Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

piątek, 28 grudnia 2012

To w szyby deszcz dzwoni...Noworoczne czarnowidztwo.




strachy na Lachy
Niestety, miała być piękna zima, a stało się inaczej. Malkontenci wylewają wiadra łez i złorzeczeń, bo przecież co to za święta jak brakuje śniegu. Optymiści cieszą się z tego, że nas nie zasypało, tak jak na Ukrainie, w Rumunii lub Bułgarii, gdzie są nie tylko wsie, ale i miasta odcięte od świata. Okazuje się, że nawet w Polsce nie wszędzie była odwilż, a północno -wschodnia część kraju odczuła wyraźnie skutki opadów śniegu i związane z tym kłopoty komunikacyjne na drogach.
Pogoda to żelazny temat  konwersacji, pasuje jak ulał do wszczęcia rozmowy, zwłaszcza że każdy się na niej zna, podobnie jak na służbie zdrowia, wychowaniu i nauczaniu dzieci, bezpieczeństwie na drogach, no i oczywiście  -  polityce. Ostatnio staliśmy się ekspertami w dziedzinie lotnictwa i jesteśmy gotowi poświęcić życie dla obrony naszej wersji katastrofy smoleńskiej.
Profesjonalizm i wszechstronna  znajomość tematu, to nieodłączna cecha naszych, często nieomal etatowych rozmówców w masowych środkach przekazu. Spotykamy się z nią niezawodnie w telewizji, gazetach i  na stronach internetowych.

Zaraz po świętach, aby nie cieszyć się zbyt lekkomyślnie niebiańską aurą Bożego Narodzenia
niezawodne media faszerują nas apokaliptyczną wizją nadchodzącego nowego roku, m. in. w wydaniu współczesnej Kasandry, prof. Jadwigi Staniszkis. Dokonała ona sobie tylko zrozumiałego podsumowania na koniec 2012 roku. Wynika z niego że:

Przez cały okres po 1991 roku (po zakończeniu "terapii szokowej" Balcerowicza) majątek w rękach poszczególnych osób systematycznie rósł, a majątek kraju jako całości kurczył się. Dziś osiągnęliśmy punkt zwrotny (a raczej – punkt krytyczny).

Masowa emigracja i – równie masowe – bezrobocie, a także – najgorsze w Europie wskaźniki demograficzne to skrajne postacie tej sytuacji. Mniej widoczne, ale równie groźne są symptomy ukryte. Skracanie horyzontu decyzji w ramach państwa i gospodarki (i związana z tym niepewność, nieracjonalność i marnotrawstwo). I, po drugie, coraz bardziej widoczny brak solidnych, wewnętrznych, podstaw i rezerw dla wzrostu. Mam tu na myśli zarówno podstawy kapitałowe jak i intelektualne, polityczne i – instytucjonalne.

Ten drugi trend, wiążący się nie tylko z dekapitalizacją urządzeń i deindustrializacją kraju, ale też – z pogorszeniem standardów poszczególnych polityk państwa – od zdrowotnej do oświatowej, i – przede wszystkim – degradacją strukturalną redukującą szansę na zrównoważony rozwój – zaczyna blokować dynamikę trendu pierwszego. Inaczej mówiąc – prowadzić do spowolnienia (i możliwego załamania) wzrostu indywidualnego dobrobytu.”

To tyle na sam początek wywodów Szanownej Pani Profesor.

Zaniepokoiło mnie bardzo mocno, czy to jest punkt zwrotny, czy krytyczny,  bo jeśli zwrotny – oznaczałoby to, że majątek kraju zacznie teraz rosnąć, a jeśli krytyczny, to znaczy, że już więcej się nie skurczy, a więc bardzo dobrze, bo dalej może się tylko rozkurczać. Ale wtedy według Pani Profesor musi nastąpić wydłużanie (a nie jak to ma miejsce obecnie  -  skracanie) horyzontu decyzji w ramach państwa i gospodarki, co wyeliminuje niechybnie niepewność, nieracjonalność i marnotrawstwo.
Jak to więc ma się do mocy destrukcyjnej wizji, którą roztacza Profesor w dalszej części wypowiedzi. Musimy się zgodzić z brakiem solidnych, wewnętrznych podstaw i rezerw - i kapitałowych, i intelektualnych (za wyjątkiem Pani Profesor), i instytucjonalnych, a szczególnie politycznych dla dalszego wzrostu, chociaż pojawiają się drobne wątpliwości, bo jakimś cudem przez długie lata po „terapii szokowej” Balcerowicza coś się w tym kraju działo, co można chyba określić mianem wzrostu.

Rzecz jasna, wtedy nie było jeszcze drugiego trendu, który blokując ten pierwszy przyniósł ze sobą degradację strukturalną redukującą szansę na zrównoważony rozwój. I co za tym idzie  -  oczywiście spowolnienie i załamanie wzrostu indywidualnego dobrobytu.

I teraz jest już wszystko jasne jak słońce dzisiejszego poranka. Dzięki popisom intelektualnym Pani Profesor, zwięzłości naukowej i precyzji wypowiedzi do wszystkich odbiorców dotarła katastroficzna wizja 2013 roku. Dla nas Polaczków, ubogich ciemniaków, niezdolnych zbudować odpowiednich instytucji, zakompleksionych politycznie, skazanych na całoroczny marazm, a może jeszcze gorzej, to ostatni moment, aby coś ze sobą zrobić. Najlepiej chyba usiąść i płakać, albo składać ręce do modlitwy.
.
Nieco konkretniej i bardziej zrozumiałym językiem wtóruje Pani Profesor kolejny prawicowy ekonomista prof. Krzysztof Rybiński.

Polska gospodarka będzie w 2013 roku przechodziła głęboką recesję. Zdaniem Profesora kłopoty budżetowe oraz nagły wzrost bezrobocia zmuszą rząd do podjęcia trudnych reform, w tym odchudzenia administracji. Problemy budżetów domowych i firm przełożą się z kolei na dochody Skarbu Państwa. - Zabraknie na wszystko: na leczenie w szpitalach, na remonty dróg, nawet na wypłaty wynagrodzeń i świadczeń, może się zdarzyć, że trzeba będzie obcinać bardzo mocno.

Co trzeba będzie obcinać domyślamy się wszyscy.  Szkoda tylko, że nie można przyciąć języka  wyroczniom wieszczącym non stop od paru lat co roku katastrofę gospodarczą i finansową oraz inne nieszczęścia, zamiast popróbować przynajmniej przy okazji Świąt i  Nowego Roku tchnąć w ludzi wiarę, że mimo kryzysu w Europie i w wielu miejscach na świecie, że pomimo różnego rodzaju zagrożeń damy sobie radę. Nie traćmy wiary w siłę i zdolności naszego społeczeństwa, w jego pracowitość i zdolność do przetrwania, a co najważniejsze – do zgody. Mamy z czego czerpać wzór, większość z nas nosi go jeszcze w sercu  -  a ma on  podnoszącą Polaków na duchu nazwę  -  „Solidarność” i ma swojego patrona – Jana Pawła II.

Jestem pewien, że są to wartości równie święte dla wymienionych przeze mnie autorytetów, a jedyne co powoduje ich niedowiarstwo, to zapewne grudniowa aura. I dlatego, że w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny, wyłania się gdzieś z ukrycia złowróżebna hydra i usypia drzemiące w ich duszy resztki posierpniowego optymizmu. A nam potrzebna jest już teraz i z początkiem nowego roku słoneczna, śnieżna, nieskazitelna nuta optymizmu. Ale jak słońce nas nie zawiedzie, to damy radę!

2 komentarze:

  1. Gdyby nasz sąsiad rządził się tak jak rządzą się współczesne kraje europejskie czy zachodząca gwiazda Ameryki Północnej - mielibyśmy na niego tylko jedno określenie: "wariat". Europa to już przeszłość. Trzymają nas jedynie soczyste kroplówki kredytów, które przejadamy lub które rozkradane są na pniu. Sąsiadowi nie wróżylibyśmy oczywiście sukcesu a jakimś cudem uważamy, że w wykonaniu państwa jest wszystko jak najbardziej OK. Ciężko jest krytycznie spojrzeć na siebie i uznać, że nasza polityka prowadzi nas na dno. Taka już ludzka natura. Natura, która kolejny raz zawiodła. Zawiodła na czerwono, zawodzi na niebiesko. Kto wie, może jeszcze dożyjemy czasu, gdy niebieski zastąpi inny kolor? Przemalować łatwo, to tylko powierzchnia. Skoro jestem na to skazany to chętnie poczekam, bo remont kapitalny będzie bolesny.

    Co najciekawsze, przywołana Pani Profesor sama nie ma pomysłu jak sytuację rozwiązać. Możemy się jedynie kłócić o głębokość zanurzenia, ale niestety wyjścia ponad wodę nikt nam nie zagwarantuje. To jest to, co rozróżnia obecną "prawicę" od "lewicy".

    Polecam wyćwiczenie w sobie spojrzenia na dzień dzisiejszy jak na pierwszy dzień odległej historii. A odległa historia raz była dobra, raz była zła...

    P z W !

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za interesujący, choć bardzo pesymistyczny komentarz. Nie patrzę na to wszystko aż tak czarno.Być może dlatego, że moje najlepsze lata przeżyłem w PRL-u, trudno się dziwić, że czasy dzisiejsze wydają się Eldorado. Mam wiele obaw i niepokojów związanych z naszą polityką gospodarczą, a jeszcze bardziej z tym, co się dzieje na scenie politycznej. Od czasu do czasu piszę o tym w moim blogu. Boję się też o rok 2013, ale tak samo się lękałem wcześniej. Wierzę, że jakoś przetrwamy.

    OdpowiedzUsuń