Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

piątek, 17 lipca 2015

Wakacvyjne reperkusje



w lubiechowskiej palmiarni łatwiej o wspomnienia z Orientu

   
Dostałem pocztówkę z Istambułu. Dawniej skakałbym z radości, bo jest na niej oryginalny znaczek Turkiye Cumhuriyeti Posta za 1.30 türk (ras), a widoczek zabytkowej części miasta barwny, przejrzysty, egzotyczny. Dziś cieszy mnie bardziej niż znaczek właśnie fotografia części miasta nad Cieśniną Bosfor z monumentalną  katedrą Hagia Sophia na pierwszym planie. Naczytałem się o tym zabytku sztuki bizantyjskiej, którego początki sięgają roku 325 n.e., czyli czasów Konstantyna Wielkiego, który jako pierwszy z cezarów rzymskich przyjął chrześcijaństwo i przeniósł stolicę Cesarstwa z Rzymu do Bizancjum, nazwanego później Konstantynopolem. Oglądałem w książkach zdjęcia świątyni przekształconej w 1453 roku przez sułtana Mehmeda II Zdobywcy w meczet, dobudowując minarety odchylone o 10 stopni w kierunku Mekki. Z czasem meczet otoczono kompleksem grobowców, bibliotek, fontann i innych obiektów, by w 1934 roku zamienić obiekt dotąd świątynny w muzeum.

Zawsze marzyłem by to cudo zobaczyć i doznać podobnych wrażeń jak wtedy, gdy z moim serdecznym druhem, Bronkiem z Piławy Górnej, wspinaliśmy się schodami Propyleje na ateńską górkę Akropol by podziwiać boską Atenę Promachos, Kariatydy dźwigające na barkach strop Erechtejonu i najważniejszą budowlę starożytną - światynię Partenon. Było to sporo lat temu, skoro naszą podróż odbyliśmy cudem ówczesnej techniki motoryzacyjnej, tyskim fiatem 126p, potocznie zwanym „maluchem”. Auto było po przeglądzie, toteż udało nam się po trzech dobach dojechać do Aten z kilkoma tylko przystankami remontowymi (wymiana łożyska, wyciek płynu hamulcowego). O drodze powrotnej „maluchem” momentami bez hamulców nie będę wspominał, bo obiecałem sobie, że będę zawsze zapamiętywał rzeczy dobre. A takim był postój w drodze powrotnej w Istambule, gdzie zatrzymaliśmy się na parę godzin. O zwiedzaniu zabytków nie było mowy, zdołaliśmy tylko oczy nacieszyć architekturą Hagi Sofii i pobliskich budowli na zewnątrz. Satysfakcję mieliśmy, kiedy tubylcy w Atenach na widok naszej „maszyny” stukali się w czoło z podziwu, a może zdumienia.


Istambuł widziałem ponownie na własne oczy, ale z okna samolotu. I było to nocą. Pilot obniżył znacznie pułap lotu i wtedy ujrzałem łuny świateł wielkiego miasta po obu stronach kanału, niekończące się girlandy oświetlonych ulic i placów, różnokolorowe neony i reklamy, poruszające się jak w mrowisku pojazdy, przycumowane do brzegu pudełka statków, coś czego się nigdy nie zapomni. Ale wtedy leciałem na „wyspę szczęścia”, gorący, olśniewający słońcem Cypr.


Kolorowa widokówka z Istambułu ożywiła wspomnienia z egzotycznych dla mnie podróży, których miałem niewiele i być może dlatego tak ważnych, pełnych podziwu i wzruszenia. Ale ta pocztówka budzi mój podziw jeszcze z innego powodu.

Przysłał mi ją nie kto inny, tylko Marek Juszczak, nasz rodzimy górnik – poeta, który swego czasu wyemigrował z Głuszycy do Knurowa, tam się zagnieździł na stałe, w kopalni Szczygłowice awansował na sztygara i wreszcie – dorobił się emerytury. Ma to tę zaletę, że teraz nie musi już czekać miesiącami na urlop, by realizować swoje „uboczne szaleństwo” – wakacyjne wojaże rowerem po świecie. Taki właśnie epitet – „uboczne szaleństwo” nasunął mi się, bo nazwanie tego co robi zwyczajnym hobby, to zdecydowanie za mało. Tak mógłbym nazwać inną jego pasję – pisanie wierszy. Natomiast Marek do Istambułu dotarł najtańszym, najbardziej ekologicznym, najzwyczajniejszym środkiem lokomocji,  a mianowicie rowerem. I to właśnie budzi mój nieustający podziw.

Marek Juszczak -krótki odpoczynek na Bornholmie

To że Marek znalazł się na stronie albumu „Twórcy Partnerstwa Sowiogórskiego” dodaje tej książce splendoru. Nikt tak jak on nie pisał ze wzruszeniem o Głuszycy, mieście swojego dzieciństwa i młodości:

Jeszcze tam kiedyś wrócę,
którąś jesienią w listopadzie,
gdy buki liście gubią,
gdy mgła na stawach się kładzie,

jeszcze tam kiedyś wrócę
chociaż ostatni raz,
zobaczyć taką jesień,
jakiej nie zatarł czas,

zobaczyć, że nic się nie zmienia,
że wiatr świerkami kołysze,
że wciąż te same wspomnienia
przez senną się snują Głuszycę.
                      
Takich wierszy napisał krocie, ale jak już wspomniałem mój nie mniejszy podziw budzą jego wyczyny turystyczno-sportowe. Na rowerze wraz ze swoim kolegą z kopalni „Szczygłowice” przejechał wzdłuż i wszerz nie tylko Polskę, ale kilka krajów w Europie. Był na Biegunie Północnym, na wyspie Bornholm no i także na południu Europy w Istambule, skąd dotarła do mnie wspomniana kartka pocztowa.

No i teraz Marek Juszczak znalazł się w areopagu twórców kultury w bliskich jego sercu Górach Sowich. To godne miejsce dla Marka – piewcy Głuszycy.

2 komentarze:

  1. Witam Staszku! Tekst bardzo dobry.Wiem,że pamięć masz doskonałą zresztą tak jak ja,ale najważniejsze,że wróciliśmy cali i zdrowi.A z tymi hamulcami nie było tak żle bo w razie czego mieliśmy jeszcze ręczny,którym od czasu do czasu się posługiwałem.Moim zdaniem nasza wycieczka była niezwykle udana i zaliczam ją do najciekawszych pomimo zwiedzenia tym właśnie maluchem ponad pól Europy z moją rodziną/4 osoby/Pozdrawiam.
    Ps Jutro jadę od Grabowa więc odezwę się po powrocie do Piławy.A tymczasem zachęcam moich znajomych do czytania Twojego fajnego blogu.

    OdpowiedzUsuń
  2. 18-19 lipca 2015 roku wszyscy przesiadamy się na...drezyny.Jugowice w gminie Walim stają się
    stolicą drezynowania.
    www.drezyny.pl
    Remontowałem dwa"maluchy"kolegi(także wymiana łożysk z przodu) i przy okazji dojeżdżałem nimi do pracy,trochę ciasny przy moim 190/95:)
    Ja moim zezłomowanym już rzęchem(Skoda 105) w 1995 roku dotarłem do Montpellier.Dzisiaj w pobliżu tego uroczego miasteczka nad Morzem Śródziemnym przejeżdżają kolarze Tour de France.
    Rowerem na biegun to duży wyczyn,w Górach Sowich to tylko i aż 500 km tras rowerowych.
    www.youtube.com/watch?v=oJ6tuzh5hNM
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń