Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

czwartek, 5 lipca 2018

Być, albo nie być - oto jest pytanie !




Nie rzucim ziemi skąd nasz ród!
Nie damy pogrześć mowy
Polski my naród, polski lud,
Królewski szczep Piastowy

Nie damy, by nas gnębił wróg!
Tak nam dopomóż Bóg!
Tak nam dopomóż Bóg!

Do krwi ostatniej kropli z żył
Bronić będziemy ducha,
Aż się rozpadnie w proch i w pył
Krzyżacka zawierucha

Twierdzą nam będzie każdy próg!
Tak nam dopomóż Bóg!
Tak nam dopomóż Bóg!

Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz
Ni dzieci nam germanił,
Orężny wstanie hufiec nasz,
Duch będzie nam hetmanił

Pójdziem, gdy zabrzmi złoty róg!
Tak nam dopomóż Bóg!
Tak nam dopomóż Bóg!

(Maria Konopnicka  - „Rota”)

Pieśni patriotyczne powstawały w przeszłości, w warunkach niewoli zaborczej. To są piękne pieśni, słuchamy ich i śpiewamy ze wzruszeniem. Ale to są pieśni historyczne. Pamiętamy je częściej z powodu wpadającej w ucho melodii, mniej zaś ze względu na treść. A ich treść budzi dziś refleksję. Czy powinno się używać ich jako idei przewodniej politycznych programów, jako celów wychowawczych społeczeństwa. Co z nich wynika?

Nie ma większej wartości jak to, by za ojczyznę przelać krew. Tylko ten Polak jest patriotą, który na każde wezwanie: Bagnet na broń ! - jest gotów stanąć w jej obronie. Wzorcem ideowym są legioniści Dąbrowskiego lub Piłsudskiego, albo Polacy, którzy ginęli w powstaniach przeciw zaborcom.

To oczywiście jest ważne i godne szacunku, ale nie mniej ważnym jest żeby dla ojczyzny żyć, żeby wspomagać ją solidną pracą, żeby dbać o jej dobre imię i pokazać innym, że jesteśmy narodem  gościnnym, otwartym dla obcokrajowców, nowoczesnym. Mamy już za sobą komunistyczną przeszłość, a dziś chcemy się rozwijać w przyjaźni i zgodzie z innymi narodami.

Niestety, patriotyzm jest często traktowany przez polityków pompatycznie, hasłowo, ma służyć jak papierek lakmusowy zupełnie innym celom. Dlatego każdy z polityków czyni wszystko by pokazać jak wielkim jest patriotą, jak ceni sobie miłość do ojczyzny i  gotów jest w każdym momencie bronić jej dobrego imienia. Z uroczystą emfazą śpiewa patriotyczne hymny, bądź klęczy przed ołtarzami całując ręce purpuratów, wdzięcząc się za Bogoojczyźniane homilie i przygarnięcie pokornej duszy pod opiekuńcze skrzydełka Kościoła.

Jak napisał Orwell: „polityka została wymyślona po to żeby KŁAMSTWO brzmiało jak PRAWDA". Okazuje się, że jest to immanentna cecha naszego życia politycznego, a w okresach kampanii wyborczej sięga ona niebotycznych Himalajów. Kłamstwo polityczne stało się już nieomal dziedziną sztuki, a jej protagoniści zajmują poczesne miejsca w aparacie władzy lub propagandy, czego klasycznym przykładem jest obecny szef telewizji zwanej na ironię państwową.

Myślę, że nie muszę kontynuować tego wywodu, bo jest on jasny i zrozumiały. Są takie siły polityczne i środowiska, które ideę patriotyzmu traktują instrumentalnie po to, by w ten sposób pozyskiwać poparcie w wyborach. A skutki. Mieliśmy okazję o nich słyszeć lub oglądać  jeśli nie osobiście, to w środkach przekazu. Mam tu na uwadze uliczne zadymy w stolicy Polski, Warszawie, i w wielu innych miastach. Przy różnych okazjach, w różnych miejscach  pojawiają się na ulicach grupy młodych „narodowców” z patriotycznymi hasłami i symbolami, ale w gruncie rzeczy tylko po to, aby się wyszumieć.  Bandy „kiboli”, czyli naszej kochanej młodzieży i w Warszawie, i gdzie indziej w Polsce, nie spadają z nieba. One wyrastają na naszej glebie, są karmione odpowiednio dobraną strawą ideologiczną i emocjonalną. Agresja też nie wyrasta znikąd. Rodzi się szybko i obficie, jeśli nie spotka się z powszechną dezaprobatą i przeciwdziałaniem.

Niestety, jestem nieodrodnym uosobieniem Polaka „drugiego sortu”. Nie potraktowałem poważnie sygnału płynącego od najważniejszej osoby w państwie, zwanej konfidencjonalnie „Broszką”, której pierwszą, najważniejszą czynnością po wejściu do gabinetu premiera rządu było zerwanie ze ściany niebieskiej flagi Unii Europejskiej. Nie potrafiłem się wyzwolić z brzmiących  w moim uchu melodyjnych dźwięków hymnu UE - „Ody do radości” z poematu Fryderyka Schillera do melodii z IX symfonii Ludwiga van Bethowena. Mało tego, one powracają z coraz to większą natarczywością, staram się je zagłuszyć patriotycznym - „ Przed Twe ołtarze zanosim błaganie, Ojczyznę, wolność racz nam wrócić Panie”, ale nic z tego, tamta melodia powraca jak bumerang. Co mam robić? Myślę sobie, przecież powinniśmy się cieszyć, że nie jesteśmy już  w Europie krajem  „trzeciego świata”, że Unia nam zapewnia rozwój gospodarczy jakiego dotąd nie było i co najważniejsze – skakać z radości, że mamy rząd „dobrej zmiany”, tak więc oda do radości powinna być O-key!

Skoro jednak flaga unijna na szczeblu Jej Wysokości, byłej pani premier, jest na indeksie, to ja jako posłuszny obywatel – patriota powinienem zrobić wszystko by ją wykarczować z pamięci tak samo jak słowa pieśni, której w szkole uczyłem się od dziecka – „My ze spalonych wsi, my z głodujących miast”, albo też niechlubny hymn naszego najważniejszego wówczas  sojusznika ze wschodu: "Niezłomny nasz związek republik swobodnych, co wielka Ruś w bojach wydała na świat, niech żyje stworzony nam z woli ludów, braterski, zwycięski, potężny Kraj Rad!"

Powinienem  z czcią i szacunkiem odnosić się do ex-premier niepomny słów naszego wielkiego Reja z Nagłowic, który wprawdzie wszem i wobec mówił, „iż Polacy nie gęsi, i swój język mają”, ale gdzie indziej z bezkrytyczną otwartością głosił: „Nędza z bidą z Polski idą, ale z Polski nie wynidą”. Dziś Mikołaj Rej miałby tu na uwadze nie tyle biedę materialną, ile duchową, wynikającą z bezkrytycznego przyjmowania przez masy społeczne propagandowych haseł PiS-u będących wierną kopią rzekomych prawd wiary katolickiej, a w gruncie rzeczy wymyślonych przez Ojców Kościoła po to, by sobie zapewnić władzę i dobrobyt, a więc to co się nazywa -  życiem ponad stan. I w tym sensie słowa pisarza, reprezentanta polskiego Renesansu, okazują się nadal aktualne.

I byłoby całkiem dobrze z PiS-owskim rozumieniem patriotyzmu, zamykającym się w słowach: Bóg, honor i ojczyzna,  gdyby nie to, że PiS depcząc flagę unijną i eliminując unijne zobowiązania Polski, zdecydował się jednak wystawić swoich kandydatów do parlamentu europejskiego. Coś mi tu nie gra. Nie utożsamiamy się z unijnymi zasadami wolności i demokracji, potępiamy Zachód za ideologię gender i tzw. multikulti, ale pchamy się rękami i nogami, by znaleźć się tam, gdzie do naszej kieszeni wpłynie szerokim strumieniem „judaszowe euro” i wszystkie dodatkowe honory i apanaże. A pan prezes PiS-u, podkreślam to słowo - pan, traktuje nominowanie kandydatów do Brukseli jako nagrodę za wierność i oddanie partii i jemu osobiście.

Czy można wyobrazić sobie jeszcze większy szczyt zakłamania i obłudy? Czy rzeczywiście my Polacy jesteśmy do tego stopnia ślepi i głusi? Co się z nami dzieje? Co się dzieje ze zwykłym poczuciem uczciwości i moralności? Czy w ferworze „ ustawicznej wojny”  prowadzonej odkąd tylko PiS pojawił się na naszej scenie politycznej, zatraciliśmy resztki logicznego myślenia i etyki?

Najwyższy czas, aby postawić sobie hamletowskie pytanie: Być albo nie być? Być patriotą takim jak to widzi PiS, czy też nie być, a tym samym ratować Polskę przed grożącą jej utratą dobrej opinii na świecie  i pogłębiającą się klerykalizacją. Warto poszukać odpowiedzi na to pytanie we własnym sumieniu.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz