Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

czwartek, 6 października 2016

Przydałby się na dziś Tadeusz Żeleński-Boy



 najważniejsze - nie bać się pokazać siły swego ogona


„Gdy chodzi o kreację mitów, przewiduję dzień, w którym nowoczesne ludy będą miały boga przyrządzonego z amerykańska, boga który istniał i który zostanie potwierdzony świadectwami gazet. Będzie figurował w kościołach, a obraz jego nie będzie zdany na kaprys artysty, ale utrwali się go fotograficznie. W tym dniu cywilizacja dosięgnie swego szczytu, wówczas będą pływały po Wenecji parowe gondole”.

Oto zdanie wypowiedziane przez Teofila Gautiera w rozmowie na „obiedzie literackim u Magny” w Paryżu, w drugim dziesiątku lat Cesarstwa. Obiady organizowali bracia Goncourt, rysownik Gavarni, pisarz Sainte-Beuve, Saint-Victor, Berthelot i inni. Schodzili się co sobotę. Przetrwał ten obiad aż do katastrofy roku 1870.

W tym obiedzie, z którego pochodzi cytowany fragment padło jeszcze wiele niezwykle trafnych, ciekawych sentencji, oddających ducha epoki. Obiady literackie w Paryżu, to coś podobnego jak „obiady czwartkowe” w  Warszawie na dworze króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, tylko że paryskie obiady nie były inspirowane przez żadnego reprezentanta władzy, były wolnym, niezależnym zgromadzeniem ludzi nauki i kultury, swobodną wymianą myśli, poglądów, opinii .

-Byliście na Wystawie? (Mowa o słynnej Wystawie Paryskiej nowoczesnej techniki) To ostatni cios zadany przeszłości: amerykanizacja Francji, przemysł bijący sztukę, parowa wyżymaczka rozpierająca się kosztem obrazu, kontynuuje Gautier,

-Ja widziałem na Wystawie rzecz straszliwą: porcelanowe wieńce z nieśmiertelników. Wspomnienia i żale zamienione w jednorazowy wydatek -  dołączył się do rozmowy Berthelot,

-Znałem pewnego ateistę. Poszedł z przyjacielem na ryby. Przyjaciel zarzucił wędkę i wyciągnął kamień, na którym było napisane: „Nie istnieję”. Podpisane: „Bóg”. Na to ateista mówi: „A widzisz!”. Kiedy niedowiarstwo staje się wiarą, głupsze jest od religii – powiedział Flaubert.

Saint-Beuve wtrąca, że pogaństwo było zrazu ładną rzeczą, ale potem zmieniło się w istną zgniliznę, syfilis. Chrystianizm był rtęcią na ten syfilis, ale za dużo jej użyto, a teraz trzeba, żeby ludzkość leczyła się z lekarstwa.

Widzicie – ciągnie Gautier – nieśmiertelność duszy, wolna wola, to bardzo zabawne zajmować się tym do dwudziestego roku życia, ale potem to nie uchodzi. Trzeba postarać się mieć kochankę, urządzić wygodnie u siebie, mieć ładne obrazy, a zwłaszcza dobrze pisać. Szczególnie metafory, to ozdoba egzystencji. Religie starożytne to były religie radości, uczty życia. To jest różnica taka jak między wieńcem z róż a chustką do nosa. Religia chrześcijańska jest akceptowalna, kiedy się płacze. A u kobiety religia jest częścią płci.

-Och ten spleen – włącza się Taine – to choroba naszego wieku. Trzeba zwalczać spleen wszystkimi środkami higieny, moralności, metody!

Przytoczyłem urywki niezwykłych rozmów toczonych w atmosferze często bardzo gorącej, emocjonalnej przez francuską plejadę najwybitniejszych umysłów tej epoki. To jest prawdziwa uczta duchowa, śledzić tok dysputy, delektować się zaskakującymi pointami, poznawać poglądy i temperamenty uczestniczących w tej zabawie luminarzy.

Komu to wszystko zawdzięczamy? Powinienem to zrobić na samym początku. Wymienić znakomite nazwisko autora i tytuł jego książki, którą  cenię sobie jak drogocenny skarb. To zasłużony dla Krakowa poeta, krytyk literacki i tłumacz literatury francuskiej okresu Młodej Polski, filar osławionego kabaretu „Zielony Balonik” związanego z wyjątkową cukiernią artystyczną w Krakowie, niemniej słynną „Jamą Michalikową”. Już chyba wszystkim jest wiadome, nie może być inaczej, chodzi o Tadeusza Boya Żeleńskiego, z zawodu lekarza, który przypadkowo stał  się literatem.

Moim skarbem jest 13-sty tomik serii wydawniczej Państwowego Instytutu Wydawniczego dzieł wszystkich Tadeusza Boya Żeleńskiego z 1958 roku, p. t. „Obiad Literacki. Proust i jego świat”. Piszę z sentymentem o tej książce, która wywarła na mnie ogromne wrażenie, bo relacja z paryskich obiadów jest zręcznie sporządzoną kompilacją „Dzienników Goncourtów”, dwóch braci, Edmunda i Juliusza, zaliczanych do awangardy literatury i sztuki drugiej połowy XIX wieku we Francji. Boy Żeleński zrobił to po mistrzowsku, wybrał prawdziwe klejnoty myśli, powiedzeń, anegdot, dowcipów z obszernych notatek Goncourtów i wzbogacił je własnymi uwagami i komentarzami. Nie jest moim zamiarem rozpisywać się szerzej o Boyu Żeleńskim. Dla wielu  Czytelników jest wiadomo, że był on osobą dość kontrowersyjną, trudną do zaakceptowania dla konserwatywnej części klerykalnego Krakowa, a później także zacofanych środowisk całej porozbiorowej Polski. Z bogatej literatury francuskiej, której był admiratorem przemycał idee i poglądy laickie, tropił w swych wierszach i artykułach obłudę i zakłamanie mieszczaństwa i kleru kryjące się pod pozorami dostojeństwa i patriotyzmu.

Nasuwa się pytanie, po co o tym wszystkim piszę?  Co to ma wspólnego z tytułem blogu?  Przechodzę do konkluzji.

Przypomniał mi się dwuwiersz, nie pamiętam już kogo (czy to  był  Kern, czy Załuski ?):

„Człek chciałby czasem w ślad iść Boya,
Ale nie może, bo ma boja !”

Otóż to, całe życie mam boja. Dziś, tak samo jak dawniej wolę nie pisać nic złego o obecnej władzy mojego miasta, by się jej nie narazić. Nie mogę napisać nic dobrego o opozycji, bo będzie to wyglądało, że się jej podlizuję. A przecież nie mam pewności, czy obecna opozycja nie  sięgnie po władzę w kolejnych wyborach, a obecna władza stanie się znów opozycją. Na dwoje babka wróżyła. Trzeba więc być przezornym. Tymczasem lata lecą. Z niepokojem obserwuję jak wypełnia się cmentarz komunalny pięknie położony na górce w pobliżu kościoła Najświętszej Marii Królowej Polski. Wszystkie miejsca widokowe już prawie zajęte. A ja chciałbym znaleźć przynajmniej miejsce pod płotem, ale po właściwej, wewnętrznej stronie cmentarza. Wprawdzie zakładam, że to nie nastąpi jeszcze w tej kadencji, ale „przezorny zawsze ubezpieczony”.  Podobnie jak Lew Tołstoj w Jasnej Polanie, nie chcę żadnych kamiennych nagrobków. Nie dość, że cię zasypią ciężkim gruzem, to jeszcze przycisną granitowymi płytami, ciężko oddychać. Nie chcę też porcelanowych wieńców z nieśmiertelników, wystarczą wiosenne bratki i jesienne liście. Czy to nie pięknie, skromnie i oszczędnie. Tym co zmarli wystarczy ludzka pamięć, byle była to dobra pamięć, ale tak zwykle bywa, że o zmarłych mówi się lepiej niż za życia, co pozwala mi myśleć o śmierci optymistycznie.

 Ale zanim to jeszcze nastąpi chciałbym poczytać od nowa „Obiad Literacki” Tadeusza Boya Żeleńskiego, dodając koniecznie do tego jego „Słówka” i jeszcze kilka innych tytułów, np. Jolanty Marii Kalety, bo liczę się z tym, że jak już trafiła ze swymi książkami do Głuszycy, to tak szybko z niej nie wyjdzie.  Niestety mogę spotkać  się z anatemą części fanatycznej kościoła za apoteozę Tadeusza Żeleńskiego,  tak jak to ongiś bywało, mogą mnie wyzwać od heretyka lub Żyda. Trzeba naprawdę wielkiej odwagi, by iść w ślad Boya, ale nie mogę, bo mam boja.

Fot. Wiesław Jaranowski

5 komentarzy:

  1. Witam!Przyznaję,że koniec dzisiejszego blodu,trochę mnie zasmucił.Co się z Tobą dzieje?Jeszcze nie tak dawno snuliśmy jakieś plany a tu masz dzisiaj na końcu tak pesymistycznie.Wprawdzie nikt nie zna dnia ani godziny ale to nie jest powód aby nie myśleć pozytywnie.Przecież jeszcze wszystkiego nie dokonałeś.Masz jeszcze przed sobą wiele zadań nie zrealizowanych.Nie będę więcej na ten temat pisał tylko powiem jedno "głowa do góry i alleluja".A wracając do Boya,to tak ja k piszesz był bardzo konkretny w ocenie ówczesnego krakowskiego mieszczaństwa i kleru.Nie mam tak jak Ty wszystkich dzieł Boya,ale na podstawie tych które mam mogę potwierdzić ,że w bardzo zręczny satyryczny sposób krytykował obłudę,zakłamanie a także żle rozumiany patriotyzm.Cóż obecnie rządzący nic się od Boya nie nauczyli a szkoda.
    Ps,Oglądałem rano mecz Radwańskiej z Wożniacką muszę powiedzieć,że jeden z ładniejszych w, wykonaniu naszej tenisistki/krakowianki/,która wygrała 6:3,6:1 i jest w 1/4 China Open.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Bronku, Hurra! Dziękuję za dobrą wiadomość z kortu tenisowego. Od razu pomyślałem, że warto jeszcze pożyć, aż dotrze Agnieszka do finału. A potem będą jeszcze kolejne China Open. Nie jest ze mną aż tak źle, nie śpiszę się na drugi świat, zwłaszcza że spodziewam się, co mnie czeka.
    Chcę dożyć końca PiS-u, chciaż wybór pomiędzy PiS-em i PO, to wciąż wybórtylko mniejszego zła. Czekam na odrodzenie lewicy, ale bez Millera i Czrzastego i im podobnym. Potrzeba nowych, madrych twarzy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Spotkania francuskiej elity i wynikające z nich perełki myśli, to wspaniała lektura, co wynika z przytoczonych przez Pana fragmentów tekstu.Chciałoby się dotrzeć do dzieł Boya, żeby delektować się ich mądrością, finezją słowa, dowcipem i niestety aktualnoscią.To ostatnie przeraża.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. To co się dzieje w sejmie i na szczytach władzy zdumiewa i przeraża. To się już nie mieści w jakichkolwiek kategoriach współżycia społecznego. System władzy stał się niepoczytalny. O tym wszystkim mówią i piszą mądrzy ludzie, ale to bicie grochem o ścianę. Dziękuję za świetny komentarz.

      Usuń
  4. Pomarzyć każdy może...
    www.blabliblu.pl/2016/09/19/szwajcarskie-political-fiction-w-wersji-polskiej-czyli-kilka-slow-o-radzie-federalnej/#more1840

    ...+ i po Federacji:)

    Najnowsza adaptacja bajki"O królewiczu i złotej rybce"autorstwa Davida Ben Sahlev i Or Sattath:
    https://arxiv.org/abs/1609.09047

    Naukowcy stwierdzili,że młodość obecnie trwa do wieku 64-74 lat,
    do 84 lat to wiek średni,84+to dłuuuga i spokojna starość.

    www.youtube.com/watch?v=x05sb-Vf5lQ
    :)

    OdpowiedzUsuń