Czytam od czasu do czasu zapiski
blogowe Wojciecha Orlińskiego reklamowane na internetowej stronie „Gazety
Wyborczej”. Przyznam się, nie wiem o nim
nic więcej poza tym, że prowadzi interesujący blog i pisze od czasu do czasu
świetne felietony. W jednym z z nich, a
było dokładnie rok temu W. Orliński przeszedł samego siebie. Felieton nosił
wiele mówiący tytuł „Iwent, to znaczy monetyzacja japy” Rzadko się zdarza, by
obok Michała Ogórka i Moniki Olejnik, czytać tak znakomite teksty.
Autor felietonu wyjawia nam po co
zawodowi muzycy nagrywają płyty, skoro ich sprzedaż w najlepszych układach
przynosi dochód, „który starczy „na waciki”. Po co w takim razie ta zabawa?
Zdaniem Orlińskiego, najlepiej określił to jeden z bohaterów komedii
„Testosteron”, który stwierdził, że celem wydania płyty jest zrobienie przy tej
okazji „iwentu”. Zarabia się nie na
ilości sprzedanych płyt, ale na, jak się to określa żargonowo - monetyzacji japy”. Domyślamy się, że chodzi
przede wszystkim o to, by o wykonawcy było głośno, by mówiono o nim w radiu,
pisano w gazetach, pokazywano jak
najczęściej w telewizji. Jeśli zaś ma się już tę gębę znaną, to świat szeroki
(to znaczy ten nasz rodzimy, „wszechpolski”) staje przed nim otworem. Jak dalej
pisze Orliński:
„W Polsce mamy 2470 gmin, w tym
2173 wiejskie i wiejsko-miejskie. Praktycznie każda taka gmina hucznie obchodzi
swoje „dni gminy”, a żadne nie mogą się odbyć bez przynajmniej jednej „znanej
japy z telewizji”.
W dalszej części felietonu jego
autor znęca się nad niestety, często bardzo groteskową postacią wokalisty,
Piotra Kukiza, posądzając go o to, że robi szum wokół swej osoby, by zyskać
wzięcie w matecznikach PiS-u: Wyciskach, Mędliszewie, Grząźlach, Kaczych Dołach
(istotnie tędy m. in. wiodła ubiegłoroczna ścieżka koncertowa Piotra Kukiza).
Przypomniam, to było wtedy, gdy
jeszcze nikomu się nie śniło o sukcesie Kukiza
w wyborach prezydenckich. Dziś Kukiz jest medialnym celebrytą pierwszej
wody, może się stać że będzie rozdawał karty w rozgrywce powyborczej jako
koalicjant. Po której stronie jeszcze nie wiadomo, chyba po tej która da
więcej. Syndrom Kukiza jest znamienny na naszej scenie politycznej. Pokazuje
czym kierują się wyborcy. W wyborach nie liczą się prawdziwe autorytety,
wiedza, doświadczenie, nieskazitelność etyczna kandydatów. Liczy się głównie monetyzacja
japy. Lepsza jest świeża, jeszcze dostatecznie nie znudzona. Tych starych,
wylansowanych do przesytu, a w dodatku skompromitowanych mamy dosyć i to po jednej
jak i drugiej stronie walczących ze sobą obozów.. Co zrobić by ten obraz nieco
odświeżyć. Kukiz był taką nadzieją dopóki nie odsłonił swojej listy wyborczej.
A w niej znów stare, zużyte gęby. A młodzi nieskazitelni politycy gdzieś tam na
końcu, albo wcale.
Dla mnie osobiście Piotr Kukiz
jest i pozostanie gwiazdą estrady, bo zaśpiewał z zespołem Yugopolis piosenkę
„Miasto budzi się…” („Słońce purpurą okryło czarne dachy, złoto zaraz zmieni
je…”), która śni mi się po nocach i którą słyszę zawsze w podświadomości, gdy
poczuję gorętsze bicie serca na myśl o moim mieście. Żałuję bardzo, że mój idol
miesza się niepotrzebnie w politykę, wypowiada i wypisuje w swoim blogu
niedorzeczności, które stają się potem powodem ustawicznej wrzawy wobec jego
osoby. Właśnie w swoim felietonie Orliński wykpiwa jego ostatnią solową płytę
„Siła i Honor” oraz słynne słowa z Facebooka, że to Michnik z Blumsztajnem
układają plejlisty w radiu, co ma niekorzystny wpływ na sprzedaż jego płyty.
Pozostawiam jednak ten zasadniczy wątek felietonu Orlińskiego na boku.
Felieton Orlińskiego przypomniał
mi, że i w mojej gminie przez całą minioną kadencję mieliśmy w 2012 roku okrągły jubileusz
50-lecia uzyskania praw miejskich dla Głuszycy. Coś tam się działo na wiosnę w
Parku Jordanowskim, a potem w deszczowym lipcu na miejskim stadionie przy
okazji maratonu kolarstwa górskiego. Nie słyszałem, by zawitała do nas
jakakolwiek „japa” z TV, by działo się cokolwiek takiego, co byłoby w stanie
poruszyć „zastygłą bryłę miasta”, by obudzić uśpioną, stosunkowo bierną
społeczność gminną i ożywić zainteresowanie jej
przeszłością i przyszłością.
Wiem, że sprowadzenie „japy z TV”
drogo kosztuje, że moje miasto jest biedne, zadłużone. Ale pomysłów na
uczynienie prawdziwego święta z okazji 50-lecia bez ponoszenia dużych koszów
było bez liku. Niestety, na tym się skończyło.
Czuję oddech czegoś nowego, odkąd
mamy nowego burmistrza i nową radę. Mieliśmy okazję przeżyć niezwykłe chwile z
okazji Dnia Włókniarza na wiosnę tego roku, uroczystość w której
najważniejszymi gośćmi byli najstarsi włókniarze głuszyccy. Zaś pod koniec lata
– dożynki diecezjonalno-powiatowe, tym razem już z udziałem niezwyczajnych
osób. Pisałem o tym w moim blogu i nie będę już wymieniał nazwisk i dystynkcji,
ale aż trudno uwierzyć, że to wszystko w naszym biednym miasteczku miało
miejsce.
Jestem pewien, że nie pozostanie
bez dobrych skutków dla naszej społeczności. Przykład Kukiza wskazuje jak ważną
jest w naszym życiu japa z telewizji. Zastrzegam się, w tym przypadku ten
kolokwializm – „japa” - w odniesieniu do
naszych zacnych dożynkowych gości używam w znaczeniu pozytywnym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz