Statys - w gąszczu |
Pani w przedszkolu pyta małego Olesia,
co się z Toba dzieje, dlaczego jesteś taki osowiały? Bo się nie wyspałem, odpowiada
Oleś, mama z tatą oglądali całą noc Oskary. Tak jest, niedawno skończył się karnawał
w Brazylii, a teraz świat nie ma nic ważniejszego i mądrzejszego do oglądania w
telewizji jak 88. gala wręczenia nagród
Amerykańskiej Akademii Filmowej. Nasze media pękają od rewelacyjnych wiadomości
z Los Angelles. Na portalach internetowych prawdziwe zatrzęsienie gwiazd Holywoodu
w zawrotnych kreacjach, na czerwonym dywanie oszałamiająca plejada sławnych
aktorów amerykańskiego kina. W tym gąszczu newsów gubimy się jak turyści w amazońskiej puszczy. Dobrze że w naszej TVP nastąpiła zmiana, dzięki
czemu najważniejszą „gwiazdą” dzienników jest jednak nasza premier rządu, Beata Szydło
i jej zmieniające się jak w kalejdoskopie, przecudowne broszki.
Rozwój kinematografii,
telewizji, techniki wideofonicznej,
telekomunikacji, słowem nowa wirtualna rzeczywistość uczyniły świat mały, łatwo
dostępny, poznawalny. Z rosnącym zainteresowaniem obserwujemy życie na
Zachodzie, to wszystko, co dotąd było dla nas ukryte, dalekie, obce. Dziś
wciska się do każdego nieomal domu drzwiami i oknami amerykański styl życia. Zapatrzeni jak w obraz, zauroczeni,
podekscytowani chwytamy bezkrytycznie tamte wzory, starając się uczynić je
naszymi. Tymczasem pasują one do naszej
rzeczywistości jak przysłowiowa pięść do nosa. Pisał o tym swym znakomitym
piórem niezmordowany felietonista „Polityki”, Daniel Passent:
„Amerykańska middle-class (klasa
średnia) decydująca o ogólnym image tego kraju, uwielbia maskarady, gadżety,
parady uliczne, papierowe kapelusze, rozjarzone reklamy i pozamiejskie weekendy
z kasetami Beatlesów, grup big bitowych przygrywających rock-and- rolla lub
rythm-and- bluesa. Dziewczętom wybujałym w biuście, dla których najśmielszym
marzeniem jest jazz rodem z Harlemu, albo party w Klubie Playboya imponują młodzi, ekscentrycznie ubrani i wystrzyżeni
chłopcy, obsypujący je z okazji Walentynek błyszczącymi maskotkami.
Obraz Ameryki wydaje się dla
Europejczyka światem ułudy. Ekscytuje i zniewala w każdej cząstce swej obyczajowości
i kultury podobnie jak Elvis Presley tysiące fanów na swych koncertach.”
Import do Polski włoskiej
architektury, francuskiej mody, niemieckiej muzyki ma swoje proweniencje od
czasów Renesansu. Nieco później przyszedł czas na małpowanie wzorów anglo-amerykańskich.
Ten trend w obecnej chwili przeżywa swoje apogeum. Nie przyjęło się jeszcze
amerykańskie Święto Dziękczynienia z obowiązkowym pieczonym indykiem spożywanym
w gronie rodzinnym z równą apoteozą jak u nas karp wigilijny, ani też lunch wigilijny
z kurczakiem pieczonym w kociołku, ale upiorne mroczne Halloween, z pogańskim,
celtyckim rodowodem, ogarnęło dzieciarnię na skalę zadziwiającą, bo ani dynia
nie jest u nas uprawiana na szerszą skalę, ani zwyczaj straszenia makabrycznym
wyglądem nie cieszy się takim wzięciem jak u naszych zamorskich sąsiadów.
Mieliśmy dawniej dziś już zapomniany, znany głównie z mickiewiczowskich
„Dziadów” zwyczaj czczenia zmarłych w Dzień Zaduszny na wiejskich cmentarzach.
W jakiejś tam mierze zachował się w obrzędach
religijnych we Wszystkich Świętych. Kontynuujemy nasze staropolskie
zwyczaje wróżenia z wosku na Andrzejki, puszczania wianków na wodę i palenia
ognisk z okazji Nocy Świętojańskiej lub kolędowania z gwiazdą, turoniem, szopką
betlejemską w święta Bożego Narodzenia. Mamy jeszcze wiele innych rodzimych
tradycji, głównie religijnych z okazji Świat Wielkanocy, Trzech Króli,
Niedzieli Palmowej, ale także świeckich jak chociażby PRL-owski Dzień
Kobiet. Moglibyśmy na tym poprzestać.
Niestety, przeszczepianie „szlagierów” z tamtego, „lepszego” świata, stało się
naszą drugą naturą. Świętowanie Walentynek przyjęliśmy z dozą daleko idącej
ambiwalencji. Sprzyjają temu media (nie mówiąc o biznesowym świecie
hipermarketów), promując wśród młodych zachodni zwyczaj składania sobie życzeń,
obdarowywania prezentami z kiczowatym, czerwonym, pluszowym serduszkiem. Jest
nam jeszcze daleko do Szwecji, w której nastolatki 13 grudnia, na świętą
Łucję, tuż przed świętami Bożego
Narodzenia, pojawiają się ubrane na biało z błyszczącym wianuszkiem i świecącą
lampką na głowie. Tradycja tego święta sięga głęboko w przeszłość i ma w
Szwecji swoją bogatą oprawę.
Pytanie tylko, czy to dla nas powinno być
takie ważne, tak bardzo potrzebne? Czy musimy bezkrytycznie importować obce
trendy subkultury zachodniej. Czy nie potrafimy czerpać z rodzimych korzeni
bogatej kultury i obrzędowości?
To pytanie jest stare jak Polska. Od zarania
jej dziejów płynie z Zachodu mistyczna aura cywilizacyjnej wyższości, której
łakniemy jak kwiat dżdżu, a tymczasem mamy u siebie niezmierzone krynice w
każdej dziedzinie kultury, sztuki, obyczajowości, wystarczy tylko je dostrzec,
wydobyć, przetworzyć i docenić. Tak jak to czynił nasz wielki mistrz
fortepianu, Fryderyk Chopin, albo organista – kompozytor, Stanisław Moniuszko,
albo malarz, dramatopisarz i poeta, Stanisław Wyspiański, albo
powieściopisarze, Henryk Sienkiewicz, Władysław Reymont, Stefan Żeromski.
O tej cudzoziemskiej modzie
małpowania przez Sarmatów wzorów płynących z zachodu pisał w czasach Oświecenia
biskup Ignacy Krasicki w znanej satyrze „Żona modna”, przeciwstawiając jej prawdziwe
wartości naszej, staropolskiej tradycji.
Mit niezwyciężonego Brusa Lee lub
Rambo wciąż góruje nad mitem Janosika lub Wołodyjowskiego, a czarodziejski
świat „Władców Pierścieni” z krainy Mordor Tolkiena, gdzie Bilbo Baggins
wyprawił się do Samotnej Góry z 13 krasnoludkami po skarb smoka Smanga nie może
się równać z bajeczną krainą Koszałka Opałka z baśni Konopnickiej „O
krasnoludkach i sierotce Marysi”, ani legendami o Kraku, szewczyku Skubie i
Smoku Wawelskim, ani z barwnymi przygodami Tomasza z powieści „Pan Samochodzik
i skrab Atanaryka” Nienackiego.
Pomiędzy Hollywood, a Łódzką Wytwórnią Kina
rozciąga się via dolorosa economica komunizmu, której zniwelowanie wymaga
dziesiątków lat. Amerykańskie kino efektów specjalnych działa na młodego widza
jak opium. Sztuczny świat techniki filmowej kamerzystów i operatorów dźwiękowych jawi się jako kraina iluzji i fantasmagorii.
Trudno więc się dziwić, że chwytamy
każdy pojawiający się medialny megahit jak byka za rogi i próbujemy
przeszczepiać go na grunt polski. I to jest chyba odpowiedź na pytanie dlaczego
obce nam, odlegle i niesamowite bajki o Hobbitach wywołują więcej
zainteresowania i emocji,, niż nasze rodzime opowieści science-fiction jak
chociażby „Astronauci”, „Solaris”’ „Powrót z gwiazd”, „Obłok Magellana”, czy
też „Cyberiada”, by nie wymieniać dalszych
tytułów znakomitych książek nieśmiertelnego Stanisława Lema?
Czy należy, parafrazując słynny passus
poety – „ojczyzna moja wolna, wolna, więc zrzucam z siebie płaszcz Kordiana”
przyjąć, że wyzwolenie się z totalitarnego systemu czasów PRL-u, odzyskanie
swobód demokratycznych i obywatelskich
legitymuje nas do pełnej swobody wyboru stylu życia, ideałów i światopoglądu,
że w tej sferze nie liczą się tradycje narodowościowe, religijne, rodzinne ?
Czy idea Wspólnoty Europejskiej równa się z odrzuceniem tego co nasze, rodzime,
staropolskie w imię doścignięcia rzekomo wysokiego poziomu cywilizacyjnego Zachodu?
Czy amerykański styl życia, to rzeczywiście wartość nadrzędna, godna podziwu i
adoracji?
Czy znajdzie się w naszych
rodzimych mediach odpowiedni czas na refleksje? Realizator nowej zmiany w
polskiej telewizji, skompromitowany już wcześniej polityk, Jacek Kurski,
zapowiada, że z tego właśnie powodu wyrzuca z telewizji znanych, doświadczonych
dziennikarzy, bo potrzebni są nowi ludzie, nieskażeni bałwochwalczym
przywiązaniem do tego co zachodnie, obce naszej polskiej tradycji. Tylko, że to
co on mówi jest tak samo prawdziwe jak zakłamane, upolitycznione widomości telewizyjne,
odkąd zawłaszczyła je nowa PiS – owska ekipa.
Pozostawiam te pytania do przemyślenia i rozstrzygnięcia we własnym
sumieniu, zanim zaczniemy się zachwycać kolejnymi maskaradami wciąż jeszcze obcego
nam świata luksusu, zanim ruszymy hurmem po przedświąteczne, wielkanocne,
zagraniczne gadżety do wałbrzyskiej galerii „Viktoria” lub też innych dyskontów
i marketów,
Dobry temat i tu P. Stanislawie przyznaje P. racje w 100%i dlugo by odpowiadac.Mysle ze bede na wakacjach w gl.cy i chetnie sie z Panem spotkam na kawie i wtedy rozwiniemy temat.Pozdrawiam i do zobaczenia.
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz. Oczywiście, milo mi bedzie spotkac sie i pogawędzić. Pozdrawiam !
UsuńDzisiaj krótko.To co piszesz to święta prawda.My Polacy jesteśmy takim narodem,że musimy czerpać wzorce albo od Rosji albo jak w obecnym 25 leciu z Zachodu i z USA.A mamy swoje piękne wzorce,które z biegiem czasu ulegają zapomnieniu.Nie umiemy pielęgnować osiągnięć naszego narodu.Myślę,że jest to również za sprawą rządzących,którzy deprecjonują dorobek i zasługi "nie naszych",jak to ostatnio ma miejsce z L.Wałęsą.A tak jak piszesz media mają duży wpływ na społeczeństwo.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńGlobalizacja panie Stanisławie!Musimy zapomnieć o swoich tradycjach itp.Miał być"związek węgla i stali",a jest biurokratyczny burdel z imigrantami i płotami w tle.
OdpowiedzUsuńZapomniał Pan o powszechnym dostępie do broni i o wizach.
Yankesi szykują"Plan B",który kogoś bardzo zaboli.Kogo?
Do Niemiec dostarczono 5 000 ton"broszek",ponad 415 kontenerów.
Na czyich piersiach one zawisną-albo raczej w czyich piersiach?
Słowian!?
https://www.rt.com/news/333248-us-germany-ammunition-supply/
To się też może wkrótce przydać.Jak bronić się przed gwałtem?:))
www.youtube.com/watch?v=J6kjvWKuVkE
Kandydatka Austrii na zwycięzcę w tegorocznym konkursie Eurowizji 2016.
Czy ma szansę zwyciężyć bez brody?
www.youtube.com/watch?v=DPVQjl1aK3U
www.youtube.com/watch?v=Xfo_SRCaNG8
Pozdrawiam.
Ja się skoncentrowałem na sprawach kultury. Globalizacja to poważny problem i dotyczy wielu dziedzin naszego życia gospodarczego, osobny temat stanowi też inwazja emigrantów z krajów Bliskiego Wschodu i Afryki w Europie. Dziękuję za komentarz.
Usuń