Jeszcze
w uszach mam te dzwony, jeszcze czuję serca bicie, kiedy słyszę uniesiony, że
przed nami słodkie życie - taka właśnie rymowanka układała się w mojej
głowie, gdy wracałem do domu cały w skowronkach wciąż jeszcze pod trudnym do
opisania wrażeniem tego wszystkiego co zobaczyłem i usłyszałem z okazji
tegorocznych obchodów w naszym CK MBP – Święta Włokiennika.
„Słodkiego, miłego
życia, jest tyle gór do zdobycia” -
śpiewała na koniec koncertu pełna żywiołu i temperamentu piosenkarka
prezentując we własnej aranżacji i wykonaniu czołowy przebój Sławomira Łosowskiego, lidera zespołu
„Kombi”. Aby zaś nie było to gołosłowne
na wszystkich obecnych czekał przy drzwiach wyjściowych przeogromny tort
ufundowany na tę szczególną uroczystość przez organizatorów.
To był wieczór, którego
długo nie zapomnę. Myślę, że to samo odczuli liczni goście i uczestnicy tej
uroczystości. Trudno otrząsnąć się, czując ciarki od stóp po czubek głowy ze
wzruszenia tym wszystkim, co się działo tej niedzieli 17 kwietnia na sali
głuszyckiego Centrum Kultury.
Najpierw pełne serdeczności powitanie wszystkich
obecnych przez burmistrza miasta i sympatyczna ceremonia wręczania statuetek
„Zasłużony dla włókiennictwa w Głuszycy”. Komu, otóż właśnie - oszronionym jedwabiem czasu paniom i panom,
wieloletnim pracownikom fabryk włókienniczych, fabryk których już nie ma, bo
stały się ofiarą tzw. restrukturyzacji przemysłowej w Polsce posierpniowej. Ze łzami w oczach i trzęsącym się w ręku
mikrofonem dziękował burmistrzowi jeden z obdarowanych, mówiąc że nie
spodziewał się tego, ze ktoś jeszcze w tym mieście będzie o nich pamiętał.
A zaraz potem stała się
rzecz nieprzewidywalna, absolutnie nadzwyczajna w naszej Głuszycy, bo do
przeciętności przy okazji podobnych świąt przyzwyczaili nas w ostatnich latach
włodarze miasta, a mianowicie – znakomity, na wysokim poziomie artystycznym koncert
dwojga, nie waham się określić - wrocławskich
wirtuozów: wokalistki, Aleksandry Turoń i jej akompaniatora.
Już samo to – zobaczyć
na naszej scenie w Głuszycy niezwykle utalentowaną wokalistkę, która zaskarbiła
sobie podziw i sympatię milionów słuchaczy telewizyjnego konkursu „The Voice
of Poland”, już samo to było wydarzeniem ponadprzeciętnym. O laureatce programu
TV czytam w internetowych goglach:
Absolwentka Państwowej Szkoły Muzycznej im. Fryderyka
Chopina w Oleśnicy. Ukończyła klasę skrzypiec, perkusji oraz pianina. Na scenie
występuje od 4 roku życia. Laureatka polskich konkursów i festiwali. Zaczynała
od śpiewania w szkolnych zespołach i chórach. Była solistką wrocławskiego chóru
gospel "Hand of God", śpiewała również w "Karczmie śpiewających
kelnerów". Użyczyła głosu w chórkach zespołów Kabu&Majk i Funk'n
tronic. Była liderem i wokalistką wrocławskiego kwartetu jazzowego Ale Jazz
Band. Swoje umiejętności wokalne szkoliła u Radosława Kota oraz Jacka Zameckiego,
u którego uczy się do dziś. Gościnnie występowała w różnych projektach (np.
Fuckoffski, "Antykabaret-Dobry wieczór we Wrocławiu"). Aktualnie
pracuje nad swoim autorskim projektem...
Osiągnięcia:
Osiągnięcia:
II miejsce na V Festiwalu Pieśni Patriotycznej w Oleśnicy (2007)
I miejsce na V Dolnośląskim Konkursie Karaoke we Wrocławiu (2007)
I miejsce na konkursie "Nasz idol" w Oleśnicy (2008)
Grand Prix na Ogólnopolskim Festiwalu Piosenki Angielskiej w Brzegu (2012)
II miejsce na Ogólnopolskim Festiwalu Piosenki Francuskiej w Brzegu (2012)
Ola jest rodowitą oleśniczanką. Kilka lat temu wybrała
Wrocław na miejsce, gdzie ukończy studia. I ukończyła – ma magisterium z
dziennikarstwa. – Nie ukrywa jednak, że trochę żałuje… Żałuje, że nie
startowała od razu na Akademię Muzyczną albo inne studia artystyczne. Ale gdy
przyszedł czas, żeby decydować o swojej przyszłości, stwierdziła, że muzyka,
która towarzyszy jej „od zawsze”, może okazać się w którymś momencie „nie na
zawsze”, więc trzeba mieć na życie jakiś plan B.
Na razie jednak to muzyka jest tym, w czym widzi swoją
najbliższą przyszłość. By móc opłacać prywatne lekcje śpiewu i po prostu
utrzymać się w mieście, podjęła pracę w… salonie fryzjerskim. Ma więc wprawę w
myciu, farbowaniu i pielęgnowaniu włosów klientek. Zapytana, czy podczas tych
czynności czasami sobie podśpiewuje, Ola odpowiada, że raczej „w duchu”,
natomiast lubi uciąć sobie miłą pogawędkę z odwiedzającymi salon.
Ola Turoń nie zawiodła obecnych na
Sali, nie dość że zafascynowała głosem, sympatycznym uśmiechem i luzem
perfekcjonistki w każdym calu, to jeszcze potrafiła z wyczuciem dobrać
repertuar do poziomu słuchaczy i charakteru uroczystości. Były więc w tym
koncercie piosenki liryczne, ale był też rock i piosenki w stylu retro.
Okazało się, że dodatkowo prawdziwą klasą dla
siebie był człowiek – orkiestra, akompaniator na nowoczesnym, nieznanym chyba
większości widzów instrumencie, no i to co się rzadko zdarza -
doskonałym sprzęcie audio, co czyniło, że z każdą piosenką sala stawała
się aktywnym współuczestnikiem koncertu. Wokalistka zachęcała do tego śpiewając
znane przeboje Krystyny Prońko, Maryli Rodowicz, a pod koniec „cichą wodę”
Zbigniewa Kurtycza. Podchwyciła tę znaną piosenkę cała sala.
Pisałem o tym już w ubiegłym roku i
powtarzam to dziś, że obecnie w naszym mieście w Dzień Włokniarza warto wybrać
się z całą rodziną do Centrum Kultury, jestem pewien, że ci co przyszli tego
nie żałują.
Witam! Pięknie,że Wasz Ośrodek Kultury kultywuje tradycje miasta włókienniczego,a jeszcze fajniej,że byli pracownicy/nieliczni ze względu na wiek/zostali wyróżnieni przez władze miejskie.A ponadto ten wspaniały koncert /o którym piszesz/w wykonaniu Aleksandry Turoń no i jeszcze jedno Twój blog.Tak barwnie to opisałeś,że czytając miałem wrażenie jakbym uczestniczył w tej uroczystości.Gratulacje drogi Stanisławie.
OdpowiedzUsuńPs.Mam nadzieję,że Kazia została również uhonorowana a więc GRATULACJE od nas.
Kazia musi jeszcze trochę poczekać, jest za młoda i ma zbyt skromną, bo tylko niespełna 40-letnią wysługę lat w sławetnym ZPB "Piast" w Głuszycy, ktory dla pewności, by sie w nim myszy nie lęgły, został zrównany z ziemia.. Ale ona ma męża leditymującego się odznaką "Zasłużony dla ZPB "Piast", ktora leży sobie gdzieś w szufladzie i to wystarczajacy splendor dla póki co wciąż jeszcze aktywnej w ogródku rodziny. Dziękuję Bronku za pochwałę mojego opisania tej uroczystości, ale to z autentycznej szczerości.
UsuńŻal serce ściska, że niektórzy nie doczekali tych wspaniałych uroczystości, a szkoda.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, już się znacznie skurczyła ilość kadry zasilajacej miejscowe fabryki włókiennicze. Lata lecą, a ludzie się starzeją i umierają. Dobrze, że udaje się ratować pamięć o tym, co minęło, bo ona jest fundamentem tożsamości lokalnej, tak ważnej w życiu obywatelskim. Ale trochę się zagalopowałem w urzędowym języku, tymczasem chodzi o to, by ludziom oddać cześć za to robili z ofiarnością i oddaniem przez całe lata. Dobrze, że władze miejskie o to dbają.
Usuń