Postny piątek
Piątek jest tradycyjnym dniem pokutnym. Staramy się przestrzegać
wskazań księży, by w tym dniu ograniczyć spożywanie dań mięsnych. W obecnej
dobie nie sprawia to żadnych trudności, bo nie tylko można, ale i trzeba
przynajmniej raz w tygodniu przyrządzić obiad z produktów mlecznych lub jaj. W
moim domu jest to dzień naleśników lub ruskich pierogów, albo smażonej ryby i nie powiem, żeby żona
była z tego powodu zadowolona, bo najłatwiej jest ugotować ziemniaki, rzucić na
patelnie mielonego lub pierś kurczaka, dodać ze słoika surówkę i obiad jest
gotowy w tri miga.
Ale nie to jest podmiotem moich
refleksji, przy okazji postnego piątku. Myślę, że ten „pokutny” dzień tygodnia
zmienił obecnie swój image, bo nie jest już przedostatnim dniem weekendowym,
lecz ostatnim. Po nim jest wolna sobota i niedziela. Tak więc piątek przejął
rolę dawniejszej soboty i stał się dniem, na który czekamy z nadzieją i
optymizmem. Jeszcze tylko jeden dzień pracy i już mamy „święta”. Piątek nie
może być dniem feralnym, tak jak to bywało dotąd. Jest dniem wstępnym,
przygotowawczym do realizacji planów weekendowych, a więc dniem pozytywnym,
pogodnym. Robimy w tym dniu po pracy większe zakupy, staramy się nastrojowo
spędzić piątkowy wieczór, bo przecież trzeba się odprężyć po tygodniu ciężkiej,
stresującej roboty.
Tak więc ogłaszam memorandum w
obronie piątku. To powinien być piękny, optymistyczny dzień tygodnia, bo po nim
mamy dwa dni laby, a dopiero po nich następuje dzień zaiste feralny -
poniedziałek. Już dawno pojawił się na naszych ekranach film polski „Nie
lubię poniedziałku” i to jest jasne, bo trzeba się w tym dniu zrywać wcześnie
rano, nie bacząc na to, że jesteśmy zmęczeni po weekendzie, mając przed sobą
perspektywę aż trzech dni wytężonej pracy do upragnionego piątku. Piątku, w
którym jesteśmy już na luzie, bo przed nami dwudniowy weekend.
Proszę też, aby postny piątkowy
obiad nie traktować jako karę za grzechy, ale właśnie luksus, odskocznię od
codziennych pieczeni mięsnych, schabowych, golonek, bigosów, gulaszy, pizz, kebabów, hamburgerów, flaków
itd. itp.
Piątek dzięki temu, że jest
postny, jest wyjątkowy. Cieszmy się z piątku i
przestrzegajmy tradycji religijnej, by nie opychać się w piątek
kiełbasami. Jeden dzień w tygodniu bezmięsny, to nie tragedia, zwłaszcza ze
można w tym dniu bez grzechu spożywać mięsko ryb.
Zrobiłem wszystko co mogłem w
obronie postnego piątku. Mam nadzieję, że będzie mi to pozytywnie zapisane w
pamięci mojego księdza proboszcza, tylko że on zapewne takich blogów jak mój
nie czyta. Amen!
P.S. Obiecuję, że już nie będę
więcej pisał o dniach tygodnia (chyba że o śledzikowej środzie), natomiast
wracam do mojej pasji pisania o walorach regionu, w którym znajduje się „mój
dom”, moja mała ojczyzna.
Szanowny Panie Stanisławie. Nie mam zastrzeżeń do dań bezmięsnych. Bardzo je lubię i często stosuję w swej diecie.
OdpowiedzUsuńNie chcę się wymądrzać, ale fakt postnego piątku ustanowiony został jedynie przez Kościół Katolicki i chyba w Prawosławie. Oczywiście w Biblii czytamy o konieczności stosowania postu, ale niekoniecznie w formie bezmięsnej, czy absolutnego niespożywania pokarmu i w dodatku w piątek - na pamiątkę śmierci Jezusa.
Ale żyjemy w państwie katolickim i odkąd pamiętam w piątek lepiono pierogi i smażono rybkę. Choć rybka też ma mięsko.
Popieram idee wegetarianizmu, ze względu na coraz gorszą jakość mięsa, ale kupuję, ze względu na mięsożerną rodzinę.
Niestety, też nie jestem nauczycielem, co zapewne widać po jakości moich komentarzy, na Pana blogu. ( Czy mogę nadal czytać Pana wpisy?). Jestem ekonomistką z praktyką w największym polskim banku, i innych lokalnych firmach, a w chwili obecnej, niestety bez posady, szukającej swojego miejsca w życiu. Bardzo żałuję, że nie podjęłam studiów z przygotowania pedagogicznego. Nauczycielstwo to najlepsza praca dla kobiety.
Belfrem była zaś moja mama i uczyła znienawidzonego przez wszystkich języka rosyjskiego.
Pozdrawiam serdecznie
Ależ ja jestem bardzo ciekawa, co by Pan napisał w obronie, na przykład takiego czwartku!
OdpowiedzUsuńBardzo lubię piątki, choć mam z nimi mały kłopot kulinarny, bo co prawda ryby jem chętnie, ale smażone nie u mnie w domu, okropnie jestem wyczulona na zapachy, pan rozumie...?
Pozdrawiam piątkowo i awansem weekendowo, a dla Żony przesyłam specjalne ukłony:)
Przepraszam Anno za moją pomyłkę. Nie dość uważnie przeczytałem informację w Twoim blogu. Ale to w niczym nie zmienia mojej satysfakcji, że zaglądasz do mojego blogu, że możemy ze sobą porozmawiać w komentarzach, a zawód ekonomisty w niczym nie jest gorszy od nauczyciela. Twój blog jest bardzo interesujący, a to co w nim pokazujesz, to prawdziwa sztuka Cenię to, że chcesz się podzielić z innymi swoimi zainteresowaniami i przeżyciami. Twoje komentarze wzbogacają moje zapiski i jestem za nie wdzięczny. Serdecznie pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńO czwartku napisałbym, Droga Ewo, że to jest dobry dzień do załatwiania interesów, bo jak nie zdążysz tego zrobić w czwartek, to masz przed sobą jeszcze piątek.
OdpowiedzUsuńA co do zapachu smażonych ryb, to mamy to samo zdanie. Latem przy otwartym oknie można jakoś wytrzymać. Ale to mówię od siebie, bo wtedy na ogół albo nie ma mnie w domu, albo zamykam się u siebie, w pokoju na piętrze.
No i ja się przyłączam do tych komentarzy.Jak p.Stasio już wie jestem ewangelikiem i "u nas" nie ma postu piątkowego (Martin Luter) go napiętnował mając swoje praktyczne powody ale ja nie o tym.Otóż jest całe mnóstwo dań bez mięsnych,ogranicza nas chyba tylko wyobraźnia! Można tez zrobić iluzję mięsa za sprawą kotletów sojowych na przykład.Ukazuje się multum książek kulinarnych znanych osób ale także modna kuchnia fusion czy kuchnie azjatyckie,spektrum jest ogromne i dobrze.Co do piątku to w istocie przejął role soboty ale tak miło się kojarzy.Obronił pan piątek p.Stasiu znakomicie,proszę być kontent ze swojej pracy.P.
OdpowiedzUsuń