To był pamiętny rok
1939, kiedy ujrzałem światło dzienne. Gdy wybuchła wojna miałem sześć miesięcy.
O podobnym roku 1812 pisał Mickiewicz w XI księdze „Pana Tadeusza” : „O roku ów! kto cię widział w naszym
kraju! Ciebie lud
zowie dotąd rokiem urodzaju,. A żołnierz rokiem wojny”. Szczęśliwym dla
mnie zrządzeniem losu było to, że jako niemowlę nic z tej sześcioletniej wojny
nie pamiętam, a szczątkowe wspomnienia jawią się w mej pamięci dopiero z jej
końcem, gdy w kilkurodzinnym budynku w Starym Sączu stacjonowali rosyjscy
żołnierze armii wyzwoleńczej. A to dlatego, że grali na harmoszcze i śpiewali
wesołe piosenki, a nam dzieciakom podrzucali słodycze.
To
był pierwszy i ostatni moment, kiedy miałem do czynienia z wojskiem. Po wojnie
w siódmej klasie szkoły powszechnej na wsi, na Ziemiach Odzyskanych, marzyłem o
tym, by pójść do szkoły kadetów, bo podobały mi się ich mundurki, ale nie miał
mi kto w tym pomóc, a rodzice mieli swój cel, jeśli starszy brat poszedł na
księdza, to młodszego wypchali na nauczyciela. To było chyba szczęście w
nieszczęściu, że wtedy, gdy po maturze w liceum pedagogicznym w Limanowej
czekała mnie służba wojskowa, zachorowałem na płuca, znalazłem się w sanatorium
w Zakopanem, a potem w klinice „Odrodzenie”, gdzie rzeczywiście po roku kuracji i wycięciu
płata płucnego odrodziłem się na nowo z szansą powrotu do normalnego życia. Skutkiem
tych wydarzeń w mojej książeczce wojskowej
pojawił się zapis – kategoria D (dowcipni mówili, że do d…), czyli
niezdolny do służby wojskowej w czasie pokoju. Oj, myślałem sobie, to prawdziwy
pech, bo przy każdej podróży do pobliskiej Nysy pociągały mnie panoszące się
przy drodze koszary wojskowe.
Z
biegiem czasu przekonałem się, że w wojsku jest piękne, ale tylko na obrazku,
więc moje odsunięcie od służby wojskowej traktowałem jako szczęśliwy dopust
Boży. I tak to upłynęły dziesiątki lat, w których z wojskiem spotykałem się
tylko od święta.
Dlaczego ja o tym wszystkim piszę? Ano,
proszę jeszcze o chwile cierpliwości. To jest tylko dość nietypowy wstęp do
meritum postu, w którym chcę napisać o nadzwyczaj sympatycznym dla mnie
wydarzeniu, jakim była promocja mojej książki „Głuszyca – miasto włókniarzy”.
Jestem jeszcze pod wrażeniem tego wszystkiego, co się działo wczoraj po południu
w naszym CK MBP i chyba jeszcze pozostanie to we mnie na jakiś czas. Zakładałem
w myślach, że to będzie promocja książki, a zarazem mojego miasta – Głuszycy, które
doczekało się wreszcie po 70 latach powrotu do Macierzy zapisanej w książce
historii. Moi bliscy przyjaciele i znajomi poszli dalej i uczynili z autora
książki nieomal bohatera. Miałem okazję wysłuchać wiele wzruszających słów
gratulacji i podziękowań, i pochwał za to co robię na stare lata na niwie
wydawniczej i w promowaniu mojego miasta, ale i całej ziemi wałbrzyskiej.
Oczywiście, że było mi miło, ale akurat w przypadku tej książki nie jest to
tylko moja zasługa. Z inicjatywą wyszedł nowo wybrany burmistrz miasta, Roman
Głód, tuż po wyborach i zapewnił żebym
niczym innym nie martwił, tylko przygotowaniem tekstu do druku. Koszty związane
z jej wydaniem, druk i kolportaż, to jego sprawa. Tak się też stało. Na roboczo
książką zajęła się w Urzędzie Sabina Jelewska, asystent burmistrza, zrobiła też
korektę książki i przygotowała ją do druku. Była inicjatorką części
ilustracyjnej, zgromadziła piękne fotografie przedwojenne i współczesne naszych
rodzimych twórców i czuwała nad jej wydaniem przez wałbrzyską drukarnię Bimart.
No
i wszystko się udało. Mamy barwną, ciekawą pozycję księgarską, spodziewam się z
aplauzem przyjętą przez wielu miłośników książek. A spotkanie promocyjne
przeszło najśmielsze oczekiwania.
Gospodarz imprezy, dyrektor CK MBP, Monika
Rejman, powitała gości i sprawnie je poprowadziła, tworząc atmosferę ciepła i
serdeczności. Dużej wagi nadała imprezie obecność posłanek Katarzyny Mrzygłockiej i
Agnieszki Kołacz - Leszczyńskiej oraz senatora Wiesława Kiliana, a także przybyłej
z Brzegu nad Odrą Romany Więczaszek oraz z Knurowa Marka Juszczaka, piszących o
naszej Głuszycy, z której się wywodzą, wzruszające wiersze. Byli też inni
znamienici goście z zewnątrz, no i oczywiście pełna sala naszych rodowitych
Głuszyczan. Były chwytające za serce przemówienia, które zainaugurował sam
burmistrz miasta, były kwiaty i podarunki, i słowa wdzięczności, i było to, co
najważniejsze - emanujące z sali widoczne zainteresowanie
nową książką. 10 egzemplarzy zostało rozlosowanych wśród obecnych, pozostali
chętni nabywcy mogli ją zakupić na miejscu. Sprzedażą zajmie się wydawca –
Stowarzyszenie Przyjaciół Głuszycy, można się spodziewać, że będzie do nabycia
w księgarni i w bibliotece.
Uroczystość
uświetniła młoda pianistka, Natalia Mordowska, koncertując na pianinie, a potem był jeszcze
poczęstunek i długa kolejka nabywców książki po autograf jej autora.
Nie
rozwodzę się już więcej o przebiegu uroczystości, można będzie pooglądać fotoreportaże
na stronach internetowych miejskich i w facebooku. A ja chcę nawiązać teraz do
moich refleksji na wstępie i uzasadnić dlaczego uważam się za osobę w czepku
urodzoną.
Proszę
sobie wyobrazić moje zaskoczenie, gdy burmistrz miasta na koniec swego
wystąpienia odczytał list gratulacyjny przekazany na jego ręce. Od
kogo? Nie mogę w to uwierzyć.
Przytaczam więc jego zakończenie:
„Mimo
mojej nieobecności na spotkaniu promującym książkę pana Stanisława Michalika,
regionalisty i miłośnika historii, z pasją oddanego Ziemi Wałbrzyskiej i
Głuszycy, mam świadomość podniosłości dzisiejszej uroczystości dla Głuszycy i
głuszyczan, jako mieszkaniec Aglomeracji Wałbrzyskiej, której Głuszyca jest
nieodłączną częścią, wyrażam ogromną radość z powodu dbałości o historię, jaka
jest pielęgnowana w Państwa Gminie. Dzięki lekturze monografii historycznej
Głuszycy, wzbogaconej licznymi dawnymi i współczesnymi fotografiami, wierzę, że
niejeden głuszyczanin na nowo odkryje piękno przyrody i niezwykłe bogactwo
swojej „małej ojczyzny”, a odwiedzający Głuszycę turyści z ciekawością poznają
burzliwe dzieje, położonej w górskiej kotlinie, nadbystrzyckiej miejscowości”.
Z wyrazami szacunku
Tomasz
Siemoniak
Wicepremier,
Minister Obrony Narodowej
Teraz
dopiero zrozumiałem dlaczego od dziecka lubiłem wojsko, tak jestem w czepku
urodzony, a może w hełmie wojskowym. Nie ukrywam, to ogromny zaszczyt,
zwłaszcza że spadający jak grom z jasnego nieba. Dziękuję Panie Wicepremierze !
A
w niedzielę idę na wybory. Wiem już na kogo głosować ! I nawołuję wszystkich - głosujcie tak samo jak ja!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz