Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

poniedziałek, 12 października 2015

"Rzeczpospolita" w Wałbrzychu


Górniczy szyb "Jana" na Białym Kamieniu

Jak wielu, wielu innych dziennikarzy z najważniejszych gazet w kraju i za granicą z początkiem października w Wałbrzychu gościł również wysłannik znanego warszawskiego pisma „Rzeczpospolita” – Piotr Żelazny. Obfity plon jego penetracji terenu w związku z głośną na całym świecie tajemnicą „złotego pociągu” znajdujemy w gazecie (10 X 1945). Dość szczegółowo relacjonuje swoje kontakty i rozmowy z Łukaszem Kazkiem, Tadeuszem Słowikowskim, Jackiem Zychem, Dariuszem Tomalkiewiczem.

W ostatnim odcinku artykułu znalazła się relacja, na którą chcę zwrócić uwagę  Czytelników. A dlaczego?  To się wkrótce okaże. W artykule czytamy co następuje :

„W latach 1992–1998 okolicą wstrząsnęła seria kolejnych tajemniczych wydarzeń, które dziś są owiane złą legendą. – Na Wałbrzychu popełniono zbrodnię na początku lat 90. W bardzo krótkim czasie zlikwidowano praktycznie cały przemysł. Oczywiście byli też beneficjenci zamykania kopalni. W Boguszowie-Gorcach była jedyna w Polsce i Europie kopalnia barytu. Ktoś musiał mieć interes, by sprowadzać baryt z zagranicy. Trzeba pamiętać, że złoża wałbrzyskie były trudne do eksploatacji. Były dyrektor kopalni w Nowej Rudzie przekonywał mnie jednak, że złoże pod górą Chełmiec ma więcej węgla niż cała Jastrzębska Spółka. Te podkłady są trudne, ale tam są. Być może jeszcze węgiel będzie przyszłością miasta i okolicy – mówi Robert Radczak, właściciel i redaktor naczelny lokalnej gazety „DB 2010".

Z Radczakiem i Stanisławem Michalikiem spotkaliśmy się w małym browarze przy zamku Jedlinka, w oddalonej o 10 minut jazdy samochodem miejscowości Jedlina-Zdrój. Wokół Wałbrzycha jest wiele uzdrowisk i sanatoriów, piękne Góry Sowie. Widok nie pasuje do obiegowej opinii o Wałbrzychu – mieście brudnym, szarym, z problemami.

– Jedną z największych tajemnic i legend Wałbrzycha jest likwidacja przemysłu węglowego. Mówiono, że złoża są na wyczerpaniu, że węgiel jest niskiej jakości, a koszty wydobycia zbyt wysokie – wspomina Michalik. – A węgiel w Wałbrzychu i okolicach to w dużej mierze antracyt, jeden z najlepszych. Gdy zamykano kopalnie, akurat kończono wielką inwestycję górniczą: szyb Kopernik. Faktycznie było to połączenie trzech kopalni w jedną. Szyb miał usprawnić wydobycie, zmniejszyć koszty i zwiększyć bezpieczeństwo. Kosztował kolosalne pieniądze, dziś już nawet boję się spekulować, jak duże. To była tak naprawdę pierwsza inwestycja na taką skalę, bo wcześniej ograniczano się właściwie tylko do eksploatowania tego, co zostawili po sobie Niemcy.
Do Wałbrzycha przylgnęła więc opinia miasta zaniedbanego, o ogromnym bezrobociu, które na czołówki gazet trafiało nie z powodu legend, tylko biedaszybów. – Problemy narastały w miarę kurczenia się rynku pracy. Przełom wieków to był moment krytyczny. Biedaszyby rzeczywiście w Wałbrzychu funkcjonowały. I to na polu oddalonym o 500 metrów od centrum miasta – tłumaczy Radczak. – Osoby wydobywające w nich węgiel należy podzielić na trzy grupy. Pierwsza: bezrobotni z kręgu wykluczenia. Szli zarobić kilka groszy na wino. Druga: osoby, które kopały regularnie, sprzedawały węgiel hurtownikom przyjeżdżającym z całej Polski samochodami. To było ich źródło utrzymania, i to niezłego. Trzecia grupa to emeryci, którzy przychodzili dorabiać. Pierwszą osobą, która zginęła w biedaszybie, był starszy pan, który chciał zarobić na opony zimowe do samochodu.

W pewnym momencie mówiło się, że biedaszybami zarządza mafia. – Przede wszystkim należy jednak zwrócić uwagę, że węgiel wydobywało w nich 3,5 tys. ludzi. To cała armia. Tylu górników mają regularne kopalnie. Co świadczy tylko o jednym: węgiel wciąż w Wałbrzychu jest – mówi inny lokalny dziennikarz Jacek Zych.

– Od jakiegoś czasu miasto się jednak w niesamowitym tempie podnosi. Przez pięć lat wykonano ogrom pracy. Prezydent Roman Szełemej został wybrany na kolejną kadencję, dostał 82 proc. głosów. A lepszej promocji dla miast i regionu niż „złoty pociąg" nie można było sobie wyobrazić.
Zamek Książ i Stara Kopalnia – dwie najważniejsze atrakcje turystyczne miasta – przeżywają oblężenie. Zagraniczni dziennikarze, którzy nie mogą przecież codziennie podawać informacji o tym, że pociąg wciąż jest pod ziemią, zrobili już materiały o zamku Książ, rodzinie Hochbergów i księżnej Daisy, której jeden syn walczył w armii angielskiej, a drugi polskiej. Pociąg wciąż stoi zasypany na 65. kilometrze. Wszyscy w Wałbrzychu to wiedzą od dawna. W końcu jednak dowiedział się o tym także świat”.


Myślę, że dobrze się stało, iż ważna krajowa gazeta odsłania prawdę o Wałbrzychu, wskazując w całej rozciągłości tego artykułu na istnienie mnóstwa tajemnic i legend wokół tego miasta. Dobrze, że jest wreszcie istotny powód, by te zagadki wyjaśnić. A tym powodem jest to, że teraz patrzy na nas cały świat.

3 komentarze:

  1. Komputer na wagę złota-za jedyne 30 tys.$.
    atcloud.com/stories/64185

    Dzisiaj Dzień Bezpiecznego Komputera-krótki spam.

    www.youtube.com/watch?v=oJXf0Awn76w
    W Poznaniu prowadzono także badania nad bombą"A".

    W czasie wojny Niemcy wywieźli dzieła sztuki zrabowane w Polsce i ukryli w rejonie Wałbrzycha.
    Ta historia to fascynujący,a zarazem mało znany epizod związany z wydarzeniami,które miały miejsce w czasie II w.św.i bezpośrednio po jej zakończeniu w Zagórzu Śl.k.Wałbrzycha.
    To tutaj Niemcy ukryli część zrabowanych dzieł sztuki,m.in.obrazy J.Matejki,A.Gierymskiego,
    J.Brandta.Większość przetrwała wojnę.Niestety zajęcie Zagórza Śl.przez żołnierzy A.Cz.
    oznaczało zagładę dla wielu z nich.Reszta ocalała cudem.
    W 1970 r.przyjechał do Zagórza Śl.emerytowany radz.pułkownik Wiaczesław Iwanowicz Moskwin.
    Była to dla niego podróż sentymentalna.Ze swoim oddz.stacjonował w Zagórzu bezpośrednio po
    wojnie.W trakcie tej wizyty zwiedził zamek i w hotelu Borys opowiedział pracującemu tam kustoszowi niezwykłą historię.
    Po wkroczeniu do Zagórza Śl.Rosjanie zajęli na kwaterę pałac Zedlitzów(Poranek).

    "-Żołnierze urządzali w pałacu balangi,dochodziło tam do rozpustnych sytuacji.Dlatego pewnago
    razu Moskwin w towarzystwie drugiego oficera,uzbrojeni w broń maszynową wkroczyli do środka,
    by zaprowadzić porządek.Pijani żołdacy zostali postawieni na baczność i ustawieni pod ścianą.
    Wówczas uwagę Moskwina zwróciło,że żołnierze ogrzewali się paląc w kominku obrazami.
    Okazało się,że w pałacu jest ich więcej.Były to arcydzieła malarstwa polskiego.
    Wśród nich m.in.:"Stańczyk"J.Matejki,"Wyjazd z Wilanowa Jana III Sobieskiego z Marysieńką"
    J.Brandta,"Odpoczynek w szałasie"W.Gersona.Pułkownik nakazał swoim żołnierzom przygotować
    paki i skrzynie,do których załadowano skarby kultury polskiej.Całość została załadowana na
    sześć samochodów cięż.i wywiezione z Zagórza Śl.do Leningradu.
    Po zakończeniu wojny i powrocie do kraju Moskwin został zdemobilizowany i pracował przy budowie dróg i mostów.Kilka lat później wyczytał w miejscowej prasie o ciekawej wystawie,
    która będzie organiz.w leningradzkim Ermitrażu.Zaintrygowany notatką pras.udał się na wystawę
    do Pałacu Zimowego.Był zaskoczony tym co zobaczył na wystawie.Okazało się bowiem,że są to
    te same,tylko odrestaurowane obrazy,które uratował przed zniszczeniem w Zag.Śl.
    Informacja na temat uratowanych przez Moskwina zbiorów i jego odkrycie na wystawie w Ermitrażu,zostały opisane w radzieckiej gazecie"Wieczernyj Leningrad"4 sierp.1956 r."

    Co ciekawe nawet pracownicy Muzeum Narod.w Warsz.,któremu Rosjanie w 1956 r.zwrócili
    "Stańczyka",nie znają tej historii.Pułk.W.Moskwin już nie żyje.Jego synowie utrzymują kontakt
    z przewodnikiem sudeckim St.Warzechą.(PANORAMA KŁODZKA)

    www.youtube.com/watch?v=yOUjdLExijI
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Henryku za rzeczywiście intrygującą relację. Temu się nie dziwię, że uratowane obrazy znalazły się w Moskwie. Rosjanie traktowali to wszystko co stanowiło jakąś wartość w Niemczech jako łup wojenny. Ale podpalanie w piecu obrazami przez balangujących czewonoarmistów, to przypomina czyny barbarzyńców w starozytnym Rzymie. Dziękuje też za "kaduceusz". Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam wrażenie, że wszystko co ciekawe i dobre, to najczęściej ma miejsce w Warszawie, Trójmieście lub Poznaniu. Śląsk (Dolny czy Górny) na ogół był dobry kiedy go nadmiernie eksploatowano. Na szczęście wszystkiego nie da się ukryć ;)
    Ciekawe spostrzeżenia :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń