Były Ośrodek i jego gospodarz |
Mam przed sobą książkę, która
jest dla mnie cennym talizmanem. Są dwa wystarczające powody, by traktować ją
jak amulet o magicznej mocy przynoszącej
katharsis dotychczasowej wiedzy historycznej. Po pierwsze – był to pierwszy
podręcznikowy zarys współczesnej historii Polski napisany po przemianach 1989
roku, a więc bez komunistycznych kłamstw, manipulacji faktami i cenzury. Nie
pamiętam jak zdobyłem tę książkę wydaną w
1991 roku, pamiętam tylko, że czytałem ją z wypiekami na twarzy i z
szacunkiem wspominałem wielu moich profesorów na studiach uniwersyteckich we
Wrocławiu, którzy różnymi sposobami przemycali prawdę historyczną pozostającą
często w rażącej sprzeczności z oficjalną, upolitycznioną historiografią. Po
drugie – miałem zaszczyt poznać osobiście autora tej książki, postać dla mnie
wręcz mityczną, o której wcześniej mogłem jedynie przeczytać w „Trybunie Ludu”
jako o wrogu ludu, a równocześnie po cichu
posłuchać emocjonujących felietonów w radiu „Wolna Europa”, które budziły mój podziw i przyciągały jak
magnes, choć nie mogłem się do tego przyznawać. Zupełnie przypadkowo, a było to
w 2008 roku w Głuszycy, miałem zaszczyt znaleźć się w jego towarzystwie, razem
z nim zwiedzić Osówkę, a nawet przeprowadzić interesujący wywiad do naszej
głuszyckiej gazety.
Trzymam w dłoniach tę książkę i pocieszam oczy
osobiście, odręcznie napisaną przez autora dedykacją:
„Panu Stanisławowi, z serdecznym uściskiem dłoni, którym pragnę wyrazić
jak bardzo doceniam Pańskie zaangażowanie w historię i popularyzację regionu
Gór Sowich. Dziękując za wszystko i bardzo licząc na przyjazną współpracę w
przyszłości”
I autograf -
Witold Pronobis, Głuszyca 8 kwiecień 2008.
No to teraz już wszystko stało
się jasne. Chodzi oczywiście o książkę „Polska
i świat w XX wieku”, której autorem jest właśnie Witold Pronobis, polski historyk publicysta, dziennikarz. Jego
książka to podręcznik najnowszej historii Polski i świata, z którego powszechnie
uczono się dziejów XX wieku w pierwszych latach po upadku komunizmu. Oto co
możemy przeczytać o Witoldzie Pronobisie w internetowej Wikipedii:
Witold
Pronobis – urodzony w 1947 roku, doktor nauk historycznych, wykładowca na
Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Od 1982 roku na emigracji w USA
(Instytut Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku). Następnie kierownik Archiwum
Prasy i Wydawnictw Niezależnych Radia Wolna Europa i redaktor programów
Rozgłośni Polskiej RWE. Autor skryptów akademickich publikowanych w polskich
czasopismach emigracyjnych, a także w prasie niemieckiej i anglojęzycznej. Był
autorem licznych udokumentowanych audycji historycznych, m.in. o zbrodni
katyńskiej i wymianie listów pomiędzy episkopatami polskiego i niemieckiego
Kościoła Katolickiego w 1965. Współpracował z paryską Kulturą, Zeszytami
Historycznymi i innymi polskimi wydawnictwami emigracyjnymi (Widnokrąg,
Libertas, Puls) oraz podziemnymi w kraju. Od 1999 r. prowadził w Marwicach k.
Gorzowa Wielkopolskiego ośrodek pod nazwą Miejsce Spotkań i Dialogu
Ponadgranicznego.
Witold
Pronobis nie znalazł zrozumienia lokalnej społeczności i pomocy ze strony
władz wojewódzkich i krajowych w prowadzeniu ośrodka, który mógł spełnić ważną
rolę w zbliżeniu środowisk inteligenckich Polski, Niemiec i innych krajów
Europy. Dlatego zostawił Martwice i powrócił na „emigrację” do Berlina, gdzie
łatwiej mu prowadzić działalność naukową. To co mnie najbardziej zdumiewa, to
zupełna obojętność i marginalizacja człowieka tak bardzo zasługującego na
szacunek i uznanie. Był czas, kiedy wynoszono na ołtarze jego szefa Jana Nowaka
Jeziorańskiego, ale już wtedy rzadko można było usłyszeć o Witoldzie
Pronobisie. Dziś obydwaj traktowani są jako postaci historyczne. Ale Witold
Pronobis jest w „kwiecie wieku” i mógłby jeszcze wiele uczynić dla Polski. Już
w 2008 roku, w przeprowadzonym wywiadzie do „Głosu Głuszycy” widać było ogromne
rozczarowanie Witolda Pronobisa tym, co się dzieje w Polsce. Przytaczam
odpowiedni fragment wywiadu:
-Bardzo
interesującym i zaskakującym jest Pana aktualny wybór drogi życiowej, po takiej
barwnej przygodzie w USA, w Niemczech i w wielu innych miejscach na świecie,
osiadł Pan na dłużej w gorzowskich lasach? Czy nie ciągnie Pana do wielkiego
świata, do Nowego Jorku, Monachium, Paryża? Czy odbywa Pan jeszcze podróże
zagraniczne? Czy jest Pan aktywnym uczestnikiem bieżącego życia politycznego w
Polsce?
-Często zastanawiałem się czy gdybym miał raz jeszcze przeżyć minione czasy, postąpiłbym inaczej? Musze przyznać, może trochę nieskromnie, że udawało mi się podejmować w życiu, na ogół, słuszne decyzje. Ale jednej żałuję! Tej właśnie, że wybrałem sobie za miejsce zamieszkania i działalności podgorzowskie Marwice. Założyłem i od kilku lat prowadzę tam Ośrodek Dialogu Ponadgranicznego. Razem ze swoimi gośćmi; uczestnikami zjazdów, seminariów, obozów dyskusyjnych czy badawczych, staramy się poznawać prawdę o przeszłości, szukać wzajemnego porozumienia, właśnie przez nie manipulowaną politycznie, prawdziwą, często gorzką i trudną, ale niezakłamaną historię. Włożyłem w tą inicjatywę wiele serca, pieniędzy i wysiłku. Naturalnie mamy coraz więcej, bardzo widocznych, efektów! Niestety wszystko to w atmosferze niechęci, niezrozumienia, wręcz wrogości miejscowej ludności, a ściślej lokalnych władz, z księdzem proboszczem, sołtysem i byłym wójtem na czele. Wiele w tym jakiegoś szowinizmu, nienawiści, trudno pojętego dla mnie innego systemu wartości. Nie chcę jednak o tym mówić. Postanowiłem opuścić te niegościnne okolice, zostawić tych ludzi, których nie rozumiem i poszukać sobie innego, bardziej sympatycznego miejsca. Polityką nie bardzo chcę się zajmować. Raczej szukaniem polsko-niemieckiego porozumienia. Koniecznego szczególnie po ostatniej wojnie, brzemiennej w niesłychane krzywdy i cierpienia, ponoszone najczęściej przez zupełnie niewinnych ludzi, zresztą także Niemców! Znalezienie takiego porozumienia jest trudne. Jednak ważne i potrzebne, co tak dobrze rozumieli polscy biskupi, z Karolem Wojtyłą włącznie, gdy przed ponad 40 laty wystosowali słynny list do niemieckiego Episkopatu, w którym wybaczano ale i proszono o wybaczenie.
-Często zastanawiałem się czy gdybym miał raz jeszcze przeżyć minione czasy, postąpiłbym inaczej? Musze przyznać, może trochę nieskromnie, że udawało mi się podejmować w życiu, na ogół, słuszne decyzje. Ale jednej żałuję! Tej właśnie, że wybrałem sobie za miejsce zamieszkania i działalności podgorzowskie Marwice. Założyłem i od kilku lat prowadzę tam Ośrodek Dialogu Ponadgranicznego. Razem ze swoimi gośćmi; uczestnikami zjazdów, seminariów, obozów dyskusyjnych czy badawczych, staramy się poznawać prawdę o przeszłości, szukać wzajemnego porozumienia, właśnie przez nie manipulowaną politycznie, prawdziwą, często gorzką i trudną, ale niezakłamaną historię. Włożyłem w tą inicjatywę wiele serca, pieniędzy i wysiłku. Naturalnie mamy coraz więcej, bardzo widocznych, efektów! Niestety wszystko to w atmosferze niechęci, niezrozumienia, wręcz wrogości miejscowej ludności, a ściślej lokalnych władz, z księdzem proboszczem, sołtysem i byłym wójtem na czele. Wiele w tym jakiegoś szowinizmu, nienawiści, trudno pojętego dla mnie innego systemu wartości. Nie chcę jednak o tym mówić. Postanowiłem opuścić te niegościnne okolice, zostawić tych ludzi, których nie rozumiem i poszukać sobie innego, bardziej sympatycznego miejsca. Polityką nie bardzo chcę się zajmować. Raczej szukaniem polsko-niemieckiego porozumienia. Koniecznego szczególnie po ostatniej wojnie, brzemiennej w niesłychane krzywdy i cierpienia, ponoszone najczęściej przez zupełnie niewinnych ludzi, zresztą także Niemców! Znalezienie takiego porozumienia jest trudne. Jednak ważne i potrzebne, co tak dobrze rozumieli polscy biskupi, z Karolem Wojtyłą włącznie, gdy przed ponad 40 laty wystosowali słynny list do niemieckiego Episkopatu, w którym wybaczano ale i proszono o wybaczenie.
-I jeszcze jedno pytanie bardziej osobiste, myślę że zainteresuje naszych Czytelników, co Pan sądzi jako człowiek tak mocno zaangażowany w przemiany w Polsce o tym, co się dzieje obecnie na naszej scenie politycznej ? Czy nie przypomina to „polskiego piekiełka” z czasów międzywojennych? Czy nie wzbudza niepokoju i nie przynosi ze sobą refleksji, że nie warto było stawiać na szalę całego swojego życia dla naszego, swojskiego „Obrzydłówka”?
To prawda! Często zastanawiam się jak możliwe są niejednokrotnie obrzydliwe obrazki oglądane na naszej scenie politycznej. W społeczeństwie, które tak bardzo potrafiło zaimponować światu swoją mądrością i dojrzałością polityczną w 1980 r. Które uczestniczyło w wielomilionowym ruchu społecznym „Solidarność”, przyczyniając się do obalenia komunizmu i żelaznej kurtyny!
Skąd wzięły się te przedziwne wyniki demokratycznych w końcu wyborów i niektóre postacie we władzach Rzeczpospolitej, które zdumiewają swoją tam obecnością, budząc wręcz przerażenie? Demokracja parlamentarna w niepodległym kraju najwyraźniej nie zawsze dobrze się sprawdza. Ale proszę mi wierzyć! Nikt jeszcze nie wymyślił lepszego systemu. To tylko od nas samych zależy byśmy potrafili możliwie najmądrzej wybierać swoich przedstawicieli!
-Przejdę teraz do pytań bardzo nam bliskich. Co Pan myśli o naszym miasteczku, jakie wywarło wrażenie, czy bardzo przygnębiające dla człowieka, który poznał wielki świat na Zachodzie?
- To niemal kokieteryjne pytanie. W Głuszycy pojawiłem się na zaproszenie moich przyjaciół, u których, dzięki ich fachowej wiedzy i umiejętnościom, kontroluję i leczę moje zęby. Są też lokalnymi patriotami i przy okazji starają się pokazać mi jak najwięcej atrakcji. Jestem w tych stronach po raz pierwszy i zostałem całkowicie zauroczony okolicą z jej przyrodą oraz, co niemniej ważne, wieloma mądrymi i sympatycznymi ludźmi. Wspomniałem o swoim rozczarowaniu okolicami Gorzowa i o pragnieniu znalezienia dla siebie bardziej przyjaznego miejsca. Jestem przekonany, że je właśnie znalazłem! Tutaj!
-Jesteśmy świeżo po wycieczce na Osówkę. Proszę o pierwsze wrażenia z „podziemnego miasta”, jak nazwano eufemistycznie to miejsce. Czy wcześniej zetknął się Pan jako historyk z zagadką kryjącą się w masywie Włodarza w Górach Sowich?
- W okolicach Gorzowa, na tzw. dzisiaj „Ziemi Lubuskiej”, miałem okazję dość dokładnie poznać miejsce o dziwacznej nazwie „Miedzyrzecki Rejon Umocniony”. Są to podziemne budowle największego kompleksu militarnego Niemiec, znane jako Wał Wschodni Łuku Warta-Odra. Zbudowano je tuż po I wojnie światowej jako obronne fortyfikacje, mające chronić Berlin przed ewentualnym najazdem ze strony, wyłonionej po Traktacie Wersalskim, Polski. Osówka, choć trochę podobna, jest naturalnie czymś innym. Tym niemniej, badając problem fortyfikacji miedzyrzeckich, co rusz napotykałem w literaturze temat hitlerowskich, podziemnych budowli w Górach Sowich , w tym Osówki. Dopiero teraz jednak mogłem te podziemia wreszcie zobaczyć. To było ogromne przeżycie. Macie tutaj zupełnie nieprawdopodobną atrakcję turystyczną. Na szczęście fakt ten został dostrzeżony przez tutejszy samorząd, co zaowocowało przystosowaniem podziemi do zwiedzania. Obiecująco rozbudowuje się też turystyczna infrastruktura, jak choćby powstająca tam piękna sala restauracyjna, parking itd.
To tyle z dawniejszego wywiadu z Witoldem
Pronobisem. Okazuje się, że po upływie paru lat nie zmienił zdania na temat
tego, co się dzieje w naszej polityce. Mieliśmy okazję się o tym przekonać przy
okazji promocji jego nowej książki, ale o tym opowiem w kolejnym felietonie.
Witold Pronobis nie szuka rozgłosu i nie
ubiega się o zaszczyty w ojczystym kraju, który tak wiele mu zawdzięcza i tak
szybko zapomina o swoich bohaterach. Tam w Berlinie nadal pracuje nad
pojednaniem i zbliżeniem pomiędzy dwoma sąsiadami, których historia często
zupełnie niepotrzebnie dzieliła i antagonizowała. Wstyd tylko, że o takich
Polakach nie pamiętamy, że nie chcemy, korzystać z ich dobrych rad i nie znajdujemy czasu na głębszą refleksję nad pytaniem: Quo vadis
Polsko?
Dobre!.Z dużą ciekawością czekam na kolejny felieton ze spotkania z p.Witoldem Pronobisem.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń