Zadajmy
sobie pytanie, czy można żyć bez historii? To retoryczne pytanie nie budzi
chyba żadnych wątpliwości. Oczywiście, nie można żyć bez historii. Wyobraźmy
sobie kim byśmy byli nie znając przeszłości. Całkowicie przypadkowym
jestestwem, które znalazło się na tej ziemi nie wiadomo skąd, po co i dlaczego.
Historia odpowiada nam przecież na nurtujące każdego myślącego człowieka
pytanie - co było wcześniej, co się działo przed nami, skąd się wzięło to co
nas otacza, kim jesteśmy i jak powinniśmy żyć. Bo przecież historia jest
nauczycielką życia, z jej nauk powinniśmy czerpać wiedzę i doświadczenie.
To
wszystko piękna teoria. A obok niej funkcjonuje praktyka. Z jej obserwacji
wynika, że można żyć bez historii. Tak samo zresztą jak bez kultury, bez
religii, bez takich czy innych ideałów. Można ograniczyć wiedzę historyczną do
minimum, albo też spreparować ją dla własnych potrzeb. Mistrzami w tej
dziedzinie są politycy. Dla nich historia jest przedmiotem, nie zaś podmiotem.
Najlepiej się nią posłużyć dla osiągnięcia własnych celów. Niewątpliwie ludzi
traktujących historię jako rzecz niewartą zachodu i niepotrzebną stratę czasu
jest zdecydowana mniejszość.
Moje refleksje adresuję
do tej pierwszej kategorii osób, a więc do tych, dla których poznanie
przeszłości jest ważne, zwłaszcza jeśli dotyczy ona miejsca urodzenia i nauki
szkolnej, miejsca zamieszkania, miejsca pracy, słowem naszej „małej ojczyzny”.
„W dziejach miast
odczytać można wielką historię całych narodów i cywilizacji. Zawierają one w
sobie także coś więcej. W tych lokalnych historiach odczytać można
niepowtarzalną konkretność ludzkich dziejów, zbliżyć się do szczegółu ludzkiego
życia. Dlatego „małe historie” nie są tylko lustrzanym odbiciem tych
„wielkich”. Toczą się czasem nieco odmiennym i własnym rytmem, który najlepiej
odczuwa ten, kto jest związany ze swoją małą ojczyzną”.
Takimi słowami otwiera
swoja książkę „Dom nad Nysą. Zgorzelec i Gorlitz 1945-1989. Kronika wydarzeń”
wybitny publicysta i dziennikarz dr Kazimierz
Wóycicki. Zgorzelcem zainteresował się tylko dlatego, że stamtąd wywodzi się
jego żona, ale jak mówi poprzez zagłębienie się w archiwalne materiały i
dokumenty z czasów powojennych Zgorzelca związał się z nim emocjonalnie,
doświadczając na sobie jak niezwykle ciekawe i pouczające są dzieje tego
granicznego miasta.
Refleksje zasłużonego
naukowca są mi bardzo bliskie, odczuwam to na własnej skórze, kiedy poznaję
bliżej historię mojego miasta, Głuszycy. Wprawdzie w przeważającej mierze nie
jest to historia ojczysta, bo o Głuszycy z czasów piastowskich wiemy bardzo
niewiele, a dla poznania wydarzeń współczesnych potrzebne byłoby dotarcie do
dokumentów archiwalnych, co okazuje się nie takie proste, to jednak czuję
potrzebę poznania przeszłości mojego miejsca zamieszkania. Mimo tego, że przez
połowę tysiąclecia ziemie te zamieszkiwała głównie ludność niemiecka i to jej
należy przypisać osiągnięcia w zagospodarowaniu tych ziem, to jednak większość
wydarzeń historycznych jest bliska nam Polakom, bo Polska jako najbliższy
sąsiad Śląska ocierała się o nie, a nawet brała w nich bezpośredni udział. Mam
tutaj na uwadze wojny husyckie z XV wieku, wojnę 30-letnią w XVII wieku, czy
też wojny austriacko-pruskie w XVIII, a także wojny napoleońskie z początkiem
XIX wieku, na I i II wojnie światowej kończąc.
Maleńka Głuszyca
utopiona w kotlinie śródgórskiej nie mogła mimo wszystko uniknąć tragicznych
skutków tych wojen, a znajdując się na szlaku drogowym z południa na północ i z
zachodu na wschód, była za każdym razem narażona na grabież, pożogi,
kontrybucje i niewolę. Przeszła Głuszyca ciężką szkołę życia zanim stała się
znaczącym ośrodkiem przemysłu lekkiego w wielkiej Rzeszy Niemieckiej, a zaś w
planach militarnych III Rzeszy pod koniec II wojny światowej – miejscem tajemnych,
podziemnych inwestycji.
Wszystkich
Czytelników zainteresowanych przeszłością Głuszycy odsyłam do mojej ostatniej
książki - ”Głuszyca – miasto włókniarzy.
Ciekawostki z historii miasta”. Książkę wzbogacają najlepsze fotogramy z
przeszłości i współczesne wybrane przez naszych głuszyckich artystów –
fotografów i kolekcjonerów, z Grzegorzem Czepilem na czele, To dobrze, że mamy
taką książkę, bo w mieście, które
aspiruje do stania się w niedługo Mekką turystyki górskiej i rowerowej,
narciarskich tras biegowych, wspinaczki skalnej, a także rekreacji i wypoczynku, materiały promocyjne
o mieście i gminie są jak uszka do wigilijnego barszczu.
Poznając historię swego
miasta stajemy się jego świadomymi mieszkańcami, wiążemy się z nim mentalnie i
emocjonalnie, zarażamy się bakcylem patriotyzmu lokalnego. Jak ważna i
drogocenna jest taka więź przekonują nas najczęściej ci, którzy z różnych
powodów zmuszeni byli opuścić swe gniazdo rodzinne.
Historia magistra vitae
est, mawiali starożytni Rzymianie. Mimo upływu lat ta prawda nie traci nic na
swej aktualności. Z historii naszego miasta możemy się nauczyć między innymi
tego, że nie wolno się załamywać w sytuacjach trudnych, trzeba z ufnością i
wiarą szukać sposobów na wyjście z impasu. Jest jeszcze inne powiedzenie, nie
ma złego, co by na dobre nie wyszło. Głuszyca nie jest już miastem
przemysłowym, ale nie oznacza to wcale, że nie może rozwinąć się w innym
kierunku. Podziemna Osówka pokazuje jak niewyczerpane są możliwości rozwoju
turystycznego w mieście, w którym przyjezdni modlili się tylko o to, by przez
nie bezpiecznie i jak najszybciej przejechać.
A że Głuszyca miała od
dawna i ma także dziś swój urok możemy się przekonać na barwnych fotografiach w
bogato ilustrowanej książce – „Głuszyca miasto włókniarzy”.
Fot. Zbigniew Dawidowicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz