„Kto po raz pierwszy z miejsca
tego rzuci okiem wokoło, uczuje się aż nadto wynagrodzony za trud nużącej
cokolwiek przechadzki... zatopi wzrok daleko aż do miasta Strzegom …
Piękności natury cisną się tam
zewsząd do naszego oka. I pozazdrościć ludowi, który tam osiadł, który tak
czynnie, tak pracowicie, z takim trudem, przemysłem i wytrwaniem, korzystając
ze skarbów złożonych tam w ziemi i jej łonie, każdy załamek gruntu, każdą
dolinkę, którą zamieszkuje, stara się użyźnić, ulepszyć i ozdobić”.
Spróbujmy odgadnąć, o jakim miejscu jest mowa w tym cytacie i kto to mógł
napisać? Nie, nie zdziwię się wcale, jeśli odpowiedź na to pytanie okaże się
zbyt trudna, zwłaszcza że jest to zdanie wyrwane z kontekstu, a jego autor jest
osobą znaną tylko tym, którzy dość szczegółowo interesują się historią polskiej
literatury czasów rozbiorowych.
Myślę jednak, że rozwiązanie tej zagadki okaże się nie tylko zaskakujące,
ale i przyjemne, przynajmniej dla sympatyków naszej podwałbrzyskiej perły
uzdrowisk - Szczawna-Zdroju, a także Wałbrzycha.
W jubileuszowym 1966 roku z okazji
1000-lecia Polski na frontonie Zakładu Przyrodniczego w Szczawnie-Zdroju
wmurowano tablicę upamiętniającą
zasłużonych dla kultury i nauki Polaków, którzy przebywali w tym
uzdrowisku i korzystali z jego wód leczniczych. Wśród 32 osób znajduje się nazwisko Józefa Korzeniowskiego.
Józef Korzeniowski, wywodził
się z Galicji Wschodniej, urodzony w 1797 roku w Brodach, był absolwentem,
a później pedagogiem i profesorem literatury polskiej w słynnym Liceum
Krzemienieckim, wykładał filologię klasyczną na uniwersytecie w Kijowie,
by następnie osiąść na 8 lat w Charkowie
jako dyrektor gimnazjum. Będąc rdzennym Polonusem czuł się tam jak
zesłaniec, osamotniony i zagubiony, z
dala od Polski. Z radością i nadzieją przeniósł się w 1846 roku do Warszawy,
gdzie otrzymał posadę dyrektora gimnazjum, a następnie wizytatora szkół i
reformatora warszawskiej Szkoły Głównej. Mógł się poświęcić z większą pasją i
rzetelnością twórczości literackiej.
Do Bad Salzbrunn przybył w 1855 roku z powodu pogarszającego się
stanu zdrowia i zamieszkał wraz z pięcioosobową rodziną w hotelu „Kometa”
(późniejsze Sanatorium Kolejowe). Wprawdzie w księdze gości zapisany został
jako radca, ale w rzeczywistości był na ziemiach polskich znanym działaczem
oświatowym, zasłużonym dla warszawskiej Szkoły Głównej, a przede wszystkim
literatem, autorem napisanych w stylu
balzakowskim powieści - „Spekulant” i
„Kollokacja”, a także nieprzeciętnego dramatu „Karpaccy górale”. Utwór ten
napisany znacznie wcześniej, bo w 1840 roku, stał się symbolem hartu ducha i
tężyzny fizycznej karpackich Hucułów oraz ich przywiązania do gór. To właśnie
stąd pochodzi znana pieśń biesiadna, śpiewana do dziś przy różnych okazjach:
„Czerwony płaszcz, za pasem
broń
i topór co błyszczy z dala,
wesoła myśl, swobodna dłoń,
to strój, to życie górala.
Tam szum Prutu, Czeremuszu,
Hucułom przygrywa
i wesołą kołomyjkę
do tańca przygrywa,
dla Hucuła nie ma życia
jak na połoninie,
gdy go losy w doły rzucą
wnet z tęsknoty zginie ...”
Dramat wystawiony po raz pierwszy
we Lwowie w 1844 roku cieszył się dużym powodzeniem w teatrach polskich i tak
jest do dziś. Wprawdzie sztukę „Karpaccy górale” oglądamy od dużego dzwonu, ale
zawsze stanowi to doniosłe wydarzenie teatralne i przyciąga widzów.
Uważany za wybitnego kontynuatora
powieści biedermeierowskiej oraz mistrza narracji, a także inicjatora
balzakowskiej powieści na gruncie
polskim, szczególną sławę zyskał jako twórca
rodzimego dramatu romantycznego, uważany obok Aleksandra Fredry za
najwybitniejszego komediopisarza epoki romantyzmu.
Pobyt Józefa Korzeniowskiego w
podwałbrzyskim uzdrowisku stanowi niewątpliwie rzecz godną uwagi, zwłaszcza
że pozostawił w swej twórczości liczne
ślady swych szczawieńskich doświadczeń. Wprawdzie narzekał na niezbyt
komfortowe warunki i drożyznę, ale za to mógł zachwycać się do woli widokami
krajobrazów i przyrody, które były w stanie zawrócić w głowie niejednemu
wielbicielowi kresów wschodnich.
Podziwiał zwłaszcza Wzgórze Giedymina, miejsce spacerów i ciszy, ale
przede wszystkim miejsce widokowe. Pisze o tym wszystkim w odrębnym
opowiadaniu „Spotkanie w Salzbrunn”, stanowiącym reasumpcję jego wrażeń i
refleksji ze szczawieńskiej kuracji i jak się łatwo domyślić z tego właśnie opowiadania pochodzi cytat
we wstępie mojego postu.
Zdaniem Korzeniewskiego „człowiek zwiedzający to miejsce i
kontemplujący otaczające go piękno natury jest skłonny zwrócić się myślą do Twórcy, który tak cudowną rozmaitością
zakątek ten ubogacił”. I oto kwintesencja ideowa galicyjskiego pisarza,
który jak to widać z króciutkiej notki biograficznej, miał okazję poznać trochę
świata i zdobyć sporo doświadczeń. Niestety, lata ciężkiej harówki
pedagogicznej na dalekiej Ukrainie, zwłaszcza w Charkowie, dały o sobie znać w
pogarszającym się stanie zdrowia. Nie pomogła ożywcza woda z Salzbrunn, ani też
z innych zdrojów na Huculszczyźnie. W kilka lat po kuracji szczawieńskiej Józef
Korzeniewski zmarł w 1863 roku w Dreźnie, gdzie szukał schronienia po wybuchu
na ziemiach polskich powstania styczniowego.
W przebogatej plejadzie gwiazd
polskiej kultury i nauki, w otoczeniu chociażby takich znakomitości, jak
Zygmunt Krasiński, Henryk Wieniawski, Tytus Chałubiński, Hipolit Cegielski, Ludwik Niemojewski, księżna Izabela
Czartoryska, galicyjski pisarz Józef Korzeniewski błyszczy jak srebrzysty diament. Lista Polaków, którzy do cieszącego się coraz większą sławą Bad
Salzbrunn, przybywali ławą, czyniąc z niego nieomal centrum polskości w tym
regionie, jest zresztą znacznie większa niż na pamiątkowej tablicy. Obok
nowoczesności leczniczej przyciągało ono bliskim położeniem i właśnie
atrakcyjnością górskich krajobrazów.
Spacerując z Parku
Zdrojowego w Szczawnie-Zdroju na Górę Parkową (528 m), zwaną inaczej Wzgórzem
Giedymina warto pamiętać, że przed wojną na jej szczycie znajdował się
Belweder, budowla wzniesiona przez zasłużonego dla Szczawna-Zdroju dr Augusta
Zemplina. Można było swego czasu przeczytać o tym na portalu wałbrzyszek com”:
„Zyskując atrakcyjne
obszary miasta, w roku 1823, na Wzgórzu Gedymina, na polecenie lekarza,
wybudowano drewniane zabudowania w postaci pawilonu. Budowę zakończono
trzeciego sierpnia, w rocznicę urodzin króla Fryderyka Wilhelma III i na jego
cześć miejsce to nazwano Wilhelmshöhe. Chętnych do odwiedzenia tego zakątka
Parku Zdrojowego było wielu i od tego czasu miejsce to ulegało licznym
przemianom. W roku 1838 dobudowano budynek zaopatrzony w układ optyczny,
pozwalający obserwować okolicę wewnątrz budynku tzw. camera obscura, a w roku
1841 powstał ostatecznie murowany budynek Belwederu z podcieniami, wieżą
widokową i tarasem. Cały obiekt wzorowany był na średniowiecznej wieży bramnej
Tangermünde miasta Stendal. Był to obiekt wielofunkcyjny. Znajdowało się tam muzeum,
restauracja z dobrą kuchnią, a za uiszczeniem niewielkiej opłaty można było
podziwiać piękne widoki z wieży widokowej, gdzie zamontowane były lunety, przez
które można było obserwować okolice. Tuż obok znajdowała się skocznia
narciarska i strzelnica, gdzie odbywały się zawody strzeleckie. Było to miejsce
chętnie odwiedzane przez kuracjuszy i turystów. Ci, którym spacer na
szczyt sprawiał problem, drogę do Belwederu mogli pokonać na osiołku.”
Belweder funkcjonował
jakiś czas jeszcze po wojnie, ale z biegiem czasu uległ całkowitemu zniszczeniu.
Dziś nie ma po nim ani śladu, a teren jest miejscem spacerowym dla mieszkańców
pobliskich dzielnic wielkiego Wałbrzycha.
Warto pamiętać o
Józefie Korzeniowskim zwłaszcza teraz, gdy tak mocno odżyły wspomnienia z
przeszłości Polski Piastów i Jagiellonów, a także z czasów naszej niewoli
zaborczej, a następnie okupacji niemieckiej i sowieckiej. A to wszystko w
kontekście tego, co się dzieje w sąsiedniej Ukrainie. Autor „Karpackich górali” był symbolem łączności i jedności
narodowościowej Polaków dla których Polska nigdy nie zginęła ... i nie
zginie !
Warto też przy okazji
pomyśleć o tym, jakie znaczenie ma nazwa Wzgórza, z którego możemy podziwiać
panoramę Szczawna i Wałbrzycha wraz z otaczającymi je górami. To ciekawe kto wpadł na pomysł, by nazwać
imieniem Giedymina?
Giedymin,
to dla Litwinów tak samo ważny władca jak dla Polaków
Bolesław Chrobry. Objął władzę z początkiem XIV wieku po śmierci swego brata,
Witnesa. Przez cały okres swego panowania zmagał się z naporem Państwa
Krzyżackiego. Jednocześnie wykorzystując kryzys Złotej Ordy zdołał połączyć pod
swym panowaniem rozległe obszary dzisiejszej Rosji, Białorusi i Ukrainy.
Około 1318 roku
opanował Witebsk, w następnych latach Pińsk, Wołyń, Podlasie, a w 1331 roku
Kijów. Władztwo Giedymina ciągnęło się na wschód aż do ziemi smoleńskiej.
Utrzymywał kontakty
handlowe z Rygą, a także z Polską. Jego
córka, Aldona, poślubiła następcę krakowskiego tronu, Kazimierza, później
zwanego Wielkim. Giedymin dbał o poparcie papieża, któremu obiecywał
przyjęcie chrześcijaństwa.
Giedymin jest na
kartach historii Litwy uważany za twórcę mocarstwowej potęgi Litwy jest też wzorem godnym naśladowania jeszcze z
innego powodu. Miał ośmiu synów i sześć córek. Córki powychodziły za mąż za
okolicznych władców, zaś siedmiu synów podzieliło się państwem po śmierci
Giedymina, podobnie jak to miało miejsce w Polsce po śmierci Bolesława
Krzywoustego. Niestety, nie posłużyło to dobrze w utrzymaniu jedności państwa
litewskiego.
Oczywiście to co
napisałem o Giedyminie, to tylko szczątkowe informacje. Warto zainteresować się
tą niezwykle barwną i budzącą podziw historią.
Zachęcam bardzo mocno
by wybrać się tak jak to zrobił przed laty Józef Korzeniowski spacerkiem na
Wzgórze Giedymina, a przy okazji pokontemplować nad chlubną przeszłością tego miejsca,
a także nad tym, jak zaskakujące było tworzenie
nazw geograficznych zaraz po wojnie na naszych obecnie Ziemiach Zachodnich.
Oczywiście w tym przypadku możemy się tym szczycić, że skutkiem dawnych dobrych
stosunków Polski z Litwą, mamy wzgórze nazwane tak zacnym imieniem.
Fot. Zbigniew Dawidowicz
Staszku!Fajne przejście od Józefa Korzeniowskiego do Gedymina,a tak na dobrą sprawę to promocję Szczawna Zdrój.Po przeczytaniu dzisiejszego tekstu wielu będzie chciało przyjechać do Szczawna i tak jak piszesz podziwiać uroki tego uzdrowiska.A może usiąść na jednej z ławeczek zastanowić się i podumać nad przeszłością Szczawna w którym w przeszłości na kuracji przebywali słynni Polacy jak np.Henryk Wieniawski czy Izabella Czartoryska,Hipolit Cegielski i bohater dzisiejszego postu Józef Korzeniowski i inni.Dzięki za przypomnienie sylwetki J.Korzeniowskiego jego sztuki "Karpaccy górale" oraz autora często śpiewanej piosenki biesiadnej.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję Bronku za komentarz, jak zwykle trafnie odgadujesz moje intencje. Pamiętaj też, że dla ciebie nie ma życia, jak tylko w Piławie, Grabów, Cieszyn nie zastąpią lat przeżytych w sławie. Oto sentencja, która mi się nasunęła pod wpływem pieśni z "Karpackich górali". A ponadto zapachniało wiosną. Ogród czeka z utęsknieniem na swojego dobrodzieja. Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuń