W
tajemniczych okolicznościach ginie mieszkaniec wsi położonej na skraju Kotliny
Kłodzkiej. Jego sąsiadka, Janina Duszejko, emerytowana nauczycielka i
obrończyni zwierząt, wpada na pewien trop
i zdradza go policji. Ale organa władzy nie traktują poważnie jej
podejrzeń, mają złe zdanie o kobiecie
mieszkającej samotnie, pasjonującej się astrologią, uchodzącą za
ekscentryczkę. Okoliczności kolejnych morderstw skłaniają jednak policję do
innego spojrzenia na sprawę.
Oto
zarys fabuły książki jednej z najpoczytniejszych, współczesnych
powieściopisarek, bliskich nam szczególnie, bo wyrosłej na naszej podsudeckiej
glebie, zdobywczyni prestiżowych Nagród Literackich Nike 2008 i 2015 - Olgi Tokarczuk.
Powieść,
do której przeczytania chciałbym dzisiaj zachęcić, nosi przejmujący tytuł „Prowadź swój pług przez kości umarłych”.
Pasjonaci
literatury, bywalcy księgarń i bibliotek, znają Olgę Tokarczuk nie tylko z
przekazów medialnych. Jeśli udało się trafić na którąkolwiek z jej głośnych już
w całym kraju powieści, takich jak „Prawiek i inne czasy”, „Dom dzienny, dom
nocny” , „Ostatnie historie”, trudno byłoby się nie zachwycić. Każda z tych
książek wciąga jak narkotyk, wprowadza w utopijny świat fantasmagorii, ale
wyrosły na rzeczywistym, realnym gruncie życia wiejskiego. Zdumiewa nas, że
choć jest to świat najbardziej naturalny, przyziemny, ubogi, bo rzecz rozgrywa
się w maleńkich wioszczynach górskich, a bohaterami są ludzie prości, sterani
powszedniością trudów, wprzęgnięci w elementarny mechanizm „walki o byt”, to
jednak jak się okazuje są to ludzie bogaci duchowo, wrażliwi i czuli na piękno przyrody i krajobrazów, reagujący
bezkompromisowo na kłamstwo, obłudę i nieuczciwość otoczenia.
Dla
mieszkańców utopionych w noworudzkich górach Dworek i Krajanowa, skąd wywodzi się
Olga Tokarczuk, jej powieści są nadzwyczaj swojskie i bliskie tutejszemu
pojmowaniu świata i ludzi. Znamy z autopsji tę przyrodę, krajobrazy,
uciążliwości życia górskich ustroni, utopionych w górach, odciętych od świata.
Powieść „Prowadź swój pług przez kości umarłych” stawia jednak nowe, niezwykle
intrygujące pytanie. Dotyczy ono stosunku do otaczającej nas przyrody i
zwierząt. Dotyczy istoty człowieczeństwa, w którym idea ochrony życia jako
najwyższej wartości w odniesieniu do świata zwierząt jest tylko grą pozorów.
Dla
lepszego poznania książki przytoczę ciekawsze jej urywki. Na początek dwa
obrazki z miejsca akcji powieści:
„Nasza osada, to kilka domów, które
stoją na Płaskowyżu, z dala od reszty świata. Płaskowyż jest dalekim
geologicznym krewnym Gór Stołowych, ich odległą zapowiedzią. Przed wojną nasza
kolonia nazywała się Luftzug, czyli Przeciąg, dziś zostało z tego nieoficjalne
Lufcug, bo oficjalnie nie ma nazwy. Na mapie widać tylko drogę i kilka domów,
żadnych liter. Zawsze wieje tutaj wiatr, masy powietrza przelewają się przez
góry z zachodu na wschód, z Czech do nas. Zimą wiatr staje się gwałtowny i świszczący; wyje w kominach. Latem rozprasza
się w liściach i szeleści, nigdy nie jest tu cicho… Nie ma co się dziwić
ludziom, którzy opuszczają Płaskowyż zimą. Trudno jest tu mieszkać od
października do kwietnia, wiem coś o tym. Co roku spada tutaj wielki śnieg, a
wiatr starannie rzeźbi z niego zaspy i diuny. Ostatnie zmiany klimatyczne
ociepliły wszystko, tylko nie nasz Płaskowyż…”
„Zima pięknie otula wszystko tutaj białą
watą, skraca maksymalnie dzień, tak że gdy się nieopatrznie zasiedzi w nocy,
można się obudzić w mroku popołudnia następnego dnia, co -
przyznam szczerze - zdarza mi się coraz częściej od zeszłego roku. Niebo
wisi tu nad nami ciemne i niskie, jak brudny ekran, na którym rozgrywają się
nieposkromione batalie chmur. Po to są nasze domy – żeby chronić nas przed tym
niebem, inaczej przeniknęłoby do samego wnętrza naszych ciał, gdzie podobna
małej szklanej kulce, tkwi nasza Dusza. Jeżeli coś takiego w ogóle istnieje…”
W
tym maleńkim przysiółku, w którym przyszło żyć na stare lata bohaterce
powieści, dzieją się rzeczy wzbudzające wstręt i oburzenie. Grupka myśliwych z
lokalnego Kółka Łowieckiego na czele z komendantem policji i pod opiekuńczymi
skrzydłami księdza proboszcza urządza sobie suto zakrapiane polowania, czując
się przy tym zupełnie bezkarnie. Tutaj
nie obowiązują żadne okresy ochronne, strzela się do wszystkiego co popadnie i
kiedy tylko nadarzy się okazja. Ofiarą myśliwych padły też dwie wierne i oddane
suczki, jedyne towarzyszki życia mieszkającej na tym odludziu samotnej kobiety.
Trudno się dziwić, że przechyliło to do reszty czarę goryczy. Bohaterka
książki podejmuje się walki o prawo do
życia dla zwierząt z panującą wszędzie obojętnością , bezdusznością, hipokryzją. Decyduje się sama być w tej
sprawie i sędzią, i katem. Jaki jest finał
tej potyczki? Odpowiedź na to pytanie
poszukajmy w powieści.
Oto
kolejne urywki, wprowadzające w istotę problemu:
„Teraz wydało mi się jasne, dlaczego
wieże strzelnicze, które przecież bardziej przypominają wieże strażników z
obozów koncentracyjnych, nazywa się ambonami.
W ambonie Człowiek stawia się ponad innymi Istotami i sam przyznaje sobie prawo
do ich życia i śmierci. Staje się tyranem i uzurpatorem…”
„Popatrzcie jak funkcjonują te ambony.
To jest zło, trzeba ten fakt nazwać po imieniu: przemyślne, perfidne i
wyrafinowane zło – budować paśniki, sypać tam świeże jabłka i pszenicę, wabić
Zwierzęta, a kiedy się już oswoją i przyzwyczają, strzelać im z ukrycia, z
ambony w głowę… „Gdy przechodzicie koło wystaw sklepowych, na których wiszą
czerwone połcie poćwiartowanego ciała, to myślicie że co to jest? Nie
zastanawiacie się, prawda? Albo gdy zamawiacie szaszłyk, czy kotlet – to co
dostajecie? Nic w tym strasznego. Zbrodnia została uznana za coś normalnego,
stała się czynnością codzienną. Wszyscy ją popełniają. Tak właśnie wyglądałby
świat, gdyby obozy koncentracyjne stały się normą. Nikt by nie widział w nich
nic złego…
A przecież Człowiek ma wobec Zwierząt
wielki obowiązek – pomóc im przeżyć życie, a tym oswojonym – odwzajemnić ich
miłość i czułość, bo one nam dają o wiele więcej, niż od nas dostają. I trzeba,
żeby one przeżyły swoje życie godnie… Kiedy się je zabija, a one umierają w
Lęku i Grozie, jak ten dzik, którego ciało leżało wczoraj przede mną i wciąż
tam leży poniżone, ubłocone i oklejone krwią, zamienione w padlinę – wtedy
skazuje się je na piekło i cały świat zamienia w piekło. Czy ludzie tego nie
widzą? Czy ich rozum jest w stanie wyjść poza małe, samolubne przyjemności?
Co to za świat? Czyjeś ciało przerobione
na buty, na parówki, na dywan przed łóżkiem, wywar z czyichś kości do
picia…Buty, kanapy, torba na ramię z czyjegoś brzucha, grzanie się cudzym
futrem, zjadanie czyjegoś ciała, krojenie go na kawałki i smażenie na oleju”…
Żeby
pojąć dokładniej i zrozumieć skąd te emocjonalne słowa oburzenia, ujawniające
niestety głęboką prawdę o istocie człowieczeństwa, trzeba przeczytać całą
książkę. Zarówno splot wydarzeń składający się na warstwę fabularną jak i
liczne, niezwykle głębokie i dające wiele do myślenia refleksje bohaterki
powieści, a w domyśle - jej autorki,
czynią z tej pozycji ogromnie ważne wydarzenie na naszym rynku wydawniczym.
Zachęcam
zanim trafią do naszej ręki monumentalne „Księgi
Jakubowe” poznajmy wcześniejsze książki Olgi Tokarczuk, bo one są jak
elementarz wprowadzający nas w idylliczny świat Polski przedrozbiorowej,
którego rozległą panoramę odtworzyła z takim pietyzmem bliska naszemu sercu
powieściopisarka.
To bardzo mądra i pouczająca książka. Na zawsze utkwiła mi w pamięci.
OdpowiedzUsuńDziękuję Aniu i cieszę się, że do mojego blogu zaglądasz od paru lat. Jest mo bardzo miło jak tylko zbaczę link "anna skakanka", a dla mnie Anna to prawdziwy klejnot w kolonii blogerów,bo robi i pokazuje cuda w swoim blogu. Kto nie wierzyu nich zajrzy. Serdecznie pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńUleczko, dziesięć lat temu też miałam problem: blogu czy bloga, postu czy posta, nicka czy nicku. Teraz już wiem, że powinno się pisać w dopełniaczu „bloga”, w miejscowniku „blogu”.
OdpowiedzUsuńJednym słowem: „Przezorni Czytelnicy mojego bloga z pewnością już w …”
Pamiętam, jak profesor Miodek mówił: „Proszę mnie nie pytać o dopełniacz rodzaju męskiego, jeśli jest to wyraz jednosylabowy, np. flet.
Dziękuję za tę uwagę, miałem i mam nadal kłopoty z odmiana wyrazów obcego pochodzenia, a profesora Miodka oglądam i słucham rzadko. I jest mi wstyd z tego powodu. Teraz już nigdy nie zaproszę w moim blogu nikogo do mojego fletu, tylko do fleta. Miło mi, że Anonimowy zajrzał profesjonalnie do mojego bloga. Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńWie Pan Co!
OdpowiedzUsuńPan tej "damie", po jej wypowiedziach jeszcze reklame robi?
Pan nieświadomy, czy też popiera jej wersje wydarzeń?
Słowo daję, myślałem, że ma Pan lepszą rękę na pulsie!
z
Nie wiem jakie wypowiedzi Olgi Tokarczuk ma Anonim na uwadze. Ja piszę o książce Olgi Tokarczuk, ktora wywarła na mnie duże wrażenie,dotyczy to zresztą większości jej książek, a nagrody Nike są tego potwierdzeniem. Oczywiście Anonim moze mieć na tan temat inne zdanie,ale nie świadczy o nim dobrze to, że wstydzi sie swojego nazwiska.
UsuńLaureatka tegorocznej literackiej Nagrody Nike Olga Tokarczuk na antenie TVP Info przedstawiła własną wizję historii Polski, według której Polacy robili „straszne rzeczy” jako kolonizatorzy, właściciele niewolników i mordercy Żydów.
OdpowiedzUsuńJeszcze jedna, która się wślinia starszym braciom w wierze, kolejna gnIDA.