Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

niedziela, 23 października 2016

Zamiast polityki




Parę dni temu trafiłem w facebooku na dowcipne w swym zamyśle  hasło: „Nie róbmy polityki – lepmy pierogi”. Do tego, by wziąć się za pierogi zachęcał obrazek porcelanowej misy wypełnionej ręcznie lepionymi eksponatami „kulinarnej sztuki stosowanej” z dodatkowym napisem: „Nie ufaj ludziom, którzy nie lubią pierogów”. Bardzo mnie podniósł na duchu ten aforyzm, bo przecież zawsze lubiłem pierogi, mogę się więc uważać za człowieka godnego zaufania.
  
Ten drobny szczegół powrócił, gdy przypadkowo natknąłem na jeden z wcześniejszych postów w moim blogu pt. „Uczeń prześcignął mistrza”, w którym pisałem o kulcie turkmeńskiego despoty Nijazowa z książki Ryszarda Kapuścińskiego „Imperium”. Dało mi to asumpt do szerszej nieco refleksji, z której wynika, że trudno będzie zająć się bez reszty lepieniem pierogów z odrzuceniem ich politycznej otoczki. Oto bardziej szczegółowe uzasadnienie tej refleksji.

Parę lat temu Saparmurad Nijazow wydał kolejny tomik wierszy i zaprezentował go na żywo we wszystkich kanałach turkmeńskiej telewizji. Zbiór nosi nazwę „Wiosna natchnienia” i stał się kolejną lekturą szkolną, swego rodzaju katechizmem, elementem tworzonej od kilkunastu lat kuriozalnej biblii.

„Mój ukochany narodzie! Wybiła godzina Rahnamy”... - tak rozpoczyna się poetycki monolog Turkmenbaszy, Ojca wszystkich Turkmenów, prezydenta środkowoazjatyckiego państwa leżącego głównie na bezkresnych połaciach pustyni Kara-kum. 

Prawie pięciomilionowy naród już w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku stał się zakładnikiem satrapy i jego rodziny. Nijazow początkowo pełnił funkcję przywódcy partyjnego Turkmeńskiej SRR a w 1990 roku chytrze wykorzystał moment rozpadu ZSRR i wygrał wybory prezydenckie. Od tego czasu był niepodzielnym władcą ziemi, jej wszystkich bogactw a także materialnych dóbr wytworzonych przez lud na przestrzeni dziejów. Decydował o dniu powszednim i świętach mieszkańców kraju, ustalał normę pudru do kosmetyki lic, długość męskich włosów, określał gatunek muzyki w mediach a także ilość kotów i psów na jedną rodzinę. Zaproponował likwidację opery, baletu i określił preferencje żywieniowe. Zalecił także wymianę złotych zębów na białe i eksponowanie naturalnej cery Turkmenów, która jego zdaniem powinna mieć barwę pszenicy...

Nijazow okazał się niezwykle zdolnym uczniem i nieodrodnym kontynuatorem tradycji, wykształconych w Rosji Radzieckiej przez Lenina i Stalina, a ugruntowanych w po wojnie w jej republikach, odważył się osobiście sięgnąć po władzę i sprawować ją w sposób dobrze już przećwiczony i już wcześniej znany w Turkmenii.

Władza radziecka  nie patyczkowała się z podbitymi środkowoazjatyckimi narodami. Prześladowano każdą wolną myśl, zsyłano i więziono nieposłusznych, prano mózgi inteligencji. Cudzoziemcom pokazywano zaimprowizowane widowiska, zapraszano ich do kilku wypieszczonych obiektów albo pod kontrolą pojono alkoholem. W Aszchabadzie, stolicy Turkmenii, był jeden tylko hotel, w którym mogli mieszkać obcokrajowcy. Jego obsługę stanowił wyselekcjonowany personel a wiele funkcji sprawowali po prostu etatowi pracownicy służb specjalnych. Jeśli czasem do hotelu trafił na nocleg jakiś miejscowy partyjny notabl to siedział cichutko w numerze bo nie mógł kontaktować się z innostrancami. Na każdym piętrze gmachu specjalna opiekunka, siedząc w głównym ciągu komunikacyjnym, miała na oku wszystkie ruchy hotelowych gości. Jeśli mieszkający na jej piętrze turysta z polskiej grupy chciał niepostrzeżenie udać się na inne piętro, dokąd zaprosiły go rumuńskie „przedszkolanki”, musiał mieć przygotowany haracz w postaci kosmetyku, ciuszka lub jakiejś błyskotki. Poderwane w mieście Turkmenki nie miały szans towarzyszyć swym zagranicznym amantom w wieczornych hotelowych imprezkach bo bezbłędnie wyłuskiwano je już przy próbie zbliżenia się do budynku. 
  
Każde piętro tego socrealistycznego gmachu miało też niewielki kameralny bufecik o orientalnym wystroju wnętrza, obsługiwany przez egzotycznej urody krasawice. Epikurejski wprost przybytek absolutnie nie pasujący do ascetycznej atmosfery otoczenia. Co tam się wtedy podawało! Otóż poszczególne kondygnacje miały swoją kulinarną specyfikę poświęconą innemu regionowi Azji Centralnej, a oprócz tego Republikom Kaukazu i Mołdawii. Do dań podawano alkohole z odpowiednich regionów, tradycyjne wypieki, a czas posiłków okraszano muzyką związaną z danym folklorem.  Po obłaskawieniu etażnych można było odkryć intrygujące tajniki lokalików na innych piętrach. W głowie mieszało się potem od zapamiętywania: kebabów, pilawów, pirożkow, czieburieków, bakław, uch. Głowa czasami bolała po degustacjach nastojki, araratu, calvadosu, biełogo aista, palinki i pszenicznoj. Ale cóż to! Wszak poznawanie kultur poprzez gruczoły smakowe to jedna z najprzyjemniejszych cech wędrowania po świecie.

Tradycyjna turkmeńska kuchnia jest nad wyraz prosta. Społeczności związane z pustynią jadały zazwyczaj mięso i pijały mleko. Plemiona żyjące w oazach, dolinach rzek i w rejonach upraw rolnych urozmaicały menu pieczywem, rybami i owocami. Namiastkę alkoholu otrzymywano w procesach fermentacji wielbłądziego mleka a winem mogli się raczyć jedynie mieszkańcy niewielkiego obszaru upraw winorośli. Narodowe dania Turkmenów swymi recepturami zbliżone są do tradycji Persji, Afganistanu i Turcji. Podobne menu mają Uzbecy, Tadżycy i Kazachowie a także islamskie ludy Kaukazu. Za typowe turkmeńskie danie można uznać kiufta-szurpa - ryżową zupę na baranich kościach z warzywami i pływającymi w niej podłużnymi pulpecikami z jagnięciny. Innym przysmakiem jest lula-kebab - mielone kotleciki z jagnięcia i cebuli duszone w dużej ilości warzyw, wśród których także przeważa cebula. Jagnięcinę w tym daniu często zastępowano mięsem dżejrany, pięknej wyżynnej gazeli, ale przetrzebione zwierzę na szczęście objęto ścisłą ochroną. Wykorzystuje się także mięso młodych nieużytkowych wielbłądów, hodowlanych kóz, dziczyzny i rzadziej domowego ptactwa. Obecnie w Turkmenii popularne są również mączne dania, ciasta, pierogi i paszteciki nadziewane miejscowymi owocami. W barku serwującym miejscową kuchnię na pierwszym planie znajdują się pirożki s churmoj - drożdżowe rogaliki nadziane miąższem owocu churmy /hurmy?/, dużej jagody krzewu, czasem drzewa, z rodziny hebankowatych.
Czytelnikom zainteresowanym moją propozycją , żeby zamiast polityki zająć się lepieniem pierogów, podaję dokładny przepis na turkmeński przysmak, zwłaszcza że nie jest on zbyt wymyślny i trudny w realizacji, a z pewnością przyniesie więcej korzyści niż deliberowanie nad rozmiarami kompromitacji turkmeńskiego sposobu sprawowania władzy, skoro i nasza scena polityczna nie jest lepsza.
 
Oto przepis na „pierożki s churmoj”:
 
Drożdżowe ciasto po wyrośnięciu dzielimy na placuszki i na każdy z nich nakładamy nadzienie z przepuszczonej przez maszynkę churmy, wymieszanej z wodą i odrobiną mąki. Placuszki po złożeniu zlepiamy na brzegach i formujemy. Układamy je na natłuszczonej brytfance, lekko smarujemy ich powierzchnię olejem i zapiekamy w umiarkowanej temperaturze do uzyskania złotawego koloru i niewielkich spękań. /Owoce churmy trudno się przechowują i ciężko je dostać w Polsce. Mają smak moreli i dobrze dojrzałego pomidora hodowanego w naturalnych warunkach - można je więc zastąpić jakąś naszą namiastką./


Osobiście nie wypróbowałem tego przysmaku, gdy starałem się przekonać do niego żonę usłyszałem, a nie wystarczą ci ruskie. No dobrze, ale ja chciałbym „zamiast polityki”, zostało więc na tym, że lepimy rdzennie polskie danie - pierogi leniwe.

Fotomontaż: Zbigniew Dawidowicz


2 komentarze:

  1. Staszku!Ciekawa opowieść o Turkmenii oraz jej przywódcy/prezydencie/.Myślę,że jest dobry tekst nawiązujący do sprawujących władzę w naszym pięknym kraju.Peuenta również dobra"zamiast polityki róbmy pierogi".Tylko,że ja pierogów robić nie umię,a polityka przylgnęła do mnie i nie chce się odczepić.A poważnie próbowałem znależć określenie churmy i nie znalazłem.Wprawdzie zamieściłeś przepis ale ja wolę nasze polskie zwane ruskimi, moja żona Irena robi doskonałe.Tylko ponieważ trzymam swoją wagę to robi je rzadko.Pozdrawiam i życzę miłego-twórczego pobytu w Krzyżowej.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Bronku, nie rób mi wstydu, jak możesz lubieć jakikolwiek specjał naszej kuchni, jeśli on ma w nazwie ruski. To tak jakbyś nie wiedział, kto został "patriotą roku 2016 Kościoła krakowskiego. Antoś M. to nasza nadzieja. On nas poprowadzi do boju, by zdeptać Rosję, naszego odwiecznego wroga. Piszę to by nie zadręcząć Cię więcej przepisami kulinarnymi, skoro mówisz, polityka przylgnęła do Ciebie jak wesz i nie chce się odczepić. Mimo wszystko proponuję pierogi z kapustą, choć wiem, że to może skutkować wzrostem polityków PiS. Ktoś powiedział, że biorą się oni stąd, że robiąc pierogi z kapustą, obdzieramy liście, a ten głąb co pozostaje, to właśnie Oni. Jeszcze trochę będą mieli swojego świętego - Lecha Kaczora. Niech mu marmury wawelskie lekkie będą! Ku chwale obczyzny!

    OdpowiedzUsuń