Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

piątek, 13 lipca 2018

Potrzeba autorytetów




Mój dzisiejszy post dedykuję warszawskiej Stokrotce, Jadwidze Śmigiera, autorce książek, m. in. o Warszawie, a także internetowego blogu, by była dumna z tak dostojnej imienniczki.


Przypomnę tylko  -    rok 2013  na Dolnym Śląsku został  uznany przez Sejmik Wojewódzki Rokiem Księżnej Daisy, zwanej przez najbliższych Stokrotką. Było to dla nas, Wałbrzyszan, bardzo nobilitujące, bo przecież księżniczka Daisy, to ostatnia władczyni wałbrzyskiego zamku Książ, a Książ to nasza najlepsza wizytówka na krajowym rynku turystycznym.


Dobrze więc się, że o księżnej Daisy stało się głośno nie tylko na Dolnym Śląsku, a w pałacowych wnętrzach Książa, a także w Wałbrzychu co rusz miały miejsce przeróżne imprezy kulturalne, wystawy i sympozja, których nicią przewodnią była promocja księżniczki Daisy. Specjalnie do tego celu utworzona Fundacja Księżnej Daisy okazała się spiritus movens tej aktywności. To jej zasługą są liczne inicjatywy i pomysły organizacyjne przynoszące coraz to większą popularność sławnej księżniczki.

Nasuwa się więc pytanie. Co nam to daje? Po co jest nam potrzebne odgrzebywanie z przedwojennej przeszłości Książa poślubionej przez niemieckiego właściciela zamku, Hansa Heinricha Hochberga, angielskiej księżniczki Daisy? Czy słusznym jest wynoszenie jej na ołtarze chwały i wskazywanie jako autorytet, wzór godny do naśladowania przez Wałbrzyszan?

Pytanie jest zupełnie zrozumiałe. Dlaczego mamy budować legendę jakiejś tam obcej nam, przedwojennej arystokratki, w dodatku żony znanego z wrogości do Polaków niemieckiego możnowładcy, właściciela i zarządcy nie tylko Książa, ale znacznych obszarów wokół Wałbrzycha, a także na Górnym Śląsku ?

Spróbuję odpowiedzieć jak najkrócej. Jesteśmy wszyscy na tzw. Ziemiach Odzyskanych, a szczególnie tutaj na Dolnym Śląsku w sytuacji wyjątkowej. Historia tych ziem jest nadzwyczajna. Od zarania naszych dziejów były to ziemie zamieszkałe przez Słowian, a Śląsk był integralną częścią utworzonego przez Mieszka I w X wieku państwa polskiego. Niedostatecznie zaludniony, imponujący pięknymi krajobrazami i obfitością złóż mineralnych Sudetów, znajdujący się na rubieżach młodego państwa Śląsk, stał się atrakcyjny dla osadników z lepiej rozwiniętego zachodu. Z biegiem czasu wpływom zachodnim ulegli też książęta śląscy z dynastii piastowskiej. A jeszcze później Śląsk został utracony na ponad połowę tysiąclecia na rzecz austriackich Habsburgów, a następnie niemieckich Hohenzollernów.

Część Śląska powróciła do Polski po I wojnie światowej, ale dotyczy to Górnego Śląska. Dolny Śląsk pozostał w Rzeszy Niemieckiej. Dopiero po II wojnie światowej okazało się, że odzyskaliśmy dawne ziemie piastowskie, a granicą państwa jest Nysa Łużycka i Odra.

Dlaczego o tym mówię? Otóż dlatego, by uzmysłowić sobie, że na ziemi wałbrzyskiej jak i na całym Dolnym Śląsku jesteśmy ludnością napływową, podobnie jak to miało miejsce w średniowieczu, tylko że wtedy był to w przeważającej mierze żywioł germański. To oni stali się tutejszymi gospodarzami i ich dziełem był rozwój gospodarczy, kulturalny i cywilizacyjny. Jeśli chcemy mówić o historii tych ziem, to musimy zdać sobie sprawę z tego, że będzie to przede wszystkim historia niemiecka, zwłaszcza że największy rozkwit ziemi wałbrzyskiej miał miejsce po wcieleniu Śląska do Prus w wyniku zwycięskich wojen z Austrią w II połowie XVIII wieku.
Nie trzeba się tej historii bać, ani jej unikać, wręcz odwrotnie, warto jej się przyjrzeć dokładniej, by móc docenić to wszystko co było pozytywne i służyło rozwojowi. Tak było np. z rozwojem górnictwa węglowego w regionie wałbrzyskim. W tej dziedzinie niemałą rolę odegrała rodzina Hochbergów. Byli oni głównymi założycielami kopalń wałbrzyskich.


Dla każdego zainteresowanego historią Książa jest jasne, że w czasach I i II wojny światowej jedną z najciekawszych osobowości w tej rezydencji jest właśnie księżniczka Daisy. I nie jest to tylko i wyłącznie skutkiem jej niepospolitej urody i wdzięku. Okazuje się, że położyła ona ogromne zasługi dla rozbudowy i unowocześnienia pałacu i jego otoczenia. To z jej inicjatywy powstała palmiarnia w Lubiechowie, a teren wokół zamku zamienił się w ogrody pełne krzewów kwitnących i kwiatów. Ona też wspierała jak tylko mogła uzdrowisko w Szczawnie-Zdroju. Można mówić o całej gamie jej osiągnięć i przymiotów. Warto odsłaniać najciekawsze wątki z biografii księżniczki Daisy, by w pełni to sobie uzmysłowić.

Tak się dobrze stało, że trafiła w moje ręce książka Daisy Hochberg von Pless „Taniec na wulkanie 1873-1918, Pamiętniki, Wspomnienia, Biografie” w tłumaczeniu Marioli Palcewicz. (Wydawnictwo ARCANA w Krakowie, 2005 r.).

Książka jest swego rodzaju pamiętnikiem, pisanym jak się okazuje przez kobietę wykształconą, niezwykle mądrą, inteligentną, i doskonale orientującą się w meandrach politycznych i rodzinnych ówczesnego świata arystokracji i polityki.



Nazywa się Maria Teresa Oliwia Hochberg von Pless, urodzona 28 czerwca 1873 roku, zwana pieszczotliwie Daisy, czyli Stokrotka – arystokratka angielska związana z pałacem w Pszczynie i zamkiem Książ. Szczęśliwe dzieciństwo spędziła w zamku Ruthin w północnej Walii i w dworku Newlands. Była blisko związana z dworem króla Edwarda VII i Jerzego V, spokrewniona z największymi domami arystokratycznymi Wielkiej Brytanii. Jej brat Jerzy był ojczymem Winstona Churchilla. Uważana była i wcale się temu nie dziwię, za jedną z najpiękniejszych kobiet w świecie arystokratycznym tych czasów.

Jej losy splotły się z domem Hochbergów podczas balu maskowego w Domu Holenderskim w Londynie, kiedy to poznała swojego przyszłego męża Hansa Heinricha XV, księcia von Pless. Owa znajomość zaowocowała dość szybko jak na wagę tego przedsięwzięcia i konieczność pokonania wielu obowiązujących w tak wysokich rodach konwenansów. 8 grudnia 1891 r. (po roku czasu od nawiązania znajomości) dziewiętnastoletnia donna poślubiła majętnego księcia pszczyńskiego Hansa Heinricha XV Hochberga, Ślub odbył się w londyńskim Opactwie Westminsterskim, a świadkiem był Edward, ks. Walii.

I od tego momentu życie angielskiej księżniczki splotło się nierozerwalnie z rezydencją pałacową w Książu pod Wałbrzychem, choć także z pałacem w Pszczynie (ale w mniejszej skali), od którego nosiła tytuł von Pless. A było to życie tak barwne i ciekawe, obfitujące w niekończące się podróżowanie po świecie, gościny na najlepszych dworach, rezydencjach i pałacach władców, arystokratów, polityków, że w głowie się mąci po pierwszym czytaniu książki. I trzeba co rusz powracać do wcześniejszych wątków, żeby się w tym wszystkim nie pogubić i dobrze zrozumieć mądrość spostrzeżeń i opinii autorki. Najważniejszą w tej książce jest wojna, nazwana później pierwszą światową i jej wpływ na dalsze życie księżniczki, jej rodziny, krewnych i bliskich. Księżniczka Daisy znalazła się w tej wojnie w szczególnej sytuacji, bo przecież wywodziła się z Anglii, która teraz stała się wrogiem Niemiec. A jej mąż był prawą ręką cesarza Wilhelma II. Z obydwoma, i mężem, i cesarzem, łączyły ją więzy uczuciowe, ale jako patriotka swej byłej ojczyzny nie mogła się godzić z pogardliwym odnoszeniem się do Anglików. Ta wojna uczyniła z Daisy głęboką pacyfistkę, a nawet skłoniła ją do dobrowolnej służby w pociągach-lazaretach i szpitalach wojskowych jako pielęgniarka, wolontariuszka.

Dla mnie szczególnie interesujące było stanowisko księżnej w sprawie polskiej. Daisy okazała się osobą przyjaźnie nastawioną zarówno do Polaków, jak i sprawy niepodległości Polski. Daje temu wyraz w wielu miejscach swej książki: „Polska zawsze była i będzie cierniem w tej części Europy – pisze księżna w swej książce - Przed wojną Niemcy były odpowiedzialne za wysoce represyjne prawodawstwo w stosunku do polskich poddanych na Śląsku. W sierpniu 1914 roku car szybko obiecał, że uczyni Polskę niezależnym królestwem. Ale oczywiście nic konkretnego nie zrobiono.” Podobnie komentuje księżna wiadomość o proklamowaniu w tzw. akcie 5 listopada 1916 roku przez cesarza niemieckiego Polski jako królestwa na ziemiach zaboru rosyjskiego. Sprawa stała się ważna, bowiem rozważano kandydaturę jej męża Hansa Heinricha XV lub ich najstarszego syna Hansa Heinricha XVII na polskim tronie. Jednym z powodów miało być rzekome pochodzenie Hochbergów od śląskich książąt piastowskich. Niestety, negatywnie nastawiony do Polaków mąż Daisy nie chciał o tym słyszeć. Być może zdawał sobie sprawę z tego, że było to przysłowiowe dzielenie skóry na niedźwiedziu. Z dalszych losów księżnej (bo książka kończy się z chwila zakończenia wojny w 1918 roku) wiemy, że ten przyjazny stosunek do Polski znalazł dobitne potwierdzenie w późniejszych losach jej synów. Synowie Daisy podczas II wojny światowej walczyli przeciw Hitlerowi – Hansel (Jan Henryk XVII) w armii brytyjskiej, Aleksander (Lexel} w polskim wojsku.

Znamy wiele faktów świadczących o negatywnej postawie księżnej Daisy wobec Hitlera i nazizmu po wybuchu II wojny światowej. Stać ją było, mimo ciężkiej sytuacji finansowej z powodu zadłużenia zamku, na organizowanie tajnych paczek żywnościowych dla jeńców wojennych. Sztab Hitlera znalazł powody, by ją przesiedlić do Wałbrzycha i w ten sposób „oczyścić zamek”, wobec którego były już przygotowane tajne plany o zupełnie innym, militarnym przeznaczeniu tej rezydencji. Ale o tym wszystkim, co było po roku 1918 dowiadujemy się już z innych źródeł.

Okazuje się, że księżna pozostawiła po sobie nieoceniony skarb w postaci świetnie napisanej, niezwykle mądrej i ciekawej książki, bogatej w informacje o całej plejadzie możnych świata politycznego tych czasów, w których przyszło jej żyć. Skarb ten okazał się bardziej trwały, niż jej legendarny naszyjnik z pereł, który najprawdopodobniej został wyszabrowany przez sowieckich czerwonoarmistów, którzy nie omieszkali splądrować mauzoleum rodzinne w parku obok zamku Książ.

Szczególna wartość książki wynika stąd, że całą wiedzę zaczerpnęła autorka nie tylko z autopsji i notatek sporządzanych skrzętnie przez długie lata w pamiętniku, ale też licznie przytaczanych listów, rodzinnych zdjęć i dokumentów. Nadaje to książce walor historyczny. Dla czytelnika wrażliwego na przymioty literackie, książka budzi podziw bogatym słownictwem, pięknem języka i stylu, ale też ogromną znajomością koligacji rodzinnych osób z wysokiego kręgu arystokratycznego i szczerością wypowiedzi.

Dla nas ta książka jest szczególnie ważna, bowiem jak żadna inna dotyczy największego skarbu  ziemi wałbrzyskiej, wspaniałego zamku-pałacu Książ. Księżna Daisy w miarę upływu czasu związała się z tym pałacem i całą okolicą, traktując je jak swoją małą ojczyznę (Heimat}, czyniła więc dużo dobrego dla ich rozwoju, zaś w książce poświęca im dużo miejsca.

W „zamiast zakończenia” książki, autorstwa Bogny Wernichowskiej, znajduję zdanie, które szczególnie mnie urzekło; krótka i piękna refleksja o niezwykłej postaci jaką jest autorka książki „Taniec na wulkanie”:

„Los obdarzył ją szczodrze - była urodziwa, pełna wdzięku, utalentowana i miła. Nie brakowało jej inteligencji, daru interesującej konwersacji i dowcipu. Blondynka o błękitnych oczach i zgrabnej figurze, ubrana w najmodniejsze toalety ze słynnych w tamtych czasach domów mody - Poireta, Paquina, Wortha, swobodnie czuła się na europejskich dworach, w dyplomatycznych salonach, uzdrowiskach, odwiedzanych przez międzynarodową socjetę. Wszędzie tam, gdzie spotykali się dobrze urodzeni, bogaci i sławni… Tak było przez wiele dziesiątków lat.”

Aby o sobie nie dać zapomnieć napisała Daisy znakomitą książkę, niepodważalny corpus delicti jej wiedzy, inteligencji, mądrości, niezniszczalne zwierciadło życia sfer wyższych tamtych czasów. Tej książki nie jest w stanie zastąpić żaden podręcznik historii, napisało ją życie osoby wyjątkowej , godnej szacunku i uznania. Najwyższy czas by księżna Daisy stała się „dobrym duchem” nie tylko zamku Książ, ale i całego Wałbrzycha.



 Pamięć o księżnej Daisy przetrwała w opowieściach mieszkańców i nielicznych publikacjach na jej temat. Jej imieniem nazwane zostało urokliwe jeziorko położone w lasach koło Lubiechowa. Na dziedzińcu pałacu Czettritzów przy ul. Zamkowej w Wałbrzychu postawiono w 2007 roku  postument upamiętniający księżną, która zmarła obok w sąsiedniej willi. Dopiero teraz, po upadku systemu komunistycznego zaczęto z pewną nieśmiałością podkreślać jej zasługi dla Wałbrzycha. Ogromnym wydarzeniem była przeniesiona z pałacu w Pszczynie i umieszczona na jakiś czas w Książu wystawa 42 fotografii portretowych Daisy, w studiu Lafayette‘a w Anglii w 1901 roku.

Przetrwała legenda o księżnej Daisy jako „dobrym duchu” Książa i miejmy nadzieję, że tak pozostanie.
Wracam jeszcze na koniec do postawionego na wstępie pytania: Po co nam to jest potrzebne? 

Otóż my Polacy jesteśmy arcymistrzami w druzgotaniu wszelkich autorytetów. Przed zawistnymi szponami nie ostoi się nic, co mogłoby nam posłużyć za drogowskaz. Historyczni bohaterowie czasów odległych, Tadeusz Kościuszko, Piotr Wysocki, Romuald Traugutt są niedzisiejsi. W czasach współczesnych z trudem broni się jeszcze Jan Paweł II, zdeptany został i Józef Piłsudski, i Lech Wałęsa. A przecież czujemy taką potrzebę, by mieć w życiu autorytet budzący nasz podziw i uznanie, by móc czerpać z niego wzory, by z przeżyć i doświadczeń takiej osoby wyciągać wnioski dla siebie. Księżna Daisy jest takim lokalnym autorytetem. To nie jest ważne kim była z pochodzenia, ważne jest co zrobiła dla podniesienia rangi i znaczenia naszej ziemi wałbrzyskiej, co czyniła dobrego dla mieszkańców tej ziemi. Warto więc poświęcić więcej czasu, by poznać ją bliżej i o niej pamiętać.

7 komentarzy:

  1. Staszku.Nie my Polacy jesteśmy arcymistrzami w druzgotaniu i poniewieraniu autorytetów,tylko ta cholerna "dobra zmiana" i im podobni.Tak było w przeszłości a teraz stało się coś co normalnemu człowiekowi nie mieści się w głowie.To co ta dobra zmiana wyprawia to jest polityczne chuligaństwo mówiąc oględnie.
    Natomiast wracając do dzisiejszego postu o księżnej Daisy to dobra promocja jej pamiętniku,oraz tego co zrobiła dobrego dla ziemi wałbrzyskiej.Dla nas potomnych takim widomym obiektem jest Zamek Książ,który cieszy się coraz większym zainteresowaniem turystów co widać w niemal każdy weekend.Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą jak zwykle, rzeczywiście w najgorszych snach nie myślałem, ze dożyję takich czasów.Nie wyobrażąm sobie, że w tym kraju będzie można jeszcze kiedyś odbudować autorytet prezydenta, rządu, sejmu, posłów, nie mówiąćc o postaciach historycznych, a zwłaszcza wybitnych naukowcach, wynalazcach
      itp. Ostatnia wojna niczego Polaków nie nauczyła, jeśli był czas kiedy usiłowaliśmy my to nadrobić,dziś wszystko poszło w niwecz...Cześć Bronku ! Dziękuję za komentarz.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
  2. Wspanialy tekst. Czuję się zaszczycona że mi go dedykowałeś.
    Z calego serca Ci dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Stokrotko, cieszę się, że sprawiłem Ci przyjemność. Jesteś bardzo ważnym gościem mojego blogu. Pozdrawiam !

      Usuń
  3. Przeprowadzający w księgarni ankietę zapytał kobietę:
    "Która książka pomogła ci najbardziej w życiu?"
    Kobieta odpowiedziała:"Książeczka czekowa mojego męża!!"

    "Każdy kto śledzi z uwagą polskie życie publiczne,musi przyznać,że jest to niezwykły gabinet osobliwości."-"Kronika przypadków publicznych"-Maciej Iłowiecki

    O dzisiejszych"autorytetach"i rzeźbieniu mózgów przez TV:
    dlibra.kul.pl/Content/29668/7_straznicy_zeglarze.pdf

    "Alternatywny Nobel"w zasięgu ręki Olgi Tokarczu?Olga Tokarczuk wśród 46 znakomitych kandydatów.Zagłosuj!
    https://www.facebook.com/OlgaTokarczukProfil/

    Ten autorytet powoli rozwala lewacki świat i imperium UE...mówi się już o Pokojowej Nagrodzie Nobla dla Trumpa.
    https://morningconsult.com/tracking-trump/
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za ciekawe linki. Cieszę się z nominowania Olgi Tokarczuk i trzymam kciuki by się Jej powiodło, co także byłoby chlubą dla polskiej literatury. Pozdrawiam !

      Usuń