Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

czwartek, 5 stycznia 2017

Noworoczna jeremiada



Rozśpiewałabym się w głos,
Jak ta wilga, jak ten kos,

W bożej pustce, w bożej ciszy
I niech jeno las mnie słyszy.

Rozśpiewałabym się w głos,
Pośród sosen, pośród brzoz,

Po zielonej mchów rozścieli,
Byle ludzie nie słyszeli…

Śpiewałabym także im,
To co czuję, to co wiem,

Gdyby ludzie byli tacy,
Jako drzewa, jako ptacy,

Rozśpiewałabym się w głos
Jak ta wilga, jak ten kos…


Niestety, nie dane było nikomu usłyszeć z głębi serca płynącego wokalu niejakiej Marii Wolskiej, młodopolskiej poetki, autorki stylizowanych na wzór poezji ludowej liryków, zebranych w tomiku „Dzbanek malin”. A przyczyną była niewiara w ludzi, w ich otwartość i szczerość, w ich wyrozumiałość i tolerancję.

Tak już jest na świecie, że od kolebki jesteśmy poddawani różnego rodzaju wpływom i naciskom ograniczającym naturalne impulsy i skłonności. To się nazywa wychowaniem. W miarę upływu lat jest tych ograniczeń coraz więcej. Ubywa bliskich nam osób, wobec których możemy się otworzyć.

A może właśnie trzeba wybrać się w miejsce odludne, zaszyć się w gęstwinie drzew i krzewów i tam bez ogródek wyśpiewać na cały głos, co nam w duszy gra. Bo przecież zawsze możemy liczyć, że:

W bożej pustce, w głuchej ciszy  - 
może jednak ktoś usłyszy,
może śpiew mu serce skruszy
i nie będziesz sam w tej głuszy .


Ale te moje  naiwne dywagacje nie są na miarę czasów, w których żyjemy. Dziś możemy w każdej chwili wyrzucić z siebie wszystko co tylko nam dyktuje potrzeba chwili i nie musimy szukać w tym celu zacisznego miejsca. Wystarczy dostęp do internetu. Siadamy sobie spokojnie przed ekranem monitora i dajemy upust swym emocjom. Możemy przecież robić to anonimowo, jeśli nie stać nas na odwagę.

Nie jestem w porządku wobec siebie wykorzystując mój blog do spraw, które tak czy owak dotykają spraw politycznych. Zakładałem, że będę się starał tego unikać. Moją ideą fix jest region wałbrzyski i to, co się w nim dzieje w turystyce, kulturze, gospodarce. Często nawiązuję do historii tego skrawka naszej ojczyzny, zdając sobie sprawę z tego, że tej historii nie wyssaliśmy z mlekiem matki (przynajmniej tacy jak ja powojenni osiedleńcy na tej ziemi), musimy ją poznawać i akceptować w całej swej istocie, nawet kiedy nie jest dla nas zbyt budująca. Lubię sięgać do skarbca naszej literatury lub dzielić się Czytelnikami moimi fascynacjami z przeczytanych książek lub gazet. Ale właśnie gazety, telewizja lub portale internetowe, a zwłaszcza takie jak facebook inspirują do reagowania na to wszystko, co się w naszej polityce dzieje.

Są sytuacje w życiu politycznym kraju, wobec których nie można przejść obojętnie,  zamknąć usta, odłożyć je ad acta. Niech się tym zajmują inni. Pisałem już kiedyś o  przejmującym songu „Solidarności” – „Modlitwa o wschodzie słońca” Natana Tennebauma. Jesteśmy w świecie polityki zarażeni ciężką chorobą, w tej chwili – epidemią Ona się nazywa nienawiść i pogarda.  Ta zaraza odbiera rozum, dewastuje wszystkie wartości ideowe i etyczne, burzy to, co zwykliśmy nazywać etosem „Solidarności” Gdzie się zgubiła ta solidarność, która rozsławiła nasz kraj na całym świecie, otworzyła drogę do wyzwolenia się z totalitaryzmu komunistycznego innym krajom i narodom Europy Wschodniej?

Co się stało z ludźmi, którzy ściskali ręce Lecha Wałęsy, naszej nadziei i  chluby, albo papieża Jana Pawła II? Dlaczego zdeptaliśmy wszystkie nasze autorytety, mógłbym wymieniać po kolei – Kuroń, Michnik, Geremek,  Bartoszewski, Mazowiecki, tę listę można rozszerzać nawet o prezydentów z drugiej strony „okrągłego stołu” - Jaruzelskiego i Kwaśniewskiego. Nie da się zważyć i wymierzyć zasług jednych i drugich. Mądry naród unika takich prób. Czy można ich wymazać z historii?

Przytaczałem już kiedyś wiersz  Natana Tennenbauma pt. „Listopad”, napisany w Sztokholmie w 1990 roku. Oto jego końcowy fragment:

I dzisiaj, gdy chcę uciec od kłótni i sporów
myśląc o kraju – widzę Łancut i Nieborów
Stare dęby jesiennym pożarem się złocą
Znów kolejną dekadę kurant mi wydzwania
Wracają do mnie ciągle te same pytania
Powracają pytania ze zdwojoną mocą
Pytam siebie – bo kogóż – gdy dzień gaśnie w blaskach –
Czemu smutny Pan Jezus na świętych obrazkach?
Polskość – czy to choroba, przekleństwo, czy łaska?
Dlaczego się nie lubią dawni przyjaciele
Czy wolności za mało ludziom? Czy za wiele?
Kto nam znów myśli maci i słowa koślawi?
Czemu krzyżyk na piersi, a w sercu nienawiść?
Czy kadzidło człowieka do Boga przybliża?
Czy starczy w Polsce Żydów by wieszać na krzyżach?
Jak mam nazwać tę otchłań -  niżej dna rozpaczy?
Czy w godzinie ostatniej człek Bogu przebaczy?

Jest miła, w listopadzie czasem taka chwila
Gdy wiatr liście jesienne rozrzuca w badylach
Wiatr zamorski, zaduszny, wiatr z Polski mnie dopadł
Gdy za oknem november, a w sercu listopad

Nie trzeba więcej słów. Od momentu, w którym Natan pisał ten wiersz minęło ćwierćwiecze, a w tym czasie w Polsce stało się to, że jesteśmy podzieleni jeszcze bardziej, gotowi skoczyć sobie do gardła. Płynące zewsząd głosy wołające o rozwagę, o kompromis, o przerwanie bezsensownej, przynoszącej nam wstyd za granicą wojny politycznej, o liczenie się z głosem opozycji, bo żadna siła polityczna w tym kraju nie może powiedzieć ze ma za sobą większość narodu, głosy wybitnych ludzi, mężów stanu, naukowców są traktowane jak piąte koło u wozu. Liczy się tylko jeden człowieczek, który uwierzył w siebie, że jest dla Polski Chrystusem. Ma zresztą poparcie ( o zgrozo!)  największych autorytetów naszego Kościoła.

Wydaje się oczywiste, że nie powinienem o tym pisać, bo co mogą znaczyć skargi jakiegoś tam podrzędnego blogera. Ale ja nie jestem tak pesymistycznie nastawiony do człowieka jak autorka wiersza cytowanego we wstępie i wierzę w to, że są ludzie „jako drzewa, albo ptacy”, że jest nas coraz to więcej. I tylko wtedy, gdy na każdym kroku będziemy manifestować naszą siłę, jesteśmy w stanie przezwyciężyć zło, które zagraża Polsce.

Fot. Zbigniew Dawidowicz



2 komentarze:

  1. Tylko niech Pan tego błędu nie popełni:
    www.youtube.com/watch?v=o_XaJdDqQA0

    "Prasa jest własnością bogatych ludzi,którzy mają interes,aby wyrażać w niej swoje idee."/Noama Chomsky/

    www.youtube.com/watch?v=kluV_L0JuSA
    Żeby mogły zawiązać się kryształki śniegu i mógł padać śnieg,atmosfera musi być"brudna".Czyli należy palić węglem i drzewem,żeby w powietrzu było więcej sadzy:)Nowa Ruda znajduje się na liście 50 najbrudniejszych miast UE,dzięki temu mamy wreszcie obfite opady śniegu:)

    Wielka szkoda,że pani Marzena nie zaczekała w Zygmuntówce na godzinę 00.00-niech żałuje,nie wie jaki spektakl ją ominął.
    Wyszliśmy z Jugowa o godz.21.30,na Przeł.Jugowskiej byliśmy
    o godz.22.30-za wcześnie.Zero ludzi,tylko na parkingu kilkadziesiąt samochodów i ciemno.Ruszyliśmy jednak w ciemności.Po drodze zaczęło pojawiać się coraz więcej"robaczków świętojańskich"-sama młodzież.
    Po wyjściu na Słoneczną zrobiło się zimno bo wiał mroźny wiatr.Pod wieżę na Kalenicy dotarliśmy o wiele za wcześnie.Gdyby nie kilka ognisk rozpalonych przez turystów to byśmy nieźle zmarzli do godz.00.00.
    Weszliśmy na wieżę,widoczność wymarzona.Widać było światła Wrocławia,oświetlone wyciągi w Zieleńcu i na Czarnej Górze.Ale nasze oczy skupiły się na przepięknie oświetlonej Bielawie,Dzierżoniowie,Pieszycach i okolicznych wioskach-a jeszcze nie strzelały fajerwerki.
    Zeszliśmy dalej się grzać przy ogniskach i gorącej kawie.Wokół wieży zgromadziło się ok.150 osób,przeważała wesoła młodzież-byliśmy najstarsi.Pięć minut przed 00.00 weszliśmy ponownie na wieżę.Ktoś zaczął odliczać czas,a na nizinach i w dolinach rozpoczął się spektakl,którego nie da się opisać.Na platformie zrobiło się ciasno od obserwujących,filmujących i fotografujących ten bajkowy świat.Pięknie wyglądały fajerwerki"gejzery",które widać było na wieży na Wielkiej Sowie,dawały złudzenie wypływającej gorącej lawy.
    Wracaliśmy nie uczęszczanym i nie oblodzonym szlakiem.Wyłożyłem się na lodzie ok.300 metrów od domu pod...przydrożnym krzyżem:))
    Mam nadzieję,że zachęciłem Pana fajerwerkami i następnego Sylwestra spędzi Pan w górach a nie"na rewii Kurskiego":)Tego Panu gorąco życzę!
    Wystarczy wyjechać na Przeł.Walimską i też będzie na co popatrzeć,ale musi być pogoda.

    A kiedyś może...
    https://deepspaceindustries.com
    www.youtube.com/watch?v=BKKg4lZ_o-Y
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję serdecznie za wszystkie przestrogi, a zwłaszcza za urzekający opis tego co można zobaczyć z Kalenicy w noc Sylwestrową. Nie spodziewałem się, że nocą widać tak dobrze okoliczne miejscowości, feerię świateł i fajerwerków. No i to, że była tam tak liczna grupa młodzieży. Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń