Malownicze miasteczko otwierające drogę z Wrocławia przez Łagiewniki, Niemczę, Ząbkowice Śląskie w Kotlinę Kłodzką i Sudety, położone na wzgórzach nad zakolami głębokiego przełomu Nysy Kłodzkiej, mogłoby być już od dawna miejscem niekończących się pielgrzymek, wycieczek autokarowych, indywidualnych wypraw turystów pieszych, zmotoryzowanych lub kolejowych. Piszę o mieście, jednym z najstarszych na Dolnym Śląsku, posiadającym udokumentowany swój rodowód słowiański i piastowski, urzekającym pięknem krajobrazów, bogactwem zabytkowych budowli i obiektów kultu maryjnego, o miasteczku, które można uznać za swego rodzaju alter ego Wambierzyc. Powinno się już od dawna uznać je za rezerwat kulturalno – krajobrazowy. Niezależnie od atrakcyjnego układu urbanistycznego miasta, w którym centralne miejsce zajmuje monumentalny, barokowy kościół Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny, mamy tu majestatyczny, wzniesiony na wysokim wzgórzu zamek liczne zespoły klasztorne, kaplice, stacje Męki Pańskiej na Kalwarii i Różańcowej, rozległe, dwuczłonowe grodzisko, położone w zakolu Nysy Kłodzkiej oraz inne zabytki.
Oczywiście do Warty Śląskiej, jak nazwano to miasto zaraz po wojnie, a następnie Barda Śląskiego, obecnie zaś tylko Barda, przybywają coraz liczniej turyści i pątnicy, ale miasto miało czas zastoju w PRL-u, zamiast się rozwijać z trudem ratowało się przed całkowitym zubożeniem i zabiegało o pomoc w ratowaniu zabytków i promocję turystyczną.
Nie zapomnę wrażenia z któregoś słonecznego, jesiennego exodusu moim niezawodnym „maluchem”, gdy znalazłem się na drodze z Ząbkowic Śląskich do Kłodzka. To było po południu, teren równinny, pola uprzątnięte przed zimą, wstążka drogi prościutka, gdzieniegdzie połyskujące w słońcu kępy drzew i krzewów. I nagle pojawiła się przed oczami ściana wznoszących się pod niebo gór i lasów. W mgnieniu oka zostałem wchłonięty w ich ramiona, znalazłem się w głębokim jarze nad bystrą, szeroką wstęgą płynącej rzeki, pojawiły się porozrzucane gdzie się tylko dało kolorowe domostwa, tonące w poszyciu krzewów i kwiatów. Po obydwu stronach drogi wyrastały niebosiężne, różnokolorowe wzgórza, jechałem przez wysoki most nad rzeką, wokół zabudowania kaskadowo pnące się wzwyż. To było coś, czego nie potrafię opisać, takie wrażenie jakbym znalazł się w świecie fantasmagorii. Nic dziwnego, że już w XVIII wieku nazywano to miejsce - „złotą bramą hrabstwa kłodzkiego”.
Bardo Śląskie, znane mi było od dziecka, bo przypominam sobie, że z matką i starszym bratem byliśmy tutaj niejeden raz na Kalwarii. Ale wtedy nie robiło to na mnie takiego wrażenia. Zapamiętałem, że bolały mnie nogi i chciało mi się pić, bo trzeba było się wspinać pod górkę w tłumie rozlicznych pielgrzymów, a po drodze nie było nawet kulawego sprzedawcy z saturatorem. Gdy podrosłem był taki czas, że jeździłem pociągiem romantyczną trasą z Kamieńca Ząbkowickiego przez Bardo do Kłodzka. Mogłem wtedy podziwiać w Bardzie przez okno wysoką górę, gdzie znajdowała się kaplica na końcu drogi krzyżowej. Teraz po latach zobaczyłem to miasto innymi oczami. Dostrzegłem urzekające piękno położenia, krajobrazów, wkomponowanych w przyrodę iście wysokogórską, alpejską zabudowań sakralnych i świeckich. Genialny chirurg przeciął skalpelem masyw Gór Bardzkich, ale przyrząd zawirował mu w ręce, więc powstało zakole, wypełnione przez rzekę i drogę, a wokoło po obu jej stronach od dołu do góry urosło miasto. To jest cudowne miejsce, nie dziwię się, że dzieją się tam cuda, że cudami słynący obraz Matki Boskiej Bardzkiej przyciąga tłumy pielgrzymów.
I jeszcze jedna paralela mi się nasuwa, ale to głównie z powodu esowatych zakrętów jakimi płynie tutaj Nysa Kłodzka. Podobne widziałem w czeskim Krumlovie, średniowiecznym miasteczku nad wijącą się w tym miejscu jak wąż Wełtawą. Ale Krumlov, to sztuka dla sztuki, to perła w koronie czeskich zabytkowych miast, zachowana przez całe stulecia w nienaruszalnym kształcie, zadbana z czeską pedanterią i perfekcją po to, by ściągać tu turystów z całego świata , by mieli co podziwiać i mogli mile spędzić czas.
Bardo, małe miasteczko zagubione w głębokim kanionie, ma jeszcze przed sobą daleką drogę, by sprostać wymogom dzisiejszej turystyki zagranicznej. Ale w kraju jest znane jako miejsce pielgrzymek, funkcjonuje na rynku turystycznym, rozwija się i pięknieje. Nie tak dawno znalazło się w granicach administracyjnych województwa wałbrzyskiego, ale nie trwało to zbyt długo i nie przyniosło spodziewanego renesansu. Dziś w gąszczu atrakcji turystycznych Dolnego Śląska jeszcze trudniej się wypromować.
Zadaję sobie pytanie, ilu Wałbrzyszan tam pielgrzymuje lub jeździ w celach turystycznych? To przecież niedaleko. Ilu zna i docenia Bardo, ilu dostrzegło wyjątkowość położenia i niezwykłość tego miejsca?
To jeszcze nie koniec mojego pisania o Bardzie. W kolejnym poście postaram się pokazać bogactwo historii i walory współczesne tego nadzwyczajnego miasteczka. Może uda mi się zachęcić do jego bliższego poznania. Ale żeby bliżej poznać, trzeba tam być.
Fot. ze strony internetowej.
Bardo ma przepiękne położenie i okolicę, ale też jest jednym z tych bardziej zaniedbanych miejsc na Dolnym Śląsku, niestety.
OdpowiedzUsuńMyślę, że większości kojarzy się pielgrzymkowo, rzadziej tam na trasie można spotkać zwykłych turystów.
Bardzo pięknie Pan opisał miasteczko, czekam na ciąg dalszy.
Gdyby potrzebne były jakieś inne zdjęcia, proszę skorzystać z moich, są do Pana dyspozycji:)
Też odniosłam wrażenie, że miastu przydałaby się restauracja jego pięknych kamienic, tak by nie tylko miejsca sakralne były zawsze najpiękniejsze. Przecież, jak Pan pisał, tu dochodzi piękny krajobraz, piękne położenie miasta, rwąca rzeka, a nie świecąca się ponad wszystkim kopuła bazyliki. Rozumiem, że kościół jest częścią historii miasta, ale muzea i kamieniczki prostych ludzi również. Takie mam niestety zdanie na temat pięknie odnowionych i zawsze najpiękniejszych, w krajobrazie polskich miast, pomników i miejsc sakralnych.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Podzielam to zdanie,ale wiem, w jakim świecie żyjemy. Łatwiej jest zdobyć pieniądze na restaurację zabytków sakralnych, niż każdych innych. O własności komunalnej lepiej nie mówić. Budżety gmin ? Szkoda gadać. Powoli postępuje prywatyzacja. O swoją własność łatwiej zadbać.I w tym nadzieja, ze coś się zmieni na lepsze. Także w wykorzystaniu środków unijnych, tylko że to się wiąże z zadłużeniem gmin. Idem per idem. Ale należę do optymistów, z nieukrywaną radością obserwuję jak się zmienia na dobre krajobraz miast i gmin.
OdpowiedzUsuńPiszę o tym, bo warto! Pięknie dziękuję za bardzo dla mnie miłe komentarze. Pozdrawiam !
Dziękuję za zrozumienie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCudnie p.Stasiu że stale pan wyszukuje tego rodzaju miasteczka i pięknie ukazuje ich walor kulturalno historyczny.To takie cenne gdyż szalenie niewielu to robi.Dzięki temu ja np.mogę się stale niemal dowiadywać rzeczy często mi kompletnie nieznanych.Chylę czoło przed znajomością regionu godną geografa. :-)
OdpowiedzUsuń