Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

czwartek, 17 września 2015

Historia magistra vitae est


witajmy z uśmiechem naszych gości

„Dom chyli się do końca, dąb schnie od wierzchołka,
Ogród w las się zamienił, a woda w szuwary,
Gdzie dawniej staw szeroki, dziś wilgotna łąka,
Każdy kąt teraz cichszy, obcy, bardziej szary.

Woda płynąca rzeczki uniosła widoki
Dawniejsze na swej szklistej powłoce odbite,
Nic nie zostało z tego  -  tylko te obłoki
Zawsze w stado pierzaste i pierzchliwe zbite.”

Tak oto wyraził swe wrażenia Jarosław Iwaszkiewicz w wierszu „Odwiedziny miejsc ulubionych w młodości”, kiedy przyszło mu po latach zobaczyć utracony swój kraj lat dziecięcych na dalekich kresach wschodnich.

Pamiętamy to z historii. Nie powiodła się akcja zbrojna Naczelnika rodzącego się państwa polskiego, Jozefa Piłsudskiego w 1920 roku, której celem było przyłączenie do Polski rubieży wschodnich, niegdyś przed rozbiorami stanowiących integralną część Rzeczpospolitej. W wynegocjowanym z Rosją Bolszewicką traktacie ryskim, Polska musiała się zadowolić tylko częścią tych ziem. Podpisanie 18 marca 1921 roku pokoju ryskiego, acz przyjętego w Polsce przez większą część społeczeństwa z euforią, oznaczało jednak rezygnację z odzyskania Kresów w ich dawnym, historycznym wymiarze. To co jawiło się korzystne dla polskiej racji stanu, oznaczało jednak tragedię dla Polaków, którzy stali się wbrew ich woli mieszkańcami radzieckiej Rosji. „Uczestnicy wyprawy kijowskiej w 1920 roku byli, jak pisał Stanisław Uliasz, ostatnimi Polakami, którym dane było oglądać ziemie Polski Jagiellońskiej” Obszar państwa polskiego skurczył się z 734 000 km2 przed rozbiorami do 388 000 km2 po traktacie ryskim i to głównie skutkiem utraty ziem wschodnich. Dla setek tysięcy Polaków oznaczało to zupełne oderwanie od ojczyzny.

Represje ze strony zaborców w okresie ponad wiekowej niewoli zaborczej nie likwidowały poczucia wspólnoty z całością. Choć nie istniało państwo polskie fizycznie, to pozostawało ono w świadomości Polaków jako idea.

Oto bardzo znamienny fragment wielkiego dramatu Stanisława Wyspiańskiego „Wesele”:

Poeta
- Po całym świecie
Możesz szukać Polski, panno młoda
I nigdzie jej nie najdziecie,

Panna Młoda
- To może i szukać szkoda.

Poeta
- A jest jedna mała klatka  - 
O, niech tak Jagusia przymknie
Rękę na pierś,

Panna Młoda
- To zakładka
Gorseta, zeszyta trochę przyciaśnie

Poeta
- A tam puka?

Panna Młoda
- I cóż za tako nauka?
Serce - ! - ?

Poeta
- A to Polska właśnie.



Z biegiem lat okazało się, że ta głęboko zakorzeniona idea, skryta w sercu, umierała, bo Polacy w Rosji Bolszewickiej stali się celem jeszcze większej eksterminacji, niż to miało miejsce pod zaborem rosyjskim. Dla nich Polska przepadła, coraz bardziej można się było o tym przekonać, że na zawsze.

Dla polskich kresów wschodnich jak się potem okazało scalenie z ojczyzną okazało się krótkotrwałe. 17 września 1939 roku stały się one łupem stalinowskiej Rosji, która zawarła wcześniej z Niemcami Hitlerowskimi tajne porozumienie zwane w historii Paktem Ribbentrop - Mołotow. Po II wojnie światowej straciliśmy dalszą pokaźną część Kresów z  Wilnem i Lwowem do granicznej rzeki Bug. Jako rekompensatę darowano nam Ziemie Odzyskane, które jak nas zapewniała proradziecka propaganda  -  powróciły do Macierzy. Cieszymy się, że przynajmniej odzyskaliśmy niegdyś polski Śląsk i pozostałe ziemie zachodnie nad Odrą i  Nysą Łużycką. Ale musimy mieć tę świadomość, że tak samo jak Polacy nie mogą się do dziś pogodzić z utratą ziem wschodnich, gdzie znajdowała się ich kolebka rodzinna, tak samo Niemcy z nostalgią powracają do wspomnień z lat swego dzieciństwa i młodości na dawnych ziemiach przynależnych przed wojną do Rzeszy Niemieckiej.

Po co ja o tym wszystkim piszę? Co znaczy fragment wiersza Jarosława Iwaszkiewicza zamieszczony na samym początku dzisiejszego postu? Otóż czytając ten wiersz obrazujący wrażenia wywodzącego się z kresów wschodnich Polaka, który po latach odwiedził swoje rodzinne strony na wschodzie, pomyślałem, że takie same wrażenie, a może jeszcze gorsze, mogą mieć niemieccy przesiedleńcy, którzy przyjeżdżają do nas, by obejrzeć swoją ojcowiznę. Niestety, nie potrafiliśmy zagospodarować tych ziem tak, aby nie zniszczyć dorobku wielu pokoleń dawnych niemieckich gospodarzy. Mało tego. Naszą ambicją stało się zatarcie wszelkich śladów niemieckości tych ziem, poczynając od nazw geograficznych, szyldów i napisów, na pomnikach i cmentarzach kończąc.

Wiadomo, nie da się odwrócić biegu wydarzeń. Mieliśmy w PRL-u taki, a nie inny ustrój, a politycznie pozostawaliśmy nadal, przez całe dziesięciolecia powojenne w „niewoli zaborczej”. W ten sposób możemy się tłumaczyć i rozgrzeszać własne zaniedbania na Ziemiach Odzyskanych. Od ponad dwudziestu lat sytuacja się jednak zmieniła. Mamy obecnie warunki by powstrzymać proces degradacji tych ziem i przywrócić ich dawną świetność. Trzeba zrobić wszystko by nie było nam wstyd, że jesteśmy gorszymi gospodarzami niż nasi zachodni sąsiedzi. A Niemców odwiedzających te ziemie z powodów sentymentalnych ( obecnie już rzadko ze względu na upływ czasu) traktujmy tak samo jak chcielibyśmy być traktowani przez dzisiejszych gospodarzy na dawnych polskich kresach wschodnich.

Z dużym zainteresowaniem i podziwem obserwuję poczynania znakomitego Łukasza Kazka, walimskiego radnego, przewodnika górskiego, autora książek o podziemiach kompleksu „Riese”, inspiratora i organizatora różnorodnych imprez sprzyjających poznawaniu najnowszej historii regionu wałbrzyskiego. To właśnie on patronuje akcji renowacji poniemieckich cmentarzy, zbiera i kolekcjonuje pamiątki z czasów wojny i powojennych,  a jako znawca podziemi w Górach Sowich udziela wielu wywiadów, zwłaszcza teraz w związku z zainteresowaniem światowych mediów „złotym pociągiem” Stać go też na to, by odszukać w Niemczech właścicieli cenniejszych pamiątek i przesłać je na ich adres.

Nic dziwnego, że został on zaproszony przez niemiecką reportażystkę Tagesspiegla na rozmowę, by opowiedzieć Niemcom o jego pasjach i wyjaśnić, dlaczego to robi, skąd taki pomysł i jak to się zaczęło.

Mam nadzieję, że dzięki wywiadowi wielu Niemców spojrzy na nas inaczej niż dotąd bywało. A czas najwyższy ku temu skoro tworzymy razem z Niemcami wspólny organizm, który nosi nazwę – Unia Europejska.

Myślę, że Łukasz będzie miał jedną odpowiedź na pytania niemieckiej dziennikarki: Historia magistra vitae est !

5 komentarzy:

  1. Witam! Z ciekawością przeczytałem Twój post"Historia est magistra vitae".Dobrze,że przypominasz takie wydarzenia jak data związana z dniem 17 września 1939/dzisiaj rocznica agresji ZSRR na Polskę/oraz 23 sierpnia 1939/pakt Mołotow-Ribbentrop równoznaczny z kolejnym rozbiorem Polski/.II wojna światowa - to równiez wielki exodus zarówno Polaków z Kresów wschodnich oraz Niemców ze Sląska i Pomorza./obecnie naszych Ziem Zachodnich.Ale historia niczego nie nauczyła.Ciągłe wojny i kolejne" exodusy".A już wydawało się że żyjemy w naprawdę bardzo spokojnych czasach.
    A Panu Lukaszowi Kazkowi chwała za to co robi dla pojednania polsko-niemieckiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Bronku za tak pilne śledzenie mojej pisaniny w blogu i za komentarze.To mnie zachęca do kontynuowania tej "zabawy". Jak się okazuje mam już grupę stałych Czytelników, a więc mam z kim się dzieliś swoimi przemyśleniami i refleksjami. Pozdrawiam !

      Usuń
  2. Przekleństwo Kainowe
    "Są tacy wśród nas co twierdzą,że wszelki rozmyślania ponure nad faktami,które się już dokonały,
    są marnowaniem czasu.Że są zajęciem bezpłodnem,lecz i szkodliwem.
    Szkodliwem,bo zaciemniają trzeźwe spojrzenie w przyszłość i rozjątrzają rany,które muszą być
    zabliźnione i zapomniane.
    Tego rodzaju filozofia jest może słuszna,gdy chodzi o świat psychiczny jednostki.
    Toteż gdy w porywach"imperializmu sentymentalnego"wybiegam myślą i wspomnieniem nie tylko
    nad Wilję,Niemen i Szczarę,lecz i nad Słucz,Dźwinę,Berezynę,Druć i Dniepr-rozmyślam nad
    Traktatem Ryskim,jako nad jednym ze źródeł wszelkiego zła,które nas dotknęło i dotyka.
    Po wojnie 1920 spotkała nas"szalona okazja".Na taką okazję państwa i narody czekają nieraz
    na próżno,przez całe długie i mroczne stulecia swych dziejów.
    Nie wykorzystaliśmy tej okazji.Dobrowolnie zrzekliśmy się spuścizny jagielońskiej.
    Dobrowolnie oddaliśmy wrogowi wschodniemu ćwierć miliona kilometrów kwadratowych ziemi
    i kilkanaście milionów ludności.
    Zgrzeszyliśmy - wszyscy - razem i każdy z osobna - krótkowzrocznością,małodusznością,
    tchórzliwym myśleniem,brakiem wyobraźni politycznej.
    Obłudny,naiwny i płaczliwy mit o naszej"wstrzemięźliwości"w Rydze pokutował nie tylko w czasie
    lat dwudziestych,ale ostał się do naszych czasów.
    Jeszcze dziś,tkwiąc potulnie po ciemnych kątach przedpokojów u możnych tego świata,chełpimy
    się w prostocie ducha,że to,paniedzieju,dobrowolnie oddaliśmy Moskalom w Rydze to,co do nas należało przez lat pięćset,a teraz ci niegrzeczni Moskale,niepomni długu wdzięczności za naszą
    hojność w Rydze,zabierają nam drugą połowę...
    Widowisko tragiczne i śmieszne.Ziemie te - piękne,bogate,płodne - inaczej wyglądały wtedy,niż wyglądają dzisiaj.Bo,koniec końcu,nie tylko o bogactwa leśne tych ziem chodziło.
    Ziemie te zamieszkiwali ludzie.Ludność nad Ptyczą,Berezyna i Drucią mówiła tym samym językiem co ludność nad Niemnem i Szarą.
    Ludzie tej ziemi,wedle pięknych słów poety:
    "WZDYCHA PO BIAŁORUSKU I PO POLSKU ŚPIEWA".
    Parę milionów Michniewiczów,Tumiłowiczów,Huszczów,Kandybów,Szpilewskich i tylu,tylu innych,
    którzy pod nóż poszli,lub na straszliwą tułaczkę do tundr Karelji lub kopalń Uralu.
    Bez echa i rozgłosu,bez rozdzierania szat przez obłudną prasę międzynarodową,bez łezek
    współczucia ze strony różnych obrońców praw człowieka,bez opieki UNNR-y lub UNO,powędrowało parę milionów tych pierwszych w dziejach świata"displaced personus" na śmierć i poniewierkę.
    Powtarzam:nie tylko chodziło o bogactwa puszczańskie i nie tylko o te ćwierć miliona kilometrów
    kwadratowych ziemi polskiej.Chodziło o te miliony ludzi,stęsknionych do Polski i wierzących
    w Polskę.Ludzi tych zdradzono.
    Nie potrafiono nawet zawarować ich praw już nie do ziemi i mienia,lecz po prostu --do życia.
    Gdy pod zaborem pruskim na zachodzie jedno dziecko polskie zmuszone było do modlitwy
    lub nauki w języku niemieckim,zaraz rozpętywano burzę prasową-sypały się protesty,uchwały i interpelacje.Ale gdy na wschodzie hańbiono świątynie,gdy za mowę polską stawiano
    "pod ściankę",gdy setki tysięcy,wyzutych z mienia i odartych do naga mordowano bestialsko,
    a setki tysięcy innych,też wyzutych z mienia,wysiedlano na wschód i północ--milczeliśmy.
    Milczał Sejm,milczała prasa,milczeli utalentowani pisarze.
    **

    OdpowiedzUsuń
  3. "Nie jestem mistykiem.A jednak nie mogę oprzeć się myśli,że jest jakaś nić - straszna i czerwona--która łączy Traktat Ryski z naszą dzisiejszą tragedią narodową.
    Biegnie ta nić wijąc się fantastycznie,niemal kapryśnie,od mogił pomordowanych,a za życia odartych ze skóry ułanów pod Rohaczewem i Niemirowem do miejsca kaźni pułkownika Mościckiego w borach Słuckich,gdzie trzy lata później wytknięto granicę ryską.
    Później,ta nić biegnie do sali sejmowej,gdzie zagrzmiało z galerii słowo"KAINIE!!...
    Gubi się ta nić na lat dwadzieścia,by później zabłysnąć krwawo nad Katyniem.
    Później-nad Wilnem gdy"sprzymierzeńcy"likwidowali Armię Krajową...
    I wreszcie zatrzymuje się ta nić czerwona wśród wystygających rumowisk Warszawy.
    Zatrzymuje się--na jak długo?
    A tu na emigracji,wśród potępieńczych swarów,gdy sęp nam wyjada i serca i mózgi,zaczynamy
    zapominać o braciach z za Buga,tak jak,przed ćwierć wiekiem wyrzekliśmy się po kainowemu
    braci z za Dźwiny,Słuczy,Berezyny i Druci."
    /Michał K.Pawlikowski-23 marca 1947/

    Jestem w posiadaniu ostatniej książki pana Łukasza"Faszystowska mać"- pan Łukasz w momencie składania autografu w książce nie miał pojęcia,że ja bardzo dobrze znałem pana
    Wojciecha Szczeciniaka i jego żonę.
    Wychowywałem się z Łukasza mamą na tym samym podwórku,budowaliśmy z Basią tamy na Walimce...:)
    Panie Stanisławie i panie Łukaszu tak trzymać i nie poddawać się,bo macie kilku takich co Wam
    kłody/drzazgi pod nogi podkładają!!
    Jeszcze raz przypominam o cmentarzu w Glinnie-nie byłem już tam dwa lata,nie wiem w jakim jest stanie,ale ostatnio gdy tam byłem mieszkańcy apelowali aby tam zrobić porządek,bo właściciel terenu unicestwi ten zabytkowy cmentarz(na zboczu Kokota).
    Pan Łukasz mógłby także zainteresować się Venture Hohe,póki nie jest za późno,bo jak wkroczą
    pseudo eksploratorzy to ...
    Pozdrawiam!



    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję Henryku za słowa otuchy i uznania. Należą się przede wszystkim Łukaszowi, bo on jest nie tylko pisarzem, ale czynnym wskrzesicielem powojennej przeszłości Walimia i okollic.
    Obydwa teksty o zaprzepaszczeniu Kresów Wschodnich przez odradzającą się Polskę należałoby uczyć na pamięć w szkole młodych Polaków, by na zawsze zachowali w pamięci wiedzę o naszych dziejach . Pięknie dziękuję za to doskonałe rozwinięcie i uzupełnienie mojego rysu historycznego, zwłaszcza że jak napisał mój przyjaciel Bronek, mieliśmy właśnie kolejną rocznicę napaści Rosji Stalinowskiej na nasze wschodnie rubieże.

    OdpowiedzUsuń