urok miasteczeka w górach |
To pytanie może się okazać
intrygujące, choć być może nie dla każdego, bo nie wszyscy pasjonują się naszym
dziennikarstwem O Filipie Springerze już wspomniałem wcześniej, kiedy to
pomyślnym zrządzeniem losu miałem okazje się z nim spotkać szukając śladów Olgi Tokarczuk w zagubionej w górach
wiosce, o znamiennej nazwie Krajanów.
Okazuje się, że wtedy, w 2007
roku, Filip Springer był dopiero na początku swej kariery. Wystarczyło parę
lat, by stać się gwiazdą na firmamencie dziennikarskiej profesji. A że tak się
stało przytoczę drobny fragment jego biografii:
Filip Springer (ur. 1982)
—reporter i fotograf współpracujący z największymi polskimi tytułami prasowymi.
Regularnie publikuje w tygodniku „Polityka”.
Swoje prace prezentował na wystawach w Poznaniu, Warszawie, Łodzi,
Gdyni, Lublinie i Jeleniej Górze. Jego reporterski debiut – książka Miedzianka. Historia znikania –
znalazł się w finale Nagrody im. R. Kapuścińskiego za Reportaż Literacki 2011 i
był nominowany do Nagrody Literackiej Gdynia 2012. Jest także finalistą
Nagrody Literackiej Nike 2012 i laureatem trzeciej edycji konkursu
stypendialnego dla młodych dziennikarzy im. Ryszarda Kapuścińskiego. Kolejny
reportaż Springera – Źle urodzone – wybrano do Plebiscytu 2012 w Radiowym
Domu Kultury w Programie 3 Polskiego Radia w kategorii „Książka roku”. W 2013
został nagrodzony Medalem Młodej Sztuki. W 2016 otrzymał Śląski Wawrzyn
Literacki za książkę "13 pięter".
Springer jest także autorem fotoreportaży: Miało być ładnie; Płacz
nad rozlanym miastem (2009); Nie ma jeziora (2010).Mieszka i pracuje
w Warszawie. Współpracuje z Instytutem Reportażu.
Skoro już wiemy o Filipie
Springerze co nieco powracam do tytułowego pytania: co by się stało, gdyby go
nie było?
Dla nas Dolnoślązaków Filip
Springer okazał się odkrywcą fascynującej historii z miasteczkiem, które na
oczach wielu jego mieszkańców i okolicznych świadków po prostu zniknęło z pola
widzenia, tak jakby zapadło się pod ziemię.
Okazuje się, że nasz region jest naszpikowany
tajemniczymi miejscami jak rodzynki w cieście. Chłonnym ciekawostek i
paradoksów Czytelnikom proponuję głośny ostatnio temat, który zdumiewa i
intryguje nie mniej niż Tajemnicze Podziemne Miasto „Osówka” w Głuszycy. Mowa o miasteczku widmie - Miedziance,
miejscowości znanej przed wojną jako najmniejsze i najwyżej położone miasteczko
Rzeszy, Kupferberg.
Jadąc pociągiem z Jeleniej Góry do
Wałbrzycha można dostrzec w pobliżu Marciszowa w gęstwinie leśnej wieżę
kościoła z nieczynnym zegarem. To właśnie tu na Miedzianej Górze (420 m. npm.),
w obecnej gminie Janowice Wielkie kwitło sobie spokojnym rytmem miasteczko
przed i po wojnie, po którym dzisiaj nie ma śladu. Z cudem ocalałej w
dokumentach po kopalnianych starej mapki można się dowiedzieć, że pod
Miedzianką jest więcej korytarzy, tuneli i sztolni, niż wydaje się wszystkim
poszukiwaczom skarbów i przygód razem wziętych na całym Dolnym Śląsku. Skąd się
wzięły te podziemne labirynty, co się stało, że na miejscu dawnego miasteczka
rosną dzisiaj jedynie bujne trawy, drzewa i krzewy?
W 1945 roku małe, pulsujące życiem
poniemieckie miasteczko otrzymało nazwę Miedzianka.. Od 1949 roku było to miast
górników. Nocą i dniem pracowali oni pod ziemią, ale nikt im nie mówił co
kopią. Plotka głosiła, że wydobywają rudy miedzi, srebra i złota. To było
prześliczne miasto, najpiękniejsze na Śląsku. Najstarsi ludzie, ci co pamiętają
Kupferberg mówią, że najpiękniejsze na świecie. Niewielki rynek otaczały
kamieniczki z podcieniami, na środku tryskała wodą rzeźbiona w kamieniu
fontanna. Nocą odbijały się w niej światła gazowych latarni. Były w tym
miasteczku dwa kina, dwa kościoły, dom kultury, apteka, sklepy kolonialne,
restauracja, dwa bary, jadłodajnia górnicza, kawiarenki, hotele, punkty
usługowe, słowem wszystko co potrzebne do życia. W 1967 roku żołnierze Korpusu
Bezpieczeństwa Wewnętrznego wysadzili w powietrze zabudowania kościoła
ewangelickiego. Świadkowie tego zdarzenia mówią, że widzieli jak kościół
poleciał do nieba. Pod koniec lat sześćdziesiątych kontynuowano ewakuację i
wyburzanie Miedzianki. Na początku siedemdziesiątych miejscowość opustoszała do
reszty, pozostało po niej kilka bezładnie rozrzuconych domów, a w gąszczu
krzaków wspomniany już kościół katolicki. Co spowodowało śmierć miasta? Jak to
możliwe, że coś takiego mogło się wydarzyć w cywilizowanym państwie, nieopodal
turystycznej Mekki Dolnego Śląska, Jeleniej Góry, w atrakcyjnej krajobrazowo
okolicy Rudaw Janowickich.
Okazuje się, że przekleństwem
miasteczka stało się to, co odkryli zwycięzcy sołdaci w głębi ziemi, w
sztolniach nieczynnej poniemieckiej kopalni. A był to uran, rzecz bezcenna dla
Radzieckiej Armii. Zaraz po wojnie ruszyła kopalnia uranu. Z różnych stron
Polski, głównie ze wschodu, napływali ochotnicy do pracy. Rygor wojskowy nie
przeszkadzał, bo radzieccy włodarze zapewniali niezłą płacę i rozrywkę. Nikt
nie straszył skutkami bliskiego kontaktu z rudą uranu. One dały o sobie znać po
kilku latach. Gdy możliwości eksploatacyjne stały się mniej korzystne, a trudne
warunki pracy kończyły się nieuchronnie dla górników rakiem płuc, gruźlicą,
pylicą, trzeba było jak najszybciej zakończyć wydobycie. Proces stopniowej
likwidacji rozpoczął się już w roku 1953. Należało pozacierać wszelkie ślady.
Najlepiej wyeksmitować ludność, zrównać miasto z ziemią.
Kto ostatecznie wydał wyrok na
miasto, można się tylko domyślić. Wiadomo że UB i NKWD w czasach stalinowskich
to był faktyczny, współpracujący ze sobą aparat władzy w Polsce. Ale miasto
umarło dopiero na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Czy
chodziło tylko i wyłącznie o ochronę ludzi przed skażeniem popromiennym? A może
właśnie ukrycie prawdy o nieludzkiej eksploatacji złóż uranowych przez
wschodniego sojusznika, zatarcie faktycznych skutków tej mistyfikacji. Mówił o
tym na spotkaniu pod Osówką profesor Wilczur, wskazując na liczne dowody
utajnionej ingerencji osób zainteresowanych zacieraniem śladów przestępczej
działalności wojskowej. To symptomatyczne jak obydwie historie – podziemi
Włodarza i Miedzianej Góry ze sobą się splatają.
„Gułag – Miedzianka”, tak
zatytułował swój reportaż Michał Bońko na stronie internetowej „Forum
Karpackich”. Cytuję znamienny fragment tego reportażu:
„To było miasto jak ze snu – mówi
z zachwytem Irena Kamińska, przewodnicząca Gminnej Rady Narodowej w latach 1966
– 72, wice wojewodzina jeleniogórska w latach 1975-81, mieszkanka Janowic
Wielkich. Niejedno miasto widziałam, ale każde z nich było gorsze, brzydsze,
mniej rodzinne od Miedzianki. Tu o każdej porze dnia i o każdej porze roku było
lepiej niż gdzie indziej.
Miasto jak ze snu było dla wielu
osób miastem dzieciństwa. Tu chodziłem do szkoły, do kościoła, do sklepów, do
fryzjera i do kawiarni, mówi Aleksander Królikowski, mieszkaniec Miedzianki. Na
własne oczy widziałem sztolnie i górników uranowych. Widziałem jak po drabinach
schodzili w dół i osrebrzeni powracali na powierzchnię. Potem widziałem jak to
miasto wysadzali dynamitem w powietrze. To nie byli Rosjanie, to już byli na
sowieckich służbach Polacy.”
Do dziś zachował się duży kościół,
do którego zjeżdżają co niedziela ludzie z najbliższej okolicy, kilka domów „z
odzysku”, których nie udało się do reszty unicestwić i pokaźna ilość
zarośniętych włazów podziemnych. To jest raj dla poszukiwaczy skarbów,
odkrywców tajemnic, ale być może także dla zwykłych ciekawskich, pobudzonych
coraz to liczniejszymi publikacjami o miasteczku na którym tak sromotnie
zaciążyło „uranowe przekleństwo”.
O zdumiewających losach Miedzianki
można było przeczytać w przejmującym artykule „Polityki” dziennikarza Filipa
Springera. Znajdziemy w nim więcej szczegółów, a także wzruszające refleksje
byłych mieszkańców niemieckiego Kupferberga i radziecko-polskiej Miedzianki.
Zarówno artykuł z „Polityki” jak i inne
merytoryczne informacje o pobliskim „mieście – widmie” odszukamy z łatwością
w Internecie.
Filip Springer nie poprzestał na tym . Wkrótce potem napisał
osobna książkę - „Miedzianka. Historia znikania”.
To książka przejmująca, tak samo
jak cały ten czas PRL-u, czas zakłamania i oszustwa sięgającego granic absurdu.
Losy „Miedzianki”, o której dopiero dziś możemy się dowiedzieć prawdy, są
niezwykle wymownym przykładem do czego może doprowadzić polityczne
ubezwłasnowolnienie społeczeństwa w ramach komunistycznego systemu stworzonego
tuż za miedzą u naszych wschodnich sąsiadów.
Nie wiem, czy moich słuchaczy
temat ten zafascynował tak samo mocno jak mnie. Pamiętam, gdy się o tym
wszystkim dowiedziałem wybrałem się natychmiast do Marciszowa, a tam odszukałem
miejsce, gdzie nie tak dawno kwitło normalne małomiasteczkowe życie. Dziś mamy
tu tylko uroczysko przyrodnicze ,trudno w gąszczu traw, krzewów i wszelakiej
roślinności odszukać ślady ludzkiego bytowania. Ale naprawdę, znając już
historię znikania dawnego miasta warto tu przyjechać i pomedytować nad
nieobliczalnością naszego świata.
Serdecznie zachęcam do odszukania
wiele mówiącej, zarośniętej Miedzianki!
Witam!Staszku oprócz Miedzianki "przyjaciele"ze Wschodu wydbywali rudy uranu w Kowarach i w miejscowości w pobliżu Złotego Stoku Mąkolno.Podobnie jak w Miedziance wydobywane rudy wywożone były przez sołdatów do ZSSR.Rudy te jak piszesz były niezbędne do produkcji broni nuklearnej.Ale to co spotkało Miedziankę to rzecz niezwykła.Myślę,że wystarczyło zamknąć te kopalnie jak tą w Kowarach i nie było potrzeby unicestwiać miasteczka.Tylko być może w Miedziance było większe promieniowanie,które było niebezpieczne dla zdrowia i życia mieszkańców.Pozdrawiam i uczty pączkowej - smacznego.
OdpowiedzUsuńChodziło o to, by zatrzeć ślady, zwłaszcza że skutki promieniowania dosięgły setek byłych górników i mieszkanców miasteczka. Zastosowano znaną już na świecie sowiecką matodę, podobnie jak w Czarnobylu - zrównania wszystkiego z ziemią.
UsuńDziękuję Bronku za komentarz. Pozdrawiam !
mam książkę Filipa Springera o Miedziance, pisałam o tym na swoim blogu
OdpowiedzUsuńhttps://leptir-visanna7.blogspot.com/search/label/MIEDZIANKA
pamietam jeszcze to miasteczko z wczesnych lat 60-tych, więc chciałam je pokazać mojemu mężowi, kiedy zwiedzaliśmy okolice.
Niestety dla mnie był to szok - a mój mąż z uśmieszkiem zapytał czy mi się "coś nie pomyliło ?'
ale kiedy w domu zaczął szukać informacji o Miedziance , przeprosił mnie, bo jak mówił nic o tym nie wiedział.
Obecnie działa tam tylko nowy browar, gdzie wypasionymi autami zjeżdżają młodzi, piją piwo i podziwiaja widoki. Na cmentarz nikt sie nie zapuszcza.... może nawet nic o historii tej miejscowości nic nie wiedzą. My jesteśmy tam co roku, zapalamy znicz....mam dużo zdjęć z tego miejsca....
dziękuję za ciekawy temat
pozdrawiam
Pięknie dziękuję za ten komentarz, bardzo wymowny i wzruszający.
UsuńSerdecznie pozdrawiam !
"Jak to możliwe,że coś takiego mogło się wydarzyć w cywilizowanym państwie..."
OdpowiedzUsuńCiąg dalszy...
...pod schronisko"Kreuzbaude"na Przeł.Jugowskiej podjechały dwa samochody ciężarowe.Wysiadło z nich kilku facetów,cywilów i mundurowi.Wynosili ze schroniska co cenniejsze i ładowali na samochody.Gdy skończyli schronisko podpalili i odjechali w stronę Dzierżoniowa.Obserwowali to zdarzenie,ukryci w krzakach,czterej myszkujący zawsze po okolicy chłopcy.Schronisko spłonęło.
Ile było takich celowych podpaleń?Ile obiektów wysadzono z powodu
"złego stanu technicznego"(wieża na Śnieżniku)?
W latach 70.ub.w.unicestwiono"Eulendorf"-wieś w Gorach Sowich,ostało się tylko schronisko"Sowa".Ale to już historia.
Dzisiaj można zwiedzać za jedyne 15 zł zrujnowany przez właściciela pałac w Bożkowie.Nieco dalej można popatrzeć na walący się zamek w
Ratnie Dolnym.Żeby poprawić sobie humor można zwiedzić odzyskujący swój dawny blask-pałac w Sarnach.
W podobnych warunkach pracowali górnicy w noworudzkich kopalniach węgla:
www.polishclub.org/2014/08/29/robert-borzecki-uran-ponad-wszystko/
Tajemnica polskiego uranu:
https://www.youtube.com/watch?v=vqcL3VdZIh4
W Miedziance byłem z kolegą-zbieraczem minerałów,chodziliśmy tylko po kamieniołomach.Okolice Miedzianki to najczęściej odwiedzane przez zbieraczy minerałów miejsce w Polsce.
www.redbor.pl
Pozdrawiam.
Dziękuję za jak zwykle interesujące uzupełnienie tematu. Okazuje się, że jest to temat - rzeka, np. dolnośląskie pałace. Dobrze, że pojawia się coraz więcej opracowań i dziennikarskich relacji, a także, że udało się uratować wiele zabytkowych budowli.
OdpowiedzUsuń...pałac Sarny w Ścinawce Górnej.
UsuńDzisiaj w Wiedniu Opera Ball 2017:
https://www.youtube.com/watch?v=4xVQAR24BYA
W noworudzkiej"operze"odbyła się premiera filmu"Pokot"połączona z wizytą wybitnej scenarzystki-Agnieszki Holland,a także cenionej na całym świecie-Olgi Tokarczuk.Polsko-czesko-niemiecko-szwedzka produkcja w większości kręcona była na Dolnym Śląsku w Kotlinie Kłodzkiej.W rolach statystów zagrali mieszkańcy.Bilety na premierowy pokaz filmu"Pokot"w Nowej Rudzie,rozeszły się jak świeże bułeczki,w dniu przedsprzedarzy.
Jutro oburzeni Noworudzcy Patrioci będą palić race na znak protestu.Mamy demokrację.
Ok.350 lat temu w niedzielę 10 lutego 1675 roku,kiedy to palono race w Nowej Rudzie,rozległ się ogromny huk.Wybuchły beczki z prochem,które składowano w piwnicach.Całe miasto zdawało się być podminowane.Noworudzki pan dziedzic czerpał dziką przyjemność z palenia rac,wystrzeliwania granatów,kul armatnich nocą-i doprowadził do Bing Bang.Ofiar nie było,ale panu dziedzicowi zarzucono profanację niedzieli.Na co pan dziedzic rzekł:
"Niechaj zatem skarżący mnie klecha pilnuje własnej ambony i niechaj nie interesuje się jego pomieszczeniem do majsterkowania."
Dziwny jest ten świat:
https://www.youtube.com/watch?v=65JmwOpm9gs
:)