Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

sobota, 29 grudnia 2012

Aby nowy rok był nowy




krasnal wróży szczęście


No właśnie, miał być koniec świata przewidziany przez proroczych Majów i znów się nam udało. Słońce nie zagasło. Księżyc w nocy nadal świeci odbiciem jego światła. Życie toczy się dalej, tak jakby nigdy nic. Na tablicy ogłoszeń w moim miasteczku widzę klepsydrę informującą o pogrzebie zmarłego, a obok barwne, krzykliwe plakaty o balach sylwestrowych, spotkaniach noworocznych, promocyjnej sprzedaży podarunków pod noworoczną choinkę. Samo życie!
Święta były, minęły, znów stały się wspomnieniem. Ze zdziwieniem konstatuję, że właściwie nic się jeszcze nie spełniło z gorących życzeń świątecznych. Miało być wesoło, ale Ojcowie duchowni Kościoła sprowadzili mnie na ziemię i wskazali wroga – Wspólnotę Europejską, przyczynę wszelkich nieszczęść katolickich rodzin, w których dotąd panowała harmonia, gdy mąż był panem i władcą, a żona kurą domową, a teraz nie wiadomo co. Ponadto zawisła nad Polską czarna chmura recesji gospodarczej i finansowej w nadchodzącym roku roztaczana przez lansowanych w TV prawicowych ekonomistów. A w ogóle telewizja wypełniona po brzegi ekspertami krajowej i zagranicznej kuchni roztoczyła przed nami takie jadłospisy wieczerzy wigilijnej, że ręce nam opadły od trzymania się za kieszeń. Z bijącym sercem, pełni niepokoju i trwogi zasiadaliśmy do stołu i wstyd nie odstępował przy podawaniu na stół stereotypowego barszczyku z uszkami, zupy grzybowej, karpia, pierogów z kapustą, kapusty z grochem, a na deser kompotu z suszonych owoców. Po prostu istna, zapyziała wiocha. Kudy nam chudopachołkom do specjałów kuchennych misyjnej „kawy i herbaty”. Nie ucieszyła mnie tak jak dawniej woda toaletowa i skarpety zimowe spod choinki. A z kolęd najbardziej utkwiło mi w pamięci: „W Dzień Bożego Narodzenia radość wszelkiego stworzenia: ptaszki w górę podlatują, Jezusowi wyśpiewują, wyśpiewują”.…

   Z niepokojem i zażenowaniem  powróciłem do normalnego życia. W piątek rano  -  spacer po chleb i gazetę ( ze wstydem się przyznam – GW, ale to tylko ze względu na program telewizyjny, poza tym „Trwam” w kulcie dla Ojca Dyrektora), w sobotę  -   na targ, może coś rzucili po „promocyjnej” cenie i obowiązkowo do marketu „Biedronka”, tam są „codziennie niskie ceny”.

Okazuje się, że przed nami apogeum świętowania, po sobocie, wiadomo, niedziela świąteczna, wigilijna tuż przed nowym rokiem, po niej niestety poniedziałek („nie lubię poniedziałków”), ale wieczorem „szaleństwo nocy sylwestrowej”. Na tym przecież nie koniec. Nie można w nowy rok wejść tak bez animuszu. We wtorek od późnego rana będziemy chłodzić głowę, przykładać kompresy. T0 przez ten  „szampan” z „Biedronki” – „Michel Demi Doux „Bartex”  wyprodukowany przez  Bartol spj. z  Nowego Tomyśla. A po południu wracamy znów do świętowania. Trzeba to spożytkować, co nam pozostało w barku po Sylwestrze.

Oczywiście, to wszystko jest prognozą. Co się faktycznie stanie w nowym roku, dziś trudno odgadnąć. Nawet jasnowidzący Ojciec Pio tego nie przewidział do końca. Co innego nasza rodzima Wernyhora, prof. Jadwiga Staniszkis, o czym pisałem w poprzednim poście. Ona wie wszystko, bo spoziera na to z najwyższego majestatu wyższej uczelni, odbijającej światłość Torunia. Stawia na rychły krach rasowego kłusaka „Tuska”, uznanego przez pospólstwo faworytem wyścigów konnych na warszawskim politycznym Służewcu.  A jeśli by się okazało, że wygra znów o pierś z  maskotką  Ojca Dyrektora – „Jarusiem”, to będzie namacalny dowód, iż siły nieczyste zawładnęły nawet tak absolutnie nieskazitelnym i  nieskorumpowanym biznesem, jakim są zawody konne.
Gdyby jednak się okazało, że faworyt „Tusk” przegrał w tej gonitwie, to za rok robi się wielki bal sylwestrowy, z milionami bezrobotnych i zubożałych obywateli, pękających z radości, że proroctwa Pani Profesor się spełniły. Tłumy zapieją z zachwytu, że mamy taką wizjonerkę, która zdolna była przewidzieć  z dawna oczekiwaną recesję. Przecież to ważne, bo wtedy skończy się czas rządów „POpaprańców”, a ster rządów przejmie PiS  - PKWN IV Rzeczpospolitej.

Taki „koniec świata” PO, to nawet rzecz obiecująca, bo stwarza nadzieję, że wreszcie będzie coś się działo wybuchowego. Ile można tak żyć w ciągłej stagnacji i żywić się jedynie strawą podrzucaną przez Komisję Św. Antoniego M. Pamiętamy czasy rządów koalicji PiS, Samoobrona, LPR, wtedy to coś się działo, widać było że rząd rządzi się jak szara gęś, ale Polska rosła w siłę i ludzie żyli od jednej afery do drugiej. Jak już zabrakło „kozłów ofiarnych” spoza układu, to wybierało się „grube ryby” swojego chowu. Premier i jego „Ziobro” byli panami jak za dawnych „dobrych czasów” E. Gierka.
Za Gierka była  -  fuszerka, za Tuska od parady  -  autostrady, co nas może czekać za Jarka  -  normalka  -  pralka.


Ja jednak nie upadam na duchu. Wierzę, że ten nowy rok będzie znów twórczym, a nie jakimś tam stagnacyjnym. Wierzę, że zbudujemy wiele nowych dróg, budynków, fabryk, że mimo trudności gospodarczych pójdziemy do przodu. I to nie dlatego, że mamy taki, a nie inny rząd. To dlatego, że mamy wolną gospodarkę i władze samorządowe, mamy mądrych, doświadczonych pracodawców i menedżerów, a także  ludzi pracy. Potrafimy się jednoczyć w czasach kryzysu. I tego wszystkiego wszystkim życzę na ten Nowy Rok!

Fot. Marzena Michalik

2 komentarze:

  1. Ale krasnolud! nie lubię, ale ten jakiś sympatyczny jest. Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też mi się wydał wyjątkowy i we właściwym miejscu. Dziękuję za wpis i pozdrowienia. Pomyślności w Nowym Roku !

    OdpowiedzUsuń