wiejskie uroki |
Pisałem niedawno przy okazji
Mistrzostw Lekkoatletycznych Świata o egzotycznym dla nas azjatyckim imperium, przeogromnym,
niewyobrażalnym, niepojętym. To najludniejszy kraj świata – Chiny.
Spoglądam do książki Zbigniewa
Domino „Brama niebiańskiego spokoju”, dziennikarskiej relacji z podróży po
Chinach z 1985 roku. Oto co pisze on o wrażeniach z wycieczki w głąb prowincji
Kuo Feng w południowej części Chin mikrobusem marki toyota, na jaką zaprosili polską delegację Chińczycy:
„Zagęszczenie ludzi na szosie i w
polu jest jeszcze znaczniejsze niż to, jakie obserwowałem jadąc z Nankinu do
Jangczou. Na polach tutejszych trwa pora zbioru ryżu (w tych okolicach zbiera
się rocznie po dwa, a nawet i trzy urodzaje). Ludzie pracują na roli całymi rodzinami. Poletka nie są
duże. Ryż ścinają sierpem. Młócą go, a w zasadzie otrząsają w rękach do
zawieszonej na szyi skrzyni.”
A dalej opowiada autor o
niesamowitej pracowitości Chińczyków. Trudno dostrzec aby któryś z nich stał
bezczynnie. Wokół krajobraz jednego wielkiego placu budowy. Z szarego granitu
buduje się w tej okolicy wszystko: domy, drogi, nawet płoty. Przy czym, tak jak
w polach, pracują wszyscy jak jeden mąż. Kobiety i dzieci też. Zaprzężeni do
dwukołówki ciągną wytrwale granitowe bale.
Chińczycy nie boją się pracy.
Gdzie tylko trochę wody, tam wpuszczają narybek. Masowo hodują ptactwo wodne i
domowe. Wszędzie wokół gaje bananów, a obok plantacje trzciny cukrowej.
W miasteczku powiatowym Putien
odbywa się targ. Na placu gęsto od ludzi. Każdy z tłumu coś sprzedaje lub
kupuje. Fryzjer strzyże, domorosły dentysta na poczekaniu w asyście gapiów rwie
komuś ząb. Mali chłopcy sprzedają z worka ryż na garnuszki, a dookoła sklepy,
kramy, smażalnie, herbaciarnie, jadłodajnie. Wszystko na ulicy i placu
targowym.
„Ale to miasteczko żyje. Swoim
życiem dla nas często powiedzmy to niezrozumiałym. Ale żyje” - komentuje Z. Domin.
Moje miasto Głuszyca też ożywa od
czasu do czasu, głównie w piątki i soboty. Życie koncentruje się w centrum
wokół marketu „Biedronki” i „Eco”, a na Osiedlu – „Dino”. Parkingi pod
marketami wypełniają się po brzegi. Na chodnikach mnóstwo przechodniów. Rojno i
gwarno bywa też w poniedziałki. W ogóle zakupy w marketach stały się treścią
życia. W soboty ożywa też sypiący się ze starości plac targowy. Od rana do
południa kwitnie tu handel warzywami, owocami, produktami rolnymi i
przedmiotami codziennego użytku.
Gdyby tu przeprowadzić Chińczyków
z Putnie byliby rozczarowani, że połowa placu targowego jest pusta, że handlowanie
trwa niespełna pól dnia, a oferta targowa jest wąska, ogranicza się do
standartowych artykułów powszechnego użytku, owoców i warzyw. Myślę, że
Chińczycy nauczyliby nas dość szybko jak wykorzystać swoje siły witalne, zdolności
i możliwości by zaoferować coś nowego i przyciągnąć klientów oryginalnością
towarów i niskimi cenami.
Rozejrzyjmy się, ile wokół nas
jest wolnej, nie wykorzystanej przestrzeni, gdzie można uprawiać rolę, urządzać
działki warzywne, sadzić drzewa owocowe. Ile możliwości do rozwoju drobnego
handlu i usług, do rozwoju rzemiosła, do wykorzystania górskiego położenia wsi
dla rozwoju turystyki i wypoczynku.
Chińskie miasteczko Putien stanęło mi w oczach w niedzielę 13 września na boisku sportowym w Głuszycy.
Ostatnie tak doniosłe wydarzenie miało miejsce w 1996 roku, gdy Głuszyca była
organizatorem Turnieju Miast i Gmin w ramach Związku Książańskiego. Ile lat
trzeba było czekać, by Głuszycę ruszyć z posad, a w mieście zaroiło się jak w
ulu, a więc by ludzie w niedzielne popołudnie wyszli z domów, a miasto ożyło
jak nigdy dotąd. Ale nie to jest najważniejsze. Cieszyć się możemy, że w
Głuszycy widać jak na dłoni korzystną zmianę. Nie byłoby tak pięknego i
wzruszającego święta, gdyby nie „pospolite ruszenie” wielu ludzi, nie tylko ze
wsi, ale właśnie z miasta, którzy czynem, często poświęceniem i uporem,
przyczynili się do uświetnienia tej uroczystości. To doniosły symptom zgody i
chęci współdziałania, jaką udaje się osiągać obecnemu burmistrzowi miasta i radnym.
Wiadomo, że rolnictwo w gminie
Głuszyca należy do historii, podobnie jak włókiennictwo. Prawdziwych rolników
utrzymujących się z pracy na roli można policzyć na palcach obu rąk.
Ale wciąż żywe są tradycje, a mieszkańcy
wsi tworzą wspólnoty wiejskie jak za dawnych czasów. I to się liczy. To że praca na roli
jest zajęciem dodatkowym, a dawne typowe gospodarstwa rolne zastępują
gospodarstwa agroturystyczne jest przejawem nowoczesności. A coroczne dożynki
są doskonałą okazją, by naszą społeczność
wiejską należycie docenić i wspomóc w rozwiązywaniu problemów.
Głuszyca była w tę niedzielę miejscem dożynek szczególnych, bo
diecezjalno-powiatowych. W programie uroczystości miał miejsce przemarsz
barwnego korowodu dożynkowego główną ulicą miasta, dziękczynna Msza Św. celebrowana
przez Księdza Biskupa Ignacego Deca oraz cały ceremoniał dożynkowy z misterium
chleba, prezentacją i konkursem na najlepszy wieniec dożynkowy, występami
zespołów folklorystycznych, itp. Wszystko to działo się pod słonecznym niebem, na stadionie sportowym
w centrum miasta.
Z tej okazji Głuszycę zaszczycili
swą obecnością obok Księdza Biskupa i jego świty złożonej z osób duchownych,
posłowie i senatorowie, przedstawiciele władz powiatowych oraz władz sąsiednich
miast i gmin.
W święcie rolników obok Wicepremiera i Ministra Obrony Narodowej Tomasza Siemoniaka wziął udział Wojewoda Dolnośląski Tomasz Smolarz.
Wojewoda podziękował rolnikom ziemi wałbrzyskiej za ich ciężką
pracę, której owoce codziennie trafiają na stoły mieszkańców nie tylko
Dolnego Śląska ale i całej Polski.
Niewątpliwie piękna pogoda
przyczyniła się do tego, że ustrojone wieńcami i kwiatami boisko sportowe
wypełniło się po brzegi mieszkańcami Głuszycy i gośćmi, a dożynkowa oprawa w
postaci licznych kramów i punktów gastronomicznych tworzyła świąteczną
atmosferę. Oczywiście, że ludzi przyciągnęła Msza Św. odprawiana przez samego
biskupa, Jego szczególnie uroczystą homilię podnoszącą znaczenie uprawy roli i
szacunku dla rolników w polskiej tradycji historycznej, a także takich obrzędów
jak dożynki, w czasie których oddajemy cześć dla chleba, wysłuchało setki osób.
Zgodnie z tradycją dzielono się chlebem. Specjalnie na tę okazję przygotowany mierzył półtora metra a jego waga wynosiła 42
kilogramy.
Po zakończeniu oficjalnej części
uroczystości rozpoczął się obfitujący w wiele atrakcji festyn. Dla najmłodszych
przygotowano dmuchane zjeżdżalnie, warsztaty plastyczne, pojawiło się też
wesołe miasteczko. Były stoiska z rękodziełem artystycznym, warsztaty wypieku
chleba i ciasta, stoiska gastronomiczne. Część artystyczną zapewnił Zespół Pieśni i
Tańca "Wałbrzych", Zespół Sygnalistów Myśliwskich "Odgłosy
Kniei", oraz Kapela Góralska "Janicki".
Trudno w blogowym poście rozwijać
temat ożywienia gospodarczego małych gmin, który powinien stać się
najważniejszym w mądrym kraju, rządzonym przez mądrych ludzi. Jeździmy już po
świecie. Jest tak wiele dobrych przykładów, które warto przeszczepić na nasz
grunt. Zwłaszcza te które pozwolą ludziom na wsi zdobyć pieniądze nie tylko z
gospodarki rolnej, by móc się rozwijać i poprawiać byt. Od Chińczyków
powinniśmy nauczyć się pracowitości. Czy daleko nam pod tym względem do Chin,
myślę że nie. Brakuje nam tylko motywacji, że warto próbować. Głuszyckie
dożynki dowodzą niepodważalnie, że warto !
Witam! Piękną laurkę wystawiłeś dzisiaj władzom samorządowym Twojego miasta oraz władzom wojewódzkim i centralnym.Jak się robi coś dobrego to trzeba to docenić.Ty masz w tym dziele duże doświadczenie.Jeszcze dziś pamiętam Twoje krytyczne zdania w stosunku do określonych władz kiedy byliśmy inspektorami oświaty.Natomiast dzisiaj doceniasz to,że zgodnie można zrobić b.dużo.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń