki Południowej.

 Red.  No właśnie. Mam jeszcze jedno na koniec pytanie Co dalej? Czy ta podróż wystarczy na jakiś dłuższy czas, czy też już rodzą się pomysły i plany kolejnych wojaży ?
J.B.  Ta podróż, to początek. Lada dzień wyjeżdżamy do pracy w Anglii by uzbierać pieniądze na kolejną wyprawę. Chyba zostaliśmy dotknięci tą chorobą, o której mówił Ryszard Kapuściński. (patrz:  motto do relacji z wystawy). Mam nadzieję, że tym razem będzie to Daleki Wschód. Widzę siebie z Karoliną jak kroczymy z plecakami murem chińskim, albo po stepach Mongolii, jak wspinamy się po stromiznach Himalajów w Nepalu. Chcemy dotrzeć do słynnej Białej Piramidy – największej jaka jest obecnie na świecie.  Marzymy o Tybecie, ale tam sytuacja polityczna jest niejasna.
Red. Trzymamy kciuki za pomyślną realizację planów.

Amazonka

No właśnie. Wywiad był przeprowadzony w 2009 roku. Dziś wiemy, że na tej wyprawie się nie skończyło  i nasi podróżnicy mają już za sobą kolejny kontynent  -  azjatycki. O tej drugiej wyprawię napuszę wkrótce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz