Myślę, że warto od
czasu do czasu zrewidować nasz wydawałoby się ukształtowany system
wartości i poszukać takich elementów,
które są niepodważalne i bezcenne. O jednym z nich napisał Leopold Staff tuż po
wojnie we wzruszającym wierszu „Mowa ojczysta”:
Bądź z serca pozdrowiona,
Ojczysta, święta mowo !
Niby łańcuchem złotym
Wiąże nas Twoje słowo.
W tobie ostoja nasza,
Wieczna odnowy siła,
Tyś znowu ziemię śląską
Ojczyźnie powróciła.
Twój dźwięk przez góry,
morza
Łączy i w jedność
splata.
Wychodźców polskich
rzesze
We wszystkich częściach
świata.
Tyś nasza twierdza,
tarcza,
Opieka i obrona.
Ojczysta święta mowo,
Bądź z serca
pozdrowiona !
Naszą mowę ojczystą
traktujemy dziś lekceważąco. Dla wielu z nas jest ona „piątym kołem u wozu”.
Jesteśmy dumni i traktujemy się wyżej, jeśli udało nam się nauczyć mówić po
angielsku, niemiecku, francusku. Jesteśmy obojętni na błędy językowe i daleko
idącą swobodę w posługiwaniu się mową polską.
Warto jednak zdać sobie
sprawę z tego, jak wielką rolę odegrała mowa ojczysta w kształtowaniu się
narodowości polskiej i państwa polskiego, a następnie w czasach zaborów i na
ziemiach utraconych przez Polskę.
Na ten temat można by
pisać całe tomy. W moim blogu mogę sobie pozwolić na zwięzłe resume.
Oczywiście, jako
patriota lokalny, chcę to zrobić w oparciu o fakty z historii Śląska. Przybliżę
więc na początek kryształową postać jednego z czołowych współtwórców odrodzenia
narodowościowego na Górnym Śląsku. A robię to
dlatego, że osoba ta jest mi bliska ze względu na skromność i bezinteresowność
swoich poczynań.
Juliusz Ligoń to polski
działacz społeczny Górnego Śląska, śląski poeta ludowy, publicysta. Urodził się w rodzinie dworskiego kowala
Franciszka Ligonia w folwarku księcia Adolfa Hohenlohe-Ingelfingen w Prądach.
Szkołę powszechną ukończył w Strzebiniu u znanego „rechtora”, polskiego
patrioty, Ślązaka, pana Hadroska. Innych szkół nie ukończył. Był zbyt biedny,
ale był zdolnym, ambitnym samoukiem. Uczył się przez całe życie. Pochłaniał
książki. Stale. Ustawicznie. Był pierwszym polskim samoukiem na Górnym Śląsku.
Do zawodu kowala przyuczył się w kuźni ojca.
Mając 18 lat otrzymał pracę
kowala/ślusarza w Królewskiej Hucie (obecnie Chorzów). Krótko potem odbył
czynną służbę wojskową w 22 pułku w Nysie.
Kiedy w latach 1847 - 1848 Śląsk
dotknęła klęska głodu, Juliusz Ligoń zorganizował polską pomoc charytatywną dla
poszkodowanych. Założył "Komitet pomocy polskiej" oraz "Polskie
Konsum", co dziś można by określić jako pierwszą organizację o charakterze
spółdzielczym.
W roku 1851 został zwolniony z
pracy. Zmusiło go to do przeniesienia się do huty „Andrzej” w Zawadzkiem, gdzie
wraz z żoną Teresą z Kawków, zamieszkał przy ul. Wajdy. Kilka lat później, w
roku 1858 założył „Kółko Czytelnicze”. W ramach działania w kółku tworzył swoją
poezję i pisał artykuły dla prasy.
W roku 1869 założył „Towarzystwo
Pożyczkowe” na potrzeby Kółka, umożliwiające pobieranie pożyczek polskim
robotnikom. Po roku jednak znowu został zwolniony za szerzenie
"antyniemieckiej propagandy".
Rozpoczął więc działalność w
założonym przez siebie i Karola Miarkę „Kółku Towarzyskim”. Dla
"Kółka" napisał dużo pieśni towarzyskich, które śpiewano na
posiedzeniach. Piosenki te zestawił w osobny śpiewniczek p. t. "Pieśni
zabawne", czy „Iskra miłości z Górnego Śląska, czyli odłamek
śpiewu historyczno-narodowego wraz z melodjami”.
Napisał także kilka sztuk
teatralnych, z których nie tylko "Kółko" ale i inne śląskie
towarzystwa korzystały na swoich ludowych, amatorskich scenach teatralnych. A
był to okres, gdy polski amatorski ruch śpiewaczy i teatralny na Śląsku bardzo
się rozwinął na przekór kulturkampfowi.
Zanim oddam głos Juliuszowi
Ligoniowi przypomnę jeden z największych paradoksów w historii Śląska, który
jest w stanie zadziwić. Przez kilka stuleci od czasów ostatecznej utraty Śląska
w XV wieku jako części państwa
polskiego, niezależnie od tego, czy Śląsk podlegał władcom czeskim, czy
austriackim Habsburgom, czy niemieckim Hohenzollernom, na ziemiach tych wciąż
mieszkali Polacy, a przeważali zwłaszcza na Górnym Śląsku. Zachowali oni swój
język i religię, tracąc świadomość narodowościową, zwłaszcza w okresie
rozbiorowym. Aż tu nagle w I połowie XIX wieku pojawia się na Górnym Śląsku
niezwykle żywiołowy ruch patriotyczny, zwany w historii odrodzeniem
narodowościowym Górnoślązaków. Ruch ten miał swoich propagatorów i przywódców.
Znane są nazwiska księdza Karola Miarki, Adama Napieralskiego, Bronisława
Koraszewskiego, Wojciecha Korfantego Jana Jakuba Kowalczyka. Do tej znakomitej
plejady należy też Juliusz Ligoń.
Z Pism Juliusza Ligonia zacytuję
drobne fragmenty, myślę że trafnie obrazujące jak wielką rolę odegrał język
ojczysty w kształtowaniu świadomości narodowościowej Polaków na Górnym Śląsku.
O narodowościach Ligoń napisał:
Jest to wielkim dla mnie zaszczytem, że Pan Bóg dał mi się zrodzić z
rodziców polskiej narodowości. W tym to ukochanym polskim narodzie najwięcej
znajduje się świętych, z których można brać wzór do cnotliwego życia! W tym to
polskim narodzie najwięcej sławnych rycerzy, którzy tak dzielnie Europę, a i
Niemców piersiami zasłaniali od nieprzyjaciół, Tatarów i Turków okrutnych. W
tym to ukochanym języku polskim znajduje się tyle miłych wyrazów łączących się
z Bogiem, jak w żadnym innym. Tego też więc języka, tej mowy, którą od Boga
przez kochanych moich rodziców w spuściźnie otrzymałem, nie zamieniłbym nigdy
na inny. I dlatego zaszczytnym jest dla mnie, że mam tyle książek, z których
mogę czerpać wiadomości o moim narodzie, z których mogę się pouczyć, żeby nie
być głupcem, którego do niczego w kraju nie można potrzebować.
I jeszcze drugi fragment - o dobrej książce:
Zaprawdę kochani rodacy, wiadomość wydawnictwa tanich a dobrych dzieł,
powinna nas więcej cieszyć, jak wiadomość wygrania wielkiego losu na loterii…
Dobre książki wzbogacają rozum, ustalają pamięć, uczą myśleć dobrze i wznosić
duszę. Książki dobre, kochane, ileż to zgryzot przykrych odpędzałyście ode
mnie, ileż chwil szczęśliwych spędziłem na łonie najsłodszego waszego
towarzystwa, ileż w was pociech znalazłem, ile nauk, przykładów czerpałem. O,
gdyby któryś z naszych wieszczów polskich pióra swego użyczył, możebnym
dobitniej, czulej pochwałę dla was skreślić zdołał! – Bodajby słowa moje
trafiły do tych, którzy waszej użyteczności nie pojmują, a stałyby się powodem
nieocenionych korzyści, gdyby w nich również zdołały wzbudzić chęć do czytania.
Już z tych urywków pisanych przez Juliusza
Ligonia można się przekonać jak dużą wagę przywiązywał on do swych narodowych
korzeni, z jaką czcią odnosił się do mowy ojczystej, jak cenił sobie polskie
książki i jak zręcznie potrafił do tego przekonywać swoich rodaków.
A w ogóle ten rozdział z historii
Śląska winien być szczególnie pielęgnowany, podobnie jak powstanie
wielkopolskie z 1918 roku, bo obok aspektów wychowawczych jest pozytywnym
przykładem tego, że nie wszystkie nasze zrywy narodowe kończyły się klęską.
O sukcesie akcji polskiego
odrodzenia narodowościowego na Górnym Śląsku opowiem następnym razem.
Fot. Zbigniew Dawidowicz
Witam w ten mrożny poranek z Cieszyna.Pięknie opisałeś sylwetkę prawdziwego patrioty Juliusza Ligonia.Nie trzeba mu było fanfar.To co robił to z wielkiej miłości do Polski.A miłość ta została wszczepiona przez jego rodziców oraz środowisko ludności polskiej,w którym zamieszkiwał.Dla środowiska tego mowa ojczysta była najwyższą wartością.A książka była szczególnie ceniona.A jak jest dzisiaj?Dzisiaj rządzący tylko wypowiadają słowa o patriotyżmie,ale ich czyny od patriotyzmu daleko odbiegają.A co z ich wypowiedziami,niektóre można by było wpisać do "Przekrojowego" humoru z zeszytów szkolnych,chociaż nie wszystkie bo niektóre nawet tam się nie nadają bo są poprostu rynsztokowe. Nie ma co się dziwić bo części z nich mózg się wyprostował od wąchanego butaprenu w przeszłości.Koniec mojego politykowania.Czekam na kolejny Twój tekst.
OdpowiedzUsuńNie wiem jak Ci mam podziękować za tak znakomite podsumowanie tego, co napisałem. Powinienem powiedzieć, z ust mi to wjąłeś, ale sie nie dziwię, bo to nasza wspólna, dobra szkoła. Razem studiowaliśmy we Wrocławskiej Alma Mater. O tym politycznym linczu na osobach najbardziej zasłużonych dla ruchu "Solidarności", uzasadnianym patriotyzmem i troską o prawdę historyczną, trzeba mówić. Choć milczenie jest złotem, ale nie zawsze. Dziękuję Bronku za wszystko, co robisz wokól mojego pisania! Pozdrawiam jak najserdeczniej !
OdpowiedzUsuńStaszku!.Nie staram się podsumowywać Twoich dobrych tekstów,tylko przy okazji pisania komentarza pragnę od czasu do czasu wrzucić swoje przemyślenia.Fajnie że się zgadzamy w poglądach na dzisiejszą rzeczywistość.I nie jest to żadne wymyślanie tylko oparte na tak jak napisałeś prawdzie historycznej,której nauczyła nas nasza ALMA MATER VRATISLAVIENSIS.Miłej niedzieli.Pozdrawiam Bronek
UsuńPani pana zabiła
OdpowiedzUsuńStała się nowina,
Pani pana zabiła;
Zabiła go drewienkiem
W komorze pod okienkiem.
"Idźcie glądać w ciemny las,
Jeśli jedzie kto do nas!"
"Jadą,jadą Panowie,
Nieboszczyka bratowie!"
Przede dwór przyjachali,
o Pana się pytali.
"Pan na wojnę pojachał,
A nazad nie przyjachał.
"Cóż to za krew na schodzie,
Na trzewiczku,na nodze?"
"Ja kury zarzynała,
Trzewiczki popryskała.
Powiedźcie mnie bez Kraków,
Mam ci ja tam pięć bratów,
Ci bracia mnie wykupią,
Pięć tysięcy wysypią.
Powiedźcie mię bez Ostrów.
Mam ci ja tam pięć siostrów,
Te siostry mnie wykupią,
Pięć tysięcy wysypią".
Formy"pojachali"i"przyjachali"są to formy staropolskie,zachowane w gwarze dolnośląskiej-lud ten bowiem w dużej mierze z Pisma św.uczył się języka polskiego jak i pieśni ludowych.Jedyną ostoją polskości pozostał kościół,w którym nabożeństwa odbywał się po polsku.Niemcy poczynili jednak zakusy i na tę placówkę,ale spotykał ich opór.
W Bolechowie o milę od Oławy mówił jeszcze lud w 1783 po polsku.Co dwie niedziele polskie kazania bywały.Mówiono o tutejszych mieszkańcach:
"Wolą oni po polsku aniżeli po niemiecku mówić.I było tak wszędzie na naszym Szląsku,dopóki ludu gwałtem i wszelkimi niegodziwymi sposobami do niemczyzny nie gnębiono.Z niemiecką mową rozszerzała się też i wiara luterska,traciły się kościoły katolickie,które protestanci dla siebie zabrali."
Marianka zbałamucona
We Wrocławiu pod mostami
Tańcowała Marianka z wojakami.
Przyszedł ojciec i stara mać:
"Pójdź ty,Marianko,do domu spać!"
"Nie pójdę ja,idźcie sami,
Bo ja tańczę z wojakami!"
A na łące białe kwiecie,
Kolebała ona dziecię,
Kolebała
I płakała,
"Czego ja tu doczekał!
Rucha we dnie,
Rucha w nocy,
Aż się serce jej roztoczy.
Siędzie za stół,
Nie naje się;
Nie naje się;
Jest w komorze
Białe łoże,
Nie naśpi się!"
Dzisiaj mamy"westernizację".
Pozdrawiam.
Dziękuję Henryku za świetne wprowadzenie do tematu mojego kolejnego postu - o Górnoślązakach. Pozdrawiam !
Usuń