to tylko kawałek miasta |
Być może zaskoczę moich
Czytelników tym stwierdzeniem – Głuszyca coraz piękniejsza. Zapytacie, co się
stało, że tak wypiękniała, gdzie to widać ? Odpowiadam – na fotografiach.
Mamy prawdziwy run fotograficzny,
a jego odbiciem jest to, co możemy zobaczyć na portalu społecznościowym –
facebooku. Co rusz pojawiają się tam nowe obrazki z miasta i jego okolic, które
powodują to, że nasze zainteresowanie przyrodą i krajobrazami wokół staje
się żywsze.
Oczywiście, jest to skutkiem
rozwoju techniki, która fotografowanie uczyniła łatwym i przyjemnym, a zarazem
pozwala publikować bez ograniczeń na facebooku, by w ten sposób
dzielić się z innymi efektami swojej twórczości.
Powtórzę więc to, co napisałem we
wstępie. Głuszyca wypiękniała. Nigdy dotąd nie dostrzegaliśmy tak jak obecnie
uroków jej położenia górskiego, a także architektury miasta wtopionego w przyrodę
lasów i gór.
Głuszycę uczynił piękną Robert Janusz, pokazując swe prace w
moich książkach I i II części „Głuszyckich kontemplacji”, a także w blogu „tu
jest mój dom” i corocznie wydawanych przepięknych kalendarzach. Zrobiła to samo
Viola Torbacka, wywodząca się z tego
samego co Robert kręgu Koła Foto przy miejskim CK MBP w Głuszycy.
Na facebooku od dłuższego czaruje
nas artystycznymi fotkami Wiesław
Jaranowski. Wiele z nich, to nie są zwykle fotografie, ale prawdziwe dzieła
sztuki. Idzie mu sukurs Paweł Fesyk, pokazując
Głuszycę z własnego punktu widzenia.
Sztuką dla sztuki jest rowerzysta-
fotoamator Andrzej Kieda. zasypujący
nas od dłuższego czasu jak ze złotodajnego rękawa coraz to piękniejszymi fotkami
z Głuszycy i rozległego obszaru ziemi wałbrzyskiej.
Z daleka, spoza Głuszycy, obdarza
nas ślicznymi fotkami swego niegdyś rodzinnego miasta, Henryka Śnieżka Michalak Kolber.
Oczywiście, to nie jest kompletny
indeks fotoamatorów, którzy czarują nas pięknymi fotografiami Głuszycy, jest
ich znacznie, znacznie więcej.
bliżej centrum |
W mojej niedawno wydanej książce „Głuszyca
– miasto włókniarzy” są dwa zestawy fotografii: „Głuszyca na dawnej pocztówce i
fotografii” ze zbiorów Grzegorza Czepila
oraz „Głuszyca współczesna” z
fotografiami Roberta Janusza, Wiesława
Jaranowskiego, Pawła Fesyka oraz mojej córki, Marzeny. Im częściej zaglądam
do tej książki, tym bardziej dostrzegam, że obydwa zestawy fotograficzne mówią
znacznie więcej i wymowniej o historii i współczesności naszego miasteczka, niż
słowo pisane.
Już przy okazji uroczystej
promocji książki o Głuszycy pojawił się zamysł, by w dalszej kolejności zdobyć
się wreszcie na wydanie dużego albumu. Takie albumy mają inne miasta, często
bardzo okazałe. To najlepszy sposób promocji, ale także powód do dumy dla
mieszkańców, bo przecież wszyscy lubimy się czymś pochwalić wobec innych,
pokazać że nie jesteśmy gorsi.
Taki album – „Głuszyca – moja Itaka”
był przygotowany do druku za czasów burmistrzowania Wojciecha Duraka,
pokazywany na specjalnych wieczorach promocyjnych na ekranie i jest do dziś w komputerze
ówczesnego drukarza, Leopolda Krysińskiego. Niestety, na tym się skończyło. Nie
było sposobu ( a także determinacji), by zdobyć pieniądze na druk albumu. Od
tamtej chwili czas poszedł do przodu. Dziś mamy znacznie większy zasób
fotografii, które z albumu mogłyby uczynić prawdziwe arcydzieło. Burmistrz Roman Głód z własnej
inicjatywy zapowiedział, że będzie to dla niego kolejne zadanie.
Bardzo się cieszę, że znajduję w
moich blogowych zachwytach nad Głuszycą wielu sojuszników, ich pozytywne
komentarze, rozwinięcia i uzupełnienia, sprzyjają lepszemu poznaniu otaczającej
nas przyrody i krajobrazów, służą poprawie nastroju i optymistycznemu podejściu
do życia.
O tym, że jest się czym zachwycić
i że wcale nie muszą to być miejsca widokowe w górach, ale wystarczą nasze
polany leśne, pola i łąki pod lasami, świadczy moje niezapomniane przeżycie, z
którym chcę się podzielić z moimi Czytelnikami. Pamiętam, że było to na wiosnę
1996 roku, kiedy oddawaliśmy do użytku zagospodarowaną turystycznie część
głuszyckich podziemi pod Osówką. Ponieważ zadanie to było realizowane w części
ze środków unijnych przyjechał do nas na inspekcję brukselski urzędnik, Anglik,
w towarzystwie tłumaczki z naszego świdnickiego WOPR-u. Kiedy podjeżdżaliśmy
pod Osówkę duże połacie przydrożnych łąk pod lasami pokryte były dywanami
polnych różnokolorowych kwiatów. Normalnie nie zwrócilibyśmy na to uwagi.
Tymczasem baczny obserwator z Londynu dostrzegł rzeczywiście niezwykłe piękno
tego miejsca i począł dokładnie wypytywać o nazwy i szczegóły uprawy tych
kwiatów, kto się tym zajmuje, gdzie można nabyć nasiona. Nasza tłumaczka nie
wiedziała co ma powiedzieć. Aby zrobić dobre wrażenie poprosiłem tłumaczkę by
przekazała Anglikowi, że jest to zastrzeżona tajemnica naszych ogrodników, a
nasiona można nabyć w każdym sklepie ogrodniczym. Faktem jest, że kwitnąca łąka
robiła rzeczywiście duże wrażenie i trudno uwierzyć, że była samoistnym tworem
przyrody bez jakiegokolwiek udziału człowieka. Po wizycie Anglik powiedział, że
Osówka wywarła na nim duże wrażenie, ale największe -
nasze kobierce kwiatowe.
A że jest się czym zachwycić, świadczyć
mogą kolejne, świeże jak bułeczki wprost z piekarnika, tegoroczne fotki z
naszych łąk i pól sypiące się jak z rękawa obfitości na gościnnej stronie
facebooku, do oglądania ktorej gorąco zachęcam !
Ja wrócę do drugiego wpisu wstecz.Nieśmiało umieściłam tam swój wierszyk, podszyty autentycznym wspomnieniem z lat dziecinnych.Jeśli mógłby komukolwiek się spodobać, to nie ukrywam radości z mojej strony. Być może niezmienność wyglądu Gomulnika (miałam tu na uwadze kształt tej góry), nie jest najlepszym spostrzeżeniem, proponuję w to miejsce wpisać Ostoja.Tu wątpliwości nie będzie.
OdpowiedzUsuńPonieważ cenię sobie ludzi z pasją, zaglądam do Pana wpisów bardzo często.Życzę kontynuacji zainteresowań. Urszula Jerczyńska
Dziękuję za wiersz i za ujawnienie sie jego autora. Jak się uda umieścimy wiersz w "Kurierze Głuszyckim" z zachetą dla innych do pisania wierszy o naszym miasteczku. Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuń