Mam niebywały komfort,
zdarzenie nadzwyczaj rzadkie. Dysponuję maszynopisem powieści Jolanty Marii Kalety „Riese. Tam gdzie
śmierć ma sowie oczy”. Mogę więc pisać o książce, a nawet cytować jej
fragmenty zanim się ona ukazała. Nie ukrywam, że sprawia mi to satysfakcję, bo
czuje się jednym z pierwszych jej pochłaniaczy i pierwszym, który może zdradzić
coś niecoś moim Czytelnikom, by ich zachęcić do spotkania z pisarką i nabycia
tej wyjątkowej książki.
Pozwalam sobie to robić
bez pytania autorki o zgodę, bo myślę, że mam do tego prawo jako jedna z osób,
które znalazły się na kartach książki jako ówczesny burmistrz Głuszycy, czyli w
drugiej połowie lat 90-tych, kiedy to rozgrywała się jej akcja. Pojawiam się w
książce oczywiście pod innym imieniem i nazwiskiem. Powieściopisarka przyznaje
w posłowiu książki, że kilka prawdziwych osób posłużyło jej do skonstruowania wątku
fabularnego, by uczynić go bardziej
autentycznym.
Główny bohater książki,
sędzia Laura Szeliga, jak się okazuje urodzona tuż po wojnie w Głuszycy,
usiłuje rozwikłać skomplikowaną historię swego pochodzenia, kiedy do jej rąk
dotarły materiały śledcze UB z pierwszych lat powojennych, z których wynikało,
że jej ojciec był niemieckim agentem powiązanym z odwetową działalnością
Wehrwolfu w regionie wałbrzyskim. Jak się okaże jest to sprawa niezwykle
skomplikowana, a jej ostateczne wyjaśnienie wymaga ogromnej determinacji i
samozaparcia ze strony Laury i wspomagających ją przyjaciół.
Rozwiązanie zagadki ma
miejsce pod koniec książki, a dzieje się to na plebanii kościoła MB Królowej
Polski w Głuszycy, gdzie trafiła Laura, odnajdując księdza, który sporządził przed
laty metrykę jej urodzenia. Cytuję:
„W
kącie pokoju stało nakryte kapą, wąskie łóżko. Nad którym wisiał krucyfiks, a
miejsce pod oknem zajmował stół i dwa krzesła. Jelonek z książką w ręce
siedział obok, w głębi fotelu. Gdy Laura podeszła bliżej, przekonała się, że
była to Biblia. Duchowny, choć na emeryturze, ubrany był w sutannę. Wydawał się
bardzo stary i zasuszony. Garstka siwych włosów niczym puch pisklęcia pokrywała
jego okrągłą jak piłka czaszkę, obsypaną starczymi plamami. Natomiast brwi,
jakby chciały wyrównać te niedostatki z wiekiem stały się krzaczaste i
sterczały nad grubymi oprawkami okularów niczym wiechcie jasnej słomy. Jego
drobną jak u dziecka twarz pokrywała siateczka delikatnych zmarszczek. Jednak
oczy emerytowanego duchownego zachowały żywy blask i z zainteresowaniem spojrzały
na Laurę.
-
Szczęść Boże – wydusiła z trudem przez ściśnięta gardło. Postawiła na
szczerość. W tym miejscu przed człowiekiem odgrywanie komedii nie wchodziło w
grę. – Nazywam się Laura Zaręba.
Celowo
użyła takiego określenia. Tak się nazywała, ale czy naprawdę była Laurą Zarębą
czy kimś innym?
-
Jezusie Nazareński… szepnął Jelonek, a Biblia wymsknęła mu się z rąk i upadła
na podłogę. Laura rzuciła się zbierać. – Więc ty już wiesz…
-
Nie wiem, proszę księdza! - wybuchła
płaczem. – Nic nie wiem! A to co podejrzewam, to straszne!
Stała
przed nim niczym ofiara przed katem, czekająca na wyrok z opuszczoną głową, z
twarzą zalaną łzami. Nie wiedziała, czy może liczyć na łaskę, bo grzechów swych
nie znała.
-
Siadaj moje dziecko. .. Wskazał jej krzesło stojące przy stole. – Tutaj, blisko
mnie. Prawda jest straszna. Jest tylko
prawdziwa”.
Nie mogę cytować więcej.
Nie chcę zdradzać rozwiązania zagadki, bo wówczas śledzenie fabuły książki mającej
w sobie charakter sensacyjny, byłoby mniej frapujące. Zapewniam, że Laura nie
zrezygnuje z tego, aby usłyszeć prawdę o tym kim byli jej rodzice, kierując się
zasadą, że najgorsza prawda jest lepsza
od najpiękniejszego kłamstwa. Myślę, że ta maksyma odnosi się do całej
książki, w której poznamy prawdę m. in. o barbarzyństwie polskich służb
bezpieczeństwa w realizacji politycznego celu „umocnienia władzy ludowej” na Ziemiach
Odzyskanych. Dowiemy się też o złowieszczej wróżbie mówiącej o tym, że w Górach
Sowich śmierć ma sowie oczy.
Najnowszą książkę Jolanty
Marii Kalety można będzie nabyć z jej autografem na spotkaniu z pisarką w
niedzielne popołudnie 9 października o godz. 17.00 w CK MBP w Głuszycy, na
które zapraszamy wszystkich miłośników książki.
Fot. Zbigniew Dawidowicz
Witam Staszku!Już wiem na 100%,że na spotkaniu autorskim nie będę,bo moi/nasi/znajomi zabawią do poniedziałku.W drodze powrotnej mają zamiar zatrzymać się w Grabowie stąd wyjazd w poniedziałek po śniadaniu.A wracając do Pani Jolanty Kalety i jej spotkania autorskiego to proszę o zakupienie książki wraz z autografem autorki.Forsę oddam w Krzyżowej 24.X. kiedy m.in. przywiozę owoce.
OdpowiedzUsuńPs.Fragmenty cytowanej przez Ciebie książki są niezwykłe/bardzo tajemnicze tak jak Olbrzym - Rise.Ta historia z Laurą jest zagadkowa a ponadto mnie interesuje jeszcze wątek związany z Twoją osobą/musi być b,ciekawy/.A tak na dobrą sprawę chcę tą książkę mieć aby dowiedzieć się więcej o tym co działo się w rejonie Głuszycy w pierwszych latach po wojnie.Pozdrawiam
I to co na końcu napisałeś jest najistotniejsze w książce Jolanty Kalety. Interesująć się historią pierwszych lat powojennych nie trafiłem na tak makabryczne losy wielu ludzi, ktorzy znaleźli się w kręgu zainteresowań nie tylko obcego Wehwqolfu, ale przede wszystkim naszego aparatu władzy. Ręce opadają. Czym różnią się hitlerowcy oprawcy od naszych rodzimych obrońców w ładzy ludowej?
UsuńChyba tylko bardziej wyrafinowanym, okrucieństwem w czasie przesłuchań, by i tak na koniec skazać ofiarę na katyński sposób pozbawienia życia, strzałem w tył głowy. Bronku, ta kdiążka jest wstrząsająca mimo fikcyjnych losów bohaterów, bo wiemy że oparta na faktach.
Świetne zdjęcie i wspaniała promocja książki!
OdpowiedzUsuńA tutaj świetny tekst o Europie o jakiej Pan i ja marzymy:
derstandard.at/2000045202150/Europa-ein-Sehnsuchtsort
Polecam także komentarze i podane w nich linki.
www.youtube.com/watch?v=P73REgj-3UE
Pozdrawiam
Budował"Riese"-część I:
Usuńwww.youtube.com/watch?v=cI1KjxBo_WI
"Z każdej kolejnej grupy przybyłych więźniów wyławiano rzemieślników:stolarzy,ślusarzy,malarzy,elektryków.Pozostałych przydzielano do lor,łopat,cementu,piasku i innych prac.Prawie każdy nowo przybyły więzień zgłaszał,że jest rzemieślnikiem,chociaż nigdy w życiu nie trzymał w ręku szczypiec lub młotka-od tego zależało życie.Dobra znajomość języka i pisma niemieckiego oznaczała często ocalenie życia."
:)