krasnal wróży szczęście |
No właśnie, miał być koniec świata przewidziany przez proroczych Majów i znów się nam udało. Słońce nie zagasło. Księżyc w nocy nadal świeci odbiciem jego światła. Życie toczy się dalej, tak jakby nigdy nic. Na tablicy ogłoszeń w moim miasteczku widzę klepsydrę informującą o pogrzebie zmarłego, a obok barwne, krzykliwe plakaty o balach sylwestrowych, spotkaniach noworocznych, promocyjnej sprzedaży podarunków pod noworoczną choinkę. Samo życie!
Święta były, minęły, znów stały
się wspomnieniem. Ze zdziwieniem konstatuję, że właściwie nic się jeszcze nie
spełniło z gorących życzeń świątecznych. Miało być wesoło, ale Ojcowie duchowni
Kościoła sprowadzili mnie na ziemię i wskazali wroga – Wspólnotę Europejską,
przyczynę wszelkich nieszczęść katolickich rodzin, w których dotąd panowała
harmonia, gdy mąż był panem i władcą, a żona kurą domową, a teraz nie wiadomo co. Ponadto zawisła nad
Polską czarna chmura recesji gospodarczej i finansowej w nadchodzącym roku
roztaczana przez lansowanych w TV prawicowych ekonomistów. A w ogóle telewizja
wypełniona po brzegi ekspertami krajowej i zagranicznej kuchni roztoczyła przed
nami takie jadłospisy wieczerzy wigilijnej, że ręce nam opadły od trzymania się
za kieszeń. Z bijącym sercem, pełni niepokoju i trwogi zasiadaliśmy do stołu i
wstyd nie odstępował przy podawaniu na stół stereotypowego barszczyku z uszkami,
zupy grzybowej, karpia, pierogów z kapustą, kapusty z grochem, a na deser
kompotu z suszonych owoców. Po prostu istna, zapyziała wiocha. Kudy nam
chudopachołkom do specjałów kuchennych misyjnej „kawy i herbaty”. Nie ucieszyła
mnie tak jak dawniej woda toaletowa i skarpety zimowe spod choinki. A z kolęd
najbardziej utkwiło mi w pamięci: „W Dzień Bożego Narodzenia radość wszelkiego stworzenia: ptaszki w
górę podlatują, Jezusowi wyśpiewują, wyśpiewują”.…
Z niepokojem i zażenowaniem powróciłem do normalnego życia. W piątek
rano -
spacer po chleb i gazetę ( ze wstydem się przyznam – GW, ale to tylko ze
względu na program telewizyjny, poza tym „Trwam” w kulcie dla Ojca Dyrektora),
w sobotę - na targ, może coś rzucili po „promocyjnej”
cenie i obowiązkowo do marketu „Biedronka”, tam są „codziennie niskie ceny”.
Okazuje się, że przed nami
apogeum świętowania, po sobocie, wiadomo, niedziela świąteczna, wigilijna tuż
przed nowym rokiem, po niej niestety poniedziałek („nie lubię poniedziałków”), ale
wieczorem „szaleństwo nocy sylwestrowej”. Na tym przecież nie koniec. Nie można
w nowy rok wejść tak bez animuszu. We wtorek od późnego rana będziemy chłodzić
głowę, przykładać kompresy. T0 przez ten
„szampan” z „Biedronki” – „Michel Demi Doux „Bartex” wyprodukowany przez Bartol spj. z
Nowego Tomyśla. A po południu wracamy znów do świętowania. Trzeba to
spożytkować, co nam pozostało w barku po Sylwestrze.
Oczywiście, to wszystko jest
prognozą. Co się faktycznie stanie w nowym roku, dziś trudno odgadnąć. Nawet
jasnowidzący Ojciec Pio tego nie przewidział do końca. Co innego nasza rodzima
Wernyhora, prof. Jadwiga Staniszkis, o czym pisałem w poprzednim poście. Ona
wie wszystko, bo spoziera na to z najwyższego majestatu wyższej uczelni,
odbijającej światłość Torunia. Stawia na rychły krach rasowego kłusaka „Tuska”,
uznanego przez pospólstwo faworytem wyścigów konnych na warszawskim politycznym
Służewcu. A jeśli by się okazało, że
wygra znów o pierś z maskotką Ojca Dyrektora – „Jarusiem”, to będzie
namacalny dowód, iż siły nieczyste zawładnęły nawet tak absolutnie
nieskazitelnym i nieskorumpowanym biznesem,
jakim są zawody konne.
Gdyby jednak się okazało, że
faworyt „Tusk” przegrał w tej gonitwie, to za rok robi się wielki bal
sylwestrowy, z milionami bezrobotnych i zubożałych obywateli, pękających z
radości, że proroctwa Pani Profesor się spełniły. Tłumy zapieją z zachwytu, że
mamy taką wizjonerkę, która zdolna była przewidzieć z dawna oczekiwaną recesję. Przecież to ważne,
bo wtedy skończy się czas rządów „POpaprańców”,
a ster rządów przejmie PiS - PKWN IV Rzeczpospolitej.
Taki „koniec świata” PO, to nawet
rzecz obiecująca, bo stwarza nadzieję, że wreszcie będzie coś się działo
wybuchowego. Ile można tak żyć w ciągłej stagnacji i żywić się jedynie strawą
podrzucaną przez Komisję Św. Antoniego M. Pamiętamy czasy rządów koalicji PiS, Samoobrona,
LPR, wtedy to coś się działo, widać było że rząd rządzi się jak szara gęś, ale
Polska rosła w siłę i ludzie żyli od jednej afery do drugiej. Jak już zabrakło „kozłów
ofiarnych” spoza układu, to wybierało się „grube ryby” swojego chowu. Premier i
jego „Ziobro” byli panami jak za dawnych „dobrych czasów” E. Gierka.
Za Gierka była - fuszerka, za Tuska od
parady -
autostrady, co nas może czekać za Jarka - normalka - pralka.
Ja jednak nie upadam na duchu.
Wierzę, że ten nowy rok będzie znów twórczym, a nie jakimś tam stagnacyjnym.
Wierzę, że zbudujemy wiele nowych dróg, budynków, fabryk, że mimo trudności
gospodarczych pójdziemy do przodu. I to nie dlatego, że mamy taki, a nie inny
rząd. To dlatego, że mamy wolną gospodarkę i władze samorządowe, mamy mądrych,
doświadczonych pracodawców i menedżerów, a także ludzi pracy. Potrafimy się jednoczyć w czasach
kryzysu. I tego wszystkiego wszystkim
życzę na ten Nowy Rok!
Fot. Marzena Michalik
Fot. Marzena Michalik
Ale krasnolud! nie lubię, ale ten jakiś sympatyczny jest. Pozdrowienia.
OdpowiedzUsuńTeż mi się wydał wyjątkowy i we właściwym miejscu. Dziękuję za wpis i pozdrowienia. Pomyślności w Nowym Roku !
OdpowiedzUsuń