Są tematy, które powracają do
mnie jak bumerang i nie dają mi spokojnie obserwować tego wszystkiego, co się
dzieje w naszej największej atrakcji turystycznej -
zamku Książ.
Pisałem już o tym w książce „Wałbrzyskie powaby’,
mówiłem w lokalnym radiu „złote
przeboje”, pisałem gdzie się dało i zamieszczałem na portalach internetowych.
Oczywiście rzecz jest dokładnie
opisana w książce Jerzego Rostkowskiego „Podziemia III Rzeszy. Tajemnice Książa, Wałbrzycha i Szczawna Zdroju”.
Ale ponieważ jak to zwykle bywa w
Wałbrzychu wokół spraw, które powinny poruszyć niebo i ziemię, pojawia się
zwykle dymna zasłona (to chyba skutek tych pięćdziesięciu lat powojennych, gdy
nad Wałbrzychem przetaczały się nieustannie tumany pokopalnianych czarnych
chmur), więc i o tej zagadce cicho sza. A tymczasem przykład nieodkrytego jak
dotąd „złotego pociągu” dowodzi, że warto nadać odpowiedniego rozgłosu wciąż
jeszcze licznym i nie mniej frapującym tajemnicom, którymi Wałbrzych jest
upstrzony jak pawi ogon. Świadczy o tym znakomita książka Rostkowskiego, też
ukryta jakby w cieniu wydarzeń współczesnych, którym z różnych względów
nadajemy rangę pierwszoplanowych.
Ale nie o całej książce i jej
autorze chcę mówić, bo jest to temat na kilka felietonów. Chcę skupić uwagę
na frapującej, wręcz sensacyjnej
zagadce, której rozwiązanie mogłoby
uczynić Wałbrzych i Książ nie mniej
sławnymi na całym świecie, niż próba odnalezienia „złotego pociągu”. Pisze o tym na samym wstępie rozdziału
17-tego autor książki, Jerzy Rostkowski :
„Pora teraz napisać o największym, najcenniejszym i najbardziej
skrywanym sekrecie zamku Książ. Wydawać by się mogło, że to, o czym za chwilę
opowiem, nie mogło się wydarzyć, że związek z Polską jednego z największych
depozytów w dziejach pogrążonej w mrokach wojny Europy musi być bzdurą. I
jeszcze tytułowy zamek Książ wskazywany jako działający do dziś tajny magazyn
dzieł sztuki - wielu zapewne uzna za kompletny absurd. A
jednak…”
„Ostatnia tajemnica – zamek Książ
i depozyt z Monte Cassino” - tak zatytułował ten rozdział autor książki i
od razu wzbudził dreszcz emocji. Co może mieć wspólnego majestatyczny zamek
Książ nad urwistym przełomem Pełcznicy w Górach Wałbrzyskich z zabytkowym,
słynnym na całym świecie klasztorem Benedyktynów Monte Cassino nad rzeką Liri na Półwyspie
Apenińskim? O jaki depozyt dzieł sztuki
może tutaj chodzić? I gdzie w Książu miałby się znajdować ów magazyn?
Pytania rodzą się jak grzyby po
deszczu. Ale ponieważ w poprzedzających 16-tu rozdziałach tej książki równie
zaskakujących sensacji nie brakowało i autor doskonale sobie z nimi radził,
spróbujmy poznać jego argumenty i prześledzić tok rozumowania.
Z początkiem II wojny światowej
muzealnicy wielu krajów szukali miejsc, w których można byłoby ukryć
najcenniejsze zbiory przed ewentualnością rabunku lub bombardowania. Miało to
miejsce także w południowych Włoszech,
gdzie w kilkunastu muzeach Neapolu i innych miast Sycylii i Sardynii znajdowały
się prawdziwe skarby sięgające czasów starożytnych. Postanowiono je schronić w
bezpiecznym miejscu To nie był taki sobie zwykły ładunek na kilka samochodów
ciężarowych, bo dotyczył ponad 60
tysięcy przedmiotów, w tym 37 tysięcy dzieł sztuki pałacu królewskiego, muzeów i kolekcji
prywatnych.
Niedaleko, bo około 80 kilometrów od
Neapolu znajdował się olbrzymi klasztor na Monte Cassino, a w nim rozległe
piwnice i ukryte pomieszczenia. Szybko podjęto decyzję. Przewieziono tu 187
potężnych skrzyń z najcenniejszymi archiwaliami, dziełami sztuki, obrazami,
księgami i zbiorami monet. Wydawało się, że w tym zabytkowym i dobrze
chronionym przez braci zakonnych miejscu nic im nie zagrozi.
Latem 1943 roku ofensywa aliantów
niosąca ze sobą wyzwolenie Włoch napotkała opór niemieckiej obrony na tzw.
Linii Gustawa. Punktem zapalnym okazało się Monte Cassino, zamienione przez
oddziały niemieckie w twierdzę. Aby ocalić skarby zgromadzone w klasztorze
zdecydowano się je wywieź pod ochroną
wyspecjalizowanej dywizji „Hermann Gőring.”. Łącznie przetransportowano 127 ciężarówek Niewielką część zbiorów
przeznaczono do zwrotu, większość łącznie ze zbiorami z muzeów Neapolu i
Syrakuz została przewieziona koleją do magazynów głównych dywizji pod Berlinem, a następnie przekazana w prezencie z okazji urodzin 12
stycznia 1944 roku, „wielkiemu kolekcjonerowi sztuki”, marszałkowi Hermanowi
Gőreingowi w jego rezydencji w Carinhall.
W rok potem, w lutym 1945 roku,
gdy sytuacja na froncie stawała się coraz trudniejsza, a do Carinhall zbliżało
się natarcie wojsk sowieckich, marszałek
Gőring zdecydował się ratować swoje zdobycze. Wybór padł na zamek Książ, z którego przeniesiono wcześniej w lipcu
1944 roku do klasztoru w Krzeszowie zbiory Pruskiej Biblioteki Państwowej.
W to samo miejsce w Książu przewieziono pociągiem specjalnym i umieszczono
większość depozytu z Monte Cassino. Akcja transportowa była eskortowana przez
oddziały specjalne Obersturmbanführera SS Ottona Korzennego.
Decyzja o ukryciu „skarbów
Gőringa” w Książu była dobrze przemyślana Miał on pełną świadomość tego, co się
tutaj dzieje, zwłaszcza że odbywało się pod eskortą dowództwa Luftwaffe.
Wiedział, że podziemny Książ stał się fortecą nie do zdobycia, że istniała
zawsze możliwość zablokowania wejść zawałami i uchronienia w ten sposób
bezcennych zbiorów. Liczył się z tym, że Książ uniknie takich bombardowań,
jakie spotkały klasztor na Monte Cassino w lutym 1944 roku, w wyniku których
„ta średniowieczna budowla została wypalona i obrócona w ruinę”. I trzeba
przyznać, że w tych rachubach się wcale nie pomylił. W kwietniu 1945 roku
Rosjanie wysadzili w powietrze rezydencję marszałka w Carinhall, ale Wałbrzych
i Książ pozostawały nietknięte.
8 maja 1945 roku wojska
radzieckie 21 armii bez użycia broni wkroczyły do Wałbrzycha, zajęły też zamek Książ. Jest rzeczą dość znamienną, że Wojskowym Komendantem Miasta został
dowódca 65 armii w bitwie pod Stalingradem, Kurskiem, na Białorusi oraz
wschodnich i północnych ziemiach polskich, generał armii Paweł Iwanowicz Batow, a więc postać nietuzinkowa. Łatwo się
domyślić, że jego powołanie na komendanta Wałbrzycha wiązało się ze znacznie
poważniejszymi zadaniami niż przejęcie władzy.
W Książu wojska radzieckie stacjonowały 13 miesięcy. Czy tak bardzo
spodobał im się zamek ze względów architektonicznych i krajobrazowych?
Sprawowanie funkcji ochronnych i zabezpieczających dla nowo powołanej już 28
maja 1945 roku polskiej grupy operacyjnej nie wymagało ich obecności w starym,
zabytkowym zamku aż ponad rok czasu. Czego Rosjanie szukali w murach i
podziemiach zamkowych, tego dokładnie nie wiemy. Możemy się tylko domyślać, że
nie chodziło tu tylko i wyłącznie o mające wartość luksusową wyposażenie
zamku Udało im się odkryć bibliotekę zamkową liczącą ponad 65 tysięcy tomów,
w tym zbiory rękopisów i to zostało wywiezione w całości do ZSRR. To czego
nie dało się splądrować zostało spalone. O archiwum Monte Cassino i zbiorach z
Neapolu i Syrakuz nie mamy żadnej informacji. Rosjanie nie zdołali dotrzeć do
dobrze ukrytych skarbów. Gdyby tak się stało nie dałoby się to ukryć przed
oczami świadków, bo przecież nie byli oni na zamku sami. Wiadomo, że pod koniec
kwietnia Niemcy wzmacniali część murów zamku Książ. Właśnie wtedy mogli dobrze
ukryć i zamaskować depozyt z Monte Cassino.
Z chwilą objęcia zarządu zamkiem
przez Polaków latem 1946 roku zastano ograbione, zdewastowane wnętrza i
szczątki wywiezionej biblioteki. Jerzy Rostkowski przytacza w książce fragment
raportu delegata Ministerstwa Kultury i Sztuki w Warszawie, Stefana
Styczyńskiego z 20 sierpnia 1946 roku :
„W styczniu 1946 roku były tam jeszcze gobeliny, dywany, obrazy, a po
wyjeździe komisji złożonej z wyższych oficerów radzieckich, z kwatery marszałka
Rokossowskiego rozpoczął się zorganizowany wywóz na wielką skalę, który w lutym
objął bibliotekę, w marcu i kwietniu resztę ruchomości: dokładnie połamano
wszelkie meble, powyrąbywano drzwi, okna, powyrywano tu i ówdzie parkiety,
wszystkie boazerie, zniszczono malowidła ścienne, tak że wnętrza kompletnie
spustoszone przedstawiają obraz całkowitej ruiny”.
Rosjanie traktowali wyzwalane
ziemie jako trofeum, grabili i plądrowali to wszystko co się dało, co stanowiło
jakąkolwiek wartość. Dolny Śląsk to było dla nich terytorium niemieckie. Sprawa przynależności
Wałbrzycha nie była jeszcze wtedy do końca przesądzona. Konferencja Poczdamska
zakończyła obrady 2 sierpnia 1945 roku. Dopiero wtedy stało się pewne, że
granicą zachodnią Polski jest Nysa Łużycka. Ale i to nie przeszkodziło w
masowej grabieży mienia.
Od połowy 1946 roku w Książu nie było
już Rosjan. Było jednak mnóstwo śladów po niedokończonej inwestycji niemieckiej
pod koniec wojny i to inwestycji budzącej zdumienie. Nie wszyscy uwierzyli w
budowę kwatery Hitlera. Dlaczego nie podjęto od samego początku prób
wyjaśnienia zagadkowej sprawy? Co stało na przeszkodzie, aby tego nie czynić w
sposób konsekwentny przez całe lata PRL-u ? To są kolejne pytania, na które
stara się znaleźć odpowiedź autor znakomitej książki.
W książce nie dało się wszystkiego do końca
wyjaśnić. Wiele wniosków i domysłów wymaga
dalszych poszukiwań i potwierdzeń empirycznych, a nie tylko
racjonalnych. Potrzebne jest przekonanie do celowości przedsięwzięć,
odpowiednie wsparcie poszukiwaczy przez decydentów i jak zwykle upór i
poświęcenie. Duże nadzieje wiążą się z planami dyrekcji zamku Książ
zdeterminowanej do podjęcia poszukiwań w podziemiach zamkowych we własnym
zakresie.
Książka Jerzego Rostkowskiego
ukazała się w 2011 roku, kiedy jeszcze nikomu nie śniło się poszukiwanie „złotego
pociągu”. Mogła stać się iskrą, z której
wybuchnie płomień, ale tak się nie stało. Nie próbuję nawet myśleć o tym, że
nagle pojawia się w mediach informacja o odkryciu w podziemiach zamku Książ
„skarbu Gőringa”. Obiegłaby ona świat podobnie jak wiadomość o poszukiwaniach
„złotego pociągu”, choć można się spodziewać, że tym razem światowe media odniosłyby
się do tego bardziej powściągliwie. Tylko, że news o odkryciu depozytu z Monte
Cassino w Książu byłby jeszcze większą sensacją i przyniósłby większe korzyści.
Niestety, wydaje się, że „skarb Goringa” podobnie jak „bursztynowa komnata”, to zagadki
których rozwiązania możemy się już nigdy nie doczekać, chyba że zdarzy się cud.
Uwierzmy w to, do czego nas zachęca całym sercem Jerzy Rostkowski, autor książki
o podziemiach III Rzeszy w Wałbrzychu.
Mówią, że wiara czyni cuda.
Drogi Staszku.To co oni nam wywieżli do dawnego ZSRR to jeszcze będziemy odkrywali kilkanaście lat a może świat nigdy się o tym nie dowie.Kradli co było dla nas najcenniejsze Niemcy a póżniej z Ziem Zachodnich Rosjanie.Pragnę dodać,że pierwsze kradzieże zostały dokonane w czasie i po trzech rozbiorach.Pozdrawiam i udostępniam.
OdpowiedzUsuńDziękuje Bronku za komentarz i udostępnienie. Pozdrawiam !
UsuńPrzyznam że nie wiedziałam o tym wszystkim.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam dopiero teraz i .... jak zwykle bardzo Ci dziękuję.
Przykre że nas tak raz z jednej strony a raz z drugiej okradają...
Mamy tych zagadek coraz więcej od momentu, kiedy możemy o tym mowić i pisać. Szkoda że tak późno, że straciliśmy dziesiatki lat. Dziś odsłonięcie tych tajemnic wydaje się już niemożliwe. Ale warto przynajmniej o tym wiedzieć, że coś takiego miało miejsce i działo się w rzekomo cywilizowanym swiecie...Pozdrawiam !
UsuńNajdroższy pociąg Europy-27 wagonów.
OdpowiedzUsuń"na dole pod zamkiem,wielkie żelazne drzwi za małym domkiem nikt by się nie domyślił.Wejście do piwnicy.Są,stoją i jest ich całe mnóstwo.Posągi apostołów...Madonna...płaskorzeźby...wielkie wzruszenie."
dzielautracone.gov.pl/artykuly/132-wojenne-losy-oltarza-wita-stwosza-amerykanski-epizod
www.polityka.pl/historia/293892,1,zwiazek-szabrownikow.read
poszukiwania.pl/szaber-na-cmentarzach-ewangelicko-augsburskich-w-gorach-sowich.html
Wszyscy chlastali w mętę...Szczepko i Tońko także...w III aktach:)
:)
Panie Michalik: A jaki mamy dowód na mityczne zbiory z Monte Cassino w Książu? ;) Ktoś to w ogóle sprawdził?
OdpowiedzUsuńCo nie znaczy, że nie ma czego szukać...