urokiliwy festyn w Jedlinie-Zdroju |
Co to znaczy być Dolnoślązakiem? Czy to znaczy to samo co być Mazurem,
Kurpiem, Krakowianinem, albo Karpackim góralem? Wiadomo, że mieszkańcy
centralnej Polski mają swoje głębokie korzenie, bo żyją tam od wieków z pokolenia
na pokolenie. Mają swoją sztukę i kulturę, tradycje i obyczaje, regionalne
stroje, przyśpiewki ludowe, muzykę i gwarę.
My Dolnoślązacy jesteśmy związani z tą ziemią najdłużej od
siedemdziesięciu lat. Pochodzimy z różnych stron Polski, trudno więc znaleźć
specyficzne zjawiska w kulturze i obyczajowości. Czy możemy więc mówić o
swojej tożsamości regionalnej?
Myślę że tak, ale póki co jej fundamentem jest przynależność geograficzna
do określonego obszaru. Czujemy się mieszkańcami Dolnego Śląska, wielu z nas
jest tu urodzonych i zakorzenionych na stałe. Tworzymy w miarę upływu lat
odrębną obyczajowość i kulturę, czym będziemy się różnić od innych, ale na to
potrzeba jeszcze trochę czasu by ukształtowały się i umocniły własne, regionalne
tradycje. Jest to jednak nieuchronne i bardzo potrzebne.
Swego czasu znalazłem się na
łamach piątkowego dodatku „Gazety Wyborczej” (16 maja 2014 r.), a uczyniła to
wrocławska dziennikarka, Lucyna Róg, autorka
artykułu „Z tego powinniśmy być dumni”, ostatniego już odcinka z
cyklu „Tożsamość Dolnoślązaków – Unia Wielu Kultur”.
Zapytaliśmy kilku Dolnoślązaków,
co nas, mieszkańców tego regionu, powinno napawać dumą – pisze we wstępie artykułu Lucyna Róg – i dalej zamieszcza
odpowiedzi na te pytanie kilku osób: burmistrza Zgorzelca Rafała Gronicza,
autorki blogu „Wrocławskie Kamienice” Eweliny Kodzis, prezesa Dolnośląskiej
Izby Rzemieślniczej Zbigniewa Ładzińskiego, Prezesa Stowarzyszenia na rzecz
Promocji Dolnego Ślaska Sławomira Najnigiera, dyrektora biura Dolnośląskiej
Organizacji Turystycznej Rajmunda Papiernika, marszałka województwa
dolnośląskiego Cezarego Przybylskiego, inicjatorki i koordynatorki projektów
kulturalnych w Świdnicy Bożeny Pytel, prezesa wrocławskiej Fundacji Ekorozwoju
Krzysztofa Smolińskiego.
W tym znakomitym towarzystwie
zmieściłem się również i ja. Nie ukrywam, że z tego powodu czułem się bardzo
usatysfakcjonowany.
A oto treść mojej wypowiedzi:
Urodziłem się na Podkarpaciu, w
miasteczku Stary Sącz, a lata młodości spędziłem nad Jeziorem Otmuchowskim, ale
nieomal całe moje dorosłe życie jest związane z Dolnym Śląskiem. Mogę więc z
pełnym przekonaniem powiedzieć, że czuję się Dolnoślązakiem i jestem z tego
dumny. Już ponad pół wieku mieszkam w małym miasteczku Głuszyca, do niedawna
znanym z przemysłu włókienniczego, dziś ze względu na atrakcyjne położenie
krajobrazowe stawiającym na turystykę i wypoczynek. Od ponad pół wieku tu jest
mój dom.
Mam stąd dwa kroki w przeurocze
Góry Suche, część Gór Kamiennych, a po drugiej stronie w Góry Sowie. To właśnie
tutaj znajdują się tajemnicze podziemne sztolnie Osówki budowane przez Niemców
pod koniec wojny początkowo jako kwatera Hitlera, a potem jako fabryka broni.
Znaczna część mojej kariery
nauczycielskiej jest związana z sąsiednią Jedliną-Zdrój, miastem-uzdrowiskiem,
które w ostatnich latach przeżywa swój ponowny renesans. To atrakcyjne historycznie i przyrodniczo
miejsce, według mnie powód do dumy nie tylko dla mieszkańców regionu
wałbrzyskiego, ale i całego Dolnego Śląska.
Czuję się po trochu
wałbrzyszaninem, bo to w tym mieście miałem okazję rozwinąć skrzydła jako
powiatowy samorządowiec. Wałbrzych, to jedno z najpiękniejszych pod względem
krajobrazowym miast w Polsce. To miasto przyszłości, co widać coraz wyraźniej w
postępie inwestycyjnym i przemianach społecznych i kulturalnych. Wierzę, że
wkrótce będą z niego dumni nie tylko ja, ale i wszyscy Dolnoślązacy.
Najcudowniejsze wspomnienia łączą
mnie z moim miastem uniwersyteckim – Wrocławiem. Każdy przyjazd do tego miasta,
to dla mnie emocjonalne święto. Ale dziś Wrocław stał się metropolią i zaczynam
się w nim gubić. Kocham kilka innych miast dolnośląskich: Szczawno-Zdrój,
Świebodzice, Świdnicę, Kłodzko. A w ogóle to jestem przekonany, że Dolny Śląsk
nie odbiega zbyt wiele od Zachodu i jest jednym z najpiękniejszych i
najnowocześniejszych regionów Polski .
Wypowiedzi wszystkich wymienionych
powyżej osób są w podobnym tonie. Jesteśmy dumni z naszych zabytków, przyrody,
gospodarki i z nas samych. Cieszy nas także bycie częścią Unii Europejskiej i
to, jak się rozwinęliśmy w ostatnich latach. Tak właśnie podsumowała nasze
opinie Lucyna Róg i myślę, że tak ocenia nasz region zdecydowana większość
Dolnoślązaków. Po prostu, mamy być z czego dumni.
Witam Staszku!Pięknie piszesz o "Tożsamości Dolnoślązaków"Szczególnie ciekawa jest Twoja wypowiedż dla p.Lucyny Róg dziennikarki Gazety Wborczej.W jakimś stopniu utożsamiam się z tą wypowiedzią bo losy nasze są podobne z tym tylko jednym wyjątkiem,że moje korzenie są w Wielkopolsce a Twoje na Podkarpaciu.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńja też czuję się Dolnoślązaczką, urodziłam się w Wałbrzychu a teraz mieszkam w okolicy Lwówka Śląskiego, to moje "miejsce na ziemi" jest najpiękniejsze....
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie
Dlaczego zostałem Dolnoślązakiem?
OdpowiedzUsuńAkt podziału Polski jest aktem dramatu o narodzie,który za swoją wolność bił się na wszystkich frontach świata i ufał swoim sojusznikom,że nie dadzą mu zginąć.Akt ten został napisany przez trzech współczesnych autorów,znających poziom i gust swej publiczności,więc jest przetykany
dowcipami,naszpikowany humorem,czyni wrażenie żonglowania tematem jak piłką,choć jest nią
żywy naród.Autorzy prześcigając się wzajemnie w ukłonach,zapewniają się wzajemnie,że akt ten
musi mieć happy end,to znaczy,że zakończą go wspólną ugodą,bez względu kto za nią zapłaci.
I jest napisany językiem dzisiaj obowiązującym,bo co zdanie powtarzają się słowa mile brzmiące
dla ucha,choć coraz mniej zrozumiałe,jak bezpieczeństwo,uczciwość,honor.Scena jest zresztą
interesująca:jest to narada zwycięzców nad podziałem łupu,ale nie kosztem zwyciężonego tylko
sojusznika!W tym cała pointa.Inscenizacja wspaniała!U podnóża śnieżnego Aj Petri,wśród ogrodów rozkwitłych kwiatami migdału,na brzegu granatowej tafli Morza Czarnego,w carskim pałacu Livadia,ogromna sala,kapiąca przepychem.Na środku olbrzymi okrągły stół przy którym,
zasiedli autorzy i aktorzy sztuki,która się gra,Stalin,Roosevelt i Churchill.Wokół tłum usłużnych
i służalczych komparsów i statystów łapiących słowa i oddech.
Data-12 luty 1944 r.Jałtańskie słońce jeszcze zimne,ale już radosne,igra filuternie po twarzach obecnych,którzy starają się w jego promieniach,podobać się jeden drugiemu jak najwięcej.
Mowa jest o Polsce! W nastroju ogólnym,w całej atmosferze unosi się jakby zawieszone na żyrandolach i lustrach"motto"całego zebrania,hasło dnia,które streszcza w swym przemówieniu
Roosevelt:"Honor nasz jest źródłem naszego zainteresowania Polską."
Z podniesieniem kurtyny zabiera głos Roosevelt,że już w Teheranie był za ustaleniem wschodniej
granicy Polski wzdłuż t.zw.linii Curzona,przy tym zaznacza,że jego zdaniem byłoby aby Lwów
i bliskie mu pola naftowe zostały przy Polsce.
Churchill zabiera głos,że on Lwów przyznał już Sowietom i to publicznie,w Parlamencie bryt.,
na skutek ich żądania"opartego na sile ale na prawie".Sowiety mogłyby wykazać wspaniałomyślność wobec państwa słabszego i przychylić się do wniosku Roosevelta.Zyskałby uznanie i podziw W.Bryt.
Wówczas Stalin aż podniósł się z krzesła.Był to jedyny raz,kiedy stojąc przemawiał namiętnie.
Oświadczył,że domaga się tylko granicy już przyznanej Rosji w roku 1918-19 przez Curzona
i Clemenceau i chyba nie może żądać aby on czy też Mołotow okazali się mniej pro-rosyjscy niż
Curzon i Clemenceau?
Jednocześnie,za jednym zamachem,obiecał przesunąć zachodnią granicę Polski aż po Nysę.
Temu projektowi sprzeciwił się Churchill,argumentując tak dowcipnie i wykwintnie:"Szkoda tak
utuczyć polską gęś żywnością niemiecką-żeby zdechła z niestrawności."
W tym miejscu wszyscy wybuchnęli śmiechem.Sprawa została załatwiona.Podano czarną kawę
po turecku,owoce,sorbety.Nastąpiło miłe odprężenie.Można było przejść do następnych punktów
"oswabadzania"Polski.
W tej chwili promień słońca błysną jeszcze jaśniej i spotkał się ze wzrokiem Stalina,który chytrze
uśmiechnięty pod swym obfitym wąsem,wodził spokojnie oczyma,po pulchnej,obleśnej,zmęczonej
twarzy Churchilla i trupich oczodołach Roosevelta.
Na tym akt się zakończył i kurtyna zapadła-także żelazna nad Polską.
Wedle Roosevelta,Polska miała być"natchnieniem świata".Wedle kronikarza konferencji jałtańskiej
-J.F.Byrnsa-Polska odegrała rolę doświadczalnego królika.
/Na podst.art.z Daily Telegraph z 17 list.1947 r./
www.youtube.com/watch?v=miLV0o4AhE4
Pozdrawiam.
Dobre pytanie _ co to jest być Dolnoślązakiem…:-)
OdpowiedzUsuńMoi Rodzice byli w Jedlinie „od początku”, ale ja „musiałem urodzić się w Polsce – na Mazowszu”. Teraz to śmiesznie brzmi, wtedy…? Chyba pokazuje, że nie traktowano tych terenów „na serio – nasze”. Z JZ wyprowadziliśmy się ok 1962, ale przez następne 15 lat zawsze tu byłem, u
Babci, przynajmniej na połowę (wtedy dwumiesięcznych) wakacji. Okoliczne góry poznałem jak przysłowiową „swoją kieszeń”. Przy czym kieszeń małolata w tamtych czasach była raczej pusta :-). Wrocław, szkoła taka, czy inna, wyjazd do Mazowsza, bo tam była moja dziewczyna.
Ursus, 1980, zobaczyłem, kto kręci w tej Solidarności, olać, wyjazd - > Australia.
Żyję tutaj od 33 lat, często pytają się mnie: skąd jesteś – hmmm... – z Dolnego Śląska.
Pięknie dziękuję za ten komentarz. Wzruszyłem się. Nie raz pisałem o tym jak świat się stał obecnie małym, ale Australia wciąż wydaje mi się daleka, na odległych antypodach. Dlatego to takie miłe, że Pan pamięta swój kraj, a w nim małą Jedlinę-Zdrój. Dziś miasteczko wypiękniało, podobnie jak cały Dolny Śląsk. Niestety, ideały "Solidarności" pozostały tylko w pamięci niektórych uczestników tego ruchu i na papierze. Pozdrawiam z całego serca naszego australijskiego Dolnoślązaka !
UsuńPanie Stanisławie
UsuńDziękuję za Pana komentarz do moich wspomnień (powyżej), które zawsze były i będą jedną z najlepszych okresów mojego życia. Lubię Pana blog, bo widzę, że ma Pan olbrzymią pasję i zrozumienie "duszy" tych okolic.
Pozdrowienia z Sydney!
Zb