proszę cię pokornie
trwaj chwilo
nich się w tobie
zabliźni
sumienia rana.
bo przecież to czas na medytację
moment właściwy
za oknem wczesnowiosennie,
mokro, ponuro
nic tylko zamknąć się w sobie
w takim konfesjonale
nie trzeba ważyć słowa
rejestr grzechów
odsyłam do archiwum
może okazać się niezbędny
na Sądzie Ostatecznym
ważne staje się jedno,
czy jestem komuś potrzebny,
nie stanowię ciężaru,
mam jeszcze coś do zrobienia
przecież za chwilę – Wiosna
znów odrodzi się życie
więc próbuję od nowa
to właściwa pora
dopiero teraz
zaczyna się naprawdę
dobra zmiana
wypełniam ją od zaraz
dobrymi uczynkami
Ten wiersz to taki malutki wstęp,
choć trochę pretensjonalny, ale symptomatyczny dla czasów, w jakich żyjemy.
Zbliżają się Święta Wielkanocne, to znakomita okazja by odetchnąć od tego
wszystkiego, co dzieje się wokół nas, by zajrzeć z rozwagą w głąb swojej duszy.
To dobry czas na postanowienie poprawy. A stanie się to bliższe i bardziej
przekonywujące, gdy uzupełnię je treścią bardziej konkretną i zrozumiałą.
Mieści się ona w całej swej rozciągłości w rekolekcyjnym zamiarze podejmowania
dobrych uczynków.
Tak więc nie tracąc czasu udaję
się do kuchni by sprawić rodzinie miłą niespodziankę i na deser upichcić wyjątkowy przysmak. Nosi on
nazwę -
racuchy piwne.
Mąkę mieszam z solą i przesiewam do miski. Żółtka ubijam z oliwą,
dodaję do mąki i mieszam. Powoli wlewam piwo, cały czas mieszając, aż do
uzyskania jednolitej masy. Miskę z ciastem przykrywam czystą lnianą ściereczką
i odstawiam na godzinę w ciepłe miejsce do napęcznienia.
Jabłka obieram, usuwam gniazda nasienne i mieszam z piwnym ciastem.
(Niestety, jest przy tej robocie sporo „zamieszania”, ale cel uświęca środki).
Białka ubijam na sztywną pianę (W ubijaniu białek jestem
niezastąpiony). Mieszam je z piwnym ciastem. Robię to ostrożnie, by piana nie
opadła, bo dzięki niej racuchy będą puszyste i rumiane. Plastry jabłek zanurzam
w cieście i smażę na rozgrzanym oleju. Przed podaniem posypuję cukrem pudrem.
Proste jak drut i wcale nie takie
trudne. Popisując się w kuchni inną moją specjalnością – omletami, też się
muszę nauwijać ( i bić pianę…). Ale tym razem, to coś nowego.
Oczywiście, to tylko pierwszy
krok rekolekcyjnej skruchy, a za nim pójdą dalsze i nie tylko kulinarne, wśród
nich znajdzie się bogaty asortyment takich czynności jak sprzątanie,
pielęgnacja ogródka, gromadzenie drzewa na zimę, porządek w garażu, drobne
prace remontowe i wiele innych uczynków, z których jasno będzie wynikać, że
człowiek na coś się jeszcze przydaje, a więc życie ma sens.
I to jest koherentny wniosek
moich wielkopostnych rekolekcji, zawierający w sobie ważny, egzystencjalny paradygmat. Jest nim odpowiedź na odwieczne
filozoficzne pytanie po co człowiek żyje na ziemi. Otóż po to by być użytecznym !
Zaintrygowały mnie te piwne racuchy, mam nadzieję,że mi się udadzą.O
OdpowiedzUsuńwynikach eksperymentu kulinarnego napiszę.
Pozdrawiam.
Wiem, że się udadzą. Z góry życzę smacznego! A w ogóle, czy nie jest to znakomity pomysł na prawdziwy relaks, ucieczke od świata medialnego, a przy tym dostarcza rajskich doznań smakowych. Pozdrawiam !
Usuń