świat stoi otworem |
„Zawsze chciałem jeździć i
podróżować. Dlaczego podróż musi być daleka? Dlaczego do Kazachstanu albo
Mongolii musisz jechać, by być w podróży? Podróż się zaczyna, jak z domu
wychodzisz. Pamiętasz to uczucie, jak pierwszy raz z ogrodu za furtkę
wyszedłeś? Przeżycie niebywałe! Masz dwa-trzy latka i oto wyszedłeś. Dom jest z
tyłu, a przed tobą jest świat gigantyczny. I tak krok za krokiem idziesz.
Dziesięć metrów, odwracasz się – dom jeszcze jest, jeszcze go widać… To jest
wielka podróż tak naprawdę” - tak pisze
o podróżowaniu Andrzej Stasiak, prozaik, eseista z Beskidu Niskiego, autor
kilkunastu książek.
Mam właśnie w ręce głośną jego
książkę p.t. „Wschód”, niezwykły zapis podróży do Rosji, Chin i Mongolii.
Czytam i ulegam melancholii, czuję nieprzemożoną siłę zafascynowania obrazami
malowanymi słowem w niezwykle osobistej i przejmującej opowieści. Jakiż ten
świat jest nie do opisania, niezmiernie bogaty, niepojęty, nieznany. W dalekiej
i długiej podróży Andrzej Stasiak analizuje rozległość i nieograniczoność tego
świata, a dzięki czujnej uwadze i spostrzegawczości wyłaniają się przed
czytelnikiem niepospolitości życia
powszedniego napotkanych po drodze ludzi i zdarzeń. To co stanowi szczególnie
cenną zaletę jego książki, to oryginalność odautorskich komentarzy. Wiele z
nich budzi podziw i zaskakuje inteligencją, dowcipem i odwagą.
Nie, nie będę opowiadał o
wschodnich doznaniach pisarza, zwłaszcza z przejazdu bezdrożami naszych
syberyjskich „braci Moskali”. Tego się nie da streścić. Zbyt dużo jest w tej
książce osobistych spostrzeżeń i przemyśleń autora. Znajdziemy specyficzny
błysk nadzwyczajnego świata, który w nas może wzbudzić zdumienie i trwogę. Zachęcam jak najgorliwiej by choć na parę
godzin sprzeniewierzyć się epidemii telewizyjnego okienka, zwłaszcza darować
sobie idiotyczne reklamy i panele naszych „z Bożej łaski” polityków.
Proponuję dla relaksu wziąć do ręki „Wschód” Andrzeja Stasiaka, by
doświadczyć zupełnie nowych estetycznych wrażeń i znaleźć się w podróży, która
jak się okazuje jest immanentnym, pozazmysłowym libido każdego człowieka.
A oto subtelny obrazek z jego
początkowej podróży samochodem po kraju:
„Wjechałem w to Podkarpacie i od
razu zaczął się lód. Czterdzieści na godzinę i naprawdę nie dało się więcej. Ci,
co próbowali, stali teraz z nosami w rowach i czekali na traktor. Wyprzedziła
mnie straż pożarna na sygnale. Patrzyłem za nimi z podziwem. Była może ósma.
Szary, poranny lud stał na
przystankach. Faceci palili. Miałem zamknięte okna, ale czułem ten zapach w
zimnym, szklistym powietrzu poranka. Tak było po ósmej, bo w Radiu Maryja
leciały godzinki. Ilekroć rano jadę gdzieś poprzez kraj, to słucham i śpiewam
na cały głos:
Zacznijcie wargi nasze chwalić pannę świętą,
Zacznijcie opowiadać cześć jej niepojętą,
Przybądź nam Miłościwa Pani ku pomocy,
A wyrwij nas z potężnych nieprzyjaciół mocy…
Śpiewam, by przywołać pamięć
swoich babek i dziadków. Tak robiłem i teraz, na tej gołoledzi. Przypomniałem
sobie ich twarze. Były podobne do tych na przystankach. Ich domy były podobne
do tych przy drodze. Ale zapamiętałem z dzieciństwa tę dziwną przemianę, gdy o
poranku z ust dziadków zaczynały płynąć słowa pieśni. Zazwyczaj mówili ludową
prozą, a raptem, nieoczekiwanie spływał na nich dar poezji:
Tyś krzak Mojżeszów boskim ogniem gorejąca,
Tyś różdżka Aronowa śliczny kwiat rodząca,
Bramo rajska zamknięta, różo Gedeona,
Tyś niezwyciężonego plaster miodu Samsona.
Dlatego gdy jadę przez kraj, rano,
daleko od domu, zawsze tego słucham. Wyobrażam sobie swoich dziadków kiedyś i
tych wszystkich ludzi o szarej godzinie poranka, teraz w domach, które mijam,
wsłuchanych w pieśń, która zdaje się nie mieć końca…
Wyobrażam sobie, jak siedzą przy
swoich radiach i kołyszą się lekko w tył, w przód, a ich usta bezwiednie
podążają za modlitwą. W tył i w przód. W głąb
czasu, poza jego wyobrażalne granice nad Jeziora Gorzkie, nad Morze
Trzcin, na pustynię Szur, na pustynię Sin, w cień Horebu i dalej aż na górę
Niebo, z której otwierał się widok na Kanaan. W tył i w przód, szepcąc,
powtarzając, śpiewając o Mojżeszu, Aronie, Gedeonie w połowie listopada
minionego roku w Woli Rzeczyckiej, w Musikowie, Bąkowie, Chłopskiej Woli i w
Podborku, Śpiewałem razem z nimi. W Stalowej Woli skończyła się gołoledź”.
Uchyliłem rąbka tajemnicy dla tych
co nie mieli jak dotąd okazji rozkoszować się stylem pisarskim Andrzeja
Stasiuka. Ale pierwsze strony jego opowieści to dopiero preludium, zapowiedź mistrzowskiej
narracji, która wciąga czytelnika jak narkotyk w miarę podróży po Dalekim Wschodzie,
Mongolii i przytłaczającym molochu – Chinach. Relacje z tych podróży są
przeplatane wspomnieniami z krajowych wojaży na Podlasiu i Podkarpaciu,
szczególnie atrakcyjnych, bo z kręgu nieznanego już ludziom młodym świata
kołchozowego w PRL-u. Powieść Stasiuka to zręczny melanż
refleksyjno-reporterski”. Pokazuje jak pod wpływem frapujących doświadczeń z
dalekiej podróży powraca pamięć o tym co miało miejsce wcześniej i stało się
impulsem do poznania tego egzotycznego
dla nas dalekiego świata.
Dla Stasiuka fascynującym stał się
Wschód skąd wyszły oddziały Czyngis – chana, a dziś świecą piekielnym blaskiem
potęgi imperialne Rosji i Chin. I trudno się dziwić fascynacji pisarza
wywodzącego się z obszarów wschodnich, gdzie promieniowanie azjatyckich kultur
jest intensywniejsze niż na zachodzie Polski.
Dla nas Dolnoślązaków przede
wszystkim liczy się Zachód. A ponieważ każdy z nas jest podróżnym, to w swych
planach stawiamy na naszych zachodnich sąsiadów – Niemcy, Francję, Anglię, no i
spełnienie wszystkich marzeń – Stany Zjednoczone.
A ja chciałbym przełamać ten
stereotyp i zachęcić moich wiernych Czytelników do lepszego poznania
najbliższego sąsiada – Czechy. To zaskakujące jak mało o nim wiemy. Trudno nam
się pogodzić z tym, że od Czechów możemy się wiele nauczyć, że są do przodu pod
wieloma względami w gospodarce i kulturze, a przede wszystkim w turystyce.
Nie mówię o tym, że to przecież
tuż „za miedzą”, że można tam dojść pieszo, a z dojazdem to już nie ma żadnego
problemu. Czesi są bardzo gościnni i przyjaźnie nastawieni do Polaków. Miałem
okazję wielokrotnie się o tym przekonać. Wyjazdy turystyczne dostarczają
najlepszych wrażeń, bo Czechy są otwarte na turystów.
Skoro, jak to dostrzegł Andrzej
Stasiuk, każdy z nas jest podróżnym, wykorzystajmy ten potencjał. Wcale nie
musi to być podróż daleka, a Czechy mogą zauroczyć każdego. Ale to już jest
osobny temat.
Fot. Marzena Michalik
Pozdrawia Romana Więczaszek.
OdpowiedzUsuńDziękuję za zachete do czytania Stasiuka. Poruszyłeś wazny dla mnie ostatnio temat. Z przyczyn różnych nie moge podróżowac po świecie, ale nie smucę sie z tego powodu. Zapisuję sie jutro do PTTK, ktore w Brzegu dziala bardzo owocnie i będe poznawać...Polskę. W sobote jade na wycieczkę...do Czech...Pozdrawiam krajana, paaa
Zgadzam się z Tobą, każdy marzy o odległych krajach, a przecież nawet w Polsce jest wiele ciekawych miejsc, nie trzeba daleko jechać aby zauroczyć się nowymi miejscami :)
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecznie za obydwa komentarze, zgadzam się z tym, że mamy pod nosem cudowny świat natury i kultury ,. trzeba tylko zdobyć się na ruch, by go dostrzec i docenić.
OdpowiedzUsuń