Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

wtorek, 18 października 2016

Księżna z krwi i kośći





Choć na pozór brzmi to bajecznie, zapewniam że w tej opowieści nie będzie nic z ułudnego świata baśni i fantazji. To wszystko działo się naprawdę i dotyczy osób z najwyższej europejskiej półki polityki i historii.

Dwie niezwykłej urody i bogactwa rezydencje, dolnośląski zamek Książ i górnośląski pałac w Pszczynie były miejscem, gdzie toczyło się jej bujne życie, pełne doniosłych wydarzeń, w którym brała aktywny udział. Minęło już ponad pół wieku od momentu kiedy wydała ostatnie tchnienie, ale dla ludzi interesujących się historią wydaje się, że wciąż jest żywą i porusza się bezszelestnie po posadzkach marmurowych, wzbudzając tak jak dawniej podziw i ekstazę. To rzecz wyjątkowa, jak jej osobowość pasuje do architektury wnętrz, dostojności i monumentalności komnat zamkowych.

Widzę ją na portretach sfotografowanych podczas jej pobytu w Anglii w październiku 1901 roku, w czasie którego odwiedziła studio Lafayette‘a i pozowała tu do serii zdjęć. Każde z nich daje świadectwo jej niepospolitej urody: prześliczne oczy, alabastrowa jasność twarzy i łabędziej szyi, szczupłość figury i wyjątkowo miniaturowej talii, doskonałość proporcji i ze smakiem dobrana suknia, dopełniają ten wizerunek młodości, czaru, swobody. To nieomal Mona Liza Gioconda boskiego Leonardo da Vinci, tylko zdecydowanie piękniejsza. Ten kokieteryjny uśmieszek na twarzy i brak strachu przed kamerą nie powinny nas dziwić. Księżna bowiem, która często śpiewała i występowała na prywatnych przyjęciach i dobroczynnych spektaklach, przyzwyczajona była do widowni. Wspominając swego nauczyciela śpiewu, pana Vanuchiniego z Florencji, pisała: “był zachwycony możliwościami mojego głosu i oświadczył mojemu ojcu, że będzie ze mną ćwiczył za darmo pod warunkiem, że nauczę się włoskiego i francuskiego i poświęcę się karierze śpiewaczki. Oczywiście, że byłam tym zachwycona; Od kolebki kochałam śpiew i teatr…“

Jej piękny głos pomógł przezwyciężyć wrogość, jaka ją otaczała w pierwszych latach życia w Niemczech. Upór, by nie zmieniać sposobu zachowania, do którego przywykła w Anglii, zdobył w końcu aprobatę męża i jego pozwolenie na publiczne występy charytatywne w Berlinie. Jeden z nich, w lutym 1909 roku, przyniósł zawrotną sumę pięciu tysięcy dwustu marek!

Inne, jak recitale w teatrze Hotelu Pless w Szczawnie Zdroju, organizowane były dla zebrania funduszów na rzecz towarzystw dobroczynnych, którym księżna patronowała – między innymi Szkole dla Ułomnych w Wałbrzychu.

Na innym portrecie oglądam ją jako królową Sabę na balu kostiumowym dla uczczenia Diamentowego Jubileuszu królowej Wiktorii w 1897 roku.

Kostium balowy składa się z sukni z czerwonej gazy przetykanej złotem i udekorowanej hieroglifami, okolonymi turkusami oraz z welonu obficie ozdobionego czerwonymi, purpurowymi, zielonymi, niebieskimi i białymi klejnotami wokół wyhaftowanych złotem medalionów.

Na szyi długi naszyjnik z pereł i diamentów oraz (czego na zdjęciu nie widać) słynny złoty szal, którego wartość szacowana była na 400 funtów! Szal ten, w różnych aranżacjach, wiele razy zdobił jej toalety i wzbudzał zachwyt na dworach Europy.

Dopełnieniem kostiumu było perskie nakrycie głowy wyłożone turkusami, szmaragdami i perłami.

Jedna z amerykańskich gazet uznała, że “nie widziano do tej pory nic piękniejszego, niż strój księżnej von Pless“. Gazeta pominęła rzecz najistotniejszą, że ten strój nie zrobiłby na nikim takiego wrażenia, gdyby nie to, że ozdobił on powabną jak stokrotka, dostojną i pogodną, walijską dziewicę.
No właśnie, mówię o talentach wokalnych tajemniczej damy, zachwycam się jej urodą i bogactwem strojów, a nie powiedziałem jeszcze rzeczy najważniejszej, kim ona właściwie jest?.
Spodziewam się, że wielu słuchaczy już odgadło kogo dotyczy ta opowieść. To nasza najsłynniejsza dama w dziejach wielowiekowego zamku Książ, niezwykła pod względem wdzięku i urody, ale także zasług dla zamku i dla okolicy, w tym wyjątkowego stosunku do Polaków.



Nazywa się księżna Maria Teresa Oliwia Hochberg von Pless, urodzona 28 czerwca 1873 roku, znana jako Daisy, czyli Stokrotka – arystokratka angielska związana z pałacem w Pszczynie i zamkiem Książ, najstarsza córka pułkownika Williama Cornwallis-Westa, właściciela zamku Ruthin i posiadłości Newlands oraz Marii Adelajdy z domu Fitz-Patrick.
Warto, naprawdę warto dowiedzieć się o niej coś więcej.

Szczęśliwe dzieciństwo spędziła w zamku Ruthin w północnej Walii i w dworku Newlands. Była blisko związana z dworem króla Edwarda VII i Jerzego V, spokrewniona z największymi domami arystokratycznymi Wielkiej Brytanii. Jej brat Jerzy był ojczymem Winstona Churchilla. Uważana była i wcale się temu nie dziwię, za jedną z najpiękniejszych kobiet w świecie arystokratycznym tych czasów.

Jej losy splotły się z domem Hohbergów podczas balu maskowego w Domu Holenderskim, kiedy to poznała swojego przyszłego męża Hansa Heinricha XV, księcia von Pless. Owa znajomość zaowocowała dość szybko jak na wagę tego przedsięwzięcia i konieczność pokonania wielu obowiązujących w tak wysokich rodach konwenansów.

8 grudnia 1891 r. (po roku czasu od nawiązania znajomości) osiemnastoletnia donna poślubiła majętnego księcia pszczyńskiego Hansa Heinricha XV Hochberga, Ślub odbył się w londyńskim Opactwie Westminsterskim, a świadkiem był Edward, ks. Walii.

Rodzina Hochbergów, jak czytam na stronie internetowej wałbrzyszek com, była wówczas trzecią najbogatszą rodziną w Niemczech i siódmą najbogatszą w Europie. Przed I wojną światową państwo von Pless prowadzili bardzo wystawne życie. Na taki styl życia pozwalała im olbrzymia fortuna, byli bowiem właścicielami licznych kopalń, hut, elektrowni, cementowni, domów handlowych, zamków w Pszczynie (Pless) i Książu (Fürstenstein), dworków na Riwierze, w Berlinie, lasów, pól, cegielni, młynów i hoteli. Co prawda, ojciec Jana Henryka wybrał mu na żonę inną posażną pannę, ale cóż było robić, skoro syn zakochał się od pierwszego wejrzenia w walijskiej Stokrotce. Ona też uległa czarowi dystyngowanego arystokraty, choć uczucie z jej strony nie było tak silne. To raczej jej rodzina – biorąc pod uwagę majątek Hochbergów - zadecydowała o tym zamążpójściu. Było to małżeństwo bardziej z rozsądku niż z miłości. Jak pisała w swoich pamiętnikach, jej przyszły mąż pouczał ją, iż prawdziwa miłość przyjdzie z czasem. Jednak nigdy nie doczekała się tej chwili.

Ślub był niezwykle okazały, odbił się echem w szerokim świecie, zjechała się na niego elita polityczna i arystokratyczna ze wszystkich stron Europy. Po uroczystościach weselnych Daisy wraz ze swoim mężem przybyła do Książa. Poczuła się w tym miejscu jak księżniczka z bajki: miała swój zamek, swoją służbę, przepiękne stroje i... strasznie daleko do swojego ojczystego domu w Anglii.



Masywny zamek w otoczeniu parkowym nad urwiskiem bystrego potoku nie był azylem dla młodej damy, która potrzebowała towarzystwa bliskich sobie osób. Dlatego też intensywnie podróżowała z mężem po Europie. Nie było chyba takiego państwa europejskiego, którego by wspólnie nie odwiedzili. Nic więc dziwnego że księżna rzadko przebywała w domu, w którym czuła się jak intruz. Najczęściej odwiedzała swoją ukochaną Anglię, bywała także w Berlinie, Paryżu, Petersburgu, Rzymie i w Sztokholmie, dotarła do Egiptu, Indii i na Malaje. Grała w ruletkę w Monte Carlo i polowała na lwy w Afryce. Wzbudzała zachwyt i podziw wielu mężczyzn.

W czasie jednej z takich podróży Jan Henryk ofiarował pięknej Daisy naszyjnik z pereł. Nie były to byle jakie perły, ale specjalnie dobierane wielkie perły wyławiane na zamówienie z Morza Czerwonego. Sam zaś naszyjnik był „nader skromny”, miał tylko… sześć metrów długości. .Był to czas, kiedy wydawało się, że między nimi coś zaiskrzyło.


Z czasem jednak skończyły się i podróże, i prezenty. Księżna wróciła do Pszczyny, drugiego majątku Hochbergów, a książę zajął się sprawami państwa i poświęcał jej coraz mniej czasu. W majątku pszczyńskim Daisy nie czuła się dobrze, krępowała ją wszechobecna służba. Księżna nigdzie nie mogła pójść sama, n.p. w czasie przejażdżki konnej musiało jej towarzyszyć co najmniej pięć osób. Pomimo wielu zakazów i sztywnej etykiety utrzymywała kontakty z pisarzem Bernardem Shaw, darzyła sympatią potępianego wówczas Oscara Wilde'a oraz przyjaźniła się z cesarzem Niemiec, co wzbudzało zazdrość męża i podejrzenia pałacowej kamaryli.


I jeszcze jedno interesujące spostrzeżenie z wałbrzyszka com: „Księżna pszczyńska Maria Teresa von Pless, zwana również Daisy, pani na zamku Książ, budziła emocje już za życia. Jedni ją kochali, wręcz ubóstwiali, podziwiali nie tylko jej urodę, ale także talent polityczny. U innych jednak wywoływała niechęć, a nawet nienawiść. Szokowała współczesnych nietypowym zachowaniem, posądzano ją o intrygi polityczne, a w czasie wojny oskarżono nawet o szpiegostwo”.

Cóż życie nie jest usłane różami, okazuje się , że dotyczy to nie tylko zwykłych szaraków, borykających się na co dzień z biedą i brakiem perspektyw. Jak się wkrótce przekonamy, także osoby, którym szczęśliwy traf wydawałoby się przyniósł w darze wszystko, co dusza zapragnie, napotykają na te same problemy związane z brakiem zrozumienia, aprobaty, tolerancji innych, a nawet odchodzą z tego świata, w samotności i zapomnieniu.

Spróbujmy przyjrzeć się nieco bliżej specyfice życia pałacowego w świecie dla nas przeciętnych „zjadaczy chleba” wprost niewyobrażalnym, spójrzmy na to, co było istotą i treścią codziennych zmagań z losem nieprzeciętnej arystokratki w kontekście zarówno historycznym jak i z lekka filozoficznym.
Po ślubie i przybyciu do zamku Książ księżna była zdegustowana atmosferą, warunkami higienicznymi i sztywną etykietą dworską, jakie panowały w ówczesnych Niemczech. Próbowała zaadaptować niektóre ze zwyczajów będących w jej kraju, ale nie zawsze potrafiła przełamać panujących tutaj zasad. Dzięki niej jednak przy każdym pokoju gościnnym powstały łazienki. Sprowadziła ogrodnika z rodzinnego Newlands, aby urządził ogród w stylu angielskim (dzisiaj można podziwiać już tylko namiastkę tego, co zachwycało licznych gości zamku). Nie mogła znieść przepychu, z jakim obnosili się Hochbergowie, ale najbardziej brakowało jej ciepła rodzinnego. Była osobą otwartą, przyjaźnie nastawioną do otoczenia.
Z biegiem czasu księżna potrafiła się dzielić bogactwem – często urządzała bale charytatywne, na których sama chętnie śpiewała (co przyprawiało o zgorszenie "sztywnych" niemieckich arystokratów). Ufundowała sierociniec dla dzieci, przychodnię dla pracujących matek i szkołę dla ubogich dziewcząt oraz kilka szpitali.


Dla lepszej orientacji prześledźmy, czym wypełniony był przykładowy jeden rok życia księżnej i jej męża, a mianowicie rok 1901. Zwracam uwagę, było to 10 lat po ślubie. Otóż tak jak poprzednie lata, wypełniony był ten rok towarzyskimi spotkaniami i intensywnymi podróżami. W lutym uczestniczyli w Londynie w uroczystościach ślubnych siostry Daisy, Shelagh, z księciem Westminsteru. W czerwcu, w rejsie po skandynawskich i bałtyckich wodach, zakończonym w Rosji. Sierpień spędziła Daisy w Szkocji, a Hans na regatach w Cowes. Jej wakacje zakłóciła wiadomość o śmierci cesarzowej Fryderyki. ” Jakbym straciła drugą matkę” – wspomina Deisy. Bez niej poczuła się osamotniona i bezbronna w Niemczech.

Na początku października Deisy i jej mąż pojechali do Darmstadt w odwiedziny do wielkiego księcia i księżnej Hesji, która była młodszą siostrą Marii, królowej Rumunii, także bliskiej przyjaciółki Daisy.

Potem wrócili do Anglii na wyścigi konne, zatrzymując się u Shelagh. Najprawdopodobniej podczas tej wizyty, Daisy wpadła do studia Lafayette’a na sesję fotograficzną, podczas której powstały, między innymi portrety, o którym mówiłem na wstępie.
Pod koniec miesiąca byli gośćmi wielkiego księcia Michała i jego żony hrabiny de Torby, po czym wrócili do Newlands by spędzić trochę czasu z rodzicami Daisy. Stąd wyjechali na przyjęcie do posiadłości lorda Savila, skąd pośpiesznie wrócili do Książa aby wydać bal na cześć księcia Alberta von Schleswig-Holstein.

Jak widać z powyższego przeglądu, życie młodej jeszcze i coraz piękniejszej Daisy, nie wyglądało na zbyt skrępowane i monotonne.
Warto przy tej okazji parę słów poświęcić młodszej siostrze Daisy, równie pięknej i dystngowanej  Shelagh.

Shelagh i Daisy, pomimo różnic w wyglądzie i charakterze, były sobie bardzo bliskie. Odwiedzały się często, wiele razem podróżowały i miały dużo wspólnych przyjaciół. Obydwie poślubiły niezwykle bogatych mężczyzn, stały się wiodącymi w towarzystwie gospodyniami i wydawały przyjęcia na skalę królewską – Shelagh w pałacu Grosvenor w Londynie i w innych rezydencjach w Anglii , a Daisy na śląskich zamkach w Pszczynie i Książu.

Shelagh i książę Westminsteru, Bend Or byli w sobie zakochani, kiedy więc w 1904 r. przyszedł na świat syn i spadkobierca, ich małżeństwo wydawało się nie do rozbicia. Wspólnie lubili polowania i grę w polo. Pasjonowali się także wyścigami samochodowymi i żeglarstwem. Jednak ciągłe żądania finansowe ze strony teściów, przedłużające się wyjazdy żony, własne przesądy i konserwatywne poglądy Bend Ora (włącznie z krytyką frywolności epoki edwardiańskiej, która nie przeszkadzała matce i siostrze Shelagh) wpływały negatywnie na ich związek. Kiedy ich pięcioletni synek Edward zachorował i zmarł w lutym 1909 r. podczas kolejnej nieobecności Shelagh, małżeństwo zaczęło się rozpadać. Pozory zgody małżeńskiej utrzymywane do porodu kolejnego dziecka prysły, gdy urodziła się dziewczynka. Bend Or nawet na nią nie spojrzał! Po I wojnie światowej Shelagh zgodziła się na rozwód i w ten sposób zamknęła rozdział życia z pierwszym mężem.

Okazuje się, że nawet nieprzeciętna uroda i inteligencja nie są w stanie zapobiec rozkładowi małżeństwa, jeśli pomiędzy małżonkami nie ma wzajemnego zrozumienia i trwałych więzi uczuciowych. Dotyczy to jak się okaże także księżnej Daisy.



Podczas trwania małżeństwa Daisy i księcia na świat przyszło czworo dzieci: córeczka, która zmarła jako niemowlę i trzech synów: Jan Henryk XVII (Hensel), Aleksander ( Lexel, przeszedł na katolicyzm, przyjął obywatelstwo polskie, a podczas II wojny światowej był oficerem u boku generała Sikorskiego w armii Andersa), Konrad, zwany Bolkiem.

Niestety, szczęście małżeńskie nie trwało długo. Nadszedł okres pierwszej wojny światowej i w Pszczynie była główna kwatera cesarza Wilhelma II, a Jan Henryk był jego osobistym adiutantem. Tymczasem Księżna wraz z synami, ze względów bezpieczeństwa, przebywała w Berlinie. Prasa oskarżyła Daisy o szpiegostwo na rzecz Anglii, a mąż nie ujął się za swoją angielską żoną.

I wojna światowa wywarła duże wrażenie na księżnej, która nie mogła się pogodzić, że jej najbliżsi znaleźli się po obu stronach frontu. Stała się zdecydowaną pacyfistką, wysyłała dramatyczne apele do rządów o ludzkie traktowanie jeńców wojennych. Pracowała w pociągach sanitarnych na frontach serbskim, francuskim i austriackim, a także w szpitalu. Zwróćmy na to uwagę, księżniczka otoczona od rana do wieczora służbą, której w pałacu pszczyńskim nie wolno było samej nawet otworzyć okna, teraz z własnej woli pracuje jako sanitariuszka. To godna podziwu i uznania forma wyrzeczeń.

Po I wojnie światowej w 1923 roku Daisy ostatecznie rozwiodła się z mężem. Miała wówczas 50 lat. Książę Jan Henryk ożenił się z młodą arystokratką hiszpańską Klotyldą Silva y Candanamo.

Pełne pruderii i zakłamania życie rodzinne Hochbergów w pałacu pszczyńskim poznajemy w niezwykle sugestywnym filmie Filipa Bajona p.t. „Magnat”, ze znakomitymi rolami Grażyny Szapołowskiej, Jana Nowickiego, Bogusława Lindy. Film przeniesiony został na ekran telewizyjny jako serial p.t. „Biała wizytówka”.

Podobieństwo urody, poglądów i kolei losów sprawia, że dziś ludzie porównują Daisy do księżnej Diany. Ale to nie jedyne wspólne cechy . Obie potrafiły sobie zjednywać sympatię ludzi całkowicie im oddanych, totumfackich i adoratorów. Obie błyszczały jak gwiazdy na firmamencie w zakompleksionym i sformalizowanym świecie życia dworskiego. Daisy romansowała i trudno się dziwić osobie tak urodziwej, której mąż zdawał się z biegiem czasu tego nie dostrzegać. Plotka o jej burzliwym związku z cesarzem Wilhelmem II zniszczyła jej małżeństwo.

Nad życiem Daisy pojawiły się czarne chmury. Gniazdo rodzinne uschło skutkiem burzliwych wydarzeń wojennych i zawirowań politycznych Z byłym mężem nic ją nie łączyło poza sprawami majątkowymi. Znaczną część swego uposażenia przeznacza na działalność charytatywną Coraz bardziej czuje się osamotniona, stroni od towarzystwa, rezygnuje z podróży. W dodatku podupada na zdrowiu. W Książu otacza ją garstka wiernej służby.

W 1938 roku umiera Jan Henryk XV. Rok później nadchodzi okrutny okres drugiej wojny światowej. Wybuch wojny zastał księżnę Daisy w zamku Książ. Chorowała prawdopodobnie na stwardnienie rozsiane. Najbliżsi ją opuścili. Zdana była na pomoc oddanej służącej Dolly. Księżna po dojściu do władzy nazistów i Hitlera nie poddała się uwielbieniu dla jego polityki. Wraz ze swoimi synami przeciwstawiała się totalitaryzmowi Hitlera, co przyniosło za sobą tragiczne skutki. Między innymi, Księżna Daisy straciła najmłodszego z synów, Bolka, w wyniku okrutnych przesłuchań.

Pod koniec wojny, zgodnie ze swoim antywojennym nastawieniem starała się pomagać więźniom  dostarczając im paczki żywnościowe. W 1941 roku władze III Rzeszy podjęły decyzję o skonfiskowaniu posiadłości, na której ciążył ogromny dług. Księżna musiała opuścić zamek.

„To był upalny początek lata, pamiętam jak wynoszono księżnę na noszach do ambulansu – wspomina Dorota Stempowska, wówczas 5-letnia córka stajennego Hochbergów. Pracownicy właścicieli Książa utworzyli szpaler, a dzieci, wśród których byłam, wręczały księżnej kwiaty. Daliśmy jej bukiety nagietków”.


Wysiedlona z zamku przez nazistów zmarła 29 czerwca 1943 roku w willi przy pałacu Czetritzów w Wałbrzychu. Jako przyczynę zgonu podano zatrzymanie krążenia. Tak więc odeszła w wieku 70 lat.  Do niedawna nie była znana dokładna data śmierci księżnej, jednak udało się odnaleźć w archiwach wałbrzyskiego kościoła ewangelicko-augsburskiego autentyczny akt zgonu. Znajdował się on pośród dokumentów pozostałych po zlikwidowanej parafii ewangelickiej w Szczawienku, do której należała księżna.

Według relacji córki stajennego Hochbergów, Daisy została pochowana w mauzoleum rodzinnym znajdującym się w parku zamkowym. Po splądrowaniu grobowca przez żołnierzy Armii Czerwonej (trumnę księżnej rozłupano), służący postanowili przenieść jej szczątki w bezpieczniejsze miejsce. Księżna początkowo spoczęła w parku, niedaleko mauzoleum, jednak świeży grób na tyle zwracał uwagę czerwonoarmistów, że ostatecznie, pod osłoną nocy, przeniesiono zwłoki na parafialny cmentarz ewangelicki w Szczawienku (Nieder Salzbrunn). W latach osiemdziesiątych XX w. podzielił on losy wielu innych niemieckich nekropolii z terenu Dolnego Śląska: został zrównany z ziemią, bez przeniesienia znajdujących się na nim szczątków, a później wybudowano tam osiedle domów jednorodzinnych.

Pamięć o księżnej Daisy przetrwała w opowieściach mieszkańców i nielicznych publikacjach na jej temat. Jej imieniem nazwane zostało urokliwe jeziorko położone w lasach koło Lubachowa. Na dziedzińcu pałacu Czettritzów przy ul. Zamkowej w Wałbrzychu postawiono w 2007 roku postument upamiętniający księżną, która zmarła obok w sąsiedniej willi. Dopiero teraz, po upadku systemu komunistycznego zaczęto z pewną nieśmiałością podkreślać jej zasługi dla Wałbrzycha. Ogromnym wydarzeniem była przeniesiona z pałacu w Pszczynie i umieszczona na jakiś czas w Książu wystawa 42 fotografii Daisy, sfotografowanej podczas jej pobytu w Anglii w październiku 1901 roku, w czasie którego odwiedziła studio Lafayette‘a i pozowała mu do serii portretów.

Przetrwała legenda o księżniczce Daisy jako „dobrym duchu” zamku Książ i miejmy nadzieję, że tak pozostanie. Być może znajdzie się kiedyś miejsce w panteonie gwiazd naszego regionu, a nasi rajcowie miasta uczczą z szacunkiem księżnę Daisy Hochberg von Pless panią na Książu i Pszczynie, osobę tak znaczącą w dziejach zamku Książ i wyjątkową w trudnych czasach światowych zawieruch wojennych.

I tak oto przedstawia się wzruszająca historia walijskiej księżnej, która ośmieliła się być nie tylko piękną, ale i mądrą. Okazuje się, że ani uroda, ani książęce pochodzenie, ani wielki majątek, nie potrafiły jej ustrzec na stare lata przed chorobą, opuszczeniem i samotnością. Ale pozostała w naszej pamięci, a jej zasługi pozwalają tę pamięć zachować na długie lata.


3 komentarze:

  1. Wzruszyłem się czytając kolejny Twój tekst na temat księżnej Daisy von Pless.Zaraz ten tekst udostępniam swoim znajomym a szczególnie mojej siostrze,która niedawno była w Książu.Z jej przekazu wiem,że była zachwycona Zamkiem Książ oraz jej byłą właścicielką Daisy.Z pewnością Twoja opowieść przyczyni się do tego,że Książ stanie się ważnym punktem odwiedzanym przez turystów.A ponadto to co piszesz jest tak wspaniałe jakby to miało miejsce w nie tak odległym czasie. Dziękuję za pięknie napisany tekst poparty zdjęciami pięknej Daisy,którą porównałbym do cesarzowej Sisi/Elżbiety/ żony cesarza Austro-Węgier Franciszka I.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bronku, mogę odpowiedzieć tylko jednym słowem: dziękuję!

      Usuń
  2. Świetny esej!Czytam właśnie kolejny Artura Szałkowskiego-"56 lat temu zapadła decyzja o odbudowie zamku Książ"zamieszczony w"Panoramie Kłodzkiej".
    "Odbudowę,która trwa do dziś,poprzedziły zniszczenia dokonane najpierw przez niemiecką paramilitarną organizację Todt,a następnie sowietów oraz szabrowników,złodziei i wandali..."

    Życie pałacowe trwa w najlepsze:
    royalmusingsblogspotcom.blogspot.com

    Piękne polskie księżniczki podbijają paryski świat.Księżniczka Sarah Poniatowska:
    www.balibulle.com/post/2009/02/04/princesse-sarah/
    -mąż Sary:
    www.youtube.com/watch?v=l7NtDe_W4DY
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń