Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

czwartek, 2 lutego 2017

Do czego potrzebna nam historia ?



Zadajmy sobie pytanie, czy można żyć bez historii? To retoryczne pytanie nie budzi chyba żadnych wątpliwości. Oczywiście, nie można żyć bez historii. Wyobraźmy sobie kim byśmy byli nie znając przeszłości. Całkowicie przypadkowym jestestwem, które znalazło się na tej ziemi nie wiadomo skąd, po co i dlaczego. Historia odpowiada nam przecież na nurtujące każdego myślącego człowieka pytanie - co było wcześniej, co się działo przed nami, skąd się wzięło to co nas otacza, kim jesteśmy i jak powinniśmy żyć. Bo przecież historia jest nauczycielką życia, z jej nauk powinniśmy czerpać wiedzę i doświadczenie.

To wszystko piękna teoria. A obok niej funkcjonuje praktyka. Z jej obserwacji wynika, że można żyć bez historii. Tak samo zresztą jak bez kultury, bez religii, bez takich czy innych ideałów. Można ograniczyć wiedzę historyczną do minimum, albo też spreparować ją dla własnych potrzeb. Mistrzami w tej dziedzinie są politycy. Dla nich historia jest przedmiotem, nie zaś podmiotem. Najlepiej się nią posłużyć dla osiągnięcia własnych celów. Niewątpliwie ludzi traktujących historię jako rzecz niewartą zachodu i niepotrzebną stratę czasu jest zdecydowana mniejszość.

Moje refleksje adresuję do tej pierwszej kategorii osób, a więc do tych, dla których poznanie przeszłości jest ważne, zwłaszcza jeśli dotyczy ona miejsca urodzenia i nauki szkolnej, miejsca zamieszkania, miejsca pracy, słowem naszej „małej ojczyzny”.

„W dziejach miast odczytać można wielką historię całych narodów i cywilizacji. Zawierają one w sobie także coś więcej. W tych lokalnych historiach odczytać można niepowtarzalną konkretność ludzkich dziejów, zbliżyć się do szczegółu ludzkiego życia. Dlatego „małe historie” nie są tylko lustrzanym odbiciem tych „wielkich”. Toczą się czasem nieco odmiennym i własnym rytmem, który najlepiej odczuwa ten, kto jest związany ze swoją małą ojczyzną”.

Takimi słowami otwiera swoja książkę „Dom nad Nysą. Zgorzelec i Gorlitz 1945-1989. Kronika wydarzeń” wybitny publicysta i dziennikarz  dr Kazimierz Wóycicki. Zgorzelcem zainteresował się tylko dlatego, że stamtąd wywodzi się jego żona, ale jak mówi poprzez zagłębienie się w archiwalne materiały i dokumenty z czasów powojennych Zgorzelca związał się z nim emocjonalnie, doświadczając na sobie jak niezwykle ciekawe i pouczające są dzieje tego granicznego miasta.

Refleksje zasłużonego naukowca są mi bardzo bliskie, odczuwam to na własnej skórze, kiedy poznaję bliżej historię mojego miasta, Głuszycy. Wprawdzie w przeważającej mierze nie jest to historia ojczysta, bo o Głuszycy z czasów piastowskich wiemy bardzo niewiele, a dla poznania wydarzeń współczesnych potrzebne byłoby dotarcie do dokumentów archiwalnych, co okazuje się nie takie proste, to jednak czuję potrzebę poznania przeszłości mojego miejsca zamieszkania. Mimo tego, że przez połowę tysiąclecia ziemie te zamieszkiwała głównie ludność niemiecka i to jej należy przypisać osiągnięcia w zagospodarowaniu tych ziem, to jednak większość wydarzeń historycznych jest bliska nam Polakom, bo Polska jako najbliższy sąsiad Śląska ocierała się o nie, a nawet brała w nich bezpośredni udział. Mam tutaj na uwadze wojny husyckie z XV wieku, wojnę 30-letnią w XVII wieku, czy też wojny austriacko-pruskie w XVIII, a także wojny napoleońskie z początkiem XIX wieku, na I i II wojnie światowej kończąc. 

Maleńka Głuszyca utopiona w kotlinie śródgórskiej nie mogła mimo wszystko uniknąć tragicznych skutków tych wojen, a znajdując się na szlaku drogowym z południa na północ i z zachodu na wschód, była za każdym razem narażona na grabież, pożogi, kontrybucje i niewolę. Przeszła Głuszyca ciężką szkołę życia zanim stała się znaczącym ośrodkiem przemysłu lekkiego w wielkiej Rzeszy Niemieckiej, a zaś w planach militarnych III Rzeszy pod koniec II wojny światowej – miejscem tajemnych, podziemnych inwestycji.

Wszystkich Czytelników zainteresowanych przeszłością Głuszycy odsyłam do mojej ostatniej książki - ”Głuszyca – miasto włókniarzy. Ciekawostki z historii miasta”. Książkę wzbogacają najlepsze fotogramy z przeszłości i współczesne wybrane przez naszych głuszyckich artystów – fotografów i kolekcjonerów, z Grzegorzem Czepilem na czele, To dobrze, że mamy taką książkę,  bo w mieście, które aspiruje do stania się w niedługo Mekką turystyki górskiej i rowerowej, narciarskich tras biegowych, wspinaczki skalnej, a także  rekreacji i wypoczynku, materiały promocyjne o mieście i gminie są jak uszka do wigilijnego barszczu.

Poznając historię swego miasta stajemy się jego świadomymi mieszkańcami, wiążemy się z nim mentalnie i emocjonalnie, zarażamy się bakcylem patriotyzmu lokalnego. Jak ważna i drogocenna jest taka więź przekonują nas najczęściej ci, którzy z różnych powodów zmuszeni byli opuścić swe gniazdo rodzinne.
Historia magistra vitae est, mawiali starożytni Rzymianie. Mimo upływu lat ta prawda nie traci nic na swej aktualności. Z historii naszego miasta możemy się nauczyć między innymi tego, że nie wolno się załamywać w sytuacjach trudnych, trzeba z ufnością i wiarą szukać sposobów na wyjście z impasu. Jest jeszcze inne powiedzenie, nie ma złego, co by na dobre nie wyszło. Głuszyca nie jest już miastem przemysłowym, ale nie oznacza to wcale, że nie może rozwinąć się w innym kierunku. Podziemna Osówka pokazuje jak niewyczerpane są możliwości rozwoju turystycznego w mieście, w którym przyjezdni modlili się tylko o to, by przez nie bezpiecznie i jak najszybciej przejechać.

A że Głuszyca miała od dawna i ma także dziś swój urok możemy się przekonać na barwnych fotografiach w bogato ilustrowanej książce – „Głuszyca miasto włókniarzy”.

Fot. Zbigniew Dawidowicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz